czwartek, 4 kwietnia 2013

Indyjska panna młoda/Indian Bride


W poprzednim odcinku, na przekór wiecznej, narnijskiej zimie i z tęsknoty za dzieciństwem, przywołałam disneyowsko - arabskie motywy. Dziś u mnie wciąż ciepło i daleko od bieli. Wracam do Indii, choć jak się okaże, będzie też akcent bliskowschodni...



Gdy w religii katolickiej, na czerwieni ciąży symbolika nieczystości i grzechu, w kulturach azjatyckich, ta piękna, żywa barwa, jest synonimem szczęścia, radości i bogactwa. Nic dziwnego, że zarówno w Chinach, jak i Indiach, stroje panien młodych, mają czerwony kolor.
Czerwień w Indiach, to odwrotnie niż w polskiej kulturze - znak kobiecej czystości i niewinności.


Tę bardzo piękną, w całości wykonaną z materiału lalkę, zawdzięczam Bognie (dzięki Ci wielkie! :-)). Ma 29 cm, razem z drewnianą podstawą, do której jest przymocowana na stałe i prawdziwe włosy. Nie wiem, czy to na skutek wieku i ekspozycji poza witryną, czy może po jakichś ziołach, którymi włosy, jeszcze na poprzedniej właścicielce były podbarwiane, te mają dziwny odcień, minimalnie łamany brudną, ciemną zielenią.


Na środku głowy tam, gdzie Hinduski mają równy przedziałek, moja panna młoda, nosi tradycyjną tika - czyli łańcuszek z zawieszką na jednym jego końcu, opadającą obowiązkowo na środek czoła. Punkt ten jest siedzibą szóstej czakry, odnoszącej się do przetrwania. Czoło ozdobione w ten sposób, wskazuje na kobietę, jako tę, która wraz ze swym mężem, zapewnia ciągłość rodu i ludzkiej rasy.




To, co upiększa dłonie mojej panny młodej, przypomina bardzo schematyczne mehndi, czyli nietrwały tatuaż henną. W rzeczywistości, ornamenty na kończynach kandydatki na żonę, wykonywane są z niebywałą maesterią, dwa dni przed zaślubinami. Gęste wzory, nanosi się od czubka palców do łokcia oraz od stóp po kolana. W bardzo biednych rodzinach, które nie mogą sobie pozwolić na bransolety i pierścienie, sam tatutaż musi pełnić rolę biżuterii.



Bardzo ważną ozdobą, bez której nie można wyobrazić sobie Hinduski na ślubnym kobiercu, jest nath, czyli po prostu, wszelkie warianty tego, co my w Polsce nazywamy: kolczykiem do nosa :-) Ten piękny, bardzo kobiecy dodatek, w nieco skromniejszej wersji, jest od dobrej dekady z powodzeniem noszony i u nas (także przeze mnie). Wypracowany nath tej panny młodej, wprawia w bezgraniczny podziw.
Nie raz zastanawiałam się, ile czasu, twórca musiał poświęcić tej lalce?...


Ale chyba największą osobliwość, znajdujemy, że tak nieskromnie powiem, tam, gdzie tylko mężowi wypada zapuścić żurawia, to jest - pod spodem sari:





Pożółkła strona z arabskiej gazety, dodaje autentyzmu i egzotyki tej postaci. I choć tyle już widziałam w świecie lalkowym, z czymś takim zetknęłam się po raz pierwszy!
A nie mówiłam, że będzie bliskowschodni akcent? :-)

Wysokość: 29 cm.
Czas powstania: prawdopodobnie lata '80 XX w.
Tworzywo: tkanina, papier.
Cechy szczególne: rękodzieło.
Sygnatura: brak.
Kraj produkcji: Indie.

Height: 29 cm.
Time of creation: probably the 80's of the twentieth century
Material: fabric, paper.
Special features: hand made.
Signature: none.
Country of production: India.



 

3 komentarze:

  1. Ale numer z tą gazetą!
    A ja myślałam, że to jest jakaś ręcznie malowana podszewka z błogosławieństwem :)
    Nieomal czuję przez monitor zapach orientalnych olejków!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja często trafiałam u lalek z Grecji taki patent na usztywnienie gazetowe spodu suknie ;) Lalka piękna!

    OdpowiedzUsuń
  3. Błogosławieństwo :-)

    Gazeta, gazecie nierówna. Fakt, i ja widywałam papier u Greczynek, ale bez druku...

    OdpowiedzUsuń