Zanim przedstawię tę 9 - centymetrową kruszynę (9 cm w kapeluszu ;-)) o aparycji Ani z Zielonego Wzgórza i wtrącę kilka słów o karierze lalek z porcelany na naszym rynku, pozwolę sobie mimo wspaniałego, rozbuchanego lata za oknem, na chwilę poużalania się nad własną, nieporcelanową osobą. Zatem wszystkich, którzy chcą poczytać tylko o samej lalce - proszę o przejście do dalszej części wpisu...
;-)
Oczywiście jestem przeciwniczką emocjonalnego ekshibicjonizmu w swoim wydaniu. Jeśli nie łączy się w żaden sposób z lalkami. Zazwyczaj postękam sobie od czasu do czasu, jak ten pająk pod kamieniem w przydomowym ogródku i... idę dalej.
Ale ostatnio nastąpiło wyraźne zmęczenie materiału... Nie sezonowe podtopienie, lecz prawdziwa powódź dwóch dekad! Nawet pożyczony komp udało mi się zepsuć, więc już mam 2 na sumieniu! Pewnie nie obierałabym się tak, jak cebulka, gdyby na świecie istniała choć jedna osoba, z którą mogłabym porozmawiać bez lęku, że ją zranię, zniechęcę, wystraszę, jak dzik na osiedlowej alejce. Bez tego krygowania się, które wynika ze wstydu dotknięcia własnych słabości. (A przecież mocniejszym ode mnie to się zdarza!). Bez obaw, że zostanę źle zrozumiana, nawet jeśli wydukam tylko 50%. Nie było nikogo, z kim mogłabym porozmawiać choć 10 minut, gdy ciurkałam dwa dni temu jak kran, wyczekujący bezskutecznie na polskiego hydraulika, który wyemigrował do Francji. Jadę na fali osoby wrażliwej, ale mocnej, która przecież przez niejeden suchy las przeszła. Ale mam życzenie, przejść wreszcie przez las zielony. Bo, ile do cholery, można się czołgać w tym suszu?
Jest oczywiście wokół mnie kilka dobrych Osób. Zawdzięczam im serdeczność i nie raz pomoc w podbramkowych sytuacjach. Ale czymś zupełnie innym, jest usnąć z poczuciem bezpieczeństwa (co nie zdarzyło mi się od kilku lat) i mieć świadomość, że gdy ciało już nie daje rady, gdy proszki przeciwbólowe jeszcze nie zadziałają, kiedy duch skręca się jak jakiś duch potępiony - nie jestem z tym bagażem całkiem sama. Najwierniejsze, najbardziej cierpliwe okazują się jak zwykle lalki i zwierzaki. Dobrze, że są choć one...
Tylko apokaliptyczny brak Tych, Których Już Nie Ma. Brak miejsc, sytuacji, całej przestrzeni emocjonalnej, tego horyzontu z rozmachem i brak równoważnych zastępców/następców. Znów tylko lalki w formie niezmienionej przetrwały wszystkie pogromy, nieżyczliwe wiatry i... pamięć. Pamięć, która boli, bo daje skalę porównawczą.
Postękałam dłużej, niż mam to w zwyczaju. Odsuwam na bok perwersyjne zachcianki w stylu: nie budzić się jak dziki zwierz ze szczęką zatrzaśniętą na własnej poduszce, zjeść wspólnie obiad, taki z dwóch dań, z aromatycznym kompotem... czy 1000 innych sympatycznych konfiguracji.
Teraz czas na miniaturkę - bardzo milutki upominek, który dostałam od Babci. Coś w tym jest, że małe rzeczy cieszą niewspółmiernie do ich wielkości. Ostatni lalkowy prezent sprzed tygodnia dostałam od Shi, a jest nim mała Pamelka, pierwsza taka laleczka w moim obszernym zbiorze. Ale to, co dziś pokazuję, jest maleństwem nawet przy Pamelce.
Laleczka ma raptem 9 cm i kosztowała ... 1 zł! Babcia kupiła ją na bazarze, na stoisku prowadzonym przez sprzedawców zza wschodniej granicy. Pośród rzeczy różnej rangi, od bubli jednorazowych, (majty, które rozpadły mi się jeszcze przed użyciem ;-))) po całkiem przyzwoite wytwory - mały rudzielec, zaskakuje wykonaniem. Kończyny na gumce, sukieneczka równo obrębiona, oczki, brwi i usta nakreślone z dużą starannością.
Tym, co mi się podoba, są bose stópki bez namalowanego obuwia, które pamiętamy z pierwszej, niebotycznie drogiej serii porcelanowych lal wydanej w 1999r. przez DeAgostini. (cena za numer bez promocji: 24,99) - "Cudowny Świat Lalek z Porcelany". Koszt zeszytu z lalką mierzącą ok. 16 cm, był w tamtych czasach zbyt wysoki, względem np. lalek Barbie, ale i tak udało mi się uzbierać kieszonkowe na kilka sztuk. Samo słowo "porcelana", odnosiło mnie wtedy do jakiejś wyższej estetyki.
To był czas, że porcelanowe lale, wyprodukowane w Chinach, gościły od dobrych 3 - 4 lat w kwiaciarniach, jako przedmioty ekskluzywne. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, choć prawdziwe ekskluzywności poznałam głównie dzięki wglądowi w fantastyczną kolekcję Magdy, że te pierwsze chińskie damy, były znakomicie zrobione z dbałością o proporcje i garderobę - miały nawet sznurowane buty z eko skóry, z podeszwą. Celowo poruszyłam hasło proporcji, bowiem z biegiem lat, lalki jakie oglądałam w sklepach z upominkami, stopniowo traciły nogi. Przy dużych głowach i bujnych fryzurach, otrzymywały pewnie w ramach oszczędności na tworzywie, karykaturalnie karłowate nóżki i siłą rzeczy z przedmiotów dekoracyjnych, stały się irytująco kiczowate.
Dziś, te biedne pokraki, lata świetności mają już za sobą. W tym kontekście, mój upominek za złotówkę, wydaje się słodkim rodzynkiem znalezionym pośród druciaków i skarpet z morderczo ciasną gumką.
PRZYPOMINAM O ZGŁOSZENIACH KANDYDATÓW DO ZABAWY: ZWIERZ W MIEJSCU NIEDOZWOLONYM.
Zasady we wcześniejszych postach z tego miesiąca. Ponieważ to sezon wakacyjny, a ja sama jestem w marnej formie, przesuwam termin zgłaszania krnąbrnych i samowolnych do 15 sierpnia.
A to już zwierz w upał :-)
i jak zawsze zapraszam na drugiego bloga:
Wysokość: 9 cm.
Tworzywo: porcelana.
Sygnatura: brak.
Cechy szczególne: brak.
Kraj produkcji: Chiny.
Data produkcji: czasy współczesne.
Height: 9 cm.
Material: porcelain.
Signature: none.
Special features: None.
Country of production: China.
Date of manufacture: contemporary times.