I wreszcie część druga relacji ze spotkania sprzed tygodnia, a raczej chronologicznie - pierwsza. Nowym gruntem pod lalkowy meet, był McDonald's - też nowy tak w przestrzeni stolicy, jak i dla mnie. Pierwotnie Inka zaproponowała urocze spotkanie w stylu Matrixa, sugerując na miejsce zbiórki, pierwszy hamburgerowy przybytek w stolicy, zamknięty 1 X 2014 r. i zdmuchnięty niemal pół roku temu z powierzchni ziemi ;-), wraz z nieodżałowanym Domem Towarowym "Sezam". Po uświadomieniu sobie tego smutnego faktu, obstawiłyśmy inny lokal, choć może fajnie byłoby spotkać się w nieistniejącej przestrzeni pośród duchów wszystkich żarłoków z czasów, w których więcej ciekawych miejsc się pojawiało niż znikało z mapy miasta...
(fot. górna) X 2014; (fot. dolna) IV 2015.
Nowy Donald mnie nie zwalił. Tak, jak i u mnie wprowadzono system numerkowy, co w praktyce gwarantuje dużo dłuższe oczekiwanie na posiłek. Przykład? Sprzedawca błyskawicznie wklepuje w kasę zamówienie, inkasuje pieniądze i odsyła z numerkiem, oblizującego się głodomora pod ścianę, gdzie rzędem stoją inni głodni, ze wzrokiem wlepionym w ekran pod sufitem, niczym sroki w gnat. Tam, wedle fantazji szykujących jedzenie, można czekać albo chwilę, albo baaaardzo długą chwilę. To ostatnie spotkało mnie, choć zamówiłam tylko shake'a, a nie 10 porcji frytek, które trzeba usmażyć. I tak patrzyłam jak się zmieniają numerki - późniejsze zamówienia już dawno znalazły szczęśliwy finał, podczas gdy posiadacze wcześniejszych stali nadal. A sprzedawca na kasie - trzask, trzask, taśma produkcyjna, byle więcej - fabrykował kolejnych oczekujących. Wolałam dawną wersję: płacę, czekam na wykonanie zamówienia (zawsze krócej niż przy obecnym systemie, bo szykujący ma motywację ;-) i odchodzę do stolika na żer. Konkretnie i dużo sprawniej. Tu, gdy wreszcie po 10 minutach dostałam tego shake'a, skonfiskowano mi przy odbiorze paragon z numerkiem. Rzecz o tyle znamienna, że jak się okazało na owym świstku był kod do WC(!!!)
Tak, moi Mili. Kibel w McDonalds ma grube drzwi z klawiaturą niczym w sejfie. Wklepiesz kod ze swego paragonu, to wejdziesz. Nie - siusiasz pod tymi wrotami ;-). Na szczęście, przed podobną kompromitacją ocalił mnie paragon Inki. Choć, gdy w pośpiechu wpadłam w korytarzyk prowadzący do toalet i uchyliły się przede mną drzwi, skorzystałam z okazji. Wtargnęłam do środka nie chcąc użerać się z elektroniką. Dopiero wewnątrz zajarzyłam, że ten, z którym się minęłam, był wielkim facetem ;-) Potrzeba, potrzebą, wyskoczyłam jak z procy. Świadkiem mojego upokorzenia była sprzątaczka, która nie ukrywała drwiącego śmiechu. Ochrzaniłam ją, że wypadało krzyknąć za mną, a nie czekać na efekty mojej pomyłki. Skruszona tą tyradą, chciała mi w damskiej osobiście pomóc we wklepaniu kodu, ale honorowo odmówiłam i poradziłam sobie sama. To był kolejny odcinek serialu, pt. "Absurdy polskie". ;-)
A to już część naszych lalek. Tym razem dałam plamę i połowy nie zdołałam uwiecznić.
Egoistycznie zaczynam od moich, bo ich najmniej. Poświęcę im kiedyś oddzielne posty, więc dziś nie tracę czasu na opis.
Powyżej już jako ciekawostka - facet Simby, należący do Kasi. Firma wydała go na początku wieku jako towarzysza kloników My Scene. O ile panie są bardzo zerżnięte z oryginałów, o tyle pan wykazuje się większą oryginalnością...
Inne stworzenie Simby, ulotnie wzorowane na Monster High. W tej białej wersji, lalka wydała mi się interesująca do kolekcji bytów nadprzyrodzonych:
Do Ever After High, przekonałam się ostatecznie mimo ich powtarzalnych, dość płaskich twarzy i moich prywatnych pretensji do Mattela. Otóż skasował on My Scene na rzecz Monster i kilka lat później wypuszcza kolejne komiksowe lalki, bazujące na dziwności, ani myśląc reaktywować Scenek...
Trudno. Everki w końcu polubiłam. I ochoczo jakieś przygarnę...
A to już obłędna Tonnerka Inki:
Udane kloniki lalek Kurhn i Licca:
Oraz swojska Petra i dobrze Wam znany Don Pedro vel Różowy Kojak vel Pervers ;-)
Czy ktoś przygarnie nową Barbie w innym ubranku, ale też Mattelowskim, której zrobiło się zbyt ciasno w moim podzbiorze Superstarek? (25 zł) + przesyłka lub odbiór osobisty w stolicy:
Dalej, do wzięcia jest też Ken Totally Hair (35 zł):
widzę, że mojej Rose bardzo służy
OdpowiedzUsuńindustrialne tło :) a Everka Zbieraczki
baaardzo mi się podoba, oj, bardzo!
Ja takie tło uwielbiam niezależnie od tego, kim jest bohater fotografii...
UsuńAlternatywy 4 by McDonald powalają, absurd toaletowy jest chyba nie do pobicia :) Babiniec super ! Everki są bardzo fajne zawsze warto je przygruchać :)
OdpowiedzUsuńTak, Bareja by tego lepiej nie wymyślił ;-)
UsuńW McDonaldzie widzę coraz lepiej :D Nie chodzę tam od dłuższego czasu (po pierwsze nie podoba mi się polityka firmy, po drugie nie ma tam dla mnie prawie nic do jedzenia), ale widzę, że nic fajnego mnie nie omija... Słyszałam kiedyś pogłoski o tym kodzie z paragonu ale nie sądziłam, że to prawda... a sprawdzać mi się już nie chciało. Najważniejsze, że spotkanie się udało :) Ładny ten duszek od Simby, uwielbiam białe lalki :D
OdpowiedzUsuńA, no taki absurd w naszym wydaniu - zawsze musi być prawdziwy ;-)
UsuńDuszek i mnie ujął. Bardzo intrygująca lalka po rozbrojeniu z firmowego odzienia.
Everki warto przygarnąć, choćby dla samego ciałka. Tym bardziej, że teraz są całkiem ładne promocje w marketach ;)
OdpowiedzUsuńWitaj. Miło Cię gościć :-).
UsuńMam nadzieję, że jeszcze w tym roku ulokuję u siebie jakąś przedstawicielkę klanu E. Może na Gwiazdkę sobie kupię?...
.. uff... zdążę jeszcze zajrzeć do Ciebie :):)
OdpowiedzUsuńMcDonald serwuje do jedzenia rzeczy hmm... dziwne , przesadza z klimatyzacją
i wprowadza kody na usługi, które powinny być "normalnie" dostępne . Mam wrażenie, że te elektroniczne usprawnienia występują tylko na terenie Polski :/
Klimatyzacja, jest bolączką dzisiejszych czasów. Na polskim gruncie to wciąż wynalazek w stylu" "Daj chłopu zegarek, będzie kłonicą nakręcał" ;-). Najbardziej przesadzają z nią w autobusach. Ciągle muszę interweniować u kierowcy, że komunikacja miejsca, to nie lodówka i pytać, czy ZTM, przewiduje zwrot pieniędzy za leki przeciw zaziębieniu...
UsuńKiduś - ja ostatnio praktycznie każdą jazdę na klimie
Usuńprzypłacam pokręceniem korzonków i nadwrażliwością
swej gardzieli - ale jak mam wybór pojazd, gdzie tylko
oknami reguluje się wszelakie wieje - a gdy pojazd stoi -
powietrze też stoi - tylko człek pada od duchoty i fetoru -
niestety wsiadam do lodówki, omotana na biodrach niczym
folkowa bajadera :)
Cały pic w tym w tym, że klimatyzacja w autobusie wcale nie musi mieć temperatury rodem z zamrażarki, co uświadomili ci bardziej życzliwi kierowcy. Może dmuchać ożywczo, gdy ustawią ją na jakieś 22 stopnie. Ale po pierwsze nie każdy umie obsługiwać tę termoregulację, a po drugie - zwyczajnie im się nie chce. Dlatego jak mam siłę, jest mi bardzo zimno i jeszcze obok mnie ludzi zapinają swetry po samą szyję - idę poużerać się i wywalczyć zmianę temperatury w pojeździe.
UsuńA ja tam słyszałam, że McD ma kłopoty... nie dziwię się jak takie cuda się dzieją. Lalki i spotkanie jak zawsze super :-D
OdpowiedzUsuńTo prawda, że lalki zawsze niwelują inne mankamenty ;-)
UsuńWypowiem się o EAH, bo też mi się podobają! Trzeba mieć! Poza tym wszystkie pokazane laleczki warte są komplementów, więc nimi je darzę a o kodzie do kibelka nie słyszałam... Ale absurdy polskie powinny mnie już nie dziwić :-)
OdpowiedzUsuńSerdeczności!
EAH na Twoim blogu, też wpłynęły na postęp mojej sympatii do nich ;-)
OdpowiedzUsuńA absurdom lepiej dalej się dziwmy, bo jak ich ilość i jakoś w końcu nas znieczuli, to będziemy już na progu akceptacji głupoty ;-) Oby nie!