Półtora tygodnia temu, w smętną niedzielę bez polotu, zadzwoniła do mnie koleżanka. Komórka z wyciszonym sygnałem zaświeciła niepozornie - całe szczęście, że przechodząc, przypadkowo rzuciłam na nią okiem. Wiadomość? Elektryzująca! W Warszawskim ciucholandzie trwa wyprzedaż. Na wagę można zdybać w okazyjnej cenie porcelanowe lalki z serii, jak tytuł mojego bloga. Wszystko super. Tylko które wybrać, jak się nie widzi towaru? Koleżanka odczytała dane z dołączonych do laleczek gazetek, opisała dość dokładnie, a ja przerwałam rozmowę, w celu ekspresowego wgooglowania danych. A teraz wyobraźmy sobie podobną akcję 20 lat temu. Ani komórki, ani Internetu. Ba, wtedy mało kto miał komputer! No, jaskinia. I to ciemna.
Po chwili już wiedziałam, co chcę, a co mogę sobie darować. Zresztą musiałam wyrobić się uczciwie w kwocie za lalkę sprzedaną w tygodniu. Hmmm. Jedna poszła, trzy przyszły. To się nazywa redukcja pogłowia :-)
Świadomie wybrałam mieszkanki Gwatemali i Palestyny. Ale Zuluski nie znalazłam w necie. Musiała wystarczyć mi rekomendacja koleżanki.
Trzy dni później spotkałyśmy się w stolicy. Akurat miałam pretekst, by wychylić nosa z moich lasów, bo czekał na mnie do odbioru list polecony z U.S. Cóż, tę przyjemność mogłam sobie spokojnie darować. Pierwszy Urząd informował mnie w dwóch zdaniach, że przesłał moje zeznanie podatkowe do Trzeciego Urzędu. Jak, miło przejechać 40 kilometrów w jedną stronę, zatłoczonymi autobusami, by dowiedzieć się CZEGOŚ TAKIEGO!
Ale wspólne krążenie po Empiku, skutecznie zniwelowało nadmiarem innych bodźców, antypaństwowe emocje. A azjatycka knajpka, przed którą rozłożyłyśmy się z klamotami na jednym ze stołów, wprowadziła dodatkowo w egzotyczny klimat. Tam dopiero obejrzałam moje nabytki i tak się w nie zapatrzyłam, że w ostatniej chwili udało mi się obronić sajgonki przed atakiem głodnej wróblicy. Dodatkowo (nie mogę się nie pochwalić) koleżanka sprawiła mi przemiłą niespodziankę takim oto upominkiem własnej produkcji :-)
Wracając do lalek...
Porcelanowa Zuluska liczy, jak wszystkie laleczki z tej serii 22 cm. Ma staranie i solidnie, przyklejone włosy, a na nich opaskę ze średnio dopasowanym nadrukiem, wzbogaconym na całe szczęście o koraliki.
To, co stanowi siłę tej lalki, to właśnie wielość wspomnianych korali, włóczek (u góry)
nitek (u dołu)
i sztucznych futerek. Te ostatnie może nie mają z Afryką zbyt wiele wspólnego, ale patrząc na całość artystycznego wyrazu, lalka wpisuje się w charakter kontynentu, który reprezentuje. Na ile jednak swoim tęczowym ubiorem oddaje realia Południowej Afryki - oceńcie sami.
Jak dla mnie, to bardziej Papua Nowa Gwinea!
Tak, czy inaczej do lalki, jak do wszystkich z tej serii, dołączony został kolejny odcinek brytyjskiego magazynu (Eaglemoss International Ltd) ilustrowanego (str. 715 - 727). Cztery pierwsze strony przedstawiają lalkę i jej region, dalsze natomiast - historię lalek porcelanowych. Jest na co popatrzeć.
Można też zaczerpnąć kilka podstawowych informacji:
Sama lalka, bez względu na charakterystyczne dla podobnych serii niedociągnięcia i tak okazała się bardzo trafionym zakupem.
Wysokość: 22 cm.
Tworzywo: porcelana.
Sygnatura: brak.
Cechy szczególne: ubranie z wielu różnych materiałów
Data produkcji: 2001
Kraj produkcji: prawdopodobnie Wielka Brytania
Height: 22 cm.
Material: porcelain. Signature: none. Special Features: clothing from a variety of materials Date of manufacture: 2001 Country of production: probably the United Kingdom
Miło mi ją zobaczyć bez opakowania :) Podoba mi się ta mnogość kolorów na niej. Dobrze wiedzieć, że nie tylko Deagostini robi stroje lalek nie do końca zgodne z realiami XD
OdpowiedzUsuńSwoją drogą ciekawi mnie reszta stron z gazetki :)
Przy wpisie o następnej etnicznej porcelance, sfotografuję wszystkie strony :-)
OdpowiedzUsuń