czwartek, 29 stycznia 2015

Meksykanka firmy Mattel/Mexican Barbie


Dziś jeszcze pozostaję w Meksyku, ale wszystko - od A do Z, będzie w tym wpisie inne. Tak więc inna historia, odmienne tworzywo i estetyka, odrębny także jest rodowód produkcyjny. Oto wymarzona przed laty lalka: Mexican Barbie z 1988r. na moldzie specjalnie zaprojektowanym do latynoskich lalek, czyli "hispanic" (zwanym też Dee Dee). Owa dziewczęca, charakterystyczna buzia, została stworzona w 1982 r. i wychodziła przez 6 lat. Pojawiała się w odsłonie "hispanic", jako czarnowłosa, śniada pannica, oraz czekoladowa Afroamerykanka. I tak dla przykładu w 1982r. w kultowej serii Twirly Curls, 2 "hispanic" stoją obok Barbie: jedna w roli zjawiskowej Teresy o urodzie filmowej Isaury, druga zaś jako czarnoskóra piękność. Całkiem różne lalki na tej samej matrycy. Bardzo podobna do wspomnianej Twirly Curls, ale o znacznie krótszych włosach, jest Spain Barbie (pierwsza edycja z 1983r.) - poniżej, w czerwono - czarnej sukience.



Miłośnicy gatunku świetnie też znają afroamerykańską odsłonę moldu w historycznej serii Barbie and the Rockers (dwie edycje: 1986 i 1987). W obu nazywa się Dee Dee (powyżej: przebrana w wieczorową suknię).
Jedną z bardziej rozpoznawalnych jest też Teresa z serii Island Fun:


Mam ogromną słabość do tej maleńkiej główki z okrągłym noskiem. Urzeka mnie jej delikatność i rys niewinności. Poza tym, nie znałam tej lalki w dzieciństwie, bowiem wychowałam się już na Christie właściwej (1987 - 1997r.), która wyparła mold "hispanic".



Moją pierwszą "hispanic", była druga Dee Dee z późniejszej serii Rockersów. Po niej trafiła mi się Cool Times Teresa, o której pisałam w ubiegłych latach. Choć sprowadziłam ją ze Stanów w czasach akademickich (kreatywny sposób wykorzystania stypendium naukowego), szybko rozebrałam z oryginalnego odzienia (żenujący brak profesjonalizmu) i co gorsza urwałam firmowe kolczyki - toporne prostokąty z naklejonym hamburgerem ;-). W tym roku właśnie (1988), o ile dobrze pamiętam - kolczyki u lalek Mattela, straciły wspaniałą cechę: możliwość wyjmowania i wkładania, a więc stały się w zasadzie taką samą częścią lalki, jak ręka, czy noga ;-).
Jedno z jej wcieleń, to próba upodobnienia lalki do pierwszej Meksykanki, wypuszczonej przez Mattela, nim zdobyłam po latach tę właściwą (szydełkowy strój nie jest moim dziełem, bo choć z igłą jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami, z szydełkiem zawsze było mi nie po drodze ).




Mój pomysł, to w sumie ciekawy eksperyment, ponieważ obie lalki pochodzą z 1988r. i jak widać, nawet bez tych kombinacji są do siebie wyjściowo bardzo podobne.





Gwoli całości historycznej, to Mattel jako potentat ze Stanów też ma problem z Meksykiem. Lalki pod szyldem "Mexican" wyszły w głównym nurcie tylko 3 razy. Oprócz wspomnianej, była jeszcze Meksykanka na moldzie Teresy w 1995, oraz całkiem współcześnie, na moldzie Kayla/Lea - w 2012r. W 1992 r. pojawiła się jeszcze Fantastica Barbie, jako "Limited edition". (mold: Teresa).
A poniżej już właściwa bohaterka dzisiejszej prezentacji:




W jej stroju najbardziej zachwycają mnie te drobniutkie kwiatuszki ;-) W rzeczywistości, to wcale nie jest bluzeczka, ale góra białej sukienki, skrytej pod jarzębinową spódnicą.


Zapraszam na mojego drugiego bloga: simran2pl.blogspot.com


Wysokość: 29 cm.
Tworzywo: guma, plastik
Sygnatura na głowie: MATTEL INC 1982.
Znaki szczególne: pierwsza Barbie Meksykanka wydana przez Mattela.
Data produkcji: 1988r.
Kraj produkcji: Chiny.

Height: 29 cm.
Material: rubber, plastic
Signature on the head: MATTEL INC 1982.
Special features: the first Mexican Barbie released by Mattel.
Date of manufacture: 1988.
Country of production: China.

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Prawdziwa Meksykanka (z groteskową intrygą w tle)/A real girl from Mexico (the grotesque intrigue in the background)


Taką już mam koncepcję tego bloga, że niemal każda lalka, każde zdarzenie około lalkowe, musi nosić jakiś rys osobisty ;-) Zresztą sama zawsze w pierwszej kolejności, znajdę czas na zaglądanie tam, gdzie teksty są osobowe i mam namiastkę znajomości - choćby wirtualnej - z danymi kolekcjonerami. Lalki - lalkami, ale wciąż jestem na tyle niepoprawna, że interesują mnie też ludzie, ich życie, jeśli uchylają rąbka, wrażliwość, która wyłania się z zapisków, sprawy hobbystyczne i te innego kalibru, choć uparcie lansowana jest moda na "tumiwisizm", brak emocji i dystans do drugiego człowieka... OK, w pewnych przypadkach istotnie bodaj wilk milszy i mniej groźny niż sąsiad, lub... koleżanka ;-)
Tak więc dziś lalka niecodzienna, bo to prawdziwe meksykańskie rękodzieło! Osobliwe były też okoliczności otrzymania owego upominku... Dziewuszka szyta jest częściowo ręcznie,


częściowo na maszynie,


w spódnicy z tęczowej tkaniny, tak charakterystycznej zwłaszcza dla dwóch krain Ameryki Południowej: Gwatemali i Meksyku. Oj, jak ciężko być tam kobietą! A jeszcze na wsi... Bo i dzieci trzeba wychować samodzielnie (żaden macho przecież na urlop ojcowski nie pójdzie prawdopodobnie nawet za 100 lat ;-) i pole obrobić i dom ogarnąć I jeszcze rękodziełem się zajmować. Ceramika oraz tkactwo to także dziedziny wyłącznie damskie, traktowane użytkowo. Inny sposób myślenia, inny świat, ale jakże kolorowy!


Żałuję, że moja Meksykanka nie ma malowanych, lub wyszywanych oczu. Te czarne, naklejane placki nie pasują do całości - są i toporne i czyniące twarz lalki, po prostu: martwą. Lubię ją mimo tego i mimo owego, bo pozostała pamiątką po dziwnej osobie oraz kuriozalnym układzie ;-)


Było nas 4: ja, moja Przyjaciółka, jej nieco młodsza Siostra i pani Nauczycielka, najstarsza z naszej osobliwej paczki. Relacje pomiędzy nami panowały jak w telenoweli, napisanej przez pijanego scenarzystę. Siostry tolerowały się zaledwie, Nauczycielka nie znosiła mej Przyjaciółki (i z wzajemnością), mnie nie ciągnęło do jej młodszej Siostry (także w sposób odwzajemniony). Za to Siostra z Nauczycielką, mimo dużej różnicy wieku, stanowiły wzór babskiej przyjaźni. Co gorsza i mnie Nauczycielka lubiła wprost zaborczo, a jeszcze bardziej moją Mamę (z własną była w stanie permanentnej wojny). Z tej sympatii dla nas, postanowiła uczyć mnie darmowo, tak całkiem po koleżeńsku. Uznałam, że to mi się przyda, wszak zbliżał się egzamin. Nauczycielka wpadała więc 2 - 3 razy w tygodniu, ale wizyty szybko przerodziły się w żądania obiadu, podczas przerw pomiędzy jej zajęciami, które to zatykała naszą pseudo nauką. Pożyczała też od nas książki, które wracały w stanie, nie przymierzając - jak psu z pyska. Starała się także przechwytywać mnie na weekendy, (gdy Siostra nie mogła się spotkać), pod warunkiem, że nie będzie Przyjaciółki lub innych osób. Hmmm. Nie było to trudne: Nauczycielka miała talent do skłócania się ze wszystkimi i z wyjątkiem Siostry nikt za nią przepadał. A i mnie wkrótce zaczęło tak męczyć jej autorytarne towarzystwo, że regularnie w weekend "chorowałam", albo uczyłam się gorliwie innych przedmiotów ;-).Komplikacje armatniego kalibru, następowały w dniach większych imprez takich jak czyjeś urodziny, lub Sylwester, kiedy to trzeba było przezwyciężyć własne animozje i spotkać się pod jednych dachem. Zazwyczaj brało się jeszcze innych na obstawę, ale i tak, były to najgorsze imprezy jakie zaliczyłam...


W czasie, gdy Siostra wylądowała na stypendium w Meksyku, nauczycielka postanowiła wpaść do niej na 2 tygodnie. Zostałam więc zaangażowana w pilnowanie nie tyleż jej pustego, smutnego mieszkania, co zestresowanego kota, którego dostała kiedyś od naszego Przyjaciela. W rewanżu otrzymałam kilka fajnych upominków... Niebawem, gdy do Polski wróciła Siostra, wręczyła mi tę oto lalkę. Z czasem dowiedziałam się, że kupiła ją Nauczycielka ;-)



Kres tej potwornie złożonej i męczącej relacji, położył atak nerwowy pani Nauczycielki. Wystarczyło, że wsiadłyśmy z mojej winy nie do tego tramwaju, co powinnyśmy, a usłyszałam taką tyradę, że mało mi uszy nie pękły. I choć pokornie zaoferowałam się, że będę niosła jej plecak z ciężkimi książkami, choć ta postawna niewiasta była ode mnie wyższa o półtorej głowy ;-) nastąpiło takie piekło, że ludzie się za nami oglądali w osłupieniu, a ja w końcu wzięłam nogi za pas i zwiałam ;-). Zasłyszane rzeczy na swój temat, mojej Mamy, Przyjaciółki i jej Siostry, zrelacjonowałam dziewczynom nazajutrz. I czego się dowiedziałam? Że Nauczycielka od roku obmawiała mnie kpiąco, a Mamę w sposób niezwykle ordynarny, ale żadna z sióstr, dbając ponoć o moje dobre relacje i wspólną "naukę", nie puściła pary z ust! Miara się przebrała, gdy pani pedagog, próbowała... odbić Siostrze chłopaka. Wtedy obie dziewczyny ujawniły mi takie szczegóły, że nawet pijany scenarzysta musiałby przetrzeć oczy. I choć siostry zapewniały o swych krystalicznie czystych intencjach, pełna niesmaku, szybko znalazłam sobie nowe towarzystwo. :-)    

Wysokość: ok. 14 cm.
Tworzywo: tkanina.
Sygnatura: brak.
Cechy szczególne: rękodzieło.
Kraj produkcji: Meksyk.
Data produkcji: po roku 2000.

Height: approx. 14 cm.
Material: fabric.
Signature: none.
Special features: handicraft.
Country of production: Mexico.
Date of manufacture: after 2000.

A tu już kilka śladów minionego z moich okolic:





sobota, 24 stycznia 2015

Baletnice szukają nowego domu.


Zakup witryny, pokazał mi faktyczny stan mojej kolekcji i pozwolił przyjrzeć się niektórym lalkom z bliska. I tak, okazało się, że jest przynajmniej kilka sztuk, bardzo ładnych oraz zadbanych, które nadal obiektywnie doceniam i stanowią jakiś ciąg historyczny w mym zbiorze, ale nie muszą mieszkać ze mną dozgonnie. Przy takiej ilości, człowiek chyba zaczyna grymasić ;-) A może też nie każda miłość musi być wieczna?...
Zatem na pierwszy ogień idą filigranowe (24 cm) smutne siostry Isla i Hadley z filmowej produkcji, pt.: "Barbie i 12 tańczących księżniczek". Lalki mają smukłe ciałka, robią szpagat poprzeczny i są w idealnym stanie. Mold z 2005 r.
Cena 40 zł za obie, ale jeśli ktoś z Was dogada się drugą osobą, że jedno weźmie jedną siostrę, a drugie jej bliźniaczkę, to mogę sprzedać i na takiej zasadzie. Nie chcę by została mi samotna dziewczyna, tak się nie godzi! Ostatecznie mogę zamienić się na jakąś Monster, której nie mam, lub inne lalkowe cudo, które zajmie puste miejsce - choć osobiście wolę uzyskać więcej przestrzeni dla pozostałych lal ;-)  







Wysokość: 24 cm
Tworzywo: guma, plastik.
Sygnatura: na głowie - 2005 Mattel INC, na tułowiu: Mattel INC, 1999.
Kraj produkcji: Indonezja.

wtorek, 20 stycznia 2015

Witryna - okazyjny zakup/Occasional purchase



Odkąd uporałam się wreszcie ze sprawą książki, mój stres i wyczerpanie nabrały takich rumieńców, że mogłyby przyćmić słońce. Kto miał pogratulować, pogratulował, kto miał pozazdrościć - pozazdrościł. Wszystko w myśl przewidywań ;-). Teraz nastała proza codzienności... Słyszałam, że tak jest: iż po wielkim wysiłku, wcale nie spada z nas natychmiast jego widmo, tym bardziej gdy jeden wysiłek zmienia się w drugi. A prawda jest taka, że weszłam w fazę permanentnej szarpaniny, szukania miejsc zbytu, nawiązywania kontaktów i wypiekania dwóch pieczeni na jednym ogniu, bowiem szukam jednocześnie nowej pracy... I tak, tydzień za tygodniem, przynosi multum rozmów, nowych twarzy, różnych temperatur emocjonalnych. Po każdym taki spotkaniu, jestem jak chora następnego dnia, wypluta, zużyta, myśląca o następnych telefonach, które trzeba wykonać i już kalkulująca, co rokuje, a co nie. Reguła jest jak zawsze ta sama. Jednakowy scenariusz obowiązywał, gdy na studiach wstawiałam do galerii swoje obrazy, a po studiach, pracowałam kilka lat jako dziennikarka. Gdy idziemy gdzieś po znajomości, wszystkie chwyty są dozwolone. Żadnego spinania się, maskowania, układania - wystarczy uśmiech i zazwyczaj jest on szczery. Sprawa i tak będzie miała przebieg zgodny z naszymi oczekiwaniami. Gorzej, gdy idziemy gdzieś na pałę, bez wcześniejszej zapowiedzi na salonach. Tu potrzeba nie lada zdolności aktorskich i wiary, że wierzymy w to, co robimy ;-) Widzisz Osobę na Stanowisku, która dużo może i nie omieszka ci tego oznajmić między wierszami, musisz prowadzić kurtuazyjną konwersację na tematy w "dobrym tonie" (choć masz ochotę ryknąć: "Da mi pani/pan tę pracę do cholery, czy nie!?") i udawać ufną jak dziewczynka z przedszkola, choć czujesz, że Osoba na Tronie ma cię kompletnie w de, palcem w twojej sprawie nie kiwnie, ale ust nie skrzywisz, bo może jednak coś ją ruszy, książki zamówi, albo robotę znajdzie, lub choć popchnie cię dalej... No, masakra! Sprawdza się także Reguła Nr 2.: Ci, którzy dużo mogą, nigdy nic dla ciebie zrobią. Ci, którzy mogą mało - zrobią najwięcej. Ci którzy nie mogą nic - będą bardzo pragnęli pomóc i czasem podadzą jakąś złotą myśl.
Na szczęście w jednym miejscu kluje mi się konkretnie fajna współpraca. Narodził się też świetny pomysł na promocję mojej książki. Ale tak, czy siak, pośród koszmarów, które towarzyszą mi co noc od czterech lat, zaczyna się pojawiać też inny sen: pakuję walizkę (nie mam takiej, więc nie jest proroczy ;-)), w drugą rękę biorę klatkę z kotami, zamykam na klucz drzwi, wyciągam baterię z komórki i... znajduję się na bezludnej wyspie! (standardowa, jak ze wszystkich przygodowych filmów, ale wiem niezachwianie, że człeka tam nie uświadczę) Czyż to nie piękny sen? :-)))      
A w realu stresy odreagowuję rzeźbiąc i podziwiając moją kolekcję, której jeszcze nigdy nie widziałam w takim zestawie:



Flavas i Bratz:


Skipper i Kiry:


Barbie z lat '90.:


Bratz:


Vintage:



Czemu? Bo duża część tych lalek, spędziła ostatnich 5 lat, a niektóre i całe swoje lalkowe życie - w kartonach! Na szczęście zakupiony za 100 zł mebel wraz z początkiem roku, rozwiązał w dużym stopniu problem kartonowiska zawalającego mi najmniejszy pokój. Wprawdzie są już tam dwie małe witrynki z Ikei i jedna większa, ale ilość pozostałych pudeł, zachwycała tylko kotkę ;-)



Miały też koty używanie, gdy zaczęłam rozbrajać ten strychowy skład:







A ja, jak jakiś robot tyrałam półtora dnia i półtorej nocy w amoku odkrywcy. 3 i pół roku temu, przeprowadzałam się w tak wielkim psychicznym bólu, że wiele pozycji które owijałam w ściereczki mechanicznie, umknęło mojej uwadze. Nie zabrakło więc kilku "ochów" w stylu: "O, rany, ja to jednak mam?" ;-)
Były też westchnienia rozczarowania, gdy patrzyłam na lalki kupione za kieszonkowe w liceum, które latami stały wystawione na promienie słoneczne, kurz i dym papierosowy, emitowany nie przeze mnie wprawdzie, ale mym lalom dokuczający. Panny te mimo teoretycznego braku użycia, wyglądają jak nabytki z pchlich targów. Jeszcze gorzej ma się rzecz z ubrankami. Ocalały tylko te, które zaraz po zakupie lalki lądowały z powrotem w pudełku. Na całe szczęście, takich była większość, bowiem firmowa estetyka za grosz kiedyś do mnie nie trafiała.


Mebel jest używany, a lewa górna szyba ciężko chodzi. Ale jego pojemność i cena, satysfakcjonują mnie w zupełności. Przypomina mi też meble, jakie pamiętam z różnych domów i miejsc, z lat mojej wczesnej podstawówki. Ma w sobie jakieś skromne ciepło.
I nie ukrywam, że każdą wolną chwilę, poświęcam na stanie przed nim z rozdziawionym z zachwytu dziobem. Tam pozwalam sobie zapomnieć o stresie i tym wszystkim, co muszę bez entuzjazmu wykonać.


Zainteresowanych zapraszam na drugiego bloga, gdzie pokazuję nieco drobiazgów z ceramiki i trochę klimatycznych zdjęć: simran2pl.blogspot.com






A tych, którzy chcą się pośmiać z ludzkiej głupoty, zapraszam tutaj:  simran4.blogspot.com