Intensywny tydzień wycisnął ze mnie bieżące soki, a całość doprawił nutą uzasadnionej irytacji. Zatem gdy obowiązki zachowawczo ogarnęłam, zaś wyczerpanie po ich realizacji z grubsza minęło, najpierw zerknęłam sobie na wiele Waszych blogów i nacieszyłam oczy bardzo letnimi już wpisami, by następnie wyszperać ubiegłoroczne zdjęcia Elissabat. To jej wyrazistą postacią zapcham (nieprzypadkowo) dziurę w wątku japońskim, w którym nie postawiłam jeszcze kropki, bo autentycznie fajny facet w kimonie, czeka na swoje 5 minut ;-).
Gdy pierwsza Eli w serii "Frights, Camera, Action", pojawiła się pod koniec 2013 r. w ogóle nie zwróciłam na nią uwagi. Wydała mi się kolejnym wcieleniem Draculaury, którą już wtedy rynek był dostatecznie nasycony.
Mimo fajnego, gotyckiego stroju, nie mogła liczyć na mój entuzjazm. Jeszcze gorzej było z "Ghoulebrities in Londoom" - trójpak, który ledwie mignął w Polsce, sprowadzony przez prywatne podmioty, potraktowałam kocim prychnięciem. (Jeśli coś mnie przy nim myślowo zatrzymało, to fajna gra słów). Nieco później, wampirzyca pojawiła się jako "Ghoul Fair" - w stylizacji, jaką zaproponował projektant lalki, w ogóle nie rozpoznałam nowej bohaterki upiornego story. Uznałam, że to kolejna Laura D. I to na domiar (złego?)... diablo przeciętna. ;-D. O czwartej odsłonie, swoją drogą wreszcie efektownej, dowiedziałam się ledwie z netu. Nie znalazłam jej w Polsce...
Pod koniec ubiegłego roku, w serii "Frightfully Tall Ghouls" Eli ożywa w swej pierwotnej wersji. To dokładna kopia lalki z 2013r. Z jedną różnicą: ma 43 cm. wzrostu! To ją widzieliście w poprzednim poście siedzącą obok lalek japońskich ;-D.
Pierwsza zwróciła moją uwagę dopiero po przeczytaniu wpisu na blogu u IHime. Ładnie wyeksponowana na ciekawych fotografiach, ujawniła swoje nienatarczywe piękno. Zatem, gdy niedługo po tym nowy golasek wpadł mi w łapki za 10, czy 15 zł, przygarnęłam wampirzycę do mojej kolekcji. Nadprogramowe ciuszki od Bratz okazały się dla niej "jak znalazł" pod każdym względem. Dziwiłam się, że przeoczyłam tak subtelną, ale mocno nakreśloną postać... Wstyd, Simran! Kup sobie wreszcie szkła ;-D.
Co o postaci pisze jej kreator? Cytuję w dużym skrócie:
Elissabat – córka wampira. Ma 1601 lat. Jest sławną aktorką pod pseudonimemVeronica von Vamp. Zadebiutowała w filmie Strach, kamera, akcja!. Została wychowana wśród szlachty w Transylwanii, na królewskim zamku. Jest przyjaciółką z dzieciństwa Draculaury oraz córką jednego z najbliższych przyjaciół hrabiego Draculi. Wybrana została jako nowa Królowa Wampirów, jednak przeczuwając spisek dziewczyna uciekła, by potem zrobić karierę jako sławna aktorka w Hollyduch. Ostatecznie, jej prawdziwa tożsamość została ujawniona, przez co znalazła sposób na pogodzenie obowiązków królowej z pracą aktorki.
Elissabat jest aktorką, która traktuje swoje obowiązki bardzo poważnie. Przez to, że dziewczyna często ma tremę, wkłada wiele trudu i wysiłku, żeby właściwie przygotować się do roli. Większość potworów nazywa ją nieprzystępną i odosobnioną, ale to tylko dlatego, że dziewczyna koncentruje się na swoim rzemiośle i ukrywaniu swojego prawdziwego ja przed innymi.
Wielką tajemnicą Elissabat jest to, że 400 lat temu miała ona zostać Królową Wampirów, ale uciekła z Transylwanii w przeddzień koronacji, gdy dowiedziała się, że jej wuj - Lord Stoker spiskuje, by objąć tron przed nią. Z pomocą Heksycjusza Steam, ojca Robekki, Elissabat udała się do Londoomu i zaczęła nowe życie jako Veronica von Vamp.
Ups! Chętnie bym moje problemy zamieniła na jej ;-). Wuja bym potraktowała glanem i zajęła należyte mi miejsce w stadzie...
A ta ciamajda skapitulowała! Niech ona sobie pojeździ w tych tiulach i gorsetach podmiejskim autobusem w upalną niedzielę. I pozgrzyta zębami, że kilo mrożonego mintaja topi się na przystanku z pseudo - wiatą. Zjedlibyście tyle na obiad? Wrrr. Po wczorajszych opowieściach ceramicznych znajomych, spanikowałam, że jak wrzucę naruszony temperaturą zakup do zamrażalnika, a później zechcę go wchłonąć, to bez lekarza się nie obejdzie. Na szczęście ryba przeżyła w stanie zadowalającym i budzącym zaufanie, stąd wniosek, że ja, koty i Babcia ocalimy życie po konsumpcji posiłku. Gdyby jeszcze nie przypięła się tego dnia do mnie pasażerka autobusu - grzeczna, młoda acz ciut tknięta na umyśle, która domagała się picia patrząc na moją wypchaną reklamówkę (skapitulowałam i dałam jej puszkę napoju - niech się odczepi, powędruje z Bogiem i nie uschnie po drodze) byłoby super! Nuż, ja kiedyś będę pełzła przez pustynię i ktoś wręczy mi szklankę ożywczego płynu - nigdy nic nie wiadomo!...
Fioletowa - kwiatowa sesja z Eli w roli głównej, powstała równo rok temu.
Po wczorajszej pracowitej nocy w ceramicznej pracowni, idę w drodze wyjątku spać przed północą ;-) Spokojnych snów - pa, pa!