Z dłonią przegryzioną do kości w 6 miejscach, nie wygram zawodów pisania na czas. Stukam zatem drugą, całą - choć niemrawo - w klawiaturę mocno zmęczonego życiem laptopa. Już dawno miałam przybliżyć Wam lalki, które na potrzeby tego bloga "obfociłam" dokładnie rok temu.. „Barbie w świecie mody”, to siedemnasty film z serii o
najpopularniejszej lalce świata. Posiłkuję się streszczeniem znalezionym w
sieci, bo jeszcze nie miałam czasu, ani możliwości, zapoznania się z tą
animacją. I nie mam pojęcia, kiedy – jeśli już – to nastąpi… Tak, czy inaczej,
z wyboru, a nie przypadku, dotarły do mnie postaci poboczne tego projektu. Fantastyczne,
lśniące od brokatu, ocierające się o kicz – czyli coś, co bezwstydnie bardzo
lubię ;-) Miałam pokazać je zaraz po Spectrze, by była jakaś kontynuacja
estetyczna i tematyczna, ale Noc Muzeów w Warszawie, wepchnęła mnie dygresyjnie
na inne tory.
Zapraszam do zajrzenia TUTAJ, gdzie przedstawiam iście magiczne i unikalne w skali europejskiej - Muzeum Neonów!: https://simran2pl.blogspot.com/2019/05/muzeum-neonow-noc-muzeow-cz-2.html
Lalki, które prezentuję, pochodzą z filmu, który miał swoją
premierę 10 września, 2010r. Fioletowa Shimmer, była przedostatnią lalką, którą
nabyłam w sposób stacjonarny – w przytulnym, kultowym, warszawskim Smyku, przed jego nieuzasadnioną rozbiórką.
Przez kolejne lata, zakupy robiłam
tylko w internecie.
Czyżby za moimi plecami przebiegł KOT???
Fabuła „Barbie w świecie mody”, wydaje się całkiem życiowa. Pewnego
dnia pod wpływem wielu nieszczęśliwych wydarzeń, Barbie postanawia
przeprowadzić się do Paryża. Zatrzymuje się u swojej ciotki, która prowadzi
rodzinny Dom Mody. Wraz z nowymi przyjaciółmi chce pomóc jej uratować to
wspaniałe miejsce. Razem z nową przyjaciółką Alecią, postanawiają przywrócić
domowi dawny blask. W tym celu, przy pomocy trójki magicznych ognisto-włosych,
organizują pokaz mody. Kiedy projekt jest prawie gotowy, ognistowłose zostają
uprowadzone…
Shyn’e, to druga, magiczna panienka „ognistowłosa”, która trafiła do mojej kolekcji. Tym razem używana, z kolejnej ręki. Nabyłam ją na Allegro za jakieś 10 zł, nie licząc przesyłki. Jej sztywne ciałko w erze przed Fashionistas, było wtedy dziwacznym ewenementem, choć profilowane rączki, pozwalały uzyskać i tak różne pozy lalki.
Shyn’e, to druga, magiczna panienka „ognistowłosa”, która trafiła do mojej kolekcji. Tym razem używana, z kolejnej ręki. Nabyłam ją na Allegro za jakieś 10 zł, nie licząc przesyłki. Jej sztywne ciałko w erze przed Fashionistas, było wtedy dziwacznym ewenementem, choć profilowane rączki, pozwalały uzyskać i tak różne pozy lalki.
Mold, ogromnie przypominał mattelowskie Winx (Rainbow z 2004r.)
A, że lubię kolorowe ciałka, których znowu nie było tak dużo w erze Mattela, (a w tym stylu tylko pamiętna „Barbie Fairytopia – Sparkle Fairy” (2003)), lalka zaskarbiła sobie moją bezbrzeżną sympatię. I nie pogniewałabym się, gdyby ostatnia z fantastycznej trójki, zawitała kiedyś okazyjnie pod mój dach…
A, że lubię kolorowe ciałka, których znowu nie było tak dużo w erze Mattela, (a w tym stylu tylko pamiętna „Barbie Fairytopia – Sparkle Fairy” (2003)), lalka zaskarbiła sobie moją bezbrzeżną sympatię. I nie pogniewałabym się, gdyby ostatnia z fantastycznej trójki, zawitała kiedyś okazyjnie pod mój dach…
O ile Barbie z tej serii, była do bólu zwyczajna i odziana na 3+, to wybitnie udały się zwierzaki towarzyszące – czerpiące z estetyki lat 50/60 XXw. Mają sympatyczne pyszczki, zgrabne figury i są bardzo starannie wykonane. Nic dziwnego, że musiały dołączyć do mojej kolekcji, po długich poszukiwaniach w okazyjnej cenie ;-)
Cechy szczególne: mold zaprojektowany na potrzeby postaci filmowej (2009r.)
Data sprzedaży: 2010r.
Data sprzedaży: 2010r.
Od jakiegoś czasu staram się jednak panować nad moim zbiorkiem i nie kupuję zbyt dużo lalek, ale różowowłose, seledynowłose i ognistorude - płomienne są, i nadal w nim pozostaną :-)
OdpowiedzUsuńBardzo sympatyczny i ciekawy post, choć pierwsze zdanie bardzo mnie zmartwiło...
Zazdroszczę konsekwencji kolekcjonerskiej ;-)
UsuńOleńko, odsyłam poniżej do odp. zbiorczej...
Szybko wracaj do zdrowia, Kiduś a Czarnobyl teraz będzie pewnie najmilszym kotem pod słońcem!
UsuńPodobnie jak Ola przejęłam się początkiem wpisu...
OdpowiedzUsuńA różowa panna na szczęście jest poza moim kręgiem zainteresowań. Miło jest jednak pooglądać różności u kogoś. :)
Zbiorcza odp. poniżej, Kamelio...
UsuńUPS... Nie wiem, czy coś jest tak totalnie poza zasięgiem moich zainteresowań...
Zawsze omijam kolorowe ciałka i włosy, to nawet nie wiedziałam, że takie lalki były. Ale co Ci się stało w rękę? Kto Cie tak pogryzł? Życzę powrotu do zdrowia. :)
OdpowiedzUsuńKochane, odpisuję Wam zbiorczo, bo rękę wciąż oszczędzam...
OdpowiedzUsuńMoje rany, to skutek ratowania Czarnobyla.
W nocy z niedzieli na pon. obudził mnie przeszywający ryk. Wpadłam do łazienki, przypominając sobie jednocześnie, że po wieczornej toalecie, zgasła na amen żarówka. Słaby blask w pomieszczeniu, dawało tylko światło z przedpokoju...
Zobaczyłam, że z mosiężnego kinkietu w stylu barokowym - czyli masa roślinnych ozdobników - za kawałek tylnej stópki, wykręconej niepokojąco, zwiesza się Czarnobyl i na próżno macha pozostałymi trzema wolnymi kończynami. Gdybym mogła zapalić światło, pewnie wpierw, złapałbym z wieszaka ręcznik. A tak niemal po omacku, przerażona sytuacją, prawą ręką podtrzymałam przód kota, a lewą, uniosłam jego tył i zaczęłam obracać, by wydobyć uwięzioną nogę - nie wiedząc w jakim ostatecznie jest stanie.
Czarnobyl, był w totalnym szoku. Poczułam,jak jego szczęka dwukrotnie zatrzaskuje się na mojej dłoni niczym wnyki. Gdy ostatecznie, postawiłam go na podłodze, pognał na 3 nogach pod łóżko.
Dość szybko okazało się na szczęście, że interwencja weterynarza nie jest potrzebna. Wyszedł i z przerażeniem obwąchiwał moją ociekającą krwią dłoń. Dużo dłużej trwało nawiązanie kontaktu z resztą kociej rodziny. Powciskane pod masywny 100-letni kredens, za biblioteczkę i nie wiem,gdzie jeszcze, nie chciały wyjść nawet do jedzenia...
Gdy 2 doby później z czerwoną, gorącą i spuchniętą dłonią pojechałam do miasta, do naszej przychodni, nie otrzymałam pomocy jako "podobywatel" pracujący na śmieciówkę - przypominam, że uczciwie płacę podatki!
Na szczęście Pani Farmaceutka w osiedlowej aptece, poleciła mi skuteczne środki i tak, każdego dnia jest powolutku lepiej. Pocieszam się tym, że 80 procent czynności wykonuję lewą ręką ;-)...
A Czarnobyl? Przez dobre 2 doby, nie mogłam zgonić go z kolan. I wciąż nie śmie dopominać się nawet śniadania...
Skarbie było się udać do apteki po surowicę. Współczuję, wiem jak boli ugryzienie kota. Wyłapuję bezdomniaki dla koleżanek z pracy i udaje mi się unikać pogryzień. Dbaj o siebie i zdrowiej.
UsuńFilm oglądałam dziwnym trafem, ale to nie była moja bajka
UsuńNo, pani magister poratowała mnie innymi środkami. Na rany okazały się bardzo skuteczne, bo po tych pozostały już tylko niewygodne blizny, ale staw jeszcze nie odzyskał swojego pierwotnego kształtu, a ścięgno nadal doskwiera. Cóż, trudno, taki los ;-(
UsuńFilm jednak bardzo chętnie bym obejrzała :-)
Serdeczności!
Lalki hm.. no cóż chyba nie są w kręgu moich zainteresowań, co nie zmienia faktu, że fajnie jest je poznać (wirtualnie u Ciebie)
OdpowiedzUsuńZaś to co trafiło się Tobie i Czarnobylowi chciałoby się napisać "kto ma pszczoły ..." Wiem, że to smutne i bolące i trzymam kciuki, ale to będzie z niego najbardziej kochający koteczek :)
Swojego czasu też miałam podobną sytuację, gdzie moja najstarsza kotka bardzo mnie pogryzła, wręcz zmasakrowała, ale jest już teraz dobrze, a kotka to moja ulubienica :)
Kiduś życzę szybkiego powrotu do zdrówka :)))
"Kto ma pszczoły..." to ulubione powiedzenie mojej Babci ;-)))
UsuńCóż, tak bywa. Kiedyś miałam dużo gorszy wypadek, który na zawsze zmienił moje życie, więc mam świadomość, że nie znamy dnia, ani godziny... Czasem o wszystkim zdecyduje sekunda.
Oj, Czarnobyl bardzo mnie kocha. I mądra z niego bestyja. Wczoraj, gdy mu wyrzucałam, że zrobił ze mnie inwalidkę, spojrzał przejmująco i położył łeb na mojej pokiereszowanej dłoni. Gest bardziej psi niż koci.
Dziękuję serdecznie, Ewuniu :-)
Och, znam takie historie... z własnego doświadczenia. A kocie ugryzienia goją się okropnie. U mnie dwa razy skończyło się antybiotykiem, bo tak fatalnie się babrało.
OdpowiedzUsuńŻyczę, żeby jednak ręka się wygoiła jak najszybciej oczywiście.
A kocie zareagowało na ból, więc trudno mieć do niego pretensje.
Tak, strasznie biedny był ten wiszący Byl. Myślałam, że złamał nóżkę. Kto wie, może on też tak myślał?
UsuńMoje rany zagoiły się szybko, widać domowa morda była w miarę czysta, ale staw nadal zapuchnięty i zasiniały. Trudno się dziwić, skoro został przedziurawiony w 6. miejscach. Brrrr.
znam ten film, oglądałam go
OdpowiedzUsuńze 3 razy z Córcią - wtedy
nie wiedziałam o lalkach z
filmu - oczywiście życzę Ci,
by i ostatnia z tercetu elfka
sfrunęła i ukoiła obolałe nie
tylko łapki, jak mniemam...
Skoro oglądałyście go tyle razy, musiał być fajny ;-)
UsuńBa! Nie pogniewam się, jak przyleci kiedyś do mnie ta trzecia, choć celowo szukać jej nie będę. Powinnam zredukować kolekcję, ale tę śpiewkę dobrze już znasz... ;-)
Biedna ręka Twoja :( Przez pewien czas miałam jakąś mattelowską wróżkę z brokatowymi fragmentami ciała.
OdpowiedzUsuńFaktycznie biedna, bo obrażenia okazały się poważniejsze niż myślałam... :-(
UsuńDaj, mi proszę cynk, jakby przypadkiem pojawiła się u Ciebie jakaś niepotrzebna, brokatowa ;-)
Nie jestem wróżkowo wyedukowana - byłam przekonana że to Winx !!
OdpowiedzUsuńDlaczego "ognistowłose" ? Teraz nawet ogień jest różowy ?? :O
Niestety takie kocie pogryzienia długo się goją - mnie moja perska kotka przegryzła ... paznokieć .Od tej pory preferuję zdecydowanie koty syjamskie . Życzę szybkiego powrotu do sprawności z "przed" :)
Teraz już nie ma żadnych reguł.
OdpowiedzUsuńSprawność raczej odzyskam, choć pierwotnego wyglądu już nie ;-(
Ale i tak, powtarzam sobie: mogło być gorzej...
Noo, jak mnie kiedyś moja syjamska Padlinka zatrzasnęła szczękę na nadgarstku, to Mama musiała ze 2 minuty przemawiać do niej czule, aby raczyła otworzyć paszczę. Dostała szczękościsku. Ale to i tak była pieszczota, wobec tego, co zrobił mi Czarnobyl...
Fakt, że gdy kotka zeżarła mi trzecie słuchawki do walkmana w ciągu tygodnia, w szale zagnałam ją do wiklinowego bunkra i jeszcze w środku wygrażałam jej pięścią. Ostatecznie jej jedyny w życiu atak na człowieka, można pewnie podciągnąć pod samoobronę...