Kończy się kolejny bardzo zimny maj. W Polsce to już norma. Cieszę się, że pada deszcz, bo susza ostro dawała o sobie znać, ale nie pojmuję tych marcowych temperatur, depresyjnych chmur, które wyglądają jak szare, rozdęte słonie, przemieszane z kupą gruzu. Fuuu!
Siedzę owinięta śpiworem z Belzebubem wciśniętym pod pachę i Czarnobylem, przytulonym do kolana. Recydywa mruczy ze zwojów mojego polara, rzuconego na oparcie kanapy. Najmłodszym członkom ogoniastej rodziny odpaliłam poduszkę elektryczną. Kiedyś bym nie pomyślała, że gdy za niespełna miesiąc dni zaczną się skracać - ciepła wciąż będzie jak na lekarstwo, a ortalionowe kurtki na podręcznym wieszaku, nie ustąpią miejsca letnim sukienkom i przewiewnym szarawarom...
Ostatnie dni dodatkowo, były dla mnie zdecydowanie smutne. Zmarło dwóch Wielkich Ludzi ze świata muzyki, którzy swoimi kompozycjami i wykonaniem, towarzyszyli mi od końca podstawówki: Vangelis i Andrew Fletcher. Jeśli macie jakieś prywatne wspomnienia/refleksje/byliście może fanami w.w. - proszę o komentarz.
Osobiście przepracowuję niepojęte, bolesne sytuacje w mojej pracy. Szkoda, że przy takim potencjale inwencji i duchowości, Polacy noszą w sobie tyle zawiści. Że nie potrafią wybaczyć najmniejszych nawet sukcesów😭
Ale dosyć smędzenia! 😉 Ten miesiąc wymagał ode mnie ciągłego ruchu. Wir spraw i drobinki wolnego czasu sprawiły, że o dziwo powstało kilka fajnych sesji lalkowych. Konsekwentnie, w miarę możliwości, łapałam, każdą słoneczną godzinę.
3 tygodnie temu udało mi się odwiedzić Park im. Rydza-Śmigłego w Warszawie - miejsce bliskie memu sercu przez 30 lat (włączając te, w których Mama wiozła mnie tam w wózeczku). Obszar rekreacyjny powstał tuż po II Wojnie, na ruinach budynków Powiśla i ogrodów Frascati. Jeszcze jako licealistka znajdowałam w ziemi po deszczu: guziki, stare kałamarze, fragmenty XIX-wiecznej chińskiej porcelany, itp.
W Parku Rydza po lekcjach toczyło się moje życie przyjacielskie - bo każdy kto odbył staż w relacji - był prowadzony do tego parku, tam szeptane były sekrety, rodziły się prywatne legendy, niosły się westchnienia miłosne, podejmowane były decyzje życiowe; tam też zwyczajnie jako dorosła kobieta szłam dla relaksu poczytać książkę, ale też nabrać sił do konfrontacji z rzeczywistością. 😉
Granatowowłosą Fashionistas nr 143 z 2020 r. już u mnie widzieliście. Pokazywałam ją w grudniu ubiegłego roku (choć sesja z września). http://simran1pl.blogspot.com/2021/12/powrot-daisy.html Całkiem przypadkowo tuż po tamtym poście, otrzymała artykułowane ciałko i nowe ubranko.
Od tamtej pory jeszcze bardziej polubiłam mold "Daisy" (projekt: 2015 r.). Cieszę się, bo w dzisiejszych czasach, przy tych wszystkich zmianach, kolejne lalkowe twarze poddane ciągłym przetasowaniom estetycznym - tracą swój charakter. I mnie zdarza się pogubić. Lecz Daisy pięknie się broni.
Jest cudownie uniwersalna, a jednak mimo różnych wcieleń, zachowuje indywidualizm. Pulchna Fashionistas nr 179 z 2021 r. w typie bliskowschodnim, to moja 5. laleczka na moldzie Daisy. (Kolejna wymianka: lalka za rękodzieło ;-)) Roboczo dałam jej imię Cleo. Na dzień dzisiejszy, jeśli nie pomyliłam się w rachubie to już 25. Daisy, którą wyprodukował Mattel. Bardzo podobają mi się jej siwe pasma w kruczej czuprynie. Takie naturalne.
Ps. Jako ciekawostka: gdy opuszczałam park, dostrzegłam porzuconą w zaroślach połówkę "matrioszki". Dołu lalki niestety nigdzie nie było. Po zastanowieniu, nie zabrałam jej do domu, choć różne emocje kłębiły mi się w głowie. Nie miałam pomysłu na rekonstrukcję całości. Żal, że lalki także padają ofiarami politycznych rozgrywek...
Zapraszam Was również na pierwszą część rajskiej wyprawy do warszawskiego Ogrodu Botanicznego UW:
A miłośników malarstwa surrealistycznego i murali na spotkanie z Tytusem Brzozowskim. To jeden z ostatnich wpisów przed zamknięciem bloga: "Odkryte":
https://simran2pl.blogspot.com/2022/05/tytus-brzozowski.html