czwartek, 24 grudnia 2015

Udanych świąt!


I tak, moi Kochani dobiliśmy wspólnie do Świąt... Dziękuję Wam za liczną obecność i komentarze w odchodzącym roku.
Okres choinkowy od wielu już lat, jest dla mnie bardzo smutnym czasem, który staram się przede wszystkim w znośny dla siebie sposób przetrwać. W tym roku ta irracjonalna, wiosenna aura zdecydowanie mi pomaga. Wczoraj w loggi, (podkreślam: niezabudowanej) termometr w słońcu wskazał przeszło + 20 stopni C. Uznałabym, że się zepsuł, ale istotnie z podwiniętymi rękawami instalowałam nad oknem girlandę ;-D. Obudziły się muchy, co zelektryzowało Recydywę. Jedna z nich zaplątała się w choince. Trzeba było wynieść kota do innego pomieszczenia i dać mu nowe bodźce:  


Jak żyję, nie pamiętam takiego grudnia! ;-)
Dla mnie osobiście, to był chyba najtrudniejszy rok w życiu, choć nie zaczynałam wszystkiego od nowa, jak zdarzało mi się już 2 razy... Pewnymi rzeczami dzieliłam się tutaj, inne wolałam przemilczeć... Mam nadzieję, że następny będzie lepszy, bo gorszego nie umiem już sobie wyobrazić, przy całym potencjale mojej inwencji ;-)
Każdemu z Was, moi Kochani życzę spokojnych, radosnych Świąt przeżytych tak, jak tego oczekujecie. A pod Waszymi choinkami wysypu wymarzonych lalek!!!
I na wszelki wypadek, bo nie wiem, czy będę miała czas i siłę pojawić się tutaj jeszcze przed Sylwestrem, przesyłam każdemu z Was, bez względu na to, jak Wam się wiodło - życzenia lepszego 2016 roku!!!
Trzymajcie się cieplutko - tegoroczna aura sprzyja. Ściskam Was!

A co robiły wczoraj moje lalki?












A co robiła Dywka? ;-)





Przez 14 lat, identycznie towarzyszyła mi we wszystkim Padlinka... Jednak, nie ma to jak czworonożny Przyjaciel człowieka! Wyczuje smutek, wyczuje złe samopoczucie i ani mu głowie dawać wtedy dyla ;-) Zrobi wszystko, by rozweselić dwunożnego towarzysza. Czasem aż przegina w tych staraniach ;-)

Zapraszam też TUTAJ: simran2pl.blogspot.com




sobota, 19 grudnia 2015

Courtney - przyjaciółka młodszej siostry Barbie.


Pierwsza Courtney, ciemnowłosa przyjaciółka Skipper, młodszej siostry Barbie, pojawiła się na rynku w 1989 r. Ostatnia w 2001. W czasie, w którym sama Skipper występowała z różnymi kolorami włosów (to jest w pierwszych latach swojego istnienia), producent dbający o więzi rodzinne, przypisał jej kasztanowo-włosą koleżankę od serca: Scooter (1965 - 68; 1975 - 76).  Wszak z wyjątkiem pustelników, nikt nie lubi być sam, a tym bardziej nastoletnia dziewczyna. Nawet jeśli ma tak światową i kontaktową siostrę, jak Barbie ;-). Skipper w tym czasie doświadczała różnych przemian; amerykańska firma rzeźbiła jej twarz i ciało. Szybko też stała się jasną blondynką. O farbowaniu włosów w XX wieku, nie było mowy! Dokładnie to samo działo się od 1989r. z Courtney; bazowała na tych samych moldach i ciałach. Włosy zawsze miała rude, lub brązowe - sporadycznie czarne. Oczy od błękitnych, poprzez zielone, na brązowych skończywszy...
OK. dosyć gadania, czas na fotografie.  


W 1989 r pojawia się Cool Tops Courtney (pierwsza fotografia po lewej i druga po prawej):



Z tej serii prezentowałam już kiedyś czarną Skipper.


W przypadku C.T.C. ubranko nie jest oryginalne.

Kolejna, w różowym, także kompilowanym stroju, to Cool Crimp Courtney (1993). Mało, że ubiór i kolczyki nie są oryginalne, to jeszcze dodatkowo, przemalowałam jej po swojemu usta. Nie tyle pragnęłam je rozjaśnić, co po prostu rekonstruowałam ubytki, a nie posiadałam innej farby. To moja pierwsza Courtney na moldzie z 1987r.k którą nabyłam na Allegro w 2009 r. Ależ byłam wtedy szczęśliwa!


Po czym rozpoznacie tę oryginalną? Bardzo łatwo! Miała różowe kolczyki w kształcie smoczków. Dzisiejsi 30 - latkowie na pewno pamiętają ten motyw. Plastikowe smoczusie, we wszelkich kolorach, a także przezroczyste, nosiło się przy plecakach i na rzemykach jako osobliwe wisiory. Co symbolizowały? Za groma nie mam pojęcia!

Pet Pals Skipper (1991r.), była moją pierwszą siostrą Barbie, jaką otrzymałam na urodziny od Babci. Jakże marzyłam o Courtney z plastikowym kotkiem! Mocno wybawiona, ale w oryginalnej sukience, trafiła mi się dobre 2 dekady później, już po studiach! ;-) I tak cieszyłam się dziko z tego sentymentalnego nabytku w mojej kolekcji.


Los zrządził, że chociaż Teen Time Courtney (1988r.) mogłam kupić w stanie NRFB. Było to dla mnie o tyle ważne, że Skipper z tej serii mam w stanie dostatecznym. A przecież była to pierwsza młodsza siostra Barbie w mym życiu, ujrzana u dziewczynki, którą o wiele lat za długo nazywałam "najlepszą przyjaciółką". Okoliczności zweryfikowały status relacji, gdy opuściła mnie w największym nieszczęściu zaraz na samym jego początku i nigdy nie pofatygowała się z próbą naprawy... Za to laleczka, dozgonnie śle subtelny, szczery uśmiech...


I wreszcie ostatnia w zbiorze na moldzie z 1987r. - ta, która trafiła się fuksem, bo po prostu było mnie kilka lat temu stać na taki wybryk. Obłędna Courtney z kultowej serii Totally Hair (1991r.). O ile Skipper, z analogicznymi, syrenimi blond włosami, była dostępna w normalnej sprzedaży, o tyle jej przyjaciółkę dystrybuowała tylko sieć sklepów Toys'R US (tzw.: "Special Edition"). Wtedy nie miałam pojęcia o tej zjawiskowej, jak dla mnie lalce. W Polce pojawiła się tylko monstrualnie droga Barbie i epizodycznie, sprowadzona tu i tam własnym sumptem - Whitney (na moldzie Steffie). Dobrze, że nie znałam wtedy tej Courtney. I tak, jak na dzieciaka, miałam sporo problemów ;-)



Co było dalej? Identycznie, jak w przypadku Skipper. W 1993 roku pojawia się nowy mold, choć partneruje mu jeszcze stare ciałko z 1987r. Rok później do sprzedaży trafia Phone Fun:



Przeszło 2 dekady polowałam na tę, którą widzicie, moją ukochaną, bo znowu dotkniętą osobistym sentymentem:


Rzadka to bestyja - kojarzę jeszcze na tym moldzie i ciałku: " Pizza Party".
W 1995 r. w głowach projektantów Mattela, wykluł się kolejny projekt... 1996 r. inicjuje na sklepowych półkach erę chudych, wyrośniętych kobiet. Dotyczy to białej i czarnej Skipper, a także Courtney. Choć buzie podobne, także wdzięczne, promienne, z rozchylonymi ustami, to jednak ciała nastolatek są czymś zupełnie nowym i... dyskusyjnym.


Pierwszą kupiłam w tamtym roku (2000), jako całkiem nową: "Fashion Party". Powaliły mnie na twarz jej rude włosy, zapach pudełka, brokat ubranka... Które zaraz zdjęłam i zastąpiłam indyjską chustą.



To była pierwsza i chyba jedyna Courtney sprowadzona do stolicy Polski, jaką kojarzę. Hej, moi Kochani z innych miast - czy kupiliście u siebie nie w SH jakąś Courtney???



A poniżej druga moja ulubiona "dorosła" Courtney, a pierwsza na tym moldzie i ciele: Teen Courtney (1996)




Dziś to reaktywowana Skipper ma brązowe włosy, niemal zawsze przetykane kolorowymi pasmami. Uwielbiam ten nowy, bezpretensjonalny, dziewczęcy mold, ale żałuję, że wprowadzono tak radykalną zmianę w barwie owłosienia. Czyż, nie mogło być tak, jak było zawsze? Jedna matryca twarzy - różne warianty kolorystyczne i dwie nastoletnie dziewczynki? .......................


czwartek, 17 grudnia 2015

PORADŹCIE MI! Wpis interwencyjny.


No, tak... Nasz Kraj Raj pulsuje ostatnio skrajne negatywnymi emocjami, krzyki i agresja wylewające się z mediów zmęczyły mnie jak nigdy wcześniej. Pogniewałam się na radio, wolę słuchać ulubionych płyt. Niektórym ludziom, tak bliskim jak i obcym też zamiast ducha zbliżających się świąt, częściej udziela się duch wściekłości. Cóż, ich problem. Nie daję się wciągać w waśnie, nie dzielę się własnymi przemyśleniami. Jak zawsze, odpierając od siebie tyle trudnych spraw na co dzień, najbardziej doceniam spokój, a wnioski wyciągnę na chłodno w stosownym czasie.
A tu dziś - chlup! Mijają kolejne dni od zakupu, który okazał się niefortunny. Choć do tej pory nigdy nie zamieszczałam na blogu loginów/nicków osób, z którymi mam problem, za moment po raz pierwszy odejdę od tej zasady. Zaraz zobaczycie - dlaczego...
Kupiłam 2 zestawy po 2 lalki. Już dawno tak nie szalałam. Ale cena była zachęcająco niska, a lalki nowe tak, iż grzechem było nie skorzystać. 10 zł za sztukę? Uznałam, że za takie pieniądze zawsze je odsprzedam, jeśli opatrzą mi się w kolekcji. Na tyle długo jestem na Allegro, że różne cuda widziałam i wbrew pozorom nie każdy okazyjny towar to naciągactwo. Kupiłam, zapłaciłam po kilku dniach i mając na głowie ważniejsze sprawy, odfajkowałam transakcję tym bardziej, że Sprzedająca podała mi numer nadania. Nasza korespondencja była rzeczowo - znikoma. Nic nie zapadło w pamięć, nic nie zdziwiło.

Przed weekendem wyjęłam ze skrzynki takie oto pseudo awizo, jak ze snu:


No, po prostu harcore'owa ochrona danych osobowych! ;-)
Pomijając fakt, że nazwisko jest tak naskrobane, że sama nie wiedziałabym na tej podstawie jak się nazywam, to jeszcze:
a) nie ma numeru nadania (więc czego tu szukać?)
b) nie ma mojego adresu
c) nie wiem na której poczcie coś czeka, ani numeru, ani ulicy (pierwszy wyraz rozszyfrowałam jako: "agencja"; matko, ale to chyba nie taka, z którą mi się skojarzyło! ;-O ).
Gwoli wyjaśnienia - otworzyli nam drugą placówkę pocztową za osiedlem, a większe gabaryty przekazywane są do centrum miasta i leżą na Głównej. Dla mnie to wyprawa. Tak więc do obskoczenia po paczkę widmo, mam właściwie już 3 poczty.
Zajrzałam na stronę: "Śledzenie przesyłek" wpisawszy w okienko numer 4 lalek. A tam, jak BYK informacja, że paczka została złożona w urzędzie (nazwę miasta przemilczę) 9 grudnia i do 17. nie odnotowano dalszych ruchów przesyłki. To chyba zrozumiałe, że znalazłam w zakładce Allegro numer telefonu Sprzedającej i chciałam przybliżyć jej problem . Że Pani "stanet_as" warknęła do mnie na dzień dobry, złożyłam na karb złego połączenia. Ale gdy w drugim zdaniu usłyszałam, że "paczka została mi wysłana szybciej niż ja wpłaciłam" i, że "o co mi właściwie chodzi", poprosiłam o zmianę tonu. W odpowiedzi zostałam potraktowana serią zarzutów wyssanych z palca, że "rozmawia ze mną tak, jak ja z nią i tak jak jej na maile odpisywałam" (bzdura, byłam uprzejma, nie moja wina , że głos z natury mam niski i nie każdemu się podoba, a na maile jeśli odpisałam, to jak zawsze rzeczowo i grzecznie; opłata zrobiona, paczka wysłana i czego chcieć więcej?), że "poczytała sobie o mnie", "i gdyby to wszytko wiedziała, to by mi lalek nie sprzedała". Zabrzmiało tak, jakbym była recydywistką ;-) Zapytałam więc, co sobie i gdzie przeczytała? (oczyma wyobraźni ujrzałam logo tygodnika "Skalndale" i tabloidu "Fakt" ;-))) "Pani wie" - usłyszałam śmiech w głosie. "Ma Pani na myśli moje komentarze w Allegro: 1287 pozytywnych i 11 negatywnych?" - dopytałam ze szczerym zaciekawieniem? Pani stanet_as nie wyjaśniła. Przez myśl mi przeszło, że może dotarły do niej jakieś prastare hejty z forum, ale to by też było śmieszne i absolutnie nie uzasadniało arogancji przez telefon i nie zwalniało jej z udzielenia mi informacji  na temat losów towaru za KTÓRY ZAPŁACIŁAM i po dziś dzień go NIE OTRZYMAŁAM. Nasza rozmowa zaczynała przypominać nieprzyjemną przepychankę rodem z dzisiejszych mediów, dlatego zdecydowałam o jej zakończeniu z konkluzją, że ponieważ rozmawiam z człowiekiem uprzedzonym do mnie, nie mogę mu już ufać i proszę o przesłanie skanu nadania, żebym miała materialną podkładkę do szukania zaginionej paczki. Różne demoniczne myśli przeszły mi przez skołatany łeb. I znowu szczęka opadła. Zamiast chora, pojechać do jeszcze bardziej chorej Babci (grypę złapała), zamiast zadzwonić do bliskiej Osoby, która wczoraj miała zabieg w anińskim szpitalu, ja znowu użeram się z kimś, kto wylewa na mnie wiadro własnej niechęci, bo chcę otrzymać zakupiony towar i proszę o więcej informacji. Cóż, lalki poszły tanio, tylko ja na nie zalicytowałam, to nie mój żal, że nie było innych chętnych.    
Kochani, macie jakieś pomysły, jak to rozwiązać?
A tu już przedświąteczna Arkadia, gdzie wczoraj poczłapałam się półżywa na "Kosogłosa". Jak ładnie, jak miło, jak daleko od tego całego ludzkiego jadu ;-)





I tylko żałować należy, że coraz łatwiej przychodzi nam mijanie się z prawdą, zajadłość, agresja względem drugiego człowieka, a tak oszczędnie emitujemy z siebie zrozumienie i dobrą wolę...

wtorek, 15 grudnia 2015

Mała Muszkieterka/Young La Femme Musketeer.


I jako post scriptum do poprzedniego posta, pokazuję 11 - centymetrową laleczkę dokładnie w tej samej estetyce. Jedna z czterech Mini Muszkieterek. Typowa maleńka Barbie z różem i brokatem ;-). Kiczowata, nie da się ukryć, ale w jakiś sposób wzruszająca...





Sesja we wrzosach pochodzi sprzed 2 lat, gdy jeszcze bez entuzjazmu powracałam do fotografowania lalek.
Jest i wspomniany konik, identyczny, jak te z poprzedniego roku. A przynajmniej tak mi się wydaje. Nie mam blondynki ani cukierkowego konia z poprzedniej edycji, więc nie postawię obok.



Spójrzcie na poniższe obrazki. Tył pierwszego pudełka znalazłam w sieci; troszkę sfatygowany kawałek drugiego jest mój, trafił mi się szczęśliwie wraz z lalką nabytą na Allegro:



Też macie wrażenie, że oglądacie jeden projekt?...
Sam konik w wersji różowej, wygląda jak poważnie poparzony. Aż mi go szkoda ;-). Nic na to nie poradzę, że nie mam tutaj weselszych skojarzeń.

Cóż... Rok 2009, to ostatni,  w którym podziwiamy Kelly. Pojawia się ich sporo i są bardzo różnorodne - oprócz muszkieterek, mamy wielkanocne, gwiazdkowe (przedstawiałam tutaj swego czasu kontrowersyjnego aniołka), halloweenowe, te produkowane tylko na rynek indyjski (też możecie sobie znaleźć przedstawicielkę w zakładce "Kelly/Shelly") i co moim zdaniem najważniejsze: w sumie wszystkie wymienione mają aż 3 rodzaje ciałek, tak jakby Mattel sam pogubił się w nadmiarze własnej inwencji...
I to by dzisiaj było na tyle. Strasznie kiepsko się czuję, chyba po raz kolejny w tym sezonie dopadł mnie jakiś dokuczliwy wirus, albo w ogóle jestem już tak wyczerpana. No, nic, może przeżyję ;-). Chociaż Wy trzymajcie się zdrowo!
Poniższe, kolorowe kadry to plon wczorajszego, całodziennego oczekiwania na kuriera. W tym przymusowym uziemieniu, nie pozostało mi nic innego jak umyć okno i wraz z Dywą podziwiać widoki ;-)



Wysokość: 11 cm.
Tworzywo: plastik, guma.
Cechy szczególne: jedna z ostatnich, wyprodukowanych laleczek Kelly.
Data produkcji: 2009.

Height: 11 cm.
Material: plastic, rubber.
Special features: one of the last produced dolls Kelly.
Date of manufacture: 2009.