Konia z
rzędem dla tego, który przetłumaczy lekko i zgrabnie tytuł dzisiejszego posta
;-) I od razu dodam, że nie ja jestem jego autorką. Ech… Są takie okresy w
życiu, że dusza kwili jak mysz w pułapce, choć nikt jej nie potępił.
Okoliczności pętlę na wiotkiej szyi coraz ciaśniej zaciskają i chce się płakać
z bezsilności… Z braku empatycznego człeka obok - choćby w zimne ramię krokodyla
(założywszy oczywiście, że gad owe ramię posiada, a własne łzy z „krokodylimi”
nie mają nic wspólnego ;-)). Ale gdy nie ma obok nawet krokodyla - zawsze można
sięgnąć po lalkę. Na szczęście. Najlepiej taką z komiczną metryką, co by cień
uśmiechu zamajaczył na twarzy. Kogo tutaj mamy? Rzeczonego „Garbusa ze złamaną
ręką na ośle”. Tak, Moi Mili, to nie jest żart. W ten sposób sprzedawca
zareklamował przedmiot na swojej aukcji (!). Subiektywny opis, nie przeszkodził
mi w nabyciu biednej ofiary nie tyleż losu, co osobnika, który brak wiedzy i
uwagi zastąpił pseudo-poczuciem humoru.… Ponieważ lalka kosztowała 9.99 +
przesyłka, postanowiłam widząc, że jest prawdziwym, regionalnym unikatem, olać
złamaną rękę (której nie widziałam na zdjęciu) i nabyć sierotę do swojej
kolekcji. Jak łatwo się domyślić, tytuł, będący jednocześnie opisem aukcji, nie
zachęcił nikogo więcej do licytacji. I tak pod mój dach trafiła arcyciekawa
lalka z Ameryki. Trudno mi jednoznacznie stwierdzić, czy jest
regionalnym wyrobem z Meksyku, czy może z Ekwadoru. Nie posiada żadnej
sygnatury. Za to dwie rzeczy są pewne. 1. Nie ma złamanej ręki. 2. Domniemany
garb, to w rzeczywistości tobołek na plecach ;-)
Ręcznie
malowana twarz lalki zrobiona jest z naturalnej skóry podobnie, jak jej ręce i
nogi. Z malowanej skóry, prawdopodobne na drewnianym szkielecie, jest też sam
osiołek, oraz z dużym prawdopodobieństwem bochenki w jednym z koszyków. Owoce w
drugim, wykonano z jakiejś ręcznie uformowanej masy utwardzanej, czegoś sprzed
ery modeliny.
Wyplatane koszyki i kapelusz, naturalne tkaniny – wszystko to
przypomina regionalne lalki z lat ’60 – ’70 XX wieku. Mimo upływu czasu i śladów
kurzu, lalka jest wyjątkowa. W najwyższym swym punkcie liczy ok. 24 cm. Osiołek
ma 16 cm długości.
A u mnie
znowu leje, co nie poprawia nastroju. No, chyba, że
ślimakom...
Na drugim blogu, nie tylko dla miłośników pokazów lotniczych prezentuję takie oto zdjęcia:
simran2pl.blogspot.com
simran2pl.blogspot.com
Zastanawiając się jednocześnie - co na to pawie... ;-)
Zapraszam Was także na wycieczkę po najnowocześniejszym w Polsce Centrum Badawczym KEZO:
zaintrygowała mnie ta mikstura
OdpowiedzUsuńdrewniany szkielet + skóra :)))
mnóstwa wewnętrznego uśmiechu,
Kiduś Ci życzę - wbrew aurze!
Dziękuję Ci serdecznie. Oby się spełniło... ;-)
UsuńA to ci dowcipny sprzedawca. ;) jednak osiągnął cel. Bardzo ciekawa lalka, choć pewnie wyrób dla turystów, to jednak autentyczny, a nie chińszczyzna.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się i nie daj się zjeść, ani krokodylowi, ani nikomu innemu. Czasem jest ciężko, ale pamiętaj, że są jednak i życzliwe Ci osoby i to nie mało. :)
Wyrób autentyczny - na bank. To prawdziwe, maleńkie (ręko)dzieło.
UsuńOj, okoliczności mają coraz większy na mnie apetyt ;-S
Wiem, Sówko, że życzliwe Osoby są w orbicie, ale czasem brak ich na wyciągniecie ręki... I to boli naprawdę mocno.
Po deszczu i burzy zawsze zaświeci słońce :-) Banał i prawda. Nim w pobliżu pojawi się bratnia dusza pamiętaj, że zawsze masz nas! Co z tego, że daleko i trzeba poklikać, ale jesteśmy :)))
OdpowiedzUsuńLaleczka jest niezwykła i piękna! Ten gość na osiołku musiał pokonać niezłą drogę, nim w końcu dotarł do Ciebie :-)
Serdeczności, Kiduś!
Ech, przynajmniej tak być powinno... Czekam z utęsknieniem na to własne słońce...
OdpowiedzUsuńOdległość przeraża ostatnio. W trudnych chwilach, łącze internetowe to bardzo kruchy pośrednik.
A osobnik na osiołku? Temu odległość niestraszna. Wygrał całkiem reprezentacyjną miejscówkę na komodzie z witrażami ;-)
Intrygujacy osobnik :)
OdpowiedzUsuńU nas za to lato pelna geba i chyba pierwzy raz od kilku lat naprawde jest cieplo przez okres dluzszy niz kilka dni z rzedu :)
A u nas od dwóch dni trwa październik z pominięciem września...
OdpowiedzUsuńMogę Ci tylko pozazdrościć ;-S