piątek, 21 października 2016

Super Teen Skipper (1978 - 1986) Historia Skipper - młodszej siostry Barbie. Część 4/History Skipper - Barbie's younger sister. Part 4


Rzadko zaglądam ostatnio na blogi, nie tylko Wasze, ale i na moje własne... Minione tygodnie przypominały bieg przez pole minowe. Dochodziło już do takich groteskowych sytuacji, że pierwszą myślą po obudzeniu, było pytanie: "Co się dzisiaj nowego zwali?" Totalna jazda bez trzymanki. Aż dziwne, że nie spadłam i karku sobie nie skręciłam. Sny również do krzepiących nie należały. W najlepszym wypadku wędrowałam samotnie przez wypalone miasta, albo przestrzenie rodem ze starszych obrazów Z. Beksińskiego. Po obudzeniu chciałam rzucić się w wir rysunku, czy rzeźby (byłby chociaż jakiś twórczy pożytek z tych nocnych spacerów), ale nie starczało sił i czasu na post apokaliptyczną sztukę - wszak trudne sprawy w realu, rozmnażały się przez pączkowanie ;-) Aż pewnego dnia coś się przejaśniło w najważniejszych dla mnie kwestiach i nieoczekiwanie, choć słusznie wyczerpana, z wypalonych miast wróciłam z tarczą, a nie na tarczy ;-)  




To była ostatnia Skipper, której brakowało mi do kolekcji. Ostatni mold, którego nie posiadałam w moim chronologicznym zbiorze aż do bieżącego roku. Czemu? Bo jest naprawdę rzadki! Od 1979 r. do 1986, wyszły tylko 4 dziewczynki na tym moldzie. Cztery, o których istnieniu wiem. A, że nie jestem encyklopedią, może się zdarzyć, że coś pominęłam, jakichś informacji nie zgłębiłam... Więc nie bijcie.
"Super Teen" Skipper zadebiutowała dziewczęcą twarzyczką w 1979 r. (data wybita na główce jest o rok wcześniejsza). Ubrana była w strój na W - F, miała też w pudełku sportowe akcesoria. To był drugi mold nastoletniej siostry Barbie, zaprojektowany przez Mattela, wprost rewolucyjnie inny względem tej pierwotnej, narodzonej w 1963r. Tamta miała nostalgiczny, jeśli nie smutny wyraz twarzy, zamknięte usta i szeroki nosek. Ta jest ekspresyjną, roześmianą dziewczynką z sąsiedztwa. Może być Amerykanką, lub Europejką z północy/środka Starego Kontynentu. Jakże inaczej wygląda jej naturalna uroda, w zestawieniu z dzisiejszymi nastoletnimi lolitkami, wysmarowanymi błyszczykami, z kolorowymi pasemkami we włosach i pomalowanymi paznokciami. Ileż takich na oko 11 - 13 latek widziałam tego lata? Bardzo świadome rodzącej się w ich ciałach i emocjach kobiecości, wzbudzały we mnie mieszane uczucia. Wątpliwości rodziły się z własnych wspomnień: jako 9 - latka malowałam na przerwie po pierwszej lekcji paznokcie bezbarwnym lakierem z kolorowym brokatem, kupionym przez koleżankę w Komisie, a przed wyjściem do domu, zmywałam niechętnie lśniące drobinki. Gdy raz zapomniałam, nikt w domu nie zauważył tego przez kilka dni. A gdy już dostrzegł - nic nie powiedział ;-) Dopóki pewnego dnia nie wręczyłam do podpisania uwagi w dzienniczku szkolnym... Oj, jak dziko marzyłam o farbowaniu włosów i cieniach do powiek, dobrze więc znam te dziewczęce pragnienia.
Jeśli coś mnie dziwi/razi (?) w tych małoletnich damulkach, to co raczej ich zachowanie, niecenzuralne słownictwo. Ale nie chcę z własnych obserwacji, tworzyć reguły. Mogę tylko powtórzyć za Mamą, którą będąc w moim obecnym wieku, patrzyła na swą nastoletnią córkę i mówiła spokojnie, acz stanowczo: "Po co się spieszyć do tej dorosłości? Przecież zdążysz, masz na to całe dalsze życie. A dzieciństwo nigdy nie wróci".




Moja Skipper to z wielkim prawdopodobieństwem "Western Skipper" z 1981r. Rok po niej, wyszła praktycznie bliźniacza "Horse Lovin". Panienki różniły się tylko strojami (choć oba w stylu western - country) i ciut inaczej wszyto im włosy. Obie miały ten sam pierścionek na palcu prawej ręki. Żadna nie posiadała kolczyków. Nierozwiązaną zagadką po dziś dzień, są te w uszach mojej... Dziurki wyglądają na zrobione firmowo. A jednak nie słyszałam o żadnej Skipper na tym moldzie z kolczykami...
Ostatnią uśmiechniętą nastolatką "Super Teen", była unikalna na naszym kontynencie dziewuszka: "School Going", wyprodukowana tylko dla Indii (1986).
Co muszę dodać... Choć teoretycznie Mattel zaprojektował nową twarz pod koniec lat '70 XX w. w istocie, zanim na dobre pojawiła się trzecia odsłona Skipper, posiłkował się na ogół tą pierwszą. "Super Teen" wypuszczano na rynek okazjonalnie jak rzadkiego ptaka, albo aberrację...  




I  jeszcze kadry z Krainy Absurdu:




Parę dni temu, stałam niepewna i zmarznięta na tymczasowym przystanku w mieście. Prowadzone od 5. miesięcy prace remontowe nawierzchni przy Ratuszu, dobiegały już końca, więc nie wiedziałam, czy to co widzę jest odgórną likwidacją stanu przejściowego, czy wybrykiem wandala? Deszcz zacinał, wiatr przewiewał do kości, zatem nie miałam kogo zapytać. W ciągu pół godziny nerwowego oczekiwania, minęła mnie tylko mało rozgarnięta starowina  z równie starym pieskiem. Na szczęście, przystanek choć w widocznym rozkładzie, (którego w rozkładzie właściwym nie było) okazał się aktualny :-D

Groteskowym akcentem, żegnam się z Wami w tym roku. Bawcie się dobrze!!!


Zapraszam też TUTAJ: simran2pl.blogspot.com




Wysokość: 24 cm.
Tworzywo: guma, plastik
Sygnatura na głowie: 1978 MATTEL INC PHILIPPINES
Cechy szczególne: rzadka lalka
Kraj produkcji: Filipiny
Data produkcji: 1978

Height: 24 cm.
Material: rubber, plastic
Signature on the head: 1978 MATTEL INC PHILIPPINES
Special features: rare doll
Country of origin: Philippines
Date of production: 1978

          

sobota, 1 października 2016

Zła jak OSA. Krętactwa nie znoszę! Monster High. Kolorowe upiorki. Część 14.


Z osami mam związane zdecydowanie traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa. I to wcale nie chodzi o tego jednego owada, który wdarł się do torebki z czekoladowym mlekiem w proszku (to była wtedy spożywcza nowość na rynku i wielka atrakcja dla stęsknionych czekolady dzieci nie przekarmionych pseudo-serkami z dodatkiem cukierków). Nie powiem, że słodyczy w moim dzieciństwie w ogóle nie było, bo w teorii istniały i jeśli już się pojawiły w realu, miały niskie ceny. A, że nie leżały sobie rzędem na półkach marketowych tak, jak teraz, to dorośli kupowali od razu (jeśli nie było limitu) po parę kilogramów - zazwyczaj cukierków owocowych (czekoladowe pozostawały jednak w sferze marzeń). Pamiętam, że nie tylko u mnie były takie zapasy w kuchennej szafce. Ale może pod tym względem Warszawa była uprzywilejowana? Na wakacje do Pradziadków, pojechała spora wałówka. I tak, po śniadaniu Prababcia nie zamknęła dość szczelnie opakowania ze wspomnianym proszkiem spożywczym. Jakaś rezolutna osa, sama zaprosiła się na słodki posiłek. A ja, pięcioletnia, zwabiona tajemniczym chrobotaniem na stoliku/taborecie? przy tzw.: lepce, wsadziłam twarz do srebrnej, foliowej torby. Nakryty na konsumpcji owad, użarł mnie w brodę, więc zawyłam na tyle dramatycznie, że w ciągu chwili kuchnię wypełnili dorośli. To było moje pierwsze spotkanie z OSĄ. Parę lat później okazało się,  że w naszej 100 - letniej kamienicy osy zrobiły sobie kolonię w nieotynkowanym murze. Wlepiły swe kruche, szare gniazda w szczeliny cegieł, w otwory po kulach i naturalne pęknięcia, będące wynikiem upływającego czasu i braku konserwacji. W iście afrykańskie lata końca XX wieku, cegły nagrzewały się niemiłosiernie, wyganiając z nich liczne, owadzie byty. I tak bywało, że po naszych poduszkach chodziły stonogi szukające ochłody, czy śnięte osy. Te obrazy rodem z horroru, pamiętam po dziś dzień. Zapytacie być może, jak obudzona w środku nocy reagowałam na to paskudztwo? O ile nie łaziły mi po twarzy, bardzo spokojnie. Ponoć człowiek to tak gruboskórna bestia, że do wszystkiego się przyzwyczai... Niestety przez wiele lat, administracja nie chciała nam pomóc w robaczywym problemie, więc owady trzeba było pacyfikować samodzielnie. Oczywiście nie bez ubytków na własnym zdrowiu...    
Po tym długim, paskudnym wstępie, pokazuję Wam wreszcie Osę (sfotografowaną na łąkach w Jabłonnie w październiku... ubiegłego roku), która była pierwszym owadem w serii Monster High (2011).




Zaistniała jednakże niejako pobocznie, jako składak w formie elementów dodatkowych, czyli "Create A Monster". O "gorszej siostrze" popularnej serii powinnam przypomnieć parę faktów, ale od kilku dni znowu walczę z zawieszającym się kompem i biegającym samodzielnie po ekranie kursorem. Powiem Wam szczerze - mam tego serdecznie dosyć :-S. Musicie mi zatem uwierzyć, że ta dziwna "pod-edycja", przyniosła parę postaci zasługujących na kolekcjonerską uwagę. Niektóre znalazły rozwinięcie w głównym nurcie MH, jak np. Skelita, która zadebiutowała w składakach jako Szkielet, inne poszły do lamusa. Osy żałuję szczególnie. Pomysł, ze zdejmowanymi okularami imitującym tzw.: "owadzie oczy", był świetny.




Dlatego cieszę się, że choć mocno używana, z drugiej ręki, trafiła pod mój dach. Bije na głowę przesłodzoną Lunę Mothews z Boo York, wydaną w 2015 r. Ma się rozumieć, moim zdaniem ;-). Osa w oryginalnym opakowaniu, miała uniwersalną nazwę "Insect". Hmm, naprawdę nie wiem czemu, bo dla mnie to zdecydowanie "wasp"!  


A dlaczego taki kąśliwy temat dziś wybrałam? Bo jestem wściekła! Wspominałam na tym blogu jakiś czas temu, że kupiłam Fleur i 2 maluszki od użytkownika "damian200038". Zakup był na "kup teraz" i z punktu widzenia kolekcjonera miał okazyjną cenę. Owszem, paczka nie należała do najtańszych, dlatego usiłowałam mailowo ugrać ze sprzedawcą jakąś tańszą formę. (Oczywiście moje maile i sms-y były olewane.) Niestety w międzyczasie, dowiedziałam się, że: "dziecko zepsuło największą z lalek (czyli Fleur)" i pieniądze, jeśli je już wpłaciłam, zostaną mi zwrócone. Znając tę prymitywną wymówkę, stosowaną nagminnie, w przypadkach gdy sprzedający dogadał się na boku z drugim kupującym, odpisałam, że nie ma problemu, ja sobie lalkę naprawię! Co można było przewidzieć, zostałam zlekceważona - zero odpowiedzi...
Miniony miesiąc dostarczył mi wiele trudów codzienności i zabrał dużo czasu, więc ładunek emocjonalny był przeniesiony gdzie indziej. Pierwotnie zamierzałam od razu wystawić negatywny komentarz. Ale miałam ważniejsze rzeczy na głowie, więc pewnie cwaniak zostałby oszczędzony. Jednakże w chwili, gdy zobaczyłam "pozytywny komentarz", jaki krętacz otrzymał od skądinąd miłej cudzoziemki zbierającej lalki vintage (ona coś ode mnie kupowała i ja od niej) dotyczący tej samej aukcji wystawionej parę dni później, zalała mnie przysłowiowa krew!  
Panie Damianie. Za długo na tym świecie żyję i zbieram lalki, by dać się nabrać. Ale też za długo na to, by pozwalać na robienie z siebie kretyna. Prawda zawsze wypływa, więc oszczędź swoim klientom farmazonu i przyznaj, że nie respektujesz żadnych zasad, że w d... masz tych, którzy ci zaufali i potraktowali poważnie, że liczy się tylko kilka złotych więcej... Typowe, polskie dno. Spuśćmy kurtynę milczenia podlaną niesmakiem i zapomnijmy o tym sprzedawcy...    



A na ostudzenie nerwów i w nagrodę dla tych, którym chciało się przeczytać cały wpis - Dywa i Bub. Jak widać, nie mogą się zdecydować, czy chcą ze mną popływać, czy może złowić :-)




Wysokość lalki: ok. 27 cm.
Tworzywo: plastik, guma.
Cechy szczególne: pierwsza lalka - owad w wykonaniu Mattela.
Data produkcji: 2011.