Po miesiącu zlodowacenia, które sprawiło, że każdy spacer nie w centrum miasta, był dla mnie wyprawą na pole minowe, wreszcie odetchnęłam z ulgą! Od rana padał u nas śliczny śnieg, z godziny na godzinę przykrywając coraz grubszą warstwą ten stary, poszarzały, przemieniony w lodowe wyspy. Jeśli tylko wyspy, to pół biedy - bo parking przed przystankiem przypominał po prostu lodowisko. To kolejny smutny przykład na postępujące lenistwo naszego społeczeństwa i brak odpowiedzialności... Miałam pojechać dziś do pracy po komórkę, ale plany nieco się poplątały, zatem nieoczekiwanie w ten biały, lutowy dzień, mogłam wreszcie pójść na dłuższą chwilę do lasu. Śnieg zasypał zdradliwy lód i droga stała się przyjemnością, opatrzoną małym ryzykiem.
Skorzystała na tym trzecia z moich rumuńskich lalek, którą podobnie jak dwie poprzednie, kupiłam w Polsce ;-) Odsyłam Was do wpisu z ubiegłego roku, w którym dzielę się własnymi wspomnieniami z Rumunii, w której bywałam jako dziecko.
http://simran1pl.blogspot.com/2016/08/lalki-z-rumuniidolls-from-romania.html
Nadal niestety nie odnalazłam lalki, którą stamtąd przywiozłam, ale przyznam, że nie przyłożyłam się do sprawy sumiennie.
Moja trzecia Rumunka, nie posiada sygnatury i podobnie jak dwie poprzednie na 100%, jest wykonana ręcznie przez tego samego autora. Pod spodem podstawki więżącej stópki jednej z bohaterek ubiegłorocznego wpisu odkryłam karteczkę z następującym logo: Coop. "Arta Crisana" Oradea; Papusa: TARANCA MUSCEL; Simbol: C.XVI. 307; N.I. 7043-76; Petrul: 75 lei
Moja ograniczona klawiatura, nie pozwoliła mi na zachowanie oryginalnego alfabetu. Tak, czy inaczej drobiazgowo dopracowane lalki tej rumuńskiej firmy, która prawdopodobnie zaistniała w latach '70 XXw, bywają na Ebayu i Etsy. Ale w przeciwieństwie do Native American Dolls "Carlssona", czy regionalnych piękności ze wszystkich stron świata sygnowanych przez "Rexard/Odette Arden" - "Arta Crisana", zamknięta wtedy za żelazną kurtyną nie miała dobrego marketingu. Nikt z kolekcjonerów lalek nie poświęcił jej żadnej strony, nie ma dostępnej w światowej sieci biografii... Chyba na mnie spoczywa odpowiedzialność zdobycia informacji bezpośrednio z Muzeum Etnograficznego w Rumunii, co przyznam - może być ciekawą przygodą.
Ręcznie wykonane są więc hafty, malunek twarzy, a nawet kwiatki na chuście. Takie autentyczne lalki z indywidualną duszą, uwielbiam szczególnie i chętnie przygarnę każdą! Bo rumuńskie stroje regionalne urzekają różnorodnością i bogactwem...
(powyższe fotografie, pozwoliłam sobie oczywiście, zaczerpnąć z internetu)
A tu już pozostałe kadry mojej dziewczyny z Transylwanii. Tylko kilka, bo niby nie czuło się tego - 7 st. C, ale stawy dłoni pozbawionych rękawiczek, przypomniały o swoim istnieniu ;-)
Wysokość: prawie 21 cm.
Tworzywo: twarz i kończyny - plastik; pozostałe - różne rodzaje tkanin, skóra.
Sygnatura: brak.
Data produkcji: II poł. XXw.
Kraj produkcji: Rumunia
Height: almost 21 cm.
Material: face and limbs - Plastic; other - different types of fabric, leather.
Signature: none.
Date of manufacture: second half. Twentieth century.
Country of production: Romania
Zapraszam też TUTAJ:
simran4.blogspot.com
I TUTAJ: simran2pl.blogspot.com
fartuszek z futerkiem ciekawie
OdpowiedzUsuńpołączył lekkość stroju z ujemną
temperaturą otoczenia :)
Na szczęście lalki nie marzną ;-)
UsuńBardzo urokliwa panienka :) lubię takie dopracowane laleczkim maję to czego w większości brak dzisiejszym produktom :/ czyli jakość i dbałość o szczegóły.
OdpowiedzUsuńWłaśnie regionalne mają tę przewagę na innymi. No chyba, że mówimy o jakichś super kolekcjonerskich...
UsuńLubię etniczne lalki w dobrze dopracowanych strojach. Różnorodność ubiorów w każdym kraju jest ogromna i pewnie wiele osób nie rozpoznałoby naszych polskich, bo tak naprawdę promowane były tylko stroje krakowskie, góralskie i łowickie.Fajnie jest pooglądać tym razem rumuńskie i porównać choćby ze strojami z południowego wschodu Polski.
OdpowiedzUsuńMasz całkowitą rację! :-)
UsuńSwietne :) marzy mi sie kiedys zeby przerobic jedna z Barbie na Krakowianke :)
OdpowiedzUsuńZ grubsza Mattel już zrobił w 1998r. ;-)
UsuńAle jakbyś miała cierpliwość do odwzorowania tych wszystkich detali, które Amerykanie pominęli, popatrzyłabym z zachwytem!
UsuńLalki same w sobie są świetne a już w plenerze śniegowym wyglądają prawie jak żywe istoty...
OdpowiedzUsuńTęsknię za wiosną...
One w ogóle wyglądają jak żywe, nawet na półce ;-)
OdpowiedzUsuńOj, nie... Choć tegoroczna zima mnie zmęczyła, ja za wiosną nie tęsknię. W moich prywatnych odczuciach, to smutna pora roku.