piątek, 21 stycznia 2022

Steffie - Babcia wiecznie młoda

Piątek, piąteczek, piątunio…

To mój ulubiony dzień tygodnia, pozwalający przez kilkanaście godzin mieć złudzenie, że wreszcie odrobinę odpocznę. Kluczowe jest tu słówko „złudzenie”. 

W praktyce, jeśli nie odeśpię zaległości w piątek po powrocie z pracy, to odsypiam w sobotę, a w niedzielę kończę pisać to, co muszę wysłać do redakcji już na początku tygodnia, a jeśli nie udało mi się wcześniej przygotować projektów na zajęcia plastyczne z seniorami – i je muszę wykonać; chyba, że mogę posiłkować się tym, co kiedyś robiłam z dziećmi. Jedyną zaletą pracy w dwóch miejscach, jest różnorodność.

W przypadku pierwszej pracy, część rozmów mogę wykonać przez telefon, lecz część dotycząca wydarzeń kulturalnych, wymaga ode mnie stawienia się na miejscu. To też jest korzystne, bo żeby nie wiem, jak mi się nie chciało, żeby burza śnieżna szalała na zewnątrz, mróz malował szronem każdy skrawek 



- muszę pojechać do muzeum, galerii, etc. Dzięki temu jestem na bieżąco z tym, co mnie interesuje i inspiruje, choć siły już nie te. Organizm ostatnio, niczym windykator uporczywie wystawia rachunek.

Praca z seniorami daje mi dużo radości, a nawet relaksu. Nie spodziewałam się, że będzie aż tak piękną i pożyteczną przygodą. Jednocześnie czasem, gdy wsiadam już do busa, jakaś łza w oku się zakręci. Kiełkuje ostrożna tęsknota za Babcią. Nim nie zmieniła Jej całkiem demencja, była dla mnie najważniejszą Osobą w życiu. Żeby nie wiem, co się działo: akceptowała, prowadziła, nauczała, kochała. Tęsknota, której niekiedy doświadczam, potrafi boleśnie ukąsić. Przy okazji współczucie wymknie się spod kontroli. Każda osoba, z którą pracuję ma za sobą bogatą przeszłość i niezmierzone bogactwo wewnętrzne. Do Domu Samopomocy przyjeżdża: była położna, kierowniczka przedszkola, bibliotekarka, wojskowy, etc. I choć choroby, postępująca niepełnosprawność, wiek – sytuują ich na marginesie życia, ochoczo biorą udział w zajęciach emanując ciepłem, które niekiedy nadmiernie rozmraża moje struktury.

To nasze dzisiejsze prace. Na podstawie mojego projektu i szablonów, 

seniorzy wyczarowali okazjonalne karty. Oto niektóre z nich:



Przepraszam za tę zbyt długą dygresję o pracy, ale jest ona uzasadniona ze względu i na dzisiejszy Dzień Babci i bohaterkę tego posta – chyba jeszcze bardziej ukochaną przez Kolekcjonerów niż prezentowana w poprzednim wpisie Diva. O Steffie nie pisałam już wiele lat. Lecz gdy klikniecie w odpowiednią etykietę, wyświetli Wam się kilka bardzo obszernych wpisów z 2013, 14 i 15 r.

To niektóre z nich:

http://simran1pl.blogspot.com/2013/08/steffie-wiecznie-zywa-ponadczasowy-mold.html

http://simran1pl.blogspot.com/2013/12/tara-lynn-w-dwoch-artystycznych.html

Nie wyczerpują one wprawdzie mojego obszernego podzbioru lalek z tym konkretnym moldem, ani całej historii ponadczasowej postaci wykreowanej w 1971 r. przez Mattela (zabrakło zapału). 

Ale miłośnicy vintage znajdą wiele faktów i fotek różnych typów – wybaczcie, że jakościowo dużo słabszych. W czasach, gdy wiele zdjęć z blogów nie tylko lalkowych było kopiowanych, zmniejszałam zdjęcia, celowo nie przejmując się utratą jakości. 

Zresztą, nie pomyślałabym wtedy, że moje pisanie o lalkach, przerodzi się w prawdziwą sagę i 9 lat później, będę kogokolwiek odsyłała do aż tak archiwalnych materiałów. 

Od tamtej pory przybyło mi duuużo lalek, choć w kwestii Steffie wiele z marzeń wciąż czeka na realizację, jak np. blondwłosa „Talking Busy Steffie”  i czarnowłosa „Spacer Lively” – obie z 1971 r. czy cudowna „Quick Curl Kelley” w barwach Nutelli 😊 z 1972.

Co warto wiedzieć o Steffie z wyjątkiem tego, że ma już ponad pięćdziesiątkę, a wygląda jak hollywoodzka gwiazda filmowa i wciąż spotykamy ją w nowych projektach Mattela? W historii amerykańskiej firmy, ale po części też popkultury, odegrała wszystkie możliwe role. No, może z wyjątkiem faceta (póki co). Wielu starszym Kolekcjonerom, kojarzy się jednak jako kultowa PJ. A tym trochę młodszym, czyli jak przypuszczam większości Czytelników mego bloga, jako brązowowłosa Whitney (zwłaszcza m.in. „Totaly Hair”) lub Teresa (m. in. „Benetton”) . Dla tych jeszcze młodszych o blisko pokolenie, mold z kusząco rozchylonymi ustami będzie Summer na ekstremalnie szczupłym ciałku Model Muse. Ale pamiętajmy, że Steffie była i Barbie (także latynoską w wersji „hispanic”) i czarnoskórą Carą, Christie, czy Stacie – przyjaciółką nastolatki Jazzie, a nawet piegowatą… Midge!  

„Ballerina Cara” z 1975 r. ma oczy malowane ręcznie, co wtedy było jeszcze powszechną praktyką:


Dziewczę przede wszystkim rewelacyjnie radziło sobie w licznych, kolekcjonerskich seriach. Tu, np. występuje jako: „Miss Saphire – September”; seria „Birthstone Beauties - 2007” 




(mam do niej przeogromny sentyment, bowiem kupiła mi ją Babcia latem 2009r. kiedy to pokiereszowana wyszłam ze szpitala – mimo tamtego bólu, ileż bym oddała teraz za normalny świat; także mój… jednostkowy…)

I kolejne cudo z tej genialnej serii, przywołującej Steffie, która nie pojawiała się wtedy od dawna w „pink boxach”:  „Miss Topaz” – tym razem w wydaniu AA.


Nie mogę nie pozwolić sobie na złośliwość względem chorej poprawności politycznej. Dziś BLM podobną estetykę pewnie uznałoby za rasistowską…  

Owszem i ja wtedy stwierdziłam, że dziewczyna powinna mieć odcień skóry ciemniejszy niż moja polska opalenizna. Ale nawet w koszmarach nie wydedukowałam, że świat ogarnie taki ideologiczny absurd… cóż - prowadzący do kolejnych, silnych podziałów społecznych…  

Wszak o to chodzi kreatorom tego globalnego chaosu, jaki mamy od przynajmniej 2 lat: Dziel…I… Rządź.

Widzicie podobieństwo z Teresą „Lights and Lace” (1990) - prawa strona fotografii - ubraną w oryginale w niebieskie koronki?

Bo ja, bardzo silne. Oj, ileż napolowałam się na tę laluszkę, która w ówczesnej Polsce wystąpiła jako towar ekskluzywny, sprowadzony do pierwszych sklepów za złotówki w limitowanej ilości… Miała ją moja Przyjaciółka w związku z czym mogłam przebierać ją i aranżować scenki do woli… Lecz  marzenie o własnym egzemplarzu spełniłam dopiero po 30. Mocno wybawioną sztukę kupiłam za parę złotych od znajomej.   

Mniej więcej w tych samych czasach, zdybałam na Allego, które wtedy było zakupową i przystępną Mekką dla kolekcjonerów lalek: „Flight Time Barbie” z 1989r.– wersja: hispanic.



Kocham te kreseczki pod dolną powieką, charakterystyczne dla lal z tamtego okresu!
Mnie pozostaje tylko życzyć tej Pani - Babci kolejnych owocnych i pięknych 50 lat młodości! 😊  


PS. Wszystkie 3 mini sesje powstały w sierpniu 2020r.

6 komentarzy:

  1. Stefcie mają bardzo urocze pyszczki, nic dziwnego, że tak kuszą :). Obie panny klejnotki są szczególnie śliczne! Ech, gdzie to letnie słoneczko, gdzie te ciepłe dni... U nas w nocy nawaliło śniegu i choć nie powiem, przydał mi się do sesji, to działa na mnie przygnębiająco. Jestem fanką zim suchych i ciepłych ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nooo, suche i ciepłe, to się chyba skończyły w naszej szerokości geograficznej, w końcu mamy ocieplenie klimatu ;-)))
    Osobiście lubię śnieg i umiarkowany mróz pod warunkiem, że nie muszę wystawać na przystankach komunikacji miejskiej i zamiejskiej. Super, że udało Ci się porobić jakieś zimowe fotki. Ja póki co, nie mam siły i motywacji, zatem posiłkuję się z uporem letnimi zaległościami z ostatnich 2 lat. Serdecznie Cię pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. O boszzz ile Stefek! Aż mi się w głowie kręci! Ona nie ma brzydkiego wydania! Zawsze jest piękna! Moja ukochana to Dream Date PJ, jak ja tę lalkę uwielbiam! Twoje są cudne jak poranek, a ta Flight Time jest po prostu boska. Mam Barbie blondynkę z tej serii i bardzo ją lubię, ale latynoska jest jeszcze ładniejsza.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Dream Date" w moim obszernym podzbiorze Stefek akurat nie mam, ale w czasie, gdy Mattel w połowie lat '90 XX w. zaczął produkować na Wschód Europy panie o platynowych włosach, niebieskich placach zamiast oczu i wulgarnych ustach - za taką naturalną dziewczynę dałabym się pokroić. I jeszcze pewnie chodziłaby ze mną w plecaku do szkoły i parku ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. cieszę się że masz w swym lalkozbiorze
    tyle urokliwych babc bez limitu wieku!

    OdpowiedzUsuń
  6. Baaa, sama bym chętnie do nich dołączyła ;-)

    OdpowiedzUsuń