Stało się. Kasia Zbieraczka mi wykrakała! A myślałam, że tylko u mnie w rodzinie były Czarownice...
Wczoraj uznałam, że fakt iż uniknęłam rozjechania na przejściu przez przystojniaka w wypasionym, srebrnym aucie, to jedyne moje zdziwienie. Wszak we śnie, zostałam zastrzelona w lesie przez jakiegoś czuba i gdy chwilę leżałam martwa, zanim się obudziłam z tej sielanki, zadawałam sobie pytania: "Za co? Dlaczego?". Zatem po zdarzeniu z dreszczykiem, też niefajnie mi się zrobiło... Cóż, ktoś rozpędza się z premedytacją, widząc babkę na przejściu dla pieszych... Brrr. Mało jest świrów? Ploteczki przez komórkę mnie odprężyły i tak, na luzie weszłam do sklepu po warzywa. A, że w weekend szykuje mi się damska imprezka, postanowiłam kupić wino w promocji, skoro akurat przecenili. Zadowolona z siebie podeszłam do kasy, a tam zdziwienie numer dwa, i to do potęgi!
- Dowód poproszę - usłyszałam poważny, damski głos.
Nie wiem, jaką miałam minę, pewnie krańcowo głupią, jak w chwilach, kiedy słyszy się nie do końca śmieszny żart. Ale pani przy kasie nie żartowała, dlatego moje zmięte w zębach: "Aaaale to chyba.... jakaś pomyłka", zabrzmiało mało przekonująco. Pomyślałam, że pewnie każdy młodziak, który nie ma dowodu tak mówi ;-) I w obciachowej panice zaczęłam się zastanawiać, czy w ogóle mam przy sobie dokument tożsamości, bo odkąd się przeterminował, w swym anty systemowym podejściu do świata, nie zawsze go noszę. Ufff, był! He, he!!! Teraz ja mogłam pośmiać się w duchu, widząc minę gorliwej pani patrzącą na moją datę urodzenia ;-D. No, jakoś tak bez przekonania oddała mi dokument. Fakt, na fotografii mam długie, grzeczne warkocze, w realu grzywę z cienkimi warkoczykami, a na reszcie głowy prawie jeżyka. Ale chyba nie wyglądam na osobę, która posiłkuje się cudzym dowodem? Z żyletką na szyi (perfekcyjna kopia narzędzia mordu; 1:1) i sową na czarnym podkoszulku, muszę wzbudzać wyłącznie zaufanie ;-) Taaaa, w stanie osłupienia dogoniłam tramwaj i z ciekawą lekturą na kolanach (sadystyczne archanioły kontra łowczyni wampirów; wybaczcie: Dostojewskiego po raz pierwszy przeczytałam pod koniec podstawówki, a ostatni pod koniec studiów na Wydz. Polonistyki, więc czuję się zwolniona z ambitnych tekstów) doszłam już do stanu względnej równowagi. Z ową błogością w duszy, spacerkiem, doszłam do pętli autobusowej. A tam zdziwienie numer 3. Widok mojego pojazdu, który wedle rozkładu od 3. minut powinien być w trasie, ucieszył mnie nieziemsko. Ale pan kierowca z przerażeniem w oczach wołał do grupki pasażerów na przystanku: "Proszę nie wchodzić! Proszę ustawić się przed autobusem!".
W owej gromadce zdezorientowanych osób, pojawiła się jak zły duch Pani Fixum, bardzo natrętna, choć inteligentna; nadpobudliwa i wulgarna starsza osoba, z którą wracam niemal codziennie. Zaczepia ludzi, biega po pętli od autobusu do autobusu, zadaje pasażerom pytania, toczy sama ze sobą filozoficzne monologi, itp...... Odkąd nawymyślała mi od "Żydówek", straciłam dla niej całe współczucie. Dlatego, gdy z błyskiem w oku zapytała mnie:
- A, czyżby bombę ktoś podłożył?
Odwróciłam się ostentacyjnie i w milczeniu patrzyłam, jak wezwani policjanci oświetlają latarkami wnętrze z tyłu pojazdu. Po krótkiej wymianie zdań, krzyknęli do ludzi, by się jeszcze odsunęli (Pani Fixum biegała jak nakręcona) i na kolorowej, mocnej linie wyciągnęli podejrzany przedmiot. Na szczęście okazał się jakimś starym urządzeniem, policjant zasugerował, że to być może... akumulator.
Do domu dotarłam w jednym kawałku. Po takich przygodach, dopisuję kolejne zdziwienie do mojej listy.
Równe 20 lat temu, w 1996 r. pojawiła się także w Polsce seria plażowych lalek: Splash'n Color. W oryginale liczyła 7 postaci. To oczywiście: blondynka Barbie; jej młodsza siostra Skipper; brunetka o wielkich sarnich oczach, Teresa; Azjatka Kira/Marina - nie wiedzieć czemu obdarzona przez projektanta błękitno - żółtymi tęczówkami; Afroamerykanka Christie, hmmm także błękitnooka;
Ken z kasztanowymi, moldowanymi włosami (czyli namalowanymi jednolitą farbą na wyrzeźbionej gumie) i Afroamerykanin Steven. Do naszej, macierzystej parodii kapitalizmu, sprowadzono A.D. 1996, jedynie Barbie, Kena i Skipper. Wtedy, kupiłam tylko tę ostatnią. Na próżno wzdychałam do ciemnoskórej pary (mimo tych niedorzecznych błękitnych oczu), czy do równie niedoskonałej Azjatki.
W tamtych latach, Mattel chyba zatrudniał daltonistów, bowiem czarnym i żółtym lalkom uparcie smarowano oczy całą paletą barw, byleby tylko nie użyć ... barwy brązowej. Za to Teresa, bezkrytycznie stała się moim marzeniem, które spełniłam dopiero ok. 30. ;-)
Podobnie jak zakup używanych Kiry i Christie (niestety, bez firmowych kostiumów). Barbie kupiłam przy okazji za 8 zł, choć mi się nie podobała, ale taka cena i świadomość, że nabywam główną bohaterkę serii, nie pozostawiła kolekcjonerskiej namiętności wyboru.
Chyba nie muszę pisać, co w tym projekcie jest takiego wyjątkowego. Oczywiście, że chodzi o te kosmiczne fryzury: nie dość, że kolorowe, to jeszcze przetykane pasmami, jakby anielskiego włosa! W plażowych kostiumach, a jednak z choinki się urwały... ;-)
Poza tym seria wpisuje się w schemat świetnie znany z lat '80 i '90 XXw. Z grubsza te same imiona, te same sztywne ciała bez artykulacji kończyn górnych, tradycyjnie ciemna karnacja nawet dla Barbie, oraz stroje: kostiumy kąpielowe i obowiązkowy brak bucików, choćby klapek. Serie plażowe wydawane były co roku i prawdopodobnie nic się w tej kwestii nie zmieniło po dziś dzień. Ale powiem Wam, że pomijając kolekcjonerskie i Fashionistas, nie przejawiam zainteresowania współczesnymi produktami Mattela. Więc jeśli już nie produkują plażówek, to zdołałam to przeoczyć...
Z początkiem lat '90, plażowe lalki otrzymują kolczyki - coś, czego firma wcześniej konsekwentnie unikała. Idea tańszych lalek o kolorze ciałek imitującym opaleniznę, odzianych w kostiumy kąpielowe, narodziła się w 1971r. wraz z pierwszą Malibu Barbie. Wątek tego projektu jest tak pojemny, że będę do niego oczywiście wracać w innych postach.
Tymczasem syćcie oczy latem! Plażowa sesja powstała w niemożliwie gorący sierpniowy dzień w ubiegłym roku. Dziś dla odmiany (no, dobra, nie tylko dziś) lipiec z uporem naśladuje... wrzesień.
11 - centymetrowa dziewczynka, na tradycyjnym ciałku Kelly, z kolorowym warkoczem: wymarzony dodatek do tego zestawu to - Sandy Merbaby wydana w secie z syrenką Ariel w 1997r. na cześć bajki Disneya ("Let's Swim"). Niby całkiem odrębny projekt, ale jak to u Mattela bywa, nawiązujący do poprzednich produktów...