Dłubię tego posta na wyrywki od tygodnia, dzięki temu tak się mimowolnie wydłużył... Pory roku zmieniają się niemal co dzień. W miniony wtorek, gdy jechałam do szpitala, za szybą autobusu ujrzałam na szarym niebie 7 kluczy dzikich gęsi. Na szczęście? :-) Dwa dni później mknęłam do sklepu mrużąc oczy przed silnym słońcem, a wczoraj gdy wracałam wieczorem ze stolicy, rozpadał się lodowaty kapuśniaczek, ewoluujący szybko w gęsty śnieg z deszczem, przed którym nie była w stanie obronić mnie nawet parasolka, a tym bardziej nowa pseudo - wiata, z wysokim dachem i bez ścian bocznych... oszczędny, sadystyczny pomysł władz Warszawy ;-) Choć przemokłam i nogi rozbolały od całodziennego dreptania, nie skusiłam się, by usiąść w kałuży... na ławce ;-). Gdy dodatkowo przemarznięta po półtoragodzinnej posiadówce w nieogrzewanych środkach transportu miejskiego, znalazłam się u siebie, znowu powitał mnie puszysty narnijski krajobraz, jak z początku lutego. Niestety dziś nie pozostawił po sobie znaku, śladu... a szkoda, bo liczyłam na kolejną, śnieżną sesję z moimi pannami.
Kiedyś lalka była dla mnie czymś na podobieństwo jednostki ludzkiej... Człowieka zaś, oceniałam dużo lepiej niż obecnie ;-). Tak samo większość plastikowych dziewczyn, które podbiły moje serce, traktowałam jak boginie w czasach, w których zdobycie każdej pociągało za sobą wielki wysiłek. Ale dojrzałam i przekonałam się, że ludzie choć pozornie różnią się między sobą, są zwykłymi drapieżnikami, wepchniętymi w schemat suchej, egoistycznej konsumpcji. Kto odbiega od wzorca - ten wyjątek, lub dziwak... Jak lalka typu OOAK. W ludzkiej rzeczywistości/codzienności, budowałam swoje otoczenie z takich poza schematycznych "marginesów"... Mawiają, że swój ciągnie do swego ;-)
O lalkach podświadomie myślałam w analogicznych kategoriach.Te, które znalazły się u mnie, były wybitne, zasłużyły na miejscówkę w moim sercu. Dozgonną... Zaś ja walczyłam o nie z determinacją, o czym nie raz tu czytaliście. Byłam bardziej wybredna niż w dobieraniu sobie bliskich ludzi. Nie udało się uniknąć podobieństwa w działaniu... Relacje zawierałam w założeniu na długie lata. Jeśli nie na wieczność ;-)
Lecz te lata mijały. Powtarzały się ludzkie zachowania i zagrania; powtarzały się lalkowe moldy, warianty kolorystyczne. A ja zdobyłam dostęp nie tylko do Barbie i lal regionalnych... Odkryłam inne firmy, inne lalkowe światy, poznałam wielu Kolekcjonerów i ich sposoby na zbiór, a także często łączące się z tym filozofie.
- Co, naprawdę mnie opuszczasz?! Nie jestem w stanie się pogodzić. Przecież dopiero się poznaliśmy...
- Tak, i ja jestem w szoku. Mówili mi o tym od miesięcy, ale nie chciałam wierzyć. Nie zanosiło się na żadną przeprowadzkę...
Więc... Plany i praktyka, to dwie różne płaszczyzny. Nauczyłam się być opuszczaną, a z czasem przetestowałam, jak to jest samemu opuszczać. Naturalne sprawy, które mimowolnie, a może automatycznie - dotknęły przedstawicielki mojej kolekcji. Już nie każdą pragnęłam zachować u siebie na zawsze. Ze względów tak różnych, jak każda znajomość obejmująca konkretną postać z krwi i kości. Chciał nie chciał stwierdziłam po latach gromadzenia wszystkiego, co udało mi się zdobyć, że nie tylko z podwójnymi egzemplarzami mogę/chcę się rozstać. Co gorsza - kilka sztuk w całym swoim kolekcjonerskim życiu nabyłam z premedytacją przewidując rozwód w przyszłości. Nie pytajcie, czy to samo korciło mnie w odniesieniu do niektórych ludzi ;-)))...
Jeśli chodzi o lalki, to zawsze łatwiej było mi pożegnać panią, która była u mnie w założeniu rezydentką (bo automatycznie nie pozwalałam sobie na przywiązanie do niej), niż taką, którą zdobywałam w ramach uzupełnienia serii, choćby bardzo zwykłej, powtarzalnej. Dlatego mam tak dużą kolekcję. Nie znoszę burzyć całości. I z małymi wyjątkami - nie lubię pozbywać się moich lalek! :-D
- Siostrzyczko, tak mi smutno! Co ja bez ciebie zrobięęę... ?
- Zaopiekujesz się moimi chłopakami...
- ???!
Arię na nowym moldzie, nabyłam parę lat temu na fali dziewiczego zachłyśnięcia się Dynamite Girls i... no, dobra, nie będę ukrywać...posiadania sporej gotówki na lalki. Zamarzył mi się szalenie podzbiór czegoś całkiem innego niż to, co gromadziłam od podstawówki. W tamtych latach dużo szyłam, nie tylko na własny użytek, ale też z ambicjami handlowymi. W czasach, gdy świata nie dotknął jeszcze tak koszmarny ekonomiczny kryzys, nawet udawało mi się coś sprzedać. Potrzebowałam też różnorodnych modelek, prezentujących moje ciuszki. Sztywne Barbie odpadały w przedbiegach. A u mnie jak wiecie najwięcej jest Afroamerykanek i wszelkich etnicznych piękności. Dlatego ucieszyłam się, gdy znalazłam coś z jasnymi włosami, choć nie ukrywam - marzyła mi się klasyczna blondie Integrity Toys, taka jaśniutka, eteryczna... Niestety - nie natrafiłam wtedy na żadną lalkę o tych parametrach. Doszłam więc do wniosku, że "na bezrybiu i rak ryba", ale z dużym prawdopodobieństwem znajdę w przyszłości mojej Arii II dobry, kolekcjonerski domek, gdy nabędę lalkę lepiej wpisującą się w moje pragnienia, albo zamarzy mi się odzyskanie gotówki.... ;-)
I rzeczywiście - Aria II, najlepiej spisywała się u mnie jako modelka. Przeżyłyśmy naprawdę wiele fantastycznych chwil na mierzeniu ciuchów mojego autorstwa i... nic poza tym. Dziś żałuję, że nie umiałam w pełni wykorzystać potencjału tej jakże ślicznej postaci... Moja wina - mam po prostu za dużo lalek!
Kasia Zbieraczka zapewne doceni ją w pełni i zrekompensuje tę monotonną wegetację, jaką Aria Druga wiodła u mnie ;-D
Teraz kilka słów o samej lalce, która pojawiła się na rynku w 2011r. Aria Heart of Glass ( LE 300) pochodzi z serii: "Plastic Inevitable Collection", zawierającej dwóch facetów i trzy dziewczyny. Rufus ma granatowe włosy, niebieskie oczy i piegi, a Jett jest jasną blondynką o zgrabnie podwiniętej fryzurce i ciemnych oczach.
O nowym moldzie Arii, mogę powiedzieć dokładnie to samo, co o wszystkich nowych moldach Dynamitek. Utraciły swą komiksowość i nawiązanie do Barbie vintage t'n't. Realizm twarzy pcha je zdecydowanie w kierunku Fashion Royalty...
Gwoli porządku: Sesja powstała na tych samych łąkach, które podziwialiście w poprzednim wpisie.
- Będzie nam jej brakowało, co Anton?
- Podaj mi chusteczkę, Irino...
- Pa, pa... Bywajcie...
Aria żegna się ze mną - a ja, moi Kochani żegnam się z Wami na czas bliżej nieokreślony. Chciałabym, by był jak najkrótszy, ale im więcej się wysilam w różnych sprawach, tym mniej ode mnie zależy. Pomiędzy decyzją, a realizacją, rozciąga się rwący nurt przeznaczenia/przypadku/okoliczności/dobrej woli sił trzecich (właściwe zakreśl)...
Tłukę głową w mur i chyba już wstrząs mózgu sobie zafundowałam. A mur, jak stał tak stoi (i niczego się nie boi). Odwracam się, zmieniam kierunek, a tam kolejny mur i jeszcze jeden. I tak od pięciu lat, odkąd nagle runęły wszystkie warstwy mojego w miarę normalnego życia. Przez ten czas, na gruzach, starałam się desperacko zbudować coś zupełnie nowego i ewentualnie odtworzyć jakieś fragmenty minionego. Zawsze niemal sama, więc cóż - może byłam nieudolna, a może zbyt słaba na taką rozległą budowę? Bo te najważniejsze partycje wciąż pozostały puste, choć dwoiłam się i troiłam przy ich zapełnianiu. Tymczasem upływ kolejnych lat odmierzam coraz większą ilością smutnych rocznic i wspomnień. To jak konto bez żadnych wpływów. Za obsługę, którego jeszcze muszę płacić ;-). Dochodzą też nowe trudne kwestie, które dostrzegam coraz częściej i wyraźniej. I znowu muszę wziąć to na klatę, tylko do cholery, ile można?
Więc wybaczcie, że mnie jakiś czas nie będzie. Może wysadzę w końcu któryś mur, a może...
000 Katolikom życzę udanych Świąt Wielkanocnych. Wierzącym Inaczej i w ogóle Niewierzącym - udanego Długiego Weekendu z kurczakiem (lub bez - jak kto woli ;-) 000
Zainteresowanych zapraszam TUTAJ simran2pl.blogspot.com , gdzie pokazuję jak wykorzystałam indyjskie stemple w ceramice i moją nową ilustrację do opowiadania:
I TUTAJ: simran4.blogspot.com
Lecz te lata mijały. Powtarzały się ludzkie zachowania i zagrania; powtarzały się lalkowe moldy, warianty kolorystyczne. A ja zdobyłam dostęp nie tylko do Barbie i lal regionalnych... Odkryłam inne firmy, inne lalkowe światy, poznałam wielu Kolekcjonerów i ich sposoby na zbiór, a także często łączące się z tym filozofie.
- Co, naprawdę mnie opuszczasz?! Nie jestem w stanie się pogodzić. Przecież dopiero się poznaliśmy...
- Tak, i ja jestem w szoku. Mówili mi o tym od miesięcy, ale nie chciałam wierzyć. Nie zanosiło się na żadną przeprowadzkę...
Więc... Plany i praktyka, to dwie różne płaszczyzny. Nauczyłam się być opuszczaną, a z czasem przetestowałam, jak to jest samemu opuszczać. Naturalne sprawy, które mimowolnie, a może automatycznie - dotknęły przedstawicielki mojej kolekcji. Już nie każdą pragnęłam zachować u siebie na zawsze. Ze względów tak różnych, jak każda znajomość obejmująca konkretną postać z krwi i kości. Chciał nie chciał stwierdziłam po latach gromadzenia wszystkiego, co udało mi się zdobyć, że nie tylko z podwójnymi egzemplarzami mogę/chcę się rozstać. Co gorsza - kilka sztuk w całym swoim kolekcjonerskim życiu nabyłam z premedytacją przewidując rozwód w przyszłości. Nie pytajcie, czy to samo korciło mnie w odniesieniu do niektórych ludzi ;-)))...
Jeśli chodzi o lalki, to zawsze łatwiej było mi pożegnać panią, która była u mnie w założeniu rezydentką (bo automatycznie nie pozwalałam sobie na przywiązanie do niej), niż taką, którą zdobywałam w ramach uzupełnienia serii, choćby bardzo zwykłej, powtarzalnej. Dlatego mam tak dużą kolekcję. Nie znoszę burzyć całości. I z małymi wyjątkami - nie lubię pozbywać się moich lalek! :-D
- Siostrzyczko, tak mi smutno! Co ja bez ciebie zrobięęę... ?
- Zaopiekujesz się moimi chłopakami...
- ???!
Arię na nowym moldzie, nabyłam parę lat temu na fali dziewiczego zachłyśnięcia się Dynamite Girls i... no, dobra, nie będę ukrywać...posiadania sporej gotówki na lalki. Zamarzył mi się szalenie podzbiór czegoś całkiem innego niż to, co gromadziłam od podstawówki. W tamtych latach dużo szyłam, nie tylko na własny użytek, ale też z ambicjami handlowymi. W czasach, gdy świata nie dotknął jeszcze tak koszmarny ekonomiczny kryzys, nawet udawało mi się coś sprzedać. Potrzebowałam też różnorodnych modelek, prezentujących moje ciuszki. Sztywne Barbie odpadały w przedbiegach. A u mnie jak wiecie najwięcej jest Afroamerykanek i wszelkich etnicznych piękności. Dlatego ucieszyłam się, gdy znalazłam coś z jasnymi włosami, choć nie ukrywam - marzyła mi się klasyczna blondie Integrity Toys, taka jaśniutka, eteryczna... Niestety - nie natrafiłam wtedy na żadną lalkę o tych parametrach. Doszłam więc do wniosku, że "na bezrybiu i rak ryba", ale z dużym prawdopodobieństwem znajdę w przyszłości mojej Arii II dobry, kolekcjonerski domek, gdy nabędę lalkę lepiej wpisującą się w moje pragnienia, albo zamarzy mi się odzyskanie gotówki.... ;-)
I rzeczywiście - Aria II, najlepiej spisywała się u mnie jako modelka. Przeżyłyśmy naprawdę wiele fantastycznych chwil na mierzeniu ciuchów mojego autorstwa i... nic poza tym. Dziś żałuję, że nie umiałam w pełni wykorzystać potencjału tej jakże ślicznej postaci... Moja wina - mam po prostu za dużo lalek!
Kasia Zbieraczka zapewne doceni ją w pełni i zrekompensuje tę monotonną wegetację, jaką Aria Druga wiodła u mnie ;-D
Teraz kilka słów o samej lalce, która pojawiła się na rynku w 2011r. Aria Heart of Glass ( LE 300) pochodzi z serii: "Plastic Inevitable Collection", zawierającej dwóch facetów i trzy dziewczyny. Rufus ma granatowe włosy, niebieskie oczy i piegi, a Jett jest jasną blondynką o zgrabnie podwiniętej fryzurce i ciemnych oczach.
O nowym moldzie Arii, mogę powiedzieć dokładnie to samo, co o wszystkich nowych moldach Dynamitek. Utraciły swą komiksowość i nawiązanie do Barbie vintage t'n't. Realizm twarzy pcha je zdecydowanie w kierunku Fashion Royalty...
Gwoli porządku: Sesja powstała na tych samych łąkach, które podziwialiście w poprzednim wpisie.
- Będzie nam jej brakowało, co Anton?
- Podaj mi chusteczkę, Irino...
- Pa, pa... Bywajcie...
Aria żegna się ze mną - a ja, moi Kochani żegnam się z Wami na czas bliżej nieokreślony. Chciałabym, by był jak najkrótszy, ale im więcej się wysilam w różnych sprawach, tym mniej ode mnie zależy. Pomiędzy decyzją, a realizacją, rozciąga się rwący nurt przeznaczenia/przypadku/okoliczności/dobrej woli sił trzecich (właściwe zakreśl)...
Tłukę głową w mur i chyba już wstrząs mózgu sobie zafundowałam. A mur, jak stał tak stoi (i niczego się nie boi). Odwracam się, zmieniam kierunek, a tam kolejny mur i jeszcze jeden. I tak od pięciu lat, odkąd nagle runęły wszystkie warstwy mojego w miarę normalnego życia. Przez ten czas, na gruzach, starałam się desperacko zbudować coś zupełnie nowego i ewentualnie odtworzyć jakieś fragmenty minionego. Zawsze niemal sama, więc cóż - może byłam nieudolna, a może zbyt słaba na taką rozległą budowę? Bo te najważniejsze partycje wciąż pozostały puste, choć dwoiłam się i troiłam przy ich zapełnianiu. Tymczasem upływ kolejnych lat odmierzam coraz większą ilością smutnych rocznic i wspomnień. To jak konto bez żadnych wpływów. Za obsługę, którego jeszcze muszę płacić ;-). Dochodzą też nowe trudne kwestie, które dostrzegam coraz częściej i wyraźniej. I znowu muszę wziąć to na klatę, tylko do cholery, ile można?
Więc wybaczcie, że mnie jakiś czas nie będzie. Może wysadzę w końcu któryś mur, a może...
000 Katolikom życzę udanych Świąt Wielkanocnych. Wierzącym Inaczej i w ogóle Niewierzącym - udanego Długiego Weekendu z kurczakiem (lub bez - jak kto woli ;-) 000
Zainteresowanych zapraszam TUTAJ simran2pl.blogspot.com , gdzie pokazuję jak wykorzystałam indyjskie stemple w ceramice i moją nową ilustrację do opowiadania:
I TUTAJ: simran4.blogspot.com