Zacznę od kilku słów merytorycznych, żeby nie było na "dzień dobry" osobiście ;-)
Japońskie lalki Momoko, narodziły się w 2001r. Delikatne, w pełni artykułowane (znak rozpoznawczy azjatyckich lalek) o subtelnych buziach z charakterystycznym, zadartym noskiem. O ile teraz kojarzą nam się jednoznacznie z firmą Sekiguchi (znaną u nas od wczesnych lat '80, dzięki małpkom Monchhichi, które nieliczni szczęśliwcy w epoce PRL - u mogli kupić w Pewexie za dolary), o tyle firmą matką, która je stworzyła jako poboczny projekt, była Petworks. W 2004 r. produkcję po pewnych modyfikacjach pierwotnego zarysu przejęła właśnie Sekiguchi. Laleczki mają 27 cm i przy Barbie, choć raczej należy je porównywać ze względu na artykulację do FR, czy Dynamite Integrity Toys, wyglądają jak drobne, młodsze siostrzyczki. Do możliwości ruchowych Momoko, powrócę jeszcze w innym poście.
Co ciekawe Petworks ponoć nadal produkuje swoje lalki (są ściśle limitowane, ja nie zagłębiałam się w szczegóły do ilu sztuk), jednak z wyjątkiem identycznego ciała, mają różnice w makijażu, a nawet w kształcie głowy. Także Sekiguchi wydała edycje limitowane - m.in. Gainax Girls, w stylu dziewczyn z anime. Zetknęłam się jeszcze z produktem, który słabo mnie do siebie przekonał, a mianowicie, nazbyt karykaturalne: Mame Momoko.
Z grubsza, to by było wszystko na początek w tym temacie ;-)
Moja Momoko 5 lat przestała w swoim oryginalnym pudełku. W witrynie wprawdzie, ale zamknięta jak w trumnie za młodu. Pewnie, gdyby nie lobby wielu z Was, nadal by tak tkwiła, przypominając smętny słup w polu...
Jej pudełko, jak widać, to po prostu opakowanie transportowe, bez ambicji graficznych, żeby lalkę eksponować wraz z nim, na co bardzo zwraca uwagę Mattel w swych kolekcjonerskich wydaniach Barbie. Ale los sprawił, że lalka została uwikłana niczym człowiek, w moje życiowe burze. Gdy po takiej właśnie "trąbie powietrznej", która zatrzymała mnie w pewnym punkcie, otrzymałam finansową nagrodę za jeden z tekstów, z błogosławieństwem mej Mamy kupiłam sobie bez ekscytacji, bowiem zbyt wielkie spiętrzenie tragedii nas dotknęło, 3 drogie lalki: Perukową, białą Esme, Gabby i właśnie Momoko. Esme była moim pierwszym kontaktem z Tonnerką. Kupiłam to, co się trafiło i już po przeprowadzce, mając inne, piękniejsze Tonnerki, sprzedałam ją bez żalu, bowiem życie utemperowało moje sentymenty. Pozbyłam się też Gabby, co wiecie z tego bloga. Ale Momoko była moim zaczarowanym marzeniem. Dlaczego zaczarowanym? Bo gdy listonosz przyniósł do domu wielkie pudło i wydobyłam na zewnątrz opakowanie z Momoko, mnie i Mamie zachwyt dosłownie zakneblował usta. Żyłyśmy wtedy bardziej niż kiedykolwiek na paczkach, zawieszone pomiędzy moją rekonwalescencją, szukaniem nowego lokum (z tego odzyskanego przez właściciela miałyśmy bezpardonowe wymówienie), a początkiem choroby mojej Mamy.
- Jaka ona piękna - zachwyciła się Mama.
- Wyjąć? - zapytałam.
- Nie trzeba. Po co ma się kurzyć. Powinna stać w witrynie.
- Kiedyś będzie - odparłam optymistycznie.
- Tak (Mama nazwała mnie wtedy moim tajnym, pieszczotliwym imieniem ;-), ale ja już tego nie zobaczę.
I dlatego, gdy postawiłam w nowym mieszkaniu pierwszą witrynę, z namaszczeniem włożyłam tam Momoko. W pudełku. Bo chciałam byśmy rozpakowały ją razem.
Później miałam zrobić to z przyjaciółką, która odpłynęła z mego życia do bardziej korzystnych lądów, a później w jakiś Nowy Rok, a później w urodziny, choćby te ostatnie, gdy była jeszcze Padlinka, ale zabrakło już nastroju. No i deszcz lał cały dzień, więc światło było brzydkie. A dwa dni temu zdjęłam zaklęcie. Rozpakowałam Momoko, tak zwyczajnie, bez żadnych ceregieli, pretekstu, czy rocznicy. Jedząc serek naturalny, pstrykając fotki każdemu etapowi uwalniania lalki i walcząc z innym już kotem, który też chciał brać we wszystkim udział...
Teraz wiecie, czemu lalka spędziła w siermiężnym, zwykłym pudelku aż 5 lat, choć było to całkiem wbrew mojej woli.
- Oj, naprawdę mogę wreszcie rozprostować nogi?...
- Teraz muszę nauczyć się stać o własnych siłach!
- Nadzwyczajne, oczom nie wierzę, że oglądam świat nie przez szybkę pudełka ;-)
- Czy ktoś z Was jest w stanie to przeczytać? :-D
Na szczególną uwagę zasługują dodatki: prawdziwy metal i autentyczne owalne lusterko, do tego przykryte jeszcze cieniutką folią niczym szkiełko drogiego zegarka...
- A teraz czeka mnie dłuuuugie, mam nadzieję, że szczęśliwe życie na wolności ;-)
Wysokość: 27 cm.
Tworzywo: guma, plastik.
Cechy szczególne: lalka o silnym, emocjonalnym znaczeniu dla mnie.
Data produkcji: 2006.
Kraj produkcji: Chiny.
Height: 27 cm.
Material: rubber, plastic.
Special features: doll with a strong emotional importance to me.
Date of manufacture: 2006.
Country of origin: China.
PS. Czy ktoś chce w cenie 25 zł, przygarnąć inną Azjatkę, tę oto Kirę z 1995r.( "Sparkle Beach")? :
Maleńki defekt:
teraz rozumiem, czemu nie było w Tobie ekscytacji uwalniania panienki
OdpowiedzUsuńz pudełka - ale dobrze dla nas wszystkich, żeś to uczyniła, o Kido miła :D jakkolwiek Momoko wielu kojarzy się ze specyficzną artykulacją i buźką -
mnie poza oczywistościami - przywodzi na myśl widok uroczego uszka,
podobnego lalom pt. Takara
Ekscytacji nie doświadczyłam, fakt, ale słowo rzekło się i oto Momoko chciał, nie chciał - jest na wolności ;-) Jak zapewne było jej przeznaczone...
UsuńSzkoda, że oczekiwałaś większego gabarytu ;-) Ale u mnie tyle rozmiarów, że każdy znajdzie swe miejsce. Ona w zasadzie ma posturę J - Dollki i w następnym etapie, spróbuję przebrać ją w ich i Kany ciuszki.
PS. I w końcu nie zdążyłam uwiecznić jej z Twoją mini Azjatką. Jeszcze bardziej kruszynowym gabarytem, ale jakim słodkim ;-)
UsuńKiduś - kruchość Momoko idealnie pasuje do Ciebie,
Usuńsamej jak J-Doll czy inne niemalże elfickie postaci :)
moje dwie azjatki - mini (cała z gumy) i midi (z włosami
do czesania i sukienką zdejmowalną - już zrobiłam Jej
nową sukieneczkę) lada moment wystąpią w skośnookim
poście, bo po powrocie z McD jak zaczęłam liczyć i chinki
i japonki i koreanki (Kiry?) - to trochę mi tego egzotycznego
towarzystwa naraz się objawiło :)))
To prawda, że mnie bliżej do kruchych bytów, niż jakichkolwiek innych. Szkoda tylko, że nie mogę sobie stać bezpiecznie w sterylnej witrynie z miłymi koleżankami, ale muszę rozpychać się łokciami w życiu ;-)
UsuńMawiają, że człowiek dobiera sobie psa na własne podobieństwo. Może ktoś kiedyś napisze coś o dobieraniu lalek ;-)
Czekam na Twój orientalny post. Kira to po prostu Azjatka. Chyba uniwersalna ;-)
Prześliczna. Cieszę się, że uwolniłaś ją, bo mam nadzieję na dokładne oględziny :D
OdpowiedzUsuńSwoim zwyczajem, gdy któraś panna zauroczy mnie, pobuszowałam w Internecie. Nie dość, że ceny zaporowe, to znalazłam tylko ubrane współcześnie :(
Myślę, że i Ty preferujesz większe rozmiary, choć może się mylę ;-)
UsuńMnie akurat te ubrane współcześnie też się podobają, ale kimono zawsze jest ponadczasowe... No i ja miałam szczęście kupić ją w Polsce, więc nie było wysokich kosztów transportu.
ooo, we współczesnych ciuszkach chwytają mnie za serce -
Usuńale w stylizacji typu lata 70e - również ujmują mnie niezmiernie ♥
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńchętnie kupię Kirę. Proszę o kontakt na maila ada.elfaba@gmail.com
OdpowiedzUsuńWysłałam ;-)
UsuńŚliczna :-) na pewno da Ci wiele radości, teraz kiedy możesz podziwiać ja bez pudełka. A co do asysty kota, coż, kot już taki jest, że musi angażować się we wszystko. :-) Wiem co mówię, mam 2. :-) Pozdrawiam! :-)
OdpowiedzUsuńTeraz wreszcie obie - ja i lalka - doświadczamy pełnego sensu jej istnienia.
UsuńJa też już mam tylko 2 koty ;-(. Mało!
Serdeczności.
Cudna i wiaze sie z nia wiele wspomnien...To czasem jest jeszcze cenniejsze!
OdpowiedzUsuńOj, bardzo. Bardzo cenne. Pod tym względem, to ta lalka ma monstrualny ładunek emocjonalny...
UsuńJestem w stanie przeczytać część kanji i całą kanę z tych skanów (mam kiepski wzrok, a są za małe aby dała rade odczytać wszystko) , w każdym razie to ankieta, rzeczy w stylu gdzie kupiłaś lalkę, czy dla siebie czy na prezent.
OdpowiedzUsuńMam dokładnie taką samą Momoko, z tym,że u mnie nigdy nie stała w gablocie.Bardzo mi przykro z powodu smutnej historii związanej z Twoją Momoko.
Miałam na myśli to, że skany są za małe, nie dopisałam słowa.
UsuńOgromnie Ci dziękuję za tę wiedzę! Bardzo mnie ciekawiło, co też to takiego... Graficznie nie przypominało typowego certyfikatu, więc się wstrzymałam z pisaniem teorii na wyrost ;-)
UsuńW sumie całkiem pomysłowa ankieta...
Mogę tylko! Łaał!
OdpowiedzUsuń:-)
UsuńPrzeczytałam sobie Twój wpis o Momoko , jak uroczą opowieść lub krótka nowelę. Do tego piękne i bardzo oryginalne zdjęcia. Szczególnie te z lusterkiem.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam CIę Kasiu...
Dziękuję.
UsuńBlog mój zapewne mimowolnie zyskał na tym, że rzadko już popełniam formy literackie, a i we własnym dzienniku wciąż powstają jakieś luki. Może zmieniłam tylko miejsce, w którym piszę ;-). W każdym bądź razie cieszę się, że czerpiesz przyjemność z lektury.
Pozdrawiam serdecznie :-)
Lalka cudna i mocno obciążona wspomnieniami ale to jest bardzo cenne :)
OdpowiedzUsuńTo jedna z tych lalek, które podczas nalotu, ciągnęłabym do schronu ;-)
UsuńPięć lat sztywności dla artykułowanej panny to chyba wieczność! Rozumiem, dlaczego otwarcie pudełka nie przyniosło ekscytacji i dlaczego z tym zwlekałaś... Myślę jednak, że nie będziesz żałować a lalka tylko na tym skorzystała (a my przy okazji), bo możemy podziwiać jej śliczną, delikatną buzię, cudne ciałko, ubranie, buty, rekwizyty! Toż to majstersztyk, o którym nieśmiało marzę...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Zauważyłam, że lalkowe marzenia, spełniają się najłatwiej ;-)
UsuńTyle dobrego. Więc pewnie zdobędziesz Momoko szybciej niż się tego spodziewasz.
Tak, będę z nią spędzała miło czas, fotografując tak w oryginalnym odzieniu, jak i w przebraniu. Za to 5 lat niewoli, coś się dziewczynie od życia należy ;-)
Jako zwolenniczka wyciągania z pudełek wszystkiego, zawsze i wszędzie, życzę pięknej Momoko szczęśliwej wieczności na wolności :-) Małe Mame Momoko bardzo mnie zainteresowały, może na zainteresowaniu się skończy, choć wątpię...
OdpowiedzUsuńTaaak, zainteresowanie to pierwszy stopień do zagęszczenia kolekcji ;-)
UsuńTwoje posty to mistrzostwo :) Ostatnio sama szukałam informacji o Momoko ale nie znalazłam ich aż tyle i w tak zwięzłych słowach. Dlatego bardzo Ci za niego dziękuję.
OdpowiedzUsuńKiedy czytam Twoje słowa wszystko co opisujesz staje mi przed oczami. Widzę też ból ale i podziwiam Cię za to, że się nie załamałaś a "trąby powietrzne" uczyniły Cię jeszcze silniejszą.
Ściskam.
Dziękuję! Takie słowa pokazują mi, że: raz - nie jestem całkiem sama; dwa - robię coś, co zawiera w sobie sens. To budujące odkrycia :-)
UsuńZ tą siłą różnie bywa. Czasem jestem krucha jak ta Momoko, a czasem pancerna, istotnie ;-). Kontynuuję wędrówkę w określonym kierunku. I to się liczy. :-D
Serdeczności.
Po prostu piękna :-)
OdpowiedzUsuńZobaczymy jak będzie wyglądała w innej garderobie...
UsuńGratuluję pięknego zagranicznego nabytku. Momoko zawsze mnie zachwycają pomimo oszczędnego makijażu. Jest w nich coś egzotycznego. Akcesoria też nieźle wykonane- zwłaszcza lusterko jest genialnie zaprojektowane.
OdpowiedzUsuńP.S. Założyłam bloga typowo lalkowo- miniaturowego (przeniesione posty z poprzedniego- tam została biżuteria) mam nadzieję że czasem do mnie wpadniesz?
Tak, jest w nich subtelna azjatyckość, nawet w blond wersjach. Dla mnie, miłośniczki anime, to oczywiste spostrzeżenia :-)
UsuńChętnie do Ciebie zajrzę.
Lalka jest niesamowita. I te dodatki. Coś wspaniałego. Wzruszający opis "uwalniania" lalki...
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńPozdrawiam serdecznie.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńMomoko są przepiękne, szczerze mówią nie widziałam brzydkiego egzemplarza/modelu jak to się zdarza u innych lalek. Dobrze, że ją wypuściłaś na wolność... wszystkie w końcu opuszczają swoje schronienie ... potrzebują na to tylko odpowiedniej chwili i czasu. Widocznie ta właśnie chciała wyjść teraz, nie wcześniej ... pozwalając Ci opowiedzieć jej historię w tak piękny sposób.
OdpowiedzUsuńMasz rację. Coś w tym jest...
UsuńJejku jaka ona jest cudna :)
OdpowiedzUsuńDziękuję.
OdpowiedzUsuń