niedziela, 24 czerwca 2018

Teresa Butterfly Art (Tattoo)


Krótkie wyjazdy i problemy zdrowotne, to główne przyczyny oprócz pracy, które sprawiły, że znowu narosły mi blogowe zaległości. Sięgam więc na chybił-trafił, po pierwszy z brzegu materiał, umieszczony w "wersjach roboczych"...


W 1998 r., także do Polski dotarła choć w wersji mocno okrojonej seria "Barbie Butterfly Art". W sumie liczyła 6 lalek, ozdobionych tatuażami: Barbie z drobno karbowanymi włosami  pełnymi ciemniejszych pasemek i kolorowym motylem na brzuchu, otwierała ten plażowy cykl. Towarzyszyła jej brunetka Teresa o równie karbowanych włosach, Afroamerykanka Christie i Azjatka Kira. Brunet Ken i Afroamerykanin Steven, mieli włosy moldowane, (czyli uformowane odlewem na gumowej czaszce i pomalowane - to informacja dla świeżych lalkowiczów ;-). Charakterystyczną cechą dziewczyn z tego projektu, której w ciągu kolejnych 20. lat, Mattel nie odświeżał, były szydełkowe kostiumy kąpielowe i dżinsowa mini spódniczka. Coś tak uroczo realistycznego, że braku kontynuacji wypada tylko żałować...
Koniec wieku, w dziedzinie mattelowskich lalek, obfitował w same objawienia. Po kilku latach, produkowania masowej tandety, która wyglądała jak kiepska podróbka samej siebie, amerykańska firma, wróciła do tego, co najlepsze - staranności i imitacji realizmu.
Do serii Butterfly Art, dołączono tatuaże zmywalne - kalkomonie. Według wielu amerykańskich rodziców, taka ozdoba wystawczyłaby w pełni. Lalki wzbudziły dużą nieufność i oczywiście... kontrowersje. Pamiętam z tamtych czasów informację o tym, że pojawiła się edycja bez tatuaży, specjalnie skierowana na amerykański rynek, ale przyznam, że nigdy nie udało mi się jej zweryfikować. Może wiecie coś na ten temat?


Barbie kupiłam wtedy, 20 lat temu, za pieniądze odłożone z kieszonkowego i sprzedaży rękodzieła. Teresę i Christie zdobyłam wreszcie kilka lat temu na Allegro. Obie pochodzą z drugiej, a może nawet z trzeciej ręki, ale Teresa nie dość, że ma włosy w świetnym stanie, zachowała oryginalne ubranko i nawet plecioną tasiemkę na szyi. Motylek na piersiach, to właśnie kalkomonia. Ten na nodze, to "tatuaż właściwy" - niezmywalny nadruk.Niestety, sporą część moich lalek popakowałam w ostatnim czasie do pudeł, na rzecz zmiany ekspozycji i nie dałam tym razem rady zrobić im rodzinnego zdjęcia. Zamiast tego, na spacer w upalne popołudnie kilka tygodni temu, zabrałam adopcyjną córeczkę ;-) Miss Milly


i jej piegowatą koleżankę, która przyjechała na wakacje z Szydełeczkowa - obie firmy Zapf Creation.



Czyż małe w szydełkowych ubrankach hand-made nie komponują się pięknie? Towarzyszy im kocur (uwierzcie, jest tak realistycznie odwzorowany, że ma nawet przyrodzenie ;-) Belzebub. To moja pierwsza figurka firmy Schleich. Jej wykonanie, choć masowe, budzi podziw i szacunek.


 Dziś seria Butterfly Art, to uosobienie słodkiej niewinności, a przy tym śliczne lalki o delikatnych twarzach. Kto po wytatuowanych dziewczynach z kolejnych edycji Hard Rock Cafe, czy tym bardziej Tokidoki, gorszyłby się kolorowym motylkiem?
Chociaż... Totally Stylin' Tattoos Barbie, z 2009 r. znowu wystraszyła rodziców... Na szczęście, lalki "zbyt dorosłe" dla dzieci, niemal zawsze znajdują uznanie w oczach Kolekcjonerów :-)



Zainteresowanych folklorem, zapraszam TUTAJ:  simran2pl.blogspot.com 



A świadomych konsumentów żywności: TU - https://simran4.blogspot.com/2018/06/uwaga-sciema.html

Dobrego tygodnia :-)

niedziela, 10 czerwca 2018

A jednak Moxie!


Kiedy MGA, wiodła niemal fundamentalny spór z Mattelem o pierwszeństwo Bratz nad My Scene (i vive versa), w głowach speców od pomnażania zer na koncie - narodził się pomysł tymczasowy/alternatywny. Czemu nie zastąpić dziewczyny o dużej głowie i szczupłej figurze, podobną postacią, ale opartą na innym wzorcu estetycznym, mniej drapieżnym, a przez to mniej kontrowersyjnym w odbiorze? I tak, zanim sądy nie wytyczyły przyszłości zarówno lalkom jak też sympatyzującym z nimi ludziom, MGA  stworzyło Moxie - słodkie, delikatne dziewczyny o wielkich oczach, których rodowodu należy szukać w komiksach Disneya i w estetyce japońskiej popkultury(anime), zaś miejsc zbytu w obszarze sieciówek oraz szerokodostępnych ofert supermarketów.


Podobno sprzedawała się nieźle, czego dowodem było aż 10 wejść rynkowych tych lalek w ciągu 5. lat, liczących ok. 60 projektów - łącznie z debiutującymi w 2010r. Moxie Teenz - wyższe i starsze dziewczyny, ktorych cechą charakterystyczną były szklane/akrylowe oczy, rootowane rzęsy oraz peruki. Produkcję zakończono w 2014r., a energię twórczą ulokowano w fantastyczno-demonicznych Bratzillaz, zapewne w ramach nowej kokurencji z Mattelem - tym razem względem Monster High. Jak widać MGA nie może istnieć bez związku ze sprawdzonym rynkiem i nie umie na dłużej oddalić się od dobrze sprzedawalnych wątków. Ale to chyba ogólny znak naszych czasów. Serię uzupełniały Moxiemini, które kolejno prezentowałam tutaj kilka tygodni temu.




W pierwszej edycji, wystąpiły 4 dziewczyny: Avery, Sophina, Lexa i Bria/Sasha. Liderką grupy była blondwłosa i niebieskooka Avery.
O ile Bratz mam pokaźny podzbiorek, o tyle do Moxie robiłam 3 podejścia. Pierwsze miało miejsce w 2009, czy 2010 r. w całkiem innym kontekście życiowym. Wtedy dopiero sprawdzałam co jeszcze oprócz Barbie, lal etnicznych, komiksowych i fantastycznych chciałabym zbierać. Zielonooka dziewczyna o brązowych włosach, zabawiła u mnie kilka miesięcy. Nie umiałam poradzić sobie z lalką, dla której nie miałam koleżanki, czy kolegi, która do niczego mi nie pasuje. Parę lat poźniej, trafiła mi się za symboliczną cenę Avery w oryginalnym ubranku i z akcesoriami. Tutaj zdecydowały zbyt zniszczone włosy, czego nie było jednak widać na zdjęciu. Po rozczesaniu tak się rozpuszyły, że lalkę odsprzedałam.Wreszcie, kilka tygodni temu, nastąpiło niespodziewane trzecie podejście. Tym razem trafiła do mnie Sophina z serii Magic Swim Dolphin i ta urocza laleczka z pewnością zostanie w mej kolekcji. Może dlatego, że w tym roku przybyły do mnie także mini Moxie (tutaj Sophinie partneruje Cameo, którą przechrzciłam na Jasminę ;-)? Samotna lalka przypomina samotnego człowieka i nie budzi wesołych skojarzeń... Aż się prosi o pokrewnego towarzysza/towarzyszkę. 




(zdjęcia w sedum acre - rozchodniku ostrym, robiłam przy parkingu przed Kauflandem ;-) 


Sophina zachowała swe oryginalne ubranko, ma też włosy w idealnym stanie. Do tej lalki dołączony był jeszcze szary plastikowy delfin, bardziej przypominający pocisk niż zwierzę ;-)

TUTAJ simran2pl.blogspot.com    zapraszam na spotkanie z wybitną, kurpiowską Artystką - Marianną Staśkiewicz:






Wysokość: 25 cm
Tworzywo: guma, plastik
Cechy szczególne: autorski pomysł MGA

niedziela, 3 czerwca 2018

Blondynka na Kurpiach


Kirei, kawaii (piękna, urocza) Luna - zgodnie z daną jej obietnicą, kilka dni po wizycie na Hanami, pojechała ze mną do znanej wszystkim miłośnikom folkloru - mazowieckiej wsi Kadzidło. Czego się nie robi dla lalki, która 7 lat, przeleżała w firmowym pudełku, przymocowna do tekturki, jak owad w gablocie... Tak więc o poranku wsiadłyśmy w autobus i dotarłyśmy do miasta skąd łapałyśmy rytualnie spóźniony PKS ;-) Dlaczego tylko ja muszę być zawsze punktualna?...
Tym, którzy zaglądają tu dopiero dzisiaj podpowiem, że historia samej lalki, jak i telegraficzne info o jej producencie, znajdują się w poprzednim poście.




Poniższa sesja jest wspólnym dziełem Kidy i wybitnego kurpiowskiego Artysty, który jak parę dni wcześnej Koleżanka z pracowni ceramicznej - sam spontanicznie dołączył do procesu twórczego ;-)









Na turystyczny spacer po magicznym Kadzidle, zapraszam TUTAJ: simran2pl.blogspot.com 





piątek, 1 czerwca 2018

J-doll idzie na Hanami


Dopiero strzelały korki od szampana, a tu już półrocze stuka do drzwi. Na tej samej zasadzie, minęło mi kilka wolnych dni i wątpię, czy przed Gwiazdką, uda się jeszcze zdobyć jakiś pakiet...
A ja wciąż zalegam z czytaniem Waszych wpisów i umieszczaniem własnych.
Cóż, dziś przedstawię Wam postać szczególną - lalkę, która 7 lat przeleżała w pudełku, w stanie NRFB. Jak to się stało? Do końca nie wiem.
Kupiłam ją i drugą postać z tej serii w trakcie prywatnego "armagedonu", w czasie, gdy wszystko nabywałam mechanicznie wiedząc, że czas na radość i używanie przyjdzie dużo, dużo później. Ale o ile jej koleżanka o różowych włosach i zielonych oczach, dość szybko opuściła swą trumnę/celę, o tyle Luna nie miała tego szczęścia. Choć leżała, jak to się mówi, pod ręką. Jednakże żadne spotkanie lalkowe, żaden spacer, żaden wyjazd nie był dość dobry, aby ją wydobyć z opakowania. Liczyłam na coś ekstra. Pewnie gdybym miała swoją działkę, pierwsze przebiśniegi, zawilce, czy kwitnące wiśnie, skłoniłyby mnie do wyjęcia tej panienki. Ale działki już nie miałam, co zresztą stanowiło cząstkę rzeczonego "armagedonu". W końcu pojęłam, że cud nie nadejdzie, więc muszę zadowolić się pierwszą dostępną fajną okazją, bo trzymanie takiej lalki w firmowym pudełku, które zbyt wysmakowane nie jest, stanowi zwykłe marnotrastwo.


I tak, w pierwszy weekend maja, w noc przed warszawskim Festiwalem Kultury Japońskiej Hanami, wydobyłam dziewczynę z ciasnego więzienia, w którym przesiedziała 7 lat za niewinność ;-)
Już na imprezie okazało się, że z kolana nie usunęłam jej folii, ktora zmyślnie kryła się pod podkolanówką aż do stopy. Koleżanka z ceramiki, która lalek nie zbiera, z poświęceniem i uporem, pomogła mi usunąć oporny plastik, co wcale bez nożyczek krótko nie trwało. Goście Hanami przyglądali nam się z uzasadnionym zainteresowaniem ;-)       
I do dzieła! Mogłyśmy zacząć szukać tematycznych plenerów :-)



Z powyższego drzewka - rękodzieła stworzonego w ramach scenografii do przedstawienia (kadry ze spektaklu prezentuję na drugim blogu), skorzystałyśmy dzięki uprzejmości P. Olgi Mazurkiewicz - Yorokobi No Koen.
Dziękujemy serdecznie :-)







Tym, których zasmuciła historia Luny powiem, że od tamtej pory podróżuje ze mną po całym województwie Mazowieckim. Mam nadzieję, że kiedyś wybierzemy się razem do Japonii ;-)



Kilka słów o samej lalce. Firmowo nazywa się Crescent Road X-102 i podobnie jak jej koleżanki z serii, dziwnym mianem nawiązuje do miasta, które reprezentuje ekstrawagancką modą. Firma Jun Planning Co, ta sama, ktora produkuje lalki Pullip, słynące z niesamowicie kreatywnej garderoby czerpiącej z motywów współczesnej japońskiej mody młodzieżowej, w 2009 r. przeniosła swą produkcję z Japonii do USA. Pewnie dlatego lalki i ich stroje, zachowały wysoką jakość. Podobnie jak Pullipy, posiadają 9 punktów artykulacji i wprawiane szklane/akrylowe oczy.

Razem z Luną na wycieczkę w ten niemal upalny, wiosenny dzień, załapała się Juki - czyli Japanese Barbie z 1995r. - drugie wydanie mattelowskiej Japonki w serii "Lalki Świata", od której zaczerpnęłam tytuł mojego bloga ;-)
Urocza Azjatka oparta na moldzie Kira, użytym po raz pierwszy w 1980 r. dla Oriental Barbie, ulokowała się pośród różu i błękitu.




Tych, którzy chcieliby zobaczyć, co działo się na warszawskim Hanami, zapraszam TUTAJ:
simran2pl.blogspot.com 
Gwarantuję, że wiosenny piknik japoński, był bardzo udany i inspirujący :-D