Zanim nie obezwładniły mnie afrykańskie upały i nie zalały potoki deszczu, poszłam w ostatni standardowo letni dzień do wyciszonego zagajnika, pomiędzy maleńką, wiejską stacją benzynową, a jedynym u nas, ciągnącym się aż przez 2 przystanki - cmentarzem.
Piaszczyste wydmy, rzadkie drzewa, wszelkie odcienie suchych traw, mchów i porostów, oraz walające się wszędzie szyszki, działają na mnie zawsze wyciszająco, choć obok biegnie szosa. Jest coś takiego w tym miejscu, że choć kapsli i tłuczonego szkła, nie tylko ze zniczy, również nie brak - lubię tam wpaść w środku dnia (bo później pewnie mogłabym spotkać tych od butelki :-) by posłuchać świerszczy.
Na człowieka, odpukać, nigdy się nie natknęłam, zatem to dobre miejsce na spacer z lalką, gdy pragnie się zrobić niewyrafinowane zdjęcia poza przestrzenią własnego mieszkania, a do lasu nogi nie niosą. Choć las mam, na dobrą sprawę, znacznie bliżej...
Uznałam jednak, że to wymarzone tło dla mojej kolejnej Native American, która chętnie dotrzymała mi towarzystwa w tej krótkiej przechadzce.
Tę kolejną, oryginalną pozycję w mojej kolekcji, zawdzięczam Dollbby'emu, od którego ją kupiłam bardzo okazyjnie. Kochany, dziękuję Ci, bo dziewczyna w barwach lata, ma u mnie jak w indiańskim raju!
Lekko potargane włosy i brak jednego paluszka, nie są dla mnie żadnym defektem, bo nic, a nic nie ujmuje to jej urodzie i moim uczuciom bazującym na sympatii do opisanej tu kiedyś: pierwszej lalki Indianki, którą wyłudziłam podstępnie w dzieciństwie.
Jak widać, obie mają twarz odlaną z niemal identycznej matrycy, to samo dotyczy kształtu dłoni. Obie są także tego samego wzrostu i mają nieruchome nogi. Obie też zamykają oczy, choć moja pierworodna, posiada plastikowe rzęsy, a właściwie jednolity prostokąt w kolorze coca coli.
W przypadku mojego nowego nabytku, wrażenie robią bardzo wypracowane i naturalne mokasyny:
Sugeruję jednak, że Indianka od Dollbby'ego jest nowsza nie tylko w moim domu: ubranko wykonano ze sztucznego zamszu - zastanawiają też łamane cekiny użyte do zdobień...
Nie pokuszę się o ustalenie grupy kulturowej, z której rekrutuje się Indianka w żółtych mokasynach. To już zadanie dla rdzennego specjalisty.
Mogę tylko biernie podziwiać ją z każdej strony i cieszyć, że stoi w mojej witrynie!
Wysokość: 18,5 cm.
Tworzywo: plastik.
Cechy szczególne: autentyczna pamiątka regionalna.
Sygnatura: brak.
Data produkcji: prawdopodobnie przełom lat '70 i '80 XX w.
Kraj produkcji: USA.
Height: 18.5 cm.
Material: plastic.
Special Features: authentic regional souvenir.
Signature: none.
Date of manufacture: probably break the 70's and 80's of the twentieth century
Country of production: USA.
Kolory lalki to bardziej mi się z jesienią niż z latem kojarzą. Ale fotki masz jak na prawdziwym stepie. Widać, że deszcz dawno nie padał ;)
OdpowiedzUsuńOooo, te kolory są uniwersalne do każdej polskiej pory roku z wyjątkiem zimy! W końcu jeszcze mamy lato - trzeba było adekwatnie posta zatytułować :-)
OdpowiedzUsuń