piątek, 27 marca 2020

Blondynka w Zachęcie


Pamiętacie mój lekki cykl, bez aspiracji edukacyjnych o Blondynce (Jun Planning doll) w Podróży sprzed 2 lat? ;-)
Przeszło tydzień temu na dysku zewnętrznym, znalazłam ostatni odcinek tamtej serii...
W sam raz na dzisiejsze, trudne czasy, kiedy musimy zadowolić się podziwianiem sztuki wszelakiej przez internet. Dobre i to. Jeszcze dwie dekady temu nie było takich możliwości.



W Polsce, w 2018 r. upał z małymi przerwami trwał 7 miesięcy ;-)
Niebo było konsekwentnie błękitne i bezchmurne, a ciepłe, mocne światło, stanowiło raj dla fotografa plenerowego... W pamiętne, rekordowe pod względem wysokiej temperatury popołudnie, zabrałam Lunę do Narodowej Galerii Zachęta, aby pozowała w plenerze przy rzeźbiarskim projekcie Pawła Althamera i wspólników, (https://simran2pl.blogspot.com/2020/03/pawe-althamer-roman-stanczak-i-goscie.html)

a także pokazałam jej retrospektywną wystawę, którą Koji Kamoji, artysta, związany z Polską od 1959 r., udostępnił warszawskim odbiorcom. Japońska lalka idealnie wkomponowała się w japońską sztukę...







Trzymajcie się pozytywnie i przede wszystkim - ZDROWO! :-)
Na mnie w ciągu zaledwie tygodnia, spadły 2 hiobowe wieści...
Oby u Was, działo się lepiej. 


PS. Filigranowe, papierowe makiety, można było obejrzeć latem 2018 na jednej z wystaw w Zachęcie. Niestety, wykreowane pomieszczenia mogły pomieścić tylko gabaryty Petites...









Zapraszam też TUTAJ;
na bardzo ciekawą rozmowę z o. prof. Kijasem, autorem "Brewiarza Ekologa"

piątek, 13 marca 2020

Tiana - pierwsza ciemnoskóra bohaterka Disneya


Korzystając z urlopu, który niespodziewanie i płynnie przeszedł w tryb pracy domowej, dokonałam kolejnych wykopków na dysku zewnętrznym. Dziś mało tekstu, za to sporo słonecznych fotografii - choć lalki bardzo dobrze wszystkim znane.  Inną, milszą niespodzianką, jest wiosna w mojej loggi.





Nawet liliowiec już się budzi, no i kocury wygrzewają futerka w pierwszych ciepłych promieniach. 😊 



Odkąd pamiętam, marzyła mi się ciemnoskóra bohaterka opowieści Disneya….
Po dzielnych, etnicznych dziewczynach: Pocahontas (1995r. ) i Mulan (1998) – wszystko zdawało się być na dobrej drodze do obalenia dotychczasowych stereotypów. Niestety, choć disneyowskie damy i księżniczki dostosowywały się do współczesnych czasów, feminizowały się i indywidualizowały, na ciemnoskórą, wyrazistą, mądrą i dowcipną postać, przyszło czekać jeszcze ponad dekadę. Film „ The Princess and the Frog” (2009 r.), oczarował odbiorców.  




Tiana przeszła do historii jako pierwsza afroamerykańska księżniczka z serii „Disney Princess” . W pierwotnym projekcie, nosiła nazwę Maddy i pracowała jako pokojówka. Jednak publiczna krytyka w końcu spowodowała zmianę jej imienia i działalności zawodowej.
Producenci lalek, absolutnie ukochali tę postać. Albo, ujmując rzecz bardziej cynicznie – wywęszyli długofalowy zysk. Tak, czy inaczej, Tiana, miała wiele swoich odsłon i do tej chwili, cieszy się niegasnącą popularnością. Wielokrotnie sięgał po nią Mattel. Cieszy się też popularnością Disney Store. Doskonałą lalkę, stworzył też Ashton Drake…


Mattelowską Tianę kupiłam okazyjnie na Allegro. Kilka lat później trafiła mi się w znośnym stanie, wersja Tiany dla Disney Store, która moim zdaniem nie tylko ze względu na artykulację jest dużo lepsza. Smuklejsza twarz i zamknięte usta, chyba lepiej oddają podobieństwo bohaterki. Mattelowski Książę Naveen - po dziś dzień u mnie na rezydenturze - jest własnością Inki.    






Sesję leśną zrobiłam we wrześniu 2018. Dziś to piękne miejsce, po wycięciu brzóz, jest zaorane niczym pole i przygotowane pod nowe nasadzenia...

Resztę zdjęć zrobiłam we wrześniu 2018, w Choszczówce.


Czy w Waszych miastach też są takie sceny?







Zdrówka Wam życzę 😊 
i zapraszam na spotkanie z niesamowitym malarstwem Jerzego Pluchy: http://simran2pl.blogspot.com/2020/03/jerzy-plucha.html



poniedziałek, 9 marca 2020

Tijani Babangida



To złożona opowieść. O zagadce, moim stosunku do piłki nożnej i lalce, która trafiła w ręce prawdziwego sadysty. Tak, tak… Nie chodzi mi o małe dziecko, które jeszcze nie umie bawić się lalkami, ani o dziecko z jakąś dysfunkcją, które nie wie, jak w zabawie używa się lalki…


Pamiętam siebie z podstawówki i liceum. Jako 9-10 latka, po lekcjach z pasją grałam na szkolnym boisku w piłkę z chłopcami. Oczywiście wtedy, kiedy nie pisałam w domowym zaciszu moich „powieści” i nie przemykałam po dachach i piwnicach, karmiąc dzikie koty. Nie każda dziewczynka widziała mnie jako swoją wymarzoną towarzyszkę zabaw. Tym bardziej, że miałam masę polskich zabawek zdobytych przez Babcię po znajomości, ale tych zagranicznych – jak na lekarstwo. A Fleur i Lego, stanowiły wtedy przepustkę na szkolne salony. O Barbie – nie wspomnę. Chłopcy byli bardziej hałaśliwi, ale nie tak snobistyczni, jak dziewczyny. Z czasem w TV nie odpuściłam żadnego meczu. Uwielbiałam drużynę argentyńską, ale na dobrą sprawę, zachwycał mnie głównie D. Maradona. Za to Włochów za ich styl, temperament, zaskakujące zwroty akcji – kochałam miłością bezwzględną. Całościowo. Ale… przyznaję… Roberto Baggio, był moim absolutnym idolem! 


Dorastałam jako miłośniczka sportu: lekkoatletyki, jazdy figurowej na lodzie, skoków narciarskich. Od kolejnych dyscyplin, odciągały mnie skandale dopingowe. Piłka nożna zmierziła mnie dodatkowo tzw. „kupowaniem” zawodników. Odkryłam, że sport, nie ma już nic wspólnego z patriotyzmem. Liczy się wyłącznie kasa. Koniec uroczej różnorodności! Nie podziwiamy już stylów kulturowych, nazwisk właściwych dla danego państwa, typów etnicznych. W zamian mamy stawki. Ten i ten, kopie tu i tu, za kwotę, która mogłaby wyżywić spore miasteczko. A po zakończeniu kontraktu, idzie kopać tam, gdzie mu zapłacą jeszcze więcej. Dobry chirurg tyle nie zarabia mimo, że ratuje ludzkie życie!
Dziękuję. Nie będę temu kibicować… I tak, wyrosłam z piłki nożnej.


 To, co wypatrzyłam ok. 3 lat temu na Allegro, za zaledwie 10 zł, wołało o pomstę do nieba. A jednocześnie budziło litość. Strój był ciemnobrązowy z brudu. Wyglądało to, jak zaschnięta krew. Wzbudziło we mnie takie obrzydzenie, że dwoma palcami zdjęłam firmowe szmaty z lalki i wrzuciłam do miski z wodą i trzema garściami proszku. Cóż, szczęśliwie nie krew, to była, a kawa 😉 Brud puścił szybciej niż myślałam. Wtedy odkryłam logo ABN-AMRO i po nim mogłam zidentyfikować postać. (niestety, ciuch krótko po wysuszeniu, gdzieś mi się zapodział)

Utytłany strój – to nic. Ani wytarta część czupryny.


Moje farby akrylowe, szybko naprawiły ten ubytek.

Lalka ma górną część prawej strony twarzy, zniszczoną na skutek wysokiej temperatury. Nie wiem, czy ktoś go trzymał nad ogniskiem, czy zgasił niedopałek. Z pewnością, nie są to ślady normalnego użytkowania. Mimo szczerych chęci, wobec tego rodzaju uszkodzenia, nie mogłam zrobić zbyt wiele. 


Jeśli macie doświadczenia z takim rodzajem renowacji lalek, proszę – podzielcie się ze mną. Podmalowałam oczy, brwi, gdzieniegdzie wygładziłam nierówności lakierem. Ale to jak puder na rany oparzeniowe… 

Tijjani (Tijani) Babangida, urodził się 25 września 1973r. w Nigerii. Z informacji znalezionych w sieci dowiaduję się, że jest niemal mojego wzrostu: 169 cm. Swoją działalność sportową rozpoczął w 1990 r. Baba znany był ze swojej szybkości - większość kariery spędził w kultowym Ajaxie, z którym zdobył mistrzostwo Holandii oraz krajowy puchar. Grał w pięciu państwach na trzech różnych kontynentach. Rozegrał 37 meczów w narodowej reprezentacji, w tym cztery na Mistrzostwach Świata w Piłce Nożnej 1998 we Francji. Wziął udział w dwóch turniejach o Puchar Narodów Afryki i zdobył złoto olimpijskie w 1996. Po dwóch latach rozbratu z reprezentacją, został powołany do przygotowania nigeryjskiej drużyny w Portugalii w do Pucharu Narodów Afryki 2004. 




Lalka jest wykonana bardzo starannie. Ma standardowe, gumowe nogi, zginające się na porządne dwa kliknięcia. Lekko ugięte rączki, unosi na wysokość łopatki. Dodatkowym atutem jest skrętna talia. Współczesne Fashionistas Mattela, mogą mu tego tylko pozazdrościć.
Dodatkowym atutem jest bardzo starannie odwzorowana twarz. Facet ze zmarszczkami na czole i małą, naturalną blizną przez jego środek, nie gra przystojniaka, ale jest wzruszająco realistyczny.
Zdjęcie, zaczerpnęłam z tej strony:



Kiedy półtora roku temu, zidentyfikowałam mój pokiereszowany nabytek, natknęłam się na tę lalkę w internecie. Niestety, zaufałam pamięci i nie spisałam namiarów firmy. Dziś – jak kamień w wodę. Nie ma śladów ani po postaci, ani po produkcji. Na karku ma wyraźne logo: Made in China. Na krzyżu, już bardzo delikatne: M & C CHINA.  I to jedyne jego parametry. Wtedy zidentyfikowałam lalkę chyba po ABN-AMRO. Wiem, że mieli jakiś konflikt. Może to stało się przyczyną wyczyszczenia sieci? Żadna konfiguracja haseł, nic nie daje. Co ciekawe, lalka, jakby w ogóle rozpłynęła się w czarnej dziurze. Nie znalazłam jej na Ebay, Etsy, blogach fanów sportu i tematycznych gadżetów. Pomożecie mi w tym dochodzeniu? 😉



Sesję wykonałam w Choszczówce, pod koniec września, pamiętnego 2018 r. kiedy lato niemal nieprzerwanie trwało ponad 6 ms-cy. Płot, który na pewno ma ze 100 lat, stał się wspaniałym tłem. 


Niestety, piękna, klimatyczna willa, która jeszcze w kwietniu wyglądała bardzo przyzwoicie, 



została podpalona (częsta praktyka) i we wrześniu, niczym mój Tijani, wołała już tylko o pomstę do Wyższych Sfer na ludzką niegodziwość.




(w praktyce, willa stoi po dziś dzień)




Tak klimatycznej, ziemnej piwniczki dawno nie widziałam. 

(kwiecień)



(wrzesień)


Miejsce na długo zatrzymane w czasie, choć nieuchronnie osuwające się w niebyt…







A jeśli jesteście ciekawi, jak Warszawiacy bawili się z Kołami Gospodyń Wiejskich w Dniu Kobiet, zapraszam TUTAJ: https://simran2pl.blogspot.com/2020/03/dzien-kobiet-na-ludowo-w-warszawie.html