Nastał u mnie czas porządków, nie tylko w lalkach. Przeglądam ciuchy, szpargały, całą tę zamrożoną przeszłość... Są rzeczy z którymi naprawdę mam kłopot, więc wynoszę je małymi partiami na nasz pchli targ w dni, w które zdziercze władze nie każą płacić placowego (czyli AŻ 2 niedziele w miesiącu!!! :-)))). Cieszę się, gdy jakiś ciuszek, naszyjnik, buty za małe o pół numeru, kiczowaty słonik z gliny, etc, znajdują nowy dom. Wyrzucić żal, trzymać nie ma sensu. A nuż ktoś jeszcze skorzysta? Ostatnio w ramach udrażniania zawężonej przestrzeni pozbyłam się też lalki. Kilka dni już minęło od tego zdarzenia, a niesmak wciąż pali jak zgaga. Dwie młode babki, dobiły wreszcie ze mną targu. Lalkę wręczyłam, kasę już włożyłam do portmonetki, kiedy usłyszałam:
- Jakie ma ładne włosy...
Druga odparła:
- I tak będą zaraz obcięte.
- To było z kolekcji - zasyczałam.
- Trudno... - uśmiechnęła się właścicielka małego wandala.
Zrobiło mi się autentycznie przykro. Lalka nowa, choć na zmienionym ciałku. Włosy w super gatunku, spięte firmowo. Dodałam też sukieneczkę, żeby nie marzła u nowego właściciela ;-) I co? Miałam wyrwać zakup? Opieprzyć za brak nauki w kwestii poszanowania przedmiotów? Cóż... Z dużym prawdopodobieństwem mała siekaczka nie wyrośnie na fryzjerkę, tylko na osobę pozbawioną szacunku do rzeczy, a może też i ludzi... Wniosek jest prosty. Lalki z kolekcji sprzedaje się wyłącznie kolekcjonerom!!!
A teraz przechodzę do właściwego wątku.
Firma Integrity Toys, to jedna z najwyższych, kolekcjonerskich półek. Nic dziwnego, że przez 10 lat, mogłam sobie tylko powzdychać i marzyć w całkowitym oderwaniu od mej ówczesnej rzeczywistości o tych niesamowitych lalkach. Aż wraz z chwilowym przypływem gotówki, żeby sobie osłodzić nagłe nieszczęścia, kupiłyśmy z Mamą pierwszą lalkę tego fantastycznego producenta. Była to Aria - przedstawicielka nowego projektu Integrity (Dynamite Girls), słynącego aż do 2007r. z realistycznych, wyrafinowanych postaci (Fashion Royalty). Do mniej zaawansowanych kolekcjonerów, adresowana była dużo tańsza seria lalek pozbawionych artykulacji: Janay & Friends. Jedną bohaterkę tej linii już miałam dzięki Babci :-) W Polsce znamy też efektowną serię nawiązującą do Starożytnego Egiptu (Ancient Legends). Oczywiście to nie jedyne propozycje I.T...
Ale wróćmy pokrótce do Dynamite Girls. W 2007 r. miała swój debiut, który nosił nazwę: "Explosive Style". Seria składała się z trzech lalek o nieco komiksowych na pierwszy rzut oka rysach. Były to: żółtowłosa Jett, śniada, delikatna blondynka Aria i seksowny rudzielec - Gavin. Wszystkie 3 bardzo interesujące, ale potraktowałam je tak, jak pierwszą edycję My Scene na tle Barbie. Po prostu, przez dłuższy czas nie wiedziałam, co o nich myśleć... Dopiero trzecia odsłona "Electro Pop" z 2009 r. sprawiła, że ekspresowo i jednoznacznie wyrobiłam sobie zdanie na temat tych ściśle limitowanych lalek (zaledwie kilkaset sztuk każdej pozycji na cały świat) - uznałam je za zachwycające! "Electro Pop" przyniosły drapieżną ciemnoskórą Reese, tym razem nie z kasztanowymi falami, ale z niesamowitym afro na głowie, jeszcze bardziej drapieżną Sooki o wiśniowych włosach i śliwkowym makijażu, Rufus z niebieskimi włosami i piegami, jedną z najpiękniejszych dynamitek moim zdaniem, trochę eteryczną Jasper i prawdzie cudo: Arię z różową fryzurą i zniewalającym spojrzeniem elfa...
A gdy przyglądałam się dynamitkom dłużej, odkryłam czytelne nawiązanie do mattelowskiej Barbie z lat '60 na moldzie "TNT". Poznajecie?
O ile fakt, że Mattel sam siebie cytuje w serii Modern Circle z początku wieku, wzbudza jednoznaczną sympatię, o tyle nawiązanie do estetyki przez konkurencyjną firmę, prowokuje protekcjonalny uśmiech ;-)
Tutaj z Melody z 2. edycji M.C. z 2004r.
Tu zaś z inną Dynamite Girl: Seasonal Essential Summer limitowaną ponoć do 250 egzemplarzy. Dłuższy czas myślałam, że takie małe serie przeznaczone są wyłącznie dla snobów. Dopóki sama nie odkryłam piękna i staranności wykonania tych postaci. A jeszcze jak coś trafia się okazyjnie z drugiej ręki...
W oryginale Aria miała kurtkę z misia w kolorze błękit paryski i żółtą bluzkę z jaskrawo zielonym napisem ;-) co czyniło ją całkiem inną kobietą z modowego pogranicza lat 80 - 90. Ja jednak mogłam pozwolić sobie tylko na zakup nagiej lalki. Stała u nas po prostu na stole, intrygując gości przywykłych do naszej kolekcji. Takie artykułowane lalki, szczerze zachwycały, bowiem był to jeszcze czas przed powszechnym wysypem mattelowskich Fashionistas. A większość znanych mi dziś kolekcjonerów nie miała jeszcze własnych blogów.
CDN.
Fanów Padlinki i innych miłośników kotów, zapraszam też na drugiego bloga, gdzie prezentuję rzeźbę mojej kici i opowieść z nutką metafizyki: simran2pl.blogspot.com
Tworzywo: vinyl, guma.
Wysokość: 29 cm.
Sygnatura na głowie: 2007, JWU BY IT
Data produkcji: 2009.
Material: vinyl, rubber.
Height: 29 cm.
Signature on the head: 2007, JWU BY IT
Date of manufacture: 2009.
No tak Kida sięga już na "wyższą kolekcjonerską półkę" - pięknie :)))
OdpowiedzUsuńBabie to ja bym zabrała z powrotem lalkę i zjechała ją równiutko z ziemią :)
Rzeźba Padlinki CUDNA :)
Ja już zdążyłam wejść na "wyższą półkę" i zejść z niej w podskokach ;-)
UsuńKupującej dość przebiegle z oczu patrzyło. Targowała się ze mną jak o zboże ;-)
Dziękujemy wraz z ceramiczną Padlinką za docenienie wdzięków jej nowego, kociego żywota.
Wspaniały wpis o Dynamite. Intrygują mnie te lalki, ale to dla mnie zbyt wysoka finansowo półka. Może kiedyś, z drugiej ręki, uda się zdobyć takie cacko od znajomego Zbieracza czy Kolekcjonera. Obcym sprzedającym trochę bałabym się zaufać, czy wszystko z nią w porządku.
OdpowiedzUsuńKiedy czytałam, jak potraktuje kupioną lalkę jej nowa właścicielka też zrobiło mi się żal sprzedanej panny, ale cóż, można jedynie wierzyć, że zmieniła zdanie...
Rzeźba Padlinki niezwykle udana!
Pozdrawiam Cię serdecznie!
Wszystkie moje Dynamitki i FR - ki, pochodzą z drugiej ręki. Tylko jedną D. mam w oryginalnym stroju. To mnie zmotywowało do opanowania sztuki krawieckiej :-)
UsuńDziękuję za odwiedziny.
Śliczne są te Dynamitki :-) a co do lalek, kiedy się je sprzeda, nigdy nie wiadomo co się z nimi stanie, ale cóż, nie można trzymać ich wszystkich. :-) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńToteż i ja doszłam do wniosku, że nie każdą lalkę muszę mieć przy takim ogromie kolekcji... Ale dzisiejszy życiowy "fastfood", ten przerób rzeczy, nigdy nie znajdzie mojej tolerancji. Produkujemy tym samym tony śmieci. A ziemia się nie rozciągnie.
Usuńooo, nie wiedziałam, że masz dynamitki?
OdpowiedzUsuńmoja Aria zwana Muzą pozdrawia różowłosą :)
KOT wyszedł dość w egipskim klimacie...
Tak, mam Dynamitki. 5 lat temu stworzyłam okazyjnie mini podzbiorek. Nigdy nie pytałaś o ten aspekt mojej kolekcji ;-) A ja nie z tych, którzy się chwalą bez pretekstu. Tu pretekst stworzyła sesja z dn. 1 czerwca br.
OdpowiedzUsuńKot BYŁ w egipskim klimacie za życia. Zresztą każda droga, każdego kota prowadzi do Egiptu.
ale za to tym chętniej a żarliwiej 27ego obejrzę
UsuńTwoje jakże dynamiczne pięknoty :)))
a Zbieraczka ew. wtedy weźmie moją...
Ojej, to mam się ujawnić z tą odnogą kolekcji, niczym jakiś "tajny współpracownik"? ;-)
Usuńujawniaj nawet więcej odnóży!!!
Usuńna dynamitki mam zawsze apetyt -
po dzisiejszym spotkanku w Arkadii -
Iwonka Łuk_z_cisowego... chyba też... :)
aaa - i w końcu już domyśliłaś się chyba,
Usuńo jakiej Reese marzę - właśnie o dynamitce :)
Fajnie zaprezentowałaś historię Dynamitek. O wielu rzeczach przeczytałam po raz pierwszy. A Twoje panny bardzo interesujące.
OdpowiedzUsuńA w dodatku z profilu kojarzą mi się Marry Poppins - to przez ten nosek ;)
Figurka kota jest naprawdę świetna !!!
Pozdrawiam ciepło :-)
Wydawało mi się, że Dynamitki są jednak bardziej popularne. Warto mieć choć jedną w kolekcji. Ich plastyczne, smukłe, ale nie przerysowane ciałka, zachęcą do krawieckich wyczynów...
UsuńDziękuję za docenienie kotki :-)
Przepiękna jest i mam nadzieję, że jakaś kiedyś znajdzie się w moich zbiorkach:)
OdpowiedzUsuńZ pewnością! Skoro mnie się nawet udało... A przecież, gdy ujrzałam je po raz pierwszy, pomyślałam, że to niemożliwe, że nigdy, że nie na moją kieszeń, itp. Życie płata niespodzianki. Czasem też, w ramach odmiany i te miłe.
OdpowiedzUsuń;-)
Została mi już tylko jedna Dynamitka, ale za to najulubieńsza, taka do zostawienia u boku "na zawsze".
OdpowiedzUsuńKażda z tych laleczek świetnie wygląda w obiektywie i ładnie pozuje. No i stroje mają porządnie odszyte - bez starczących nitek i krzywych ściegów. Tylko chudziny z nich straszne - nie umiem na nie patrzeć po rozebraniu, od razu mam chęć dokarmiać :P
Z tym dokarmianiem, znam to na sobie ;-) Zawsze i wszędzie podstawiają mi pod nos najlepsze kąski i dokładki, w nadziei, że będzie jakiś efekt ;-) choć nigdy nie proszę. W sobotę zaliczyłam dokładkę ciasta i wina, oraz niemal całą tabliczkę czekolady z orzechami. Ślad odkarmienia utrzymał się jeden dzień ;-)) Najwyraźniej w postaci wysypki ;-)
UsuńBardzo ciekawy wpis. Porównania rewelacyjne , bo faktycznie bardzo podobne , jeżeli nie powiedzieć identyczne moldy. Jedynie makijaże i włosy powodują, że nie kojarzy się tych lalek. Niedawno wzbogaciłam się o Melody, moja Lalkowa Wróżka mi ją podarowała. Tak pięknie jest zapakowana, ze żal mi jej odczepiać od kartonika. Jestem zachwycona rzeżbą Twojej Koteczki, widać, że wyrzeżbiona jest z ogromnym uczuciem i umiejętnośćią, do oddania pewnych cech Padlinki ....
OdpowiedzUsuńZ takim atrakcyjnym pudełkiem to i ja czasem się zmagam. Dobrze zrobiona grafika i kolory, to duży sukces w opakowaniu lalki. Moja Melody z pierwszej serii, kupiona za stypendium naukowe, po wiek wieków, siedzi w sarkofagu. Ta tutaj, trafiła się bez pudełka i całe szczęście ;-). MC mają te opakowania genialne - ich kształt i rysunek, to dzieło sztuki nowoczesnej.
UsuńDziękujemy z ceramiczną Padlinką za odwiedziny :-)
To piękne lalki, mam u siebie na wczasach Dynamitkę Inki . Najbardziej podobają mi się ich ... dłonie , te długie paznokcie !!! Swoje chciejstwo z nimi związane zagłuszam mantrą : są za drobne żebyś coś sensownego im uszyła ... są..itd.
OdpowiedzUsuńChwilowo pomaga :):) Ciekawe na jak długo..... :/
Eeeee, to kiepski pretekst - przecież Ty nawet szkielet odziałaś!!!
UsuńA dłoni mogę im tylko pozazdrościć...
... szkielet był mało wymagający jeśli chodzi o fason odzienia :):)
UsuńZ przyjemnoscia poczytalam o Dynamitkach. Ogladam i podziwiam je na roznych blogach ale sama pewnie nie zdecyduje sie na zakup...sa sliczne a ich klasyczna uroda zwraca uwage :)
OdpowiedzUsuńSmutno mi sie zrobilo jak poczytalam o tragicznym losie jaki ma przypasc w udziale twojej sprzedanej lali... az strach bierze co z takich dzieci wyrosnie.... Ale to nie wina dzieci tylko doroslych...jak naucza(albo nie naucza) tak puszcza w swiat :(
Figurka twojej Padlinki bardzo udana!!! Pozdrowienia
Ty może nie zdecydujesz się na zakup, ale bywa, że lalka sama wpada niespodziewanie kolekcjonerowi w ręce ;-)
OdpowiedzUsuńPatrzę na te współczesne dzieci, zwłaszcza w Polsce, (bo Koleżanka, która wróciła z Niemiec, ma krzepiące spostrzeżenia odnośnie tamtejszych maluchów) - i włos mi sztorcem na łbie staje. Ale co tu gdakać: jacy dorośli, takie dzieci. Masz rację.
Padlinka była trudnym wyzwaniem. Ciekawe, jak zareagowałaby na nią ta żywa???
Pozdrawiam serdecznie.
Dynamitka piękna, a sytuacja z targu - przykra; nie żebym była święta jako dziecko, ale obcinanie włosów lalkom i podkreślanie (nawet ołówkiem) w książkach było dla mnie jak grzech śmiertelny ;-)
OdpowiedzUsuńPodziwiam Twoją rzeźbę, widać, że oddałaś jej tyle serca i talentu, co swojemu Kotu.