sobota, 22 kwietnia 2017
Tommy as Colonel Candy
To był z grubsza początek moich drugich studiów... Wprawdzie już miałam stypendium naukowe, ale nie mogłam nim szastać do woli... Były sprawy ważne i ważniejsze (niż lalki). Zresztą same lalki na początku nowego wieku, zewsząd oszałamiały swoim wdziękiem i starannością wykonania. Chciało się kupować wszystko - w tamtych czasach firma Mattel, sięgnęła wyżyn. Inne firmy też nie próżnowały, a stare lalki wykwitały jak wiosenne pączki na okolicznych bazarkach, targowiskach staroci... Dla każdego coś miłego. Sęk w tym, że wtedy, choć sprowadzano znacznie więcej - często były to naprawdę poboczne serie - robiono to "na sztuki". Tu jakiś sklepik w stylu "mydło i powidło", tam blaszak na osiedlowym targowisku... Był w tym jakiś ekscytujący rys nieprzewidywalności. Nigdy się nie wiedziało, gdzie i co człowiek - odkryje...
Niestety, wszystko zależało od aktualnej grubości portfela. Można było znaleźć jedyną tak oryginalną lalkę w całej stolicy, ale kiedy przybywało się tam za dzień, lub dwa ze zdobytą gotówką - na półce w tym miejscu stało już coś zupełnie innego. Ktoś kupił.
Na tej samej zasadzie, czyli prywatnie na sztuki, sprowadzono w 2001 r. uroczą zaledwie 11 - centymetrową laleczkę. Egzotyczny chłopaczek o urodzie afgańskiej?, afroamerykańskiej?, był ubrany w wypisz - wymaluj karnawałowy strój dla pszedszkolaka w barwach, biało niebieskich, upstrzonych brokatem. Strój, według mnie, pasował do maluszka jak przysłowiowa pięść do nosa, ale w niczym nie ujmowało to mojego zachwytu, kiedy zobaczyłam kędzierzawego malca w rękach mojej ówczesnej, lalkowej Przyjaciółki. Mattelowskie Kelly/Shelly/Tommy zachwycały filigranową precyzją i realizmem wykonania. Nie marzyłam wtedy, że pojawi się taki sympatyczny, śniady maluch...
Długie lata żałowałam, że mnie nie udało się go kupić. Rok po roku, pojawiały się wtedy inne intrygujące dzieciaczki, ale podobnego malca, Mattel nie wypuścił na rynek... A przynajmniej do Polski nie docierały żadne wieści na ten temat.
Zatem, zawyłam radośnie, gdy na początku 2015 r. namierzyłam lalusia na Allegro, w ciuszku prezentowanym na zdjęciach. Hmmm, nie zależało mi na oryginalnym odzieniu i kartonowym mieczu;-)
Tommy as Colonel Candy (2001), pochodzi z serii "Barbie and the Nutcraker" ("Barbie i Dziadek do Orzechów" - uczciwie przyznaję, że filmu zrealizowanego w technice animacji komputerowej nie widziałam i chyba szczególnie nie żałuję, bo tych przesłodzonych, poprawnych politycznie wersji nie traktuję jako hitów kultury popularnej) . Jedyną laleczką jaka go przypomina, a widziałam ją na żywo jest Kwanzaa Keeya ("Adwentures with Li'l friends of Kelly") z 1999r.
W samej serii 11 - centymetrowych maluszków, wyszło 6 postaci: 3 dziewczynki i 3 chłopaków. O ile dwóch pozostałych widziałam w wersji białej, o tyle "Colonel Candy", zawsze występuje jako śniady AA.
Za oknem nadal konsekwentna zima.... Myśląc o nocnych przymrozkach, martwię się o pszczoły....
A mnie coś chyba dopadło. Albo zaziębienie na skutek godzin (zbiorczo wysiedzianych na przystankach z minimalistycznymi wiatami i w nieogrzewanych prowincjonalnych autobusach) albo doświadczam skutków wyczerpania intensywną pracą. A może jedno i drugie? Tak, czy siak - ledwo się wlekę i ciągle staram się ogarnąć jakieś zaległości ;-S
Dziś prezentuję nasyconą kolorami, słoneczną sesję z marca 2015 r. ;-) Podobnego słońca życzę wszystkim Czytelnikom tego bloga i... sobie.
Wysokość: 11 cm
Tworzywo: guma, plastik
Data produkcji: 2001
Kraj produkcji: Chiny
Zainteresowanych nie tylko lalkami, zapraszam TUTAJ: simran2pl.blogspot.com
sobota, 15 kwietnia 2017
Silkstone: Chinoiserie Red Moon
A co chcę pokazać Wam dzisiaj? Sesję pełną słońca i kolorów sprzed dwóch lat ;-)
Pierwsza reprodukcja Barbie pojawiła się w 1994r. na 35. urodziny kultowej, amerykańskiej lalki. "35 th Anniversary Barbie", miała na sobie ikoniczny kostium w czarno-białe paski tak, jak pierwsza Barbie z 1959r. Wyszła w wersji podstawowej i droższej z dodatkowymi ubrankami. Co ciekawe, pokątnie zawitała do Polski, gdzie zabłądziła m.in na jeden z ursynowskich bazarków. Oczywiście nie było wtedy szans, bym ją kupiła z kieszonkowego... W następnym roku wyprodukowano 2 kolejne: "Busy Gal" i bodaj najbardziej znaną, a na pewno w Polsce, gdzie też została sprowadzona przez prywatne osoby - "Solo in the Spotlight" (w czarnej sukience).
Pierwsze reprinty, miały oczywiście pierwszy mold Barbie. Dalej, zaczęto reprodukować wybrane Barbie na kolejnym chronologicznie moldzie, czyli t'n't. Dziś to już cała odnoga kolekcji a la vintage, z Kenem, Skipper, czy Francie. Nie wspominając już o tym, że skopiowano nawet Barbie and the Rockers na moldzie Superstar ;-) Oczywiście, że cel reprintów, to wskrzeszenie dawnych postaci, w odtworzonych strojach i z identycznymi dodatkami. Fajna lekcja historii dla nowych pokoleń kolekcjonerów.
Za to za Silkstone, stoi już całkiem inna idea. Projekt zadebiutował w 2000 r. Bazuje na tym samym moldzie i z grubsza, odlewie ciałka, co pierwsze Barbie, ale wykonany jest z vinylu (każdy, kto miał lalkę w ręku, zwraca uwagę na to, jak bardzo jest ciężka, przy klasycznym gabarycie 29 cm).
Silkstonki, produkowane są dla bogatych, sentymentalnych kolekcjonerów (mają wyrafinowane, dopracowane stroje) rozmiłowanych w estetyce vintage. One nawiązują do dawnych Barbie, ale nie są ich kopiami. Projektanci poszli dalej, eksperymentując z krojami eleganckich ciuszków, łącząc dawne i nowoczesne fasony, nadając lalkom różne typy etniczne, poprzez kolor tworzywa.
Jako pierwsza pojawiła się "Lingerie Barbie", w dwóch wariantach bielizny i "Delphine Barbie". Oba eksperymenty ujrzałam na amerykańskich stronach internetowych. Cóż... nie zwaliły mnie. Ale już mulatka w czarnej, seksownej bieliźnie "Lingerie Barbie AA" (2002), którą ku swej zgubie, zobaczyłam na żywo u mojej wieloletniej Przyjaciółki, rozłożyła mnie na cztery łopatki ;-). Taką Silksone, chętnie powitałabym w swojej kolekcji... Co gorsza, 2 lata później, pojawiły się wyraziste, azjatyckie Chinoiserie Red Sunset i Red Moon. Pierwszej nie było w Polsce, drugą, można było nabyć prywatnie, co też uczyniła moja Przyjaciółka. Jako ciekawostkę, muszę nadmienić, że pierwsza stała się rzadką pozycją i kilkakrotnie droższą od drugiej, choć ja właśnie tę drugą uznaję za ciekawszą i osobiście wolę.
A tak, przy oryginalnej Barbie z lat '60 XXw.
Tutaj zaś pozuje u boku Justyny, czyli lalki z dziwnej serii Stardoll, której kiedyś, w nieznanej przyszłości poświęcę długiego posta. A kto, dał radę przeczytać od początku do końca ten wpis - jest mistrzem cierpliwości ;-) !!!
A to kwiaty w ogródku Babci, który choć już zaniedbany, nadal nosi ślady dawnego piękna i ...wspomnień. Wszystkie rośliny, które rozchylają tutaj dzielnie swe płatki, na przekór prawie zimowej aurze, to potomkowie naszych działkowych roślin - zielone dzieci lepszego świata.
Wysokość: 29 cm.
Tworzywo: guma, vinyl
Znaki szczególne: lalka ściśle kolekcjonerska, nawiązująca swą estetyką do pierwszych Barbie
Data produkcji: 2004
Zapraszam też TUTAJ: simran2pl.blogspot.com
niedziela, 2 kwietnia 2017
Lalki z Ukrainy/Dolls from Ukraine
Poza budynkami, zaczyna rozpychać się wiosna, a nawet... lato. Z dnia na dzień bardziej, choć istnieją jeszcze takie wpadki, jak w miniony czwartek. Porywisty, lodowaty wicher, przenikający ciało bezlitośnie i szare chmury. Sęk w tym, że musiałam rano realizować materiał nad brzegiem Wisły.... Myślałam, że wychłodzę się na śmierć. Nawet faceci narzekali ;-S Gdy w noc poniedziałkową, po ekstremalnie intensywnym dniu, opuszczałam o godz. 2.10 pracownię ceramiczną, nad moją głową rozkrzyczały się dzikie gęsi. Usłyszałam tylko szelest skrzydeł. Pies koleżanki uniósł niedbale głowę, ale ja na gwiaździstym niebie, nie ujrzałam klucza ptaków. Wspomnienia ścisnęły za serce...
Za to na moich fotografiach, na przekór weekendowemu słońcu i cebulicach w rozkwicie, widnieje jeszcze śnieg uchwycony pod koniec zimy - magicznej pory roku, która mnie osobiście bardzo inspiruje... Tęsknicie za białym puchem? ;-)
Czas znika w młynie pracy. Praca dobra na niemyślenie o tym, czego nie ma, a być powinno oraz o tym, co jest... ale niechciane. Kartki ze zdzieraka sypię na kuchenną szafkę - bez segregacji, jednak z nadzieją, że jeszcze przeczytam i wytnę mądre motta, oddzielę przepisy jadalne, od tych niejadalnych. Nawet z punktu widzenia kota ;-)
Chłopak i dziewczyna w ukraińskich strojach, nie zjawili się u mnie w tym samym momencie. Osoba, od której kupiłam faceta (24 cm) i pannę na oko tej samej firmy, ale dużo większą (36 cm), napisała w opisie aukcji, że lalki są oficjalnymi maskotkami letniej Olimpiady w Moskwie z 1980 r. Istotnie, duża krasawica, ma na spódnicy nadrukowane logo Olimpiady, więc prawdopodobne, że i te mniejsze pojawiły się w tym samym czasie.
Tak, czy inaczej, po kilku nocach doraźnego śledztwa zwłaszcza na Etsy i Ebay, odkryłam parę lalek w podobnym stylu, zrobionych na podstawie tej samej matrycy i z identycznego: lśniącego, cieniutkiego, lecz mocnego plastiku. Ci, którzy zbierają lalki z dawnego ZSRR, wiedzą, o czym mówię. Miały taką oto metkę,
wiec na 99% mogę typować, że trafiłam na producenta mojego sympatycznego duetu...
Dziewczynę do pary, dokupiłam przeszło rok później na Allegro. Stoczyłam krótki pojedynek i... mam! W oryginale powinna nosić wianek na głowie - no, w końcu Słowianka - co podpatrzyłam na fotografii znalezionej w sieci.
Zastanawiam się, czy do tej wysokiej pannicy też istnieje jakiś chłop ...? Laleczki mają bardzo umiejętnie moldowane buty - znakomicie udają zdejmowane. Ręce, nogi i główka na gumkach. Dziewoja, posiada nawet obrębione, płócienne majteczki na gumce. Współczesne Barbie, mogą jej tylko pozazdrościć autentycznej bielizny. Chłopak za to, ma naturalną, uporczywą tendencję do stania w rozkroku. Ani prośbą, ani groźbą, nie da ustawić się go na baczność ;-) Nie wiem, czy o to chodziło w oryginale, czy padł po prostu jakiś mechanizm.
Zgadniecie, gdzie w stolicy istnieje taka baśniowo-folkowo-kiczowata witryna? ;-) Choć mróz, przenikliwym bólem atakował place, nie mogłam odmówić sobie krótkiej sesji na oczach widzów... Sesji, skądinąd przypadkowej, bo jechałam przed wieczorem do Babci. Tego dnia wystąpił jakiś problem w warszawskim metrze, który przełożył się zatłoczone tramwaje. Wybrałam szybki spacer w ramach rozgrzewki i po drodze, odkryłam takie coś... Traf chciał, że wcisnęłam do torby lalki lekkie, niezbyt duże... I mogę powiedzieć: nie ma tego złego, co by na dobre (zazwyczaj) nie wyszło.
Wysokość: 24 cm
Tworzywo: rodzaj plastiku.
Sygnatura: Brak
Znaki szczególne: lalki wyprodukowane z okazji Olimpiady w Moskwie
Data produkcji: przełom lat 70/80 XX W.
Kraj produkcji: ZSRR
Height: 24 cm
Material: plastic type.
Signature: None
Special characters: dolls made for the Olympics in Moscow
Production date: years 70/80 XX W.
Country of production: USSR
Zapraszam też TUTAJ: simran2pl.blogspot.com
I TUTAJ: simran4.blogspot.com gdzie pokazuję, jak bezwzględnie rozprawiono się z drzewem, które nie raz brało udział w moich sesjach lalkowych:
Takich zdjęć już więcej w tym miejscu nie zrobię...
Subskrybuj:
Posty (Atom)