niedziela, 26 października 2014

Egzotyczne Maria i Tamika. Bliźniaczki na niby/Exotic Maria and Tamika. Twins on the kind of.



Pamiętacie "Rodzinę zastępczą"? Nie, nie byłam nigdy fanką telewizyjnych "tasiemców". Zawsze miałam za dużo rzeczy do zrobienia ;-) Jeśli już jakiemuś serialowi poświęcałam czas, to akurat dlatego, że chwilowo nie siedziałam na uczelni, albo nie relaksowałam się na działce, czy nie biegałam po mieście z aparatem fotograficznym. Dzięki temu mam wystarczające pojęcie o jakości naszych oper mydlanych i skalę porównawczą, względem kolejnych wyczynów polskich scenarzystów. Niezależnie od mojego sposobu spędzania czasu, przyznaję, że na przełomie wieków, było kilka fajnych, rodzimych produkcji. Preferowałam te nawiązujące do polskiej rzeczywistości: "Plebanię", "Daleko od noszy", Świat według Kiepskich". Nie wytrwałam do końca żadnej z nich, ale pozostały mi sympatyczne wspomnienia. Inny lekki, choć nie całkiem banalny serial, który zapamiętałam, to komediowo - obyczajowe perypetie przyszywanej rodziny.


Jaka była geneza tak osobliwego składu familii - nie pamiętam. Odcinki oglądałam dorywczo, na zasadzie przypadku. Jedno, co do dziś utkwiło mi w pamięci, to przekonująca jak na nasze warunki, gra aktorska, zwłaszcza młodszej części obsady, co u nas w potoku drętwej dzieciarni, zasługuje na uznanie + wyraziste wizualnie bohaterki: "bliźniaczki" - jedna Azjatka, druga - Afropolka. Dziewczynki, a z biegiem lat, panienki, łączył jednakowy sposób ubierania, mimo odmiennych typów urody. I nie ukrywam, że te lalkowe maluchy, skojarzyły mi się z telewizyjną produkcją.

Na zdjęciu od lewej: Aleksandra Szwed i Misheel Jargalsajkhan.




Marię kupiłam na samym początku studiów. Z tego, co pamiętam, nie miałam wtedy żadnej ciemnoskórej Kelly/Shelly, bo takich rodzynków nie sprowadzano do mojego kraju


Czekoladowa Tamika, to świeży zakup.


Gdyby nie fakt, że trafiła mi się w oryginalnym ubranku, nie kupowałabym lalki dosłownie bliźniaczo ;-) podobnej do Tamiki Veterinarian, którą posiadam od lat. Choć bez oryginalnego ciuszka, różni się tylko symbolicznie od nowego nabytku.



Największa różnica, to zginane kolanka tej lalki, którą Mattel wypuścił zaledwie rok później, po Tamice z serii Kelly Club, jakby posiłkował się pozostałościami produkcyjnymi... Nawet włosy, obie mają w postaci cieniutkich dredów.
A propos: czy wiecie, że pierwsze wzmianki o tej fryzurze, pochodzą z 2500 r. p.n.e.? W tekstach wedyjskich czytamy, że Śiwa i jego wyznawcy "noszą skręcone loki" ( ja Taa ). Te nowoczesne, co już wiemy z historii mody, pojawiły się dopiero po II Wojnie Światowej na Jamajce. Jedne informacje mówią, że rastafarianie wzorowali się na zuluskich wojownikach, inne odsyłają poszukiwaczy początków filcowania włosów, do Hebrajczyków. Historycznie udokumentowana jest za to emigracja hinduskich robotników najemnych na przełomie wieku XIX i XX. na Jamajkę. Hindusi przynieśli ze sobą własną kulturę, a jednym z jej elementów był sadhu - wędrowny asceta noszący dreadloki. A zatem, kolebką dredów, jak wielu innych, oryginalnych elementów żyjących we współczesnej modzie, są jednak Indie ;-)
Przyznam, że bardzo lubię ten rodzaj fryzury, ale niekoniecznie w naszym wydaniu. Piętnaście lat temu, po raz pierwszy zawojowała głowy wielu Polek i Polaków. Rzadkością były wtedy staranne, dobrze zbite dredy, ale wiemy, że początki są zawsze najtrudniejsze. Dziś znowu spotykam coraz więcej osób z tą pracochłonną fryzurą. Chyba i tu, moda powraca...


Zapraszam na mojego drugiego bloga, gdzie pokazuję jak trwale i efektownie stworzyć niepowtarzalne podstawki pod szklanki:  simran2pl.blogspot.com


Oraz na trzeciego bloga, gdzie przedstawiam trochę historii:
Od końca października 1944, do połowy stycznia 1945, między Chotomowem, a Legionowem aż do samej Wisły przebiegała linia frontu z bardzo intensywnym ostrzałem artyleryjskim. (..)Coś spowolniło mój żwawy krok. Uniosłam głowę... Oto szeregi prostych jak zapałki sosen, zmieniły się w rozpaczliwie poskręcany bałagan konarów. Zastygła w nich cała wojenna groza.
simran4.blogspot.com



Wysokość: 11 cm.
Tworzywo: plastik, guma.
Cechy szczególne: moje osobiste skojarzenia z polskim serialem telewizyjnym.
Sygnatura: Mattel INC.
Kraj produkcji: Chiny
Data produkcji: 1999.

Height: 11 cm.
Material: plastic, rubber.
Special features: my personal associations with Polish television series.
Signature: Mattel INC.
Country of production: China
Date of manufacture: 1999.

czwartek, 23 października 2014

Autumn Glory Barbie



Wychynęłam na moment po niespodziewanej przerwie, spowodowanej kolejną awarią komputera (złośliwe oprogramowanie, rozwaliło mi znowu cały system). Zmęczona i rozgoryczona, konstatuję ze smutkiem, że po najnowszej wizycie w serwisie, komp nadal źle działa! Jakbym mało miała i bez tego problemów...  
Ale nie chcę być monotematyczna, więc krótko i na temat.
Mieliśmy piękną, złotą jesień. Niechaj jej lalkową personifikacją, będzie ta oto dama Mattela wydana w 1996 r. w serii Enchanted Seasons - Autumn Glory.







Cykl pór roku, otworzyła Snow Princess (1994), w dwóch wariantach kolorystycznych, czyli blondynka i brunetka. Lalki miały białą suknię z cekinami i puszystym boa, w czym wyglądały jak prawdziwe płatki śniegu. Po nich logicznie w 1995 r. pojawiła się urocza i kolorowa Spring Bouquet, za  to już bez pojęcia logiki, po wiośnie, wypuszczono z taśmy produkcyjnej - jesień. Anomalia klimatyczna? No, chyba!
Brunetka w żółtej sukni, Summer Splendor z 1997r., zamyka serię. Osobiście uważam ją za najmniej udaną estetycznie i wykonawczo. Ale może nie mam racji.
Wszystkie lalki posiadają mold Superstar i ciałko T'n'T. Są klasyczne oraz wyraziste, może nawet ciut przerysowane, co stanowi charakterystyczną cechę kolekcjonerskich Barbie tamtych lat. Nie można pominąć milczeniem pudełek z uchylnym wieczkiem przedstawiającym malarski pejzaż.
Gdybym miała wybrać tylko jedną, kupiłabym jesień. I tak też się stało ;-) Lalka ma aparycję damy, wspaniały koloryt i projektancki rozmach. Oceńcie sami...





Zapraszam na moje pozostałe blogi.
 simran2pl.blogspot.com



 simran4.blogspot.com



Wysokość: 29 cm.
Tworzywo: plastik, guma.
Cechy szczególne: lalka symbolizująca jesień
Sygnatura: Mattel INC
Kraj produkcji:
Data produkcji: 1996.

Height: 29 cm. 
Material: plastic, rubber. 
Special features: doll symbolizing autumn 
Signature: Mattel Inc. 
Country of production: 
Date of manufacture: 1996.


poniedziałek, 6 października 2014

Kelly Nostalgic Favirites. Solo in the Spotlight. Silken Flame.



W ramach odstresowania się po wizycie lekarskiej, wrzucam zwięzły, nostalgiczny post...
W latach '60 XX w. każda Barbie była damą. W latach '90, już praktycznie żadna. Nawet te, które w założeniu Mattela, damami być powinny - lalki wydawane z okazji świąt, tzw.: urodzinowe Barbie, czy po prostu zwykłe księżniczki. Całe to szlachetne w intencjach producenta towarzystwo, miało duże plastikowe ozdoby, sukienki z tkanin dobrych na karnawał w przedszkolu i podobne fryzury.
Na szczęście, w połowie lat '90, oprócz wyżej wymienionych, zaczęły pojawiać się reprinty dawnych Barbie. Znakomicie powielone, zaspokajające choć częściowo tęsknotę za minionym, amerykańskim blichtrem. Swoich replik, doczekały się oczywiście najbardziej znane, lalkowe postacie. Jedną z tych ikonicznych, była Solo in the Spotlight, która otrzymała też inne alter ego, m.in.: w postaci 11 - centymetrowej Kelly (lewa strona).


Ta, którą prezentuję poniżej, pochodzi z zestawu 4 sztuk - Nostalgic Favirites.


Oczywiście laleczki - dziewczynki, mają zachowaną własną postać. Cały "pic" polega na tym, że maluchy przebrano w dokładne kopie ubrań dorosłych Barbie, znanych każdemu kolekcjonerowi i dodano im adekwatny do stroju makijaż. W ten sposób stworzono 4 eleganckie dziewczynki w stylu "stara - malutka". Ale czego nie robi się dla zbieraczy... Bo nie oszukujmy się: do nich zaadresowano ten zestaw. I choć nie przepadam za postarzanymi dziećmi, te laleczki mają w sobie dużo eleganckiego wdzięku i budzą ciepłą nostalgię. Mnie trafiły się dwie, uważam iż najbardziej udane. Śmiało, mogłyby przyjść ze swoimi mamusiami na zabawę Halloween.



Solo powinna mieć jeszcze czarne rękawiczki. Lalki pomyślano jednocześnie jako zawieszki, stąd te złote sznureczki wyrastające ze środka głowy. Może i ja umieszczę je kiedyś na choince...




A tu już Kelly w roli: Silken Flame.






Jako ciekawostkę dodam, że dziś, gdy nie produkuje się Kelly, rolę miniaturowych nawiązań do dawnych Barbie, czy też ich reprintów, pełnią Petites... najmniejsze jak do tej pory lalki Mattela. Grunt, to kontynuacja idei ;-)      
PS. Oczywiście są to stare zdjęcia - grzybów w tym sezonie nie ma!

Zapraszam na inne moje blogi: simran2pl.blogspot.com


 simran4.blogspot.com



Wysokość: 11 cm
Tworzywo: plastik, guma.
Cechy szczególne: lalki zainspirowane Barbie z lat '60 i ich reprintami.
Sygnatura: Mattel 1994.
Data produkcji: 2003.
Kraj produkcji: Chiny

Height: 11 cm
Material: plastic, rubber.
Special features: Barbie dolls inspired by the 60s and their reprints.
Signature: Mattel in 1994.
Date of manufacture: 2003.
Country of production: China

sobota, 4 października 2014

Kameralne spotkanie z lalkami w Warszawie/The intimate encounter with dolls in Warsaw



Znowu weszłam w fazę migren i totalnego osłabienia, znowu jakieś owrzodzeniowe paskudztwa powstały z odmętów przeszłości, zatem, będę pojawiała się tylko w porywach...
Trzy noce temu, nie spałam wsłuchana w klangor odlatujących gęsi. Leciał klucz za kluczem, przypominając nieubłaganie o tym, że na kolejne lato trzeba poczekać osiem miesięcy. Kiedyś był to dla mnie czas, zrywania jabłek i winogron, mieszania powideł, grabienia i palenia liści, oraz pieczenia ziemniaków w wieczornym żarze ogniska. Teraz trzeba wymyślić sobie inne aktywności - ot, chociażby zrobić generalne porządki w mieszkaniu. I w lalkach także ;-)
Przy okazji, skoro już jestem w jesiennym temacie, zapraszam zainteresowanych na mojego nowego bloga:
simran4.blogspot.com


I jeszcze w ptasim kontekście - na blogu o renowacji, targowiskach i artystycznych wyczynach własnych:    simran2pl.blogspot.com dzielę się z Wami, moim debiutem w ceramice.



A w miniony piątek, głowa, nie głowa, słabość, nie słabość, wsiadłam w komunikację miejską i pojechałam do drukarni, żeby odebrać ozalid (dla tych, którzy nie wiedzą, bo i ja nie zawsze byłam taka oświecona - jest to próbny wydruk książki na papierze słabej jakości, do ostatecznej korekty). Zawsze jak jestem w stolicy, staram się upchnąć jak najwięcej atrakcji. Zaliczyłam więc obiadek u Babci i lalkowe spotkanie w Ogrodzie Saskim z Inką.



Zanim pobawiłam się w fotografa naszych małych dziewczyn, pożegnałam znowu kolejny, niezwykły obiekt, związany nie tylko z moim dzieciństwem, ale też i z całym dorosłym, warszawskim życiem.
W domu towarowym SEZAM, kupowałyśmy odwiecznie znakomite wyroby garmażeryjne, także na święta, oraz artykuły przemysłowe. Było to miejsce, do którego w pierwszej kolejności, kierowałam swe kroki, chcąc kupić bliskim upominki. Nie były tanie, ale obowiązkowo: wybornej jakości.
Sezam i dom towarowy Smyk, który także w tym feralnym roku został zamknięty - to ikony powojennej stolicy, ostatnie przytulne ("swojskie") i kameralne, mimo niemałych gabarytów powierzchnie handlowe. O ile dobrze pamiętam, tutaj, otworzył swe podwoje, pierwszy w Polsce McDonald. Jeśli nie pomyliłam kolejności, to jako drugi, pojawił się ten we frontowych podziemiach Smyka.




Czy gdzieś w Polsce, tworzy się dzisiaj tak ciekawe elewacje?








Cóż. Dziwny i obcy staje się dla mnie ten świat...

A to już migawki z naszej sesji w Ogrodzie Saskim



(na zdjęciach powyżej - piękność Inki: Tonnerka OOAK w czerwieni muszkatli i pokaźnych kwiatów kany, niczym w rajskim ogrodzie)



i przy budynku departamentu wojskowego.
(Bratz i mała Yumi, należące do Inki)


Tu miałyśmy wesołe przygody, bo gdy fotografowałam Tonnerkę, bacznie obserwował nas starszy pan, który w końcu zapytał ciut nieśmiało: "Czy będzie też sesja erotyczna?" ;-). Następnie, gdy dziadziuś usłyszał zdecydowane: "Nie dzisiaj", chciał się przyłączyć jakiś Anglik, mówiący w miarę poprawnie po polsku. Ale Inka go oświeciła, że: "Nie przewidziałyśmy tercetu" i także sobie poszedł ;-)). Ależ z nas paskudne baby!
Poniżej moje Zodiac Barbie w wersji African American z 2004r., oraz FR - ka Quiet Storm Annik, Integrity Toys, z 2011r.







Od schylania i czołgania się z aparatem, łeb rozbolał mnie całkiem dotkliwie.
Do domu wróciłam w stanie totalnego rozkładu, wstyd przyznać, z torebką na kolanach. Maskara. Bodaj i dziadek jako eskorta przydałby się w tak podbramkowej sytuacji!