Kupiłam je pół roku temu, a może i dawniej – w czasie
totalnej posuchy finansowej, kiedy to nie pozwalałam sobie na żadne odstępstwa
od zaspokajania potrzeb wyłącznie podstawowych.
A jednak cena 20 zł za 3 sztuki + przesyłka, stanowiła
pokusę nie do odparcia. 😊 Nie pamiętam już, czego sobie wtedy
odmówiłam… I nie zamierzam wracać myślami do tamtych ciężkich czasów, będących
jeszcze pokłosiem zwolnienia z dawnej pracy na skutek Zarazy, oraz śmierci
Babci (w weekend wspominałam 2 Rocznicę).
Mija nie tylko młodość, ale na szczęście również te paskudztwa, które nas nie zabiły… Zło rzadko kiedy wzmacnia, lecz przynajmniej daje jakąś personalną naukę.
Lalunie aż do połowy marca br. przeleżały w nierozpakowanym
kartonie. Uznałam, że przed przeprowadzką nie chcę już robić dodatkowego
bałaganu. A, że plany zmian trochę się zapętliły, lalki ostatecznie wyszły z
pudełka, a nawet powędrowały ze mną do lasu, który z różnych względów rzadko
teraz odwiedzam.
Hmmm… Czy nie lepiej było nie wydobywać ich na powierzchnię?... Wczoraj odkryłam ze smutkiem, że sama przyczyniłam się do uszkodzenia członkini kolekcji! Otóż w pośpiechu po sesji, przed pewną wizytą, wszystko ruchome w pracowni zgromadziłam przy ścianie. Lal nie wyjęłam z torby, nie miałam czasu. Zapomniawszy o tym przesunęłam karton z karmą dla Kotów. Niefortunnie połamałam przód drewnianej misy na głowie tej pani! ☹ ☹ ☹ Na fotografiach jest jeszcze cała.
Za to pan pozuje tak, jak wyjęłam go z przesyłki. Bałam się wyprostować mu rączek, ze względu na delikatność kożuszka z naturalnego, cieniutkiego zamszu malowanego ręcznie! A nuż coś przerwie się, czy pęknie?
Zresztą fotki robiłam na szybko. Mimo pośpiechu, wojny, zmian różnorakich – żal było nie wykorzystać tych słonecznych, podobnych do siebie jak klony dni marcowych, z taaakim światłem 😊
O lalkach z Rumunii stworzonych z precyzją i znawstwem tematu przez Arta Crisana, oraz moich wspomnieniach z Rumunii, pisałam dwukrotnie TUTAJ:
http://simran1pl.blogspot.com/2016/08/lalki-z-rumuniidolls-from-romania.html
http://simran1pl.blogspot.com/2017/02/dziewczyna-z-transylwaniigirl-from.html
Od tamtej pory wciąż niewiele więcej wiem o S.C.M. Arta
Crişana z Oradei. Nadal ta powstała w 1968 r. firma zajmująca się produkcją
lalek regionalnych, strojów ludowych i dywaników, nie doczekała się strony
kolekcjonera, hobbystycznego bloga, czy tym bardziej - fan clubu.
Jedyne, co znalazłam to nr telefonu i adres w Rumunii.
Strada Stâncii 1, Oradea 410562, Rumunia; +40 259 434
333
Mam nadzieję, że jak ułożę sobie własne sprawy, to wyślę do
nich list z prośbą o krótką historię firmy…
Pozdrawiam Was, życząc dobrych dni w zdrowiu i spokoju.
Ps. Ze względu na znikomą frekwencję nie mam już motywacji do prowadzenia moich dodatkowych blogów… Lecz czasem coooś tam jeszcze wrzucam. Zainteresowanych zapraszam na relację z naszych senioralnych, wiosennych zajęć manualnych:
https://simran2pl.blogspot.com/2022/03/wiosna-bez-wzgledu-na-wiek-zawsze.html
Oraz moje zmagania z rewitalizacyjnym zadaniem… Nie potrafiłam odmówić:
https://simran2pl.blogspot.com/2022/03/ratuje-obraz-z-konca-lat50-xx-w.html