Zainteresowanie Azją Środkową, przypadło na lata mojego liceum i miało zupełnie niezamierzony charakter. Trzy rzeczy zbiegły się w czasie: opowieści ukochanej nauczycielki rosyjskiego Miłki, opowieści urodzonej na zesłaniu Przyjaciółki rodziny i dar - spadek od jej męża, przekazany mi po nagłej śmierci ich syna, czyli multum wszelakich książek oraz kartony egzotycznych albumów.
Moi przyjaciele już nie żyją. Miłkę raz widziałam po skończeniu szkoły.
Ale obszarów pamięci odpowiedzialnych za tamte barwne lata, nie zgasiły późniejsze osobiste tornada, więc dziś mogę pouśmiechać się do kojących, ciepłych jak lipiec wspomnień...
W tamtym wdzięcznym, niezwykle kreatywnym momencie życia, mimo obładowania nauką i polowania na szóstki, znajdowałam czas, między innymi na własne eksperymenty modowe i wymyślne stylizacje. Przerabiałam, malowałam tkaniny, wyszywałam, a nawet szyłam torebki i małe czapeczki, nie zapominając o zaplataniu swoich długich włosów w dziesiątki cienkich warkoczyków.
Takie stworzenie rozpoczęło naukę języka rosyjskiego, a raczej jego przypominanie, (bo załapałam się jeszcze trochę na przymus takiej edukacji w szkole podstawowej) pod skrzydłami niezwykle ujmującej, bezpośredniej, po prostu cudownej nauczycielki, która kazała zwracać się do siebie po imieniu.
Mój wygląd przypominał jej odległą przeszłość. O ile dobrze pamiętam, Miłka też urodziła się na zesłaniu...
A następnie wielowarstwowa tragedia bardzo bliskich mi ludzi, wzbogaciła mój księgozbiór i wiedzę, co oczywiście musiało znaleźć chwilowe ujście w artystycznych formach. Parę lat później, pokusiłam się także o prezentowaną sesję, zirytowana lekceważeniem przez dumną i beznadziejnie monotematyczną firmę Mattel, tak bogatego kulturowo i efektownego wizualnie regionu, jakim jest Azja Środkowa.
Z albumów, jakie zasiliły moją bibliotekę, wyłania się świat etnicznie bardzo inny, od tego co widzimy obok na ulicy, czy w mediach, ale też - świat nieistniejący: była republika ZSRR!
I tak oprócz zabytków, bujnej natury oraz ludzkiej egzotyki, otrzymałam w tej zawartości, groteskową egzotykę socjalizmu...
Ciekawe, jak wyglądają współczesne albumy z Uzbekistanu?
Tymczasem, ja musiałam wypełnić po swojemu lukę w serii tzw.: "Dolls of the World", wydawanej przez najlepiej kojarzoną firmę produkującą lalki. I nadal nadziwić się nie mogę, czemu tak atrakcyjny region, wciąż nie ma swoich lalkowych przedstawicieli?
Uzbeckie niewiasty, świetnie zagrały 2 lalki na moldzie Kiry:
Nia Western Fun (1989r.), znaleziona (O, cudzie!) w bdb. stanie na targowisku Banacha:
Tropical Miko (1985r.) zakupiona na Ebay w stanie NRFB, z funduszy zarobionych na sprzedaży rękodzieła:
Stroje, z małymi modyfikacjami, skompilowałam z już istniejących, mattelowskich. Miko dodałam naszyjnik (to znaczy, podarowałam jej moją bransoletkę na nogę, już po wiek wieków, bo ładnie w niej dziewczynie:-)) i uszyłam, mając wcześniejszą wprawę z własnymi - tiubietiejkę (z jęz. ros.). Te małe, ozdobione haftami, czasem koralikami, ułożonymi we wzory charakteryzujące dany region, czapeczki są najbardziej rozpoznawalnym elementem stroju tej części Azji, noszonym zarówno przez mężczyzn, jak i kobiety.
Obie dziewczyny mają zaplecione przeze mnie włosy. Ot, i cała stylizacja!
No, i nie można było tak zrobić, Mattelu? Wielka filozofia???
W sesji wzięły udział mattelowskie lalki: Tropical Miko (1985) i Western Fun Nia (1989).
Stylizacja: mój projekt.
Cel: wypełnienie luki w serii "Dolls of the World".
The session was attended by Mattel dolls Tropical Miko (1985) and Western Fun Nia (1989).
Styling: my project.
Target: To fill the gap in the "Dolls of the World".
Cel osiągnięty w 100%. Mattel zamiast tłuc kolejną Japonkę (śliczną, skądinąd, ale nudną), powinien poszukać inspiracji u Ciebie! Chciałabym zobaczyć więcej strojów od strony technicznej. :)
OdpowiedzUsuńEch, ja już sama nie wiem, co ten Mattel tłucze. To już w ogóle lalek nie przypomina...
OdpowiedzUsuń