środa, 31 sierpnia 2016
Królewna Śnieżka/Snow White
Chyba nie przesadzę twierdząc, że Śnieżka jest najczęściej odgrzewaną przez Mattel postacią z filmów Disneya. Choć pierwsza pojawiła się w 1991r, od tamtej pory powstała ilość, której nawet nie próbowałam ogarnąć, bowiem co ciekawe, lalek tych nie sprowadzano do Polski. Owszem, Śnieżki innych firm gościły u nas na sklepowych półkach, ale jeśli jakaś mattelowska też się pojawiła, to raczej przez przypadek... W każdym razie, ja nie miałam szczęścia tego oglądać.
Tak więc były przede wszystkim klasyczne i te bardziej ekskluzywne, kolekcjonerskie, np. wydana na Gwiazdkę, czy nawet Barbie jako Śnieżka na moldzie "Mackie". Była Śnieżka z miękkim szmacianym ciałkiem i baletnica z wmoldowanymi butami - zresztą te, z wmoldowanymi bluzeczkami, to już smutna rzeczywistość nowszych wersji, nadzianych na mniejsze ciałka, a przez to dysproporcjonalnych. Amerykanie kochają tę postać, nie dziwię się więc wiecznej popularności lalki. W przyszłym roku Śnieżka, bohaterka pierwszego pełnometrażowego filmu W. Disneya, skończy 80 lat! :-) Dziś chyba nikomu nie mieści się w głowie, że nad tą epokową jak na tamte czasu produkcją, pracowało 750 artystów, którzy wykonali milion rysunków! Owszem, w bajce wykorzystano 1/4, ale rozmach przedsięwzięcia z 1937r. i tak powala.
Choć nowoczesne technologie dają wielkie możliwości, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że wszystkie dzisiejsze produkcje są niczym więcej jak tylko efektowną, powtarzalną komercją. Disney to rozpoznawalny znak towarowy, a jednak dawne filmy wytwórni, przechodziły do historii współczesnej kultury w pełnym tego słowa znaczeniu. Każdy film w warstwie wizualnej przynosił nowe, charakterystyczne postacie. Dzisiejsze owszem, są wykonane na miarę obecnej technologii, (a ja jestem zwolenniczką postępu) ale drażni mnie ich perfekcyjność, nawet jeśli estetycznie uważam je za brzydkie. Duet człowiek + komputer, jedną ręką coś nam dał - drugą zabrał. Ciekawa jestem, czy za 80 lat, ktoś będzie pamiętał o takiej Meridzie. Choć to świetny film i wdzięczna postać (kobieta "skrojona" na miarę XXI wieku) sądzę, że jeśli nawet będziemy oglądać ją 2 dekady później, zostanie przykryta setką innych, animowanych produkcji. I nikt nie będzie sprzedawał artykułów szkolnych z jej wizerunkiem, bo dziś prawie wszystko żyje najwyżej sezon. Współczesny świat w wielu sferach mówi, że przywiązanie to obciach.
Główna bohaterka dzisiejszego posta, pochodzi z serii Special Sparkles z 1994r. Od innych Śnieżek, wyróżniają ją wprawione oczy ze sztucznych, granatowych kryształków:
Kiedyś kochałam sierpień przesycony słodkim zapachem floxów i leżących pod drzewem jabłek. Schyłek lata działał na mnie energetycznie i inspirująco, jak obietnica robienia pierwszych przetworów i skracającego się dnia, który zamiast siebie, oferował tajemnicze, ciepłe mocą domowego ogniska wieczory. Brzęczenie trzmieli i pszczół, woalki mgieł, albo dymów z pierwszych, palonych bezprawnie w mieście ognisk. W takim zwyczajnym - magicznym czasie, 6 lat temu, powstała ta kolorowa sesja...
A to już rzeczona Śnieżka na niższym ciałku (proj.: 2006) wyprodukowana w Indonezji.
Licząca 27 cm królewna, pochodzi z zestawu: "Disney Princess Snow White Doll Play Set & Kitchen with Accessories"
Oczywiście żadna z dziewcząt nie przybyła do mnie w oryginalnym, śnieżkowym ubranku, w charakterystycznych kolorach znanych z bajkowego wizerunku bohaterki, czyli: żółć + głęboka czerwień + granat...
Która ładniejsza? :-)
wtorek, 30 sierpnia 2016
Lalka z Jamajki/ Doll from Jamaica
Dziękuję Wam za wszystkie komentarze zamieszczone pod poprzednim postem. Niestety od piątku wieczorem, do poniedziałku wieczorem, byłam wyłączona z z normalnego obiegu.
Dziś, lakonicznie przedstawiam prawdziwą lalkę z Jamajki. Nie jest to wprawdzie "hand - made", ale autentyczny, współczesny regionalny upominek. Niewiele mogę o niej powiedzieć - ani o dacie produkcji, ani o samym, producencie, bowiem nie posiada ani jednej sygnatury, najbledszej choćby wskazówki z wyjątkiem enigmatycznego "88", wybitego topornie na krzyżu. Jakość ma fatalną, plastik trochę pomieszany, jak ten, który Czytelnicy w wieku 30+ pamiętają z lat PRL - u. Nóżki żałośnie cienkie i niezginane, a stópki potraktowane schematycznie.
Wszystkie a'la Barbie z Jamajki jakie widziałam w necie, a widziałam ich niewiele, to laleczki o buzi Betty Teen. Niemniej i one mają tak samo zainstalowane, grube warkoczyki, które stanowią największą ozdobę tej niepozornej, uśmiechniętej lalki. Choć byle jak wykonana, ma w sobie dużo ciepła i pozytywnej energii.
A to już migawki z niespodziewanego kataklizmu. Po pierwszej, ciemnej, weekendowej dobie jakoś się ogarnęłam i przystosowałam do przejściowych niedogodności. Kupiłam świece i latarkę, ale co się nadenerwowałam, to moje.
Doskwierała nie tylko ciemnica, brak internetu i radia, ale też niemożność naładowania komórki. Ponure, nieoczekiwane doświadczenie, uzmysłowiło mi, jak bardzo bezradny jest człowiek wobec braku energii elektrycznej. Pod koniec tego upalnego weekendu, (a każda wieczorna godzina ciągnęła się jak 3 normalne, zelektryfikowane), nauczyłam się słuchać cykad za oknem i delektować kąpielą przy świecach. W pierwszym pomieszczeniu, w którym je zapalałam, materializowały się natychmiast koty. Ciekawe, co one sobie myślały o tej sytuacji?... ;-) Nikomu jednakże nie życzę wejścia do ciemnego mieszkania w piątek wieczorem z rozładowaną komórką. Brr!
Wysokość: 29 cm.
Tworzywo: plastik, guma.
Sygnatura: brak.
Kraj produkcji: prawdopodobnie Jamajka.
Data produkcji: brak.
Height: 29 cm.
Material: plastic, rubber.
Signature: no
Country of origin: probably Jamaica
Date of production: no.
środa, 24 sierpnia 2016
Lalki z Rumunii/Dolls from Romania
Po raz pierwszy do Rumunii pojechałam jako 9 - latka. Nie mam pojęcia jak ten kraj wygląda dzisiaj, ale wtedy przypominał krainę rodem z filmów o Draculi, złamaną nieco kolorytem romskich wątków znanych nam dużo później z twórczości Emira Kusturicy. Ale to wtórne skojarzenia. Jako dziewczynka trzymająca się kurczowo nogawki dżinsów mojej Mamy, która niczym ja wiele lat później, zaglądała w wąskie uliczki i mroczne zaułki ze swoim aparatem, odbierałam to wszystko jak bardzo dziwny sen. Krzykliwe kobiety w chustkach na głowach i postawni, wąsaci mężczyźni, ewidentnie wzbudzali mój lęk. Jedynie łagodne, pomarszczone staruszki, kojarzyły się bardzo swojsko. Sklepy były tak skromnie zaopatrzone, że trudno było o sensowne souveniry. A gdy już coś atrakcyjnego się pojawiło, trzeba było stoczyć prawdziwą batalię o miejsce w kolejce z potężnymi, niegrzecznymi kobietami, które nie respektowały norm uprzejmości dla turystek. Ot, prawo silniejszego... Wieczorami , pochylały się nad nami groźnie Karpaty, emanując czymś niemal pierwotnym i złowrogim. Bywa, że po dziś dzień te widoki powracają do mnie w snach... W trakcie podróży, na poszczególnych stacjach, na których pociąg stał zawsze dłużej niż mógłby (zapewne niepisana umowa grzecznościowa) wpadały do pociągu rumuńskie handlarki, łase na plastikową biżuterię z Bazaru Różyckiego, kosmetyczki z nadrukami - fotografiami zachodnich modelek, złoto (choć to zarówno sprzedawały jak i kupowały obie strony) oraz... pewien lek, służący jako tabletka wczesnoporonna. W zamian oferowały głównie dolary. Nic dziwnego, że na granicy z Bułgarią, bo prawie zawsze jechałyśmy dalej, celnik pytał ładną polszczyzną: "Karabiny, dolary, kontrabanda jest?". Odpowiadało mu gromkie: "nie", choć połowa pasażerów oczywiście coś wiozła. Więc zdarzali się i tacy celnicy, choć rzadko, którzy z zacięciem przez wiele godzin, grzebali w walizkach, a nawet łóżkach, co napawało mnie prawdziwą grozą!
Ale z tej pierwszej podróży, mam też wspomnienie ... drugiej miłości ;-). Hmmm, dziewięciolatka, a już taka kochliwa, no nie? Cóż, pierwszego "narzeczonego" zostawiłam w klasie. Drugiego poznałam w pociągu, był szalenie grzecznym 14 - latkiem z drugiego końca Polski. Szkoda, że ja okazałam się tak słaba w pisaniu listów, bo z czasem zrozumiałam, jak trudno jest o szlachetne uczucia... Nie tylko wśród nieletnich.
Pod oknami wagonów, biegały pół obdarte, umorusane dzieci. Usiłowały się wdrapywać do przedziałów jak małe kotki. Polacy rzucali im z okien cukierki... Od takich właśnie maluchów J. kupił mi za swoje kieszonkowe, porcję truskawek na wielkim liściu, ale gdy tylko wrócił do swojego przedziału, Mama skonfiskowała owoce i dyskretnie je zutylizowała. Uznała bowiem ich źródło pochodzenia za niejasne i bała się, że mi zaszkodzą. Wody w butelce miałyśmy tyle, co do moczenia ust. W pociągu była awaria, więc w środku lipca na dole mapy, każda kropla płynu to skarb, skoro do kolejnej stacji parę godzin. Trochę dąsałam się na Mamę, ale rozumiałam jej argumenty. Z tamtej pierwszej podróży do Rumunii nie przywiozłam żadnej lalki... Ta, którą dostałam za rok, nadal jest "zaginiona w akcji". Dopiero generalne porządki u Babci, ewentualnie pozwolą mi ją odzyskać, choć przez zawirowania ostatnich lat pewne rzeczy niestety przepadły na amen...
Lalki, które Wam dziś prezentuję, kupiłam w Polsce! A co? Skoro z Rumunii przywiozłyśmy kiedyś komplet piłek do tenisa wyprodukowanych przez... Stomil? ;-)
Niedawno nabyłam na Allegro trzecią z tej serii, ale w marcu gdy robiłam te zdjęcia, jeszcze jej nie miałam.Swoją drogą, bardzo podobne i bardzo drogie lalki, wykonane tak samo starannie, ujrzałam już jako dorosła kobieta w Zagrzebiu. Na szczęście sklep był zamknięty, a zresztą i tak jechałam dalej na południe, więc racjonalnie oszczędzałam kasę. Obiecałam sobie, kupić je podczas następnej podróży, ale los nie pytając, czy w to wchodzę, napisał mi całkiem inny scenariusz, więc do Zagrzebia już nie pojechałam.
(Czyżby to była dziewczyna z gór Zarand w Siedmiogrodzie?)
Bo tu już nie mam żadnych wątpliwości Dziewczyna z Sebes! Zdaje się, że Autor musiał znać tę starą kartę...
Wysokość: prawie 21 cm, bez podstawki.
Tworzywo: twarz i kończyny - plastik; pozostałe - różne rodzaje tkanin, skóra.
Sygnatura: brak.
Data produkcji: II poł. XXw.
Kraj produkcji: Rumunia
Height: almost 21 cm, without stand.
Material: face and limbs - Plastic; other - different types of fabric, leather.
Signature: none.
Date of manufacture: second half. Twentieth century.
Country of production: Romania
Zapraszam też TUTAJ:
simran4.blogspot.com
niedziela, 21 sierpnia 2016
Fashionistas - część 4. Kolekcja 2015 - koniec ery ruchu?/Fashionistas - Part 4. Collection 2015 - the end of the era movement?
Dwa słoneczne dni, wyszarpane spośród ostatnich 2 szarych, deszczowych tygodni, poświęciłam na krótkie sesje z nowymi nabytkami. Na razie nieśmiało rozgaszczają się pod mym dachem. Dachem kryjącym ostatnio bezład, który ogarniam z wydajnością Syzyfa. Permanentnemu zmęczeniu raczej nie pomaga jesienna pogoda i narastająca ilość poważnych obowiązków. Doszły jeszcze smutne informacje: tam śmierci, tu choroby i jeszcze nowa klepsydra przy przystanku. 35 - letnia ofiara przemocy domowej... Nie wiem, czy ja się starzeję, że zaczynam widzieć tylko takie rzeczy, czy może "takich rzeczy" jest więcej niż kiedyś?
Miałam też tradycyjnie już nieprzyjemną przygodę na Allegro. Na "kup teraz" nabyłam 2 maluszki i wymarzoną nowszą Fleur. Niestety nim wpłaciłam, otrzymałam informację następującej treści: "Synek zniszczył największą lalkę, więc jeśli wpłaty już dokonałam, koszty zostaną mi zwrócone". Odpisałam, że nic nie szkodzi, lalkę sobie naprawię, ale odpowiedzi nie dostałam. Wdrożywszy się już w świat, którego jedyną zasadą jest brak zasad, mogę przypuszczać, że sprzedawca okazał się nieuczciwy i sprzedał lalkę, komuś, kto zaoferował wyższą cenę...
Klimat też sfiksował do reszty. Ile trzeba w sierpniu się naczekać na aurę, która pozwoli zrobić kolorowe, LETNIE zdjęcia!
Lakshmi (mold Goddess z 1998r., długie lata używany wyłącznie do lalek stricte kolekcjonerskich) znacie, gościła okazjonalnie na moim blogu. Należała kiedyś do Inki. Podobnie jak Barack (mold z 2009r.). Oboje pochodzą z serii ubiegłorocznych Fashionistas, o których pisałam już kilka razy, zachwalając różne typy etniczne, warianty figury, czy awangardowe fryzury, ale ganiłam sztywne kończyny i w większości słabe ubranka.
Gdzie tak biegnie?
Na spotkanie ze swoją przyjaciółką z dzieciństwa Ishą, która po wielu latach przyjechała wreszcie na wakacje do rodzinnej miejscowości. I choć Lakshmi jest tylko zwykłą dziewczyna pracującą w sklepie z pamiątkami, Ishę podziwia szczerze, bez cienia zawiści...
Zapraszam też TUTAJ: simran2pl.blogspot.com
Spójrzcie, jaki piękny prezent jedna z Was dla mnie wyczarowała...
Koty pozdrawiają Was serdecznie :-)
Subskrybuj:
Posty (Atom)