niedziela, 11 grudnia 2016

Z ostatniej chwili... No, prawie. VIII Zjazd Kolekcjonerów Lalek


Zdjęcia i tak mam zrzucone do kompa, więc nie będę ściemniać, że nie dam rady napisać krótkiej relacji. Tytuł wprawdzie jest nieco post factum, bo wydarzenie miało miejsce w sobotę, 3 grudnia, ale co tam ;-)...


VIII Zjazd Polskiego Forum Kolekcjonerów Lalek, którego już nie jestem członkiem, stał się połowicznie moim udziałem, dzięki bardzo dobrej Koleżance z długoletnim stażem. To ona mnie namówiła, a i ja sama uznałam ostatecznie, że czas zatarł w pamięci groteskowe wydarzenia sprzed lat, a pozostawił zdecydowanie te miłe. Tak więc tylko dzięki Shi, budowałam własną motywację przez ostatnie tygodnie. Lecz im bliżej wydarzenia, im większe było moje zmęczenie natłokiem obowiązków, tym szybciej, mimo wniesionej opłaty za udział, wspomniana motywacja słabła. Ostatecznie zdecydowałam się zostać w domu, po usłyszeniu, że każdy może wziąć ze sobą 3 - 4 lalki. Toż na naszych, w miarę systematycznych spotkaniach w Arkadii i u Zurii, nie obowiązuje żaden drakoński limit! I motywacja dojechała niemal do zera. Skoro grupa DP jest już dla mnie obca, wabiły mnie no, cóż... tylko lalki. Pogoda też dołożyła swoje, a perspektywa intensywnego wyjazdu w niedzielę z rana, postawiła szlaban.
(o wyjeździe TUTAJ: http://simran2pl.blogspot.com/2016/12/oblicza-sztuki-w-pomiechowku.html)




 Jak mam się stresować i męczyć, to nie jadę.
Ale rano powitało mnie czyste, grudniowe słońce, a sms, jaki zadźwięczał w mojej komórce, w stylu: "Masz czego żałować, lalek jest dużo", sprawiły, że wzięłam 9 sztuk swoich (połowa o skromnych gabarytach)



i wyruszyłam w przeszło 2 - godzinną podróż. Oficjalna impreza, z m.in.: dorocznym wyborem lalkowych miss i mistera, już się skończyła. Pierwsze osoby z dalekich stron, spieszące na pociągi, opuszczały salę -


istotnie niedużą, co było znaczącą zmianą wobec poprzednich zjazdów - ale bardzo rozsądnie zaaranżowaną. Pomijając jedną osobę, te znajome powitały mnie przynajmniej chłodno, a te zupełnie obce okazały sporo sympatii ;-) Koniec, końców, roboczo obfotografowałam reprezentantów kolekcji, nie czując atmosfery do pytań o szczegóły i zaszyłam się pod grzejnikiem z dwiema bliskimi memu sercu Duszami Lalkowymi.
Organizatorki przygotowały pyszne jedzenie, znacznie lepsze niż to serwowane podczas poprzednich meetów. Brawaaaa!!!
Konkluzja: Lepiej krótko niż wcale ;-)












To, co jest najciekawsze we wszelkich zjazdach kolekcjonerskich, to różnorodność; niemal nieskończoność wariacji stylistycznych i technicznych na przecież tylko jeden temat: LALKA.











Bawcie się dobrze: zajadajcie mandarynki i domowe pierniki, nie jakieś tam gnioty z "polepszaczami"; lepcie bałwany i nie zapominajcie o dokarmianiu ptaków, jeśli znowu spadnie śnieg. Nie dręczcie mnie i nie życzcie mi "wesołych świąt", bo nie jest to od paru lat w mych odczuciach ani czas radosny, ani świąteczny ;-S i gdybym mogła przeleżałabym ów w stanie hibernacji na balkonie bez woli szybkiego rozmrożenia. Póki co - znikam. Pa!