Dopiero strzelały korki od szampana, a tu już półrocze stuka do drzwi. Na tej samej zasadzie, minęło mi kilka wolnych dni i wątpię, czy przed Gwiazdką, uda się jeszcze zdobyć jakiś pakiet...
A ja wciąż zalegam z czytaniem Waszych wpisów i umieszczaniem własnych.
Cóż, dziś przedstawię Wam postać szczególną - lalkę, która 7 lat przeleżała w pudełku, w stanie NRFB. Jak to się stało? Do końca nie wiem.
Kupiłam ją i drugą postać z tej serii w trakcie prywatnego "armagedonu", w czasie, gdy wszystko nabywałam mechanicznie wiedząc, że czas na radość i używanie przyjdzie dużo, dużo później. Ale o ile jej koleżanka o różowych włosach i zielonych oczach, dość szybko opuściła swą trumnę/celę, o tyle Luna nie miała tego szczęścia. Choć leżała, jak to się mówi, pod ręką. Jednakże żadne spotkanie lalkowe, żaden spacer, żaden wyjazd nie był dość dobry, aby ją wydobyć z opakowania. Liczyłam na coś ekstra. Pewnie gdybym miała swoją działkę, pierwsze przebiśniegi, zawilce, czy kwitnące wiśnie, skłoniłyby mnie do wyjęcia tej panienki. Ale działki już nie miałam, co zresztą stanowiło cząstkę rzeczonego "armagedonu". W końcu pojęłam, że cud nie nadejdzie, więc muszę zadowolić się pierwszą dostępną fajną okazją, bo trzymanie takiej lalki w firmowym pudełku, które zbyt wysmakowane nie jest, stanowi zwykłe marnotrastwo.
I tak, w pierwszy weekend maja, w noc przed warszawskim Festiwalem Kultury Japońskiej Hanami, wydobyłam dziewczynę z ciasnego więzienia, w którym przesiedziała 7 lat za niewinność ;-)
Już na imprezie okazało się, że z kolana nie usunęłam jej folii, ktora zmyślnie kryła się pod podkolanówką aż do stopy. Koleżanka z ceramiki, która lalek nie zbiera, z poświęceniem i uporem, pomogła mi usunąć oporny plastik, co wcale bez nożyczek krótko nie trwało. Goście Hanami przyglądali nam się z uzasadnionym zainteresowaniem ;-)
I do dzieła! Mogłyśmy zacząć szukać tematycznych plenerów :-)
Z powyższego drzewka - rękodzieła stworzonego w ramach scenografii do przedstawienia (kadry ze spektaklu prezentuję na drugim blogu), skorzystałyśmy dzięki uprzejmości P. Olgi Mazurkiewicz - Yorokobi No Koen.
Dziękujemy serdecznie :-)
Kilka słów o samej lalce. Firmowo nazywa się Crescent Road X-102 i podobnie jak jej koleżanki z serii, dziwnym mianem nawiązuje do miasta, które reprezentuje ekstrawagancką modą. Firma Jun Planning Co, ta sama, ktora produkuje lalki Pullip, słynące z niesamowicie kreatywnej garderoby czerpiącej z motywów współczesnej japońskiej mody młodzieżowej, w 2009 r. przeniosła swą produkcję z Japonii do USA. Pewnie dlatego lalki i ich stroje, zachowały wysoką jakość. Podobnie jak Pullipy, posiadają 9 punktów artykulacji i wprawiane szklane/akrylowe oczy.
Razem z Luną na wycieczkę w ten niemal upalny, wiosenny dzień, załapała się Juki - czyli Japanese Barbie z 1995r. - drugie wydanie mattelowskiej Japonki w serii "Lalki Świata", od której zaczerpnęłam tytuł mojego bloga ;-)
Urocza Azjatka oparta na moldzie Kira, użytym po raz pierwszy w 1980 r. dla Oriental Barbie, ulokowała się pośród różu i błękitu.
Tych, którzy chcieliby zobaczyć, co działo się na warszawskim Hanami, zapraszam TUTAJ:
simran2pl.blogspot.com
Gwarantuję, że wiosenny piknik japoński, był bardzo udany i inspirujący :-D
Obie panny piękne. Kirę bardzo cenię za niebagatelną urodę (sama mam jedną i ją uwielbiam), a z kolei Luna jest prześliczna - subtelna i delikatna. Zastanawia mnie jak to się mimo wszystko czasem układa, że taka panienka przesiedziała tyle w pudle.
OdpowiedzUsuńFestiwal musiał być bardzo udany. :)
Dziękuję Ci serdecznie. ;-)
OdpowiedzUsuńŻycie, ta galaktyka nieogarniona - różne układa nam puzzle...
Kiry są ważnymi elementami w mym podzbiorze. Szkoda, że ich rodzina
I znowu komp zaszalał, choć tym razem to bardziej internet ;-)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że ich rodzina została przez Mattela odstawiona do lamusa i zastąpiona uroczą wprawdzie, ale mniej azjatycką Leą.
... ja też mam blogowe zaległości.... :(
OdpowiedzUsuńU laleczki zachwyca mnie ubranko - oczywiście laleczka też ładna
:)
He, he.
OdpowiedzUsuńJa nie tylko blogowe ;-)
Te siedem lat niewoli w ciasnym pudle mogę wytłumaczyć jedynie tym, że masz tak wszechstronne zainteresowania i natłok obowiązków! Od razu uległabym pokusie wypuszczenia jej na wolność i nasycenia oczu śliczną buzią, artykulacją i wspaniałym ubrankiem :-)
OdpowiedzUsuńJak widzę jednak starasz się jej wynagrodzić ten okres i pewnie nie raz będzie modelką i bohaterką kolejnych postów, czego jej życzę :)))
Pozdrawiam serdecznie :-)
Coś zapewne w tym jest... Przy ogromie mojej kolekcji i charakterze, który można streścić jako - być wszędzie, mieć wszystko, zrozumieć jak najwięcej, robić 10 rzeczy na raz ;-)
UsuńDużo serdeczności, Oleńko :-)
Hehe... u nie też jakaś część lalek siedzi jeszcze w pudłach swoich, ale one tak tam uroczo wyglądają :P
OdpowiedzUsuńnie wiem, czy mając taką ślicznotkę wypuściłabym ją ;-)
Jest taka delikatna, taka eteryczna i tak zjawiskowo piękna :D :D :D
Dziękuję, Ewuniu. Sęk w tym, że i u mnie są lalki, planowo zakupione do bycia w stanie NRFB, ponieważ ich opakowania są jak wyszukane ramy dla dzieła malarskiego i grzechem byłoby burzyć całość - ale tutaj pudełko stanowiło tylko zwykłe opakowanie ;-)
Usuń7 lat niewoli - widać Los tak chciał...
To świetnie, że wreszcie ją uwolniłaś. Jest śliczna i warta wielu cudnych sesji, łącznie z prawdziwą Japonią. Widzę, że oprócz wrażeń z imprezy wyniosłaś dwa cudne koteczki. :)Pozdrowionka. :)
OdpowiedzUsuńDziewczyna już ma kilka godnych siebie sesji :-)
OdpowiedzUsuńKotkom nie mogłam przepuścić, choć złożenie tego mini pudełeczka, czyli sprawdzian zręcznościowy dla nabywcy, zajęło mi trochę czasu...
Słoneczne pozdrowienia :-)
NARESZCIE!!! doczekała się i J-doll!!!
OdpowiedzUsuńTak:-) Jak widać na powyższym przykładzie, Momoko, wcale nie stanowiła odosobnionego przypadku więźnia ;-)
OdpowiedzUsuń