I tak, w ciągu niespełna doby, temperatura spadła o blisko 20 stopni. Poczułam się tak, jakbym nagle zmieniła strefę klimatyczną. Szok termiczny odebrał mi wszystkie siły i potraktował niezbyt silnym, ale nieustępliwym bólem głowy. Krótko mówiąc: dzień wypadł z życiorysu. Podnośnikiem, by mnie nie wyciągnął z domu, ale wieczorem przypomniałam sobie, że przecież ta niedziela jest dniem wolnym od handlu i chcąc, nie chcąc musiałam skonfrontować się z późną jesienią, choć kalendarz oznajmił dopiero jej początek. Cóż, w pierwszych dniach kwietnia, lato przyszło niespodziewanie, zajmując miejsce wiosny. Po wyjątkowo długiej, jak na Polskę rezydencji, odpłynęło z dnia na dzień, zostawiając mnie z masą kolorowych sesji fotograficznych...
Przy okazji, po raz kolejny przekonałam się, że już nie jestem entuzjastką wolnych niedziel. To, co świetnie sprawdzało się w moim dzieciństwie, w XXI wieku, kiedy to człowiek jest przepracowany do granic utraty zdrowia, a w tygodniu wiele miast i miasteczek w Polsce stoi w korkach, wolne niedziele - moim zdaniem - nie przystają już do współczesnej rzeczywistości. Wymuszają na zabiegnym konsumencie jeszcze większą samodyscyplinę oraz pośpiech...
Na osłodę, jeden z nielicznych mych nabytków, minionego lata. Wypatrzona na Allegro, parka Carlsona ;-) Laleczki, czego nie dało się całkiem ukryć na zdjęciach, są widocznie nadgryzione zębem czasu. Dziewczyna ma nieusuwalne zabrudzenia na buzi i stroju, a chłopak uszczerbek w plastiku z boku głowy. Nic to jednak wobec faktu, że mam pierwszego Native w wersji męskiej! :-D. Mold ma wprawdzie identyczny, jak kobieta, a i jego figura gdy odchylą się poły kamizelki, każe się zastanowić nad tym, czy to nie Ewa była przypadkiem dawcą owego żebra dla Adama ;-) Wszystkie te obserwacje, pokazują jedynie oryginalność tej lalki.
Oboje różnią się jednak nieco od moich pozostalych Carlsonów (odsyłam Was do starszych postów). Choć mają standardowy wzrost (19 cm), nie posiadają obrotowych główek, ani nakładanych mokasynów. Zamiast nich, oboje mają pomalowane na czarno stopy. Brak im plastikowych rzęs, a ręce są w innym kształcie, nieco masywniejsze.
Powstały w 1946 r. Carlson Dolls, miał różne etapy w swojej liczącej niemal pół wieku historii. W okresie świetności, czyli w latach '60, produkował aż 500 wariantów lalek! Dlatego z pewnością, jeszcze nie raz zostanę zaskoczona jego Indiankami i zainspirowana do bardziej szczegółowych poszukiwań.
Jako ciekawostkę, pokażę Wam jeszcze to, co odkryłam w pobliżu miejsca, w którym powstawała powyższa sesja:
Czyżby współczesne obozowisko??? ;-)
Hehe... a drugi jest jeszcze u mnie :D
OdpowiedzUsuńSuper zdobycz :D
Masz takiego osobliwego faceta, serio???
UsuńIdentyczny?
Irokeza też ma zrobionego z tzw. "sztucznego misia"?
A czy "buty" również zrobili mu tylko malowane?
Jedna lalka, a tyle pytań... ;-)
... a ten to nie facet?
OdpowiedzUsuńhttp://simran1pl.blogspot.com/2015/04/wymianaexchange.html#comment-form
Przystojny Szaman od Ciebie, Ewuniu, wciąż nie został zidentyfikowany. Z pewnością jest starszy ode mnie, a mimo tego, jego stan zachowania - zachwyca.
UsuńTa zagadka wciąż prosi się o swojego Sherlocka...
Ojej! Ale fajne te laleczki i w świetnych ubrankach! Chłopak normalnie ma czym oddychać :)))
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, strasznie szybko się ochłodziło i też odczuwam tego skutki :-(
Końcowe zdjęcia są dowodem na to, jacy okrutni są ludzie wobec natury...
Dziękujemy, Oleńko! Chłopak budzi uśmiech... zaskoczenia?, ciekawości? Tak, czy inaczej bardzo się cieszę z takiej zdobyczy w mym indiańskim babińcu.
UsuńLata temu, gdy posiadałam tylko mą pierwszą Uminę Carlsona, (którą jako 9-latka zdobyłam podstępem), od mej Lalkowej Duszy/Przyjaciółki ze szkolnej ławy, usłyszałam opowieść o chłopaku, którego miała i zniszczyła bezmyślnie. Ileż to razy ogarniał nas pełnoletnie (już), ale wciąż świeże Kolekcjonerki lalek - żal za taki czyn i jego nieodwracalne konsekwencje.
Już dekadę jestem na Allegro, ale męskiego Native'a Carlsona, ujrzałam tego lata - po raz pierwszy...
Tyle scen ludzkiego wandalizmu, widziałam już w lesie, że czasem głowa musi robić czystkę własnego, twardego dysku... Tu, uczucia mam mieszane. Śmietnik jest, i owszem. Ale palenisko jest profesjonalne, dość bezpieczne, względem tego, co kilka razy do roku, spotkane na spacerze - wznosi mi włos na sztorc i uruchamia wściekły bulgot w krtani.
ciekawy duet i to
OdpowiedzUsuńpięknie pokazany!
Duet mych marzeń ;-) a scenografia jest wyłączną zasługą Lasu.
UsuńIndiańska para prześliczna.Mam nadzieję, że to obozowisko nie po harcerzach :(
OdpowiedzUsuńMoże być. Bajzel zostawili, ale ognisko sprawia wrażenie bezpiecznego... ;-S
UsuńChyba mam Hawajkę od Carlsona, tylko malutką 14 cm. Buzia wygląda bardzo podobnie.
OdpowiedzUsuńJejku, pokaż koniecznie!!!
UsuńNic mi nie wiadomo na ten temat, aby Carlson produkował lalki z Hawajów, ale podróbek miał całkiem sporo.
Urocze to zdjęcie we wrzosach <3
OdpowiedzUsuńDziękuję. Wrzosy kocham ogromnie, choć krzewinki przypominają klony - każda jest identyczna, ale też identycznie piękna :-)
UsuńBardzo podobają mi się zdjęcia. Wyszły bardzo naturalnie, aż się czeka na moment, gdy na którymś pojawi się jakieś tipi, ognisko i reszta plemienia... ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję ;-)
OdpowiedzUsuńReszta plemienia mieszka w witrynie, tudzież na półce w sypialni ;-)
Z ogniskiem wolę się nie bratać. To, co pokazuję w tym poście, to szczyt turystyczngo porządku. Znajdowałam wypalone przestrzenie we mchu na środku polany. A obok puszki, lub butelki. Brrrrrr!!!!