wtorek, 15 czerwca 2021

Lalki inspirowane malarstwem. Vincent van Gogh – ulubieniec Mattela?

Mattel często tworzył ambitne projekty. Najbardziej znane to lalki świata i wielokrotnie stosowane motywy historyczne. Oczywiście zarówno etnografowie jak też historycy mogą mieć słuszne zastrzeżenia do stosowanych uproszczeń, niemniej oddajmy firmie sprawiedliwość – założenie było świetne, a finalne produkty ucieszyły zarówno dzieci jak też Kolekcjonerów. Ściśle do tych ostatnich adresowane były projekty inspirowane sztuką. A tych powstało naprawdę dużo – począwszy od arcydzieł wybitnych współczesnych projektantów: Boba Mackie i Byrona Larsa, skończywszy na inspiracjach sztuką dawnych mistrzów pędzla. Właśnie o nich napiszę dziś w syntetyczny sposób.

W latach 1997-1998 r. powstał zjawiskowy tryptyk:

„Water Lily Barbie inspired by the paintings of Claude Monet”. (Limited Edition First in a Series);

„Sunflower Barbie inspired by the paintings Vincent Van Gogh”. (Limited Edition Second in Series) – bohaterka dzisiejszego posta;     

„Reflections of Light Barbie inspired by the paintings Pierre Auguste Renoir (Limited Edition Third in a Series)


Wszystkie 3 absolutnie perfekcyjne. Od pudełka będącego oprawą ich piękna, po uczesanie i ozdoby włosów. Ich oryginalne stroje nazwalibyśmy dziś zapewne „3D”. Wielowarstwowe, przenikające się, z nadrukami i naszywanymi kwiatami, z dodatkiem cekinów i opalizujących koralików, przypominają współczesne kreacje OOAK wykonywane indywidualnie przez utalentowanych Kolekcjonerów, a nie seryjną produkcję. A jednak! Popatrzcie sobie w sieci (nie chciałam bez pozwolenia kopiować cudzych zdjęć, ani szukać w swoich książkach i katalogach, bo nie mam na to czasu) jak wspaniale Mattel uhonorował wielkich mistrzów.


Moją Sunflower otrzymałam kilka lat temu w prezencie od Inki (Ineczko, pozdrawiam Cię serdecznie, choć wiem, że póki co nie blogujesz). Była golutka jak Ewa, ale w idealnym stanie. Oprócz nietkniętej fryzury zachowała nawet oryginalną ozdobę we włosach. 

Może kiedyś pokuszę się o próbę skopiowania jej sukienki. Tymczasem dobrałam taką autorską kreację, która wydobywa jej oliwkowy koloryt.

Do tej lalki mam ogromny sentyment. Pamiętam jak przez wiele tygodni stała na wystawie sklepu z zabawkami zaraz przy wejściu do bramy na moje podwórko. Byłam już pannicą, kończyłam szkołę, a jednak zawsze mknąc do autobusu, musiałam na nią zerknąć i westchnąć: „Ach, mieć kiedyś takie cudo!”. Warto dodać, że była to w moim mieście jedna z pierwszych lalek Barbie dla dorosłych i nie ja jedna zastygałam w zachwycie przed witryną.

Dla porządku dopiszę, że wiele lat później (2010r.) Mattel raz jeszcze pokusił się o tryptyk inspirowany dziełami wielkich malarzy. W serii „The Museum Collection” mamy:

- prawdziwą, zjawiskową Monę Lisę („Barbie doll inspired by Leonardo da Vinci”); 

- fascynującą Barbie inspirowaną sztuką Gustava Klimta, 

- i po raz drugi w historii Mattela – Barbie osadzoną w sztuce Vincenta van Gogha, tym razem ściśle powiązaną z obrazem „Gwiaździsta noc”, jednym z moich ulubionych tego twórcy. 

Nowa seria malarskich lalek Mattela jest wysmakowana, dopracowana i pomyślana tak, żeby jednak Kolekcjoner nie wyjmował ich z pudełka, które stanowi fragment obrazu. Bez nich lalki tracą cały kontekst i są znacznie skromniejsze niż reprezentantki serii sprzed kilkunastu lat, które dopiero po uwolnieniu z opakowania rozkwitają jak prawdziwe kwiaty.

Jako PS. do wątku dodam, że całkiem inną, ale nawiązującą do postaci artysty jest „Jean-Michel Basqiat Barbie doll”. Inna epoka, inna technika, inny krąg kulturowy, ale lalka świetnie oddaje estetykę projektów tego ciekawego, przedwcześnie zmarłego twórcy.

Sesja powstała w sierpniu ubiegłego roku w Wieliszewie w jeden z nielicznych gorących dni tamtego mocno umiarkowanego lata. Do ostatniej chwili wahałam się, czy jechać do Lublina na częściowo odmrożony Jarmark Jagielloński, czy inaczej spożytkować ten ostatni, upalny dzień miesiąca. Wybrałam mały wysiłek. 

Wychłodzona, chciałam nacieszyć się jeszcze słońcem, no i bałam się rozczarowania na tym Jarmarku. Nie wiedziałam, ilu będzie artystów, czy trzeba w gorąc mieć na twarzy maskę, itp. Efektem tamtej decyzji są piękne, malarskie kadry, zarejestrowane prawie po sąsiedzku, które z pewnością przykułyby uwagę niejednego mistrza pędzla 😊   




Zapraszam Was też TUTAJ: 

https://simran2pl.blogspot.com/2021/06/modelinowe-miniatury-dla-lalek-w-skali.html

- gdzie pokazuję moje pierwsze po wielu latach przerwy miniatury do dioramy.              



Tu zaś ciąg dalszy opowieści o ratowaniu roślinnych bytów w Zielonym Hospicjum, ale także garść doświadczeń na temat hodowli warzyw w małej przestrzeni: 



17 komentarzy:

  1. Szkoda ze na półkach w marketach nie ma takich lalek. Chętnie bym przygarnęła jakaś Mona Lise:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne zdjęcia pięknej lalki.

    Ja marze o pannie Klimt... Ach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też o niej marzę, Kamelio...
      Dzięki pragnieniom, czasem śpi nam się trudniej, a czasem - łatwiej.
      Bywa, że siadam na łóżku przecierając oczy ... Jejku, gdzie ta lalka - przecież miałam ją w dłoni! :-S

      Usuń
  3. Lalki, o których piszesz, to Klejnoty Mattela... Prezencja tych panien jest po prostu niezrównana! Ich przepiękne, bogate kreacje zapierają dech w piersiach!
    Obawiam się jednak, że tamte lata już minęły bezpowrotnie... wielka szkoda...
    Barwna opowieść o przepięknych lalkach, Kiduś. Przeczytałam z wielkim zainteresowaniem, zaś wspaniałe pejzaże ze zdjęć byłyby na pewno natchnieniem dla malarzy....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Oleńko.
      Czasem sobie myślę, że to moje sentymentalne pisanie, to tylko tęsknota za dzieciństwem, młodością, bezpieczeństwem, ogromem możliwości, jakie z perspektywy czasu odczuwa każdy człowiek.
      Ale nie. Jakość produkcji była kiedyś zdecydowanie wyższa, nasze potrzeby skromniejsze, a ludzie życzliwsi, mniej podzieleni. Nawet pory roku bardziej wyraziste i przewidywalne.
      Już za samym tym trudno nie tęsknić.

      Usuń
  4. Przepiękne panny w niesamowicie malowniczych plenerach! Nic tak nie oddaje ducha lata jak zestawienie zieleni i nasyconego błękitu... Bardzo podobają mi się też miniaturki... i, oczywiście, kociarek :)!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Chiriann :-) W tym roku u nas w centralnej Polsce było wyjątkowo mało dni z absolutnym, bezchmurnym błękitem. Choć tych dusznych i gorących uzbierało się sporo, takich z gładkim niebem przez calutki dzień, nie mogę sobie przypomnieć. Były poranki, zdarzały się późne popołudnia, ale tak od wschodu do zachodu? Jakiś z jeden chyba był, lecz prowadziłam wtedy zajęcia z dziećmi ;-)

      Usuń
  5. Piękne obie lalki :D
    Cudna sesja, a futrzak wymiata <3
    Te winogrona to znam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Ewuniu. Mam nadzieję, że winogrona przydały Ci się do jakiejś sesji ;-) Zbieram się, by wysłać resztę, ale może jeszcze coś dorobię...

      Usuń
  6. I znowu stwierdzam, że jeszcze wielu rzeczy o lalkach nie wiem. A już poczuwałam się do jako-takiego znawcy. Guzik! Nic nie wiem. Ale dzięki Tobie wzbogacam swoją wiedzę. Dziękuję. Cenna lekcja. Buziaki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja, Ayu mam wiedzę tylko na temat starszych lalek. Te nowsze następują po sobie zbyt szybko, a i finanse już nie te co kiedyś. Trudno to wszystko śledzić, zgłębiać każdy mold... Niech się głowi nad tym młodsze pokolenie Kolekcjonerów.
      Dziękuję. Moc serdeczności dla Ciebie :-)

      Usuń
  7. Szkoda, że nie dodałaś zdjęć. Muszę sobie koniecznie ich teraz poszukać. Bardzo mnie zainteresowały. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wina zmęczenia, Sówko i współczesnej pandemii - czyli: braku czasu ;-)
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  8. Jaka piękna jest Twoja Sunflower, przypomina mi się Ania z Zielonego Wzgórza i jej "Tycjanowe włosy". Mam ogromną słabość do płomienno-włosych lalek. Naprawdę piękna, a sentymentalny pierwiastek na pewno sprawia, że na tle wszystkich innych lalek, ta jest szczególna, po prostu wyjątkowa!

    OdpowiedzUsuń
  9. Wiesz, faktycznie mogłaby być z niej Ania :-) Ja wprawdzie zawsze piegowate warianty Divy/Midge nazywałam Aniami, ale Mackie w tym wydaniu też dobrze oddaje bohaterkę Montgomery :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. muszę koniecznie sprawdzić czy mam
    jeszcze tę tycjanową ślicznotkę...

    OdpowiedzUsuń