Zaczynam trochę od końca, ale 2 zapakowane na maxa dyski, wprowadzają chaos w mój uporządkowany (powiedzmy) świat i jeszcze więcej ograniczeń, pośród innych szlabanów. Tak więc znowu - od miesiąca komp się zawiesza, błagając o pamięć podręczną, gwałtownie i bezlitośnie, zamiera mi czytanie artykułów i Waszych tekstów, a zostawienie gdzieś komentarza, stanowi pewien wyczyn. Nic to! Cierpliwość jest moją drugą naturą :-)
Zatem prezentuję przedwieczorną połowę sobotniego spotkania z Kasią Zbieraczką i Inką, a raczej już tylko z Kasią, bo Inka musiała biec dalej - ja niby też, ale nieszczególnie restrykcyjnie.
Ceglana ściana Zamku Ostrogskich, nie tylko przypomniała mi moją zabytkową kamienicę, w której spędziłam większość życia, lecz stworzyła klimatyczne tło dla naszych lalek. A szczególnie pięknie, wyszły te unikalne (OOAK), które Kasia z Inką, wzbogaciły o rys własnego artyzmu. Owe znamię indywidualnej kreacji, to nie tylko zaprojektowany ubiór, ale przede wszystkim świeże owłosienie wszyte pracochłonnie przez właścicielki lalek. Włóczka to szybszy sposób na pokrycie łysej czaszki, niż nowe włosy. Jednym głowom lepiej do twarzy z takimi niby dreadami, innym nieco gorzej. Bez wątpienia Bratzillaz bardzo zyskują na takiej artystycznej przemianie. Tym bardziej, jeśli są to kloniki znanej firmy, z urzędu niejako pokryte włosami oszczędnie, zaledwie po wierzchu.
Oczywiście każdej lalce o główce wykonanej z gumy, można wszyć barwne dready. Warto też posiadać choćby jednego takiego przedstawiciela we własnej kolekcji. Wzbogaca zbiór i go urozmaica.
Mój pierwszy w życiu reroot, gdy byłam jeszcze studentką, pozbawioną lalek stricte kolekcjonerskich, a także syntetycznych włosów na wymianę, powstał właśnie z włóczki na bazarkowym łebku Superstar. Na czole nakleiłam też cyrkonie i zrobiłam kolczyki - tak, jak umiałam. Z tego, co było w szufladzie.
Z czasem, gdy ogarnęłam z grubsza igłę jako nośnik tekstylnej sztuki, zrobiłam pannie bluzkę. Spódniczka to nowy wytwór...
I jeszcze parę osobistych słów o tym miejscu na warszawskiej Tamce, gdzie przycupnęłyśmy z naszymi lalkami. W mojej paczce z podstawówki, oprócz opisywanej kiedyś Karli, była też Aleksandra, dwie bratnie dusze - Agata i Olga, oraz cichutka jak myszka, nie wyróżniająca się zasadniczo niczym - Karolina. Ona to właśnie, wraz z sympatycznym bratem Dominikiem i rodzicami, mieszkała w najstarszej kamienicy w mojej części Śródmieścia. Stała ona wkomponowana vis a vis Zamku Ostrogskich. Budynek przy Tamce 43, powstał w połowie XIX wieku. Sama tkwiłam w obiekcie tylko trochę młodszym, opisanym w literaturze varsavianistycznej, Karla mieszkała w nieziemskiej, magicznej kamienicy, którą nakreśliłam tutaj tego lata - dla nas to był pejzaż naturalny, oczywisty i nikt się nad nim nie rozczulał... Choć trudno było przeoczyć, że ja miałam gorsze warunki egzystencji niż zdecydowana większość moich rówieśników, a Karolina mieszkała w przestrzeni wprost post apokaliptycznej... Na szczęście mieli lokum na parterze. Na piętrze mieszkała tzw. "rodzina patologiczna" (a może po prostu - uboga). Wybaczcie - nie pamiętam, czy jedna, ale żywię nadzieję, że tak. Na klatce nie świeciło światło, ściany były okopcone po jakimś pożarze, a w drewnianych schodach straszyły takie ubytki, że nawet Dominik niechętnie eksplorował dalsze piętra, przynajmniej przy nas. Nic dziwnego, że z klatki schodowej najlepiej pamiętam czerń, a także charakterystyczny zapach przypominający skrzyżowanie strychu z piwnicą. Pomiędzy podłogą, a ścianami straszyły spore dziury. Sterczały z nich patyki jak kolce. Karolina opowiadała, że od sąsiada przychodziły do nich myszy. Nie wnikałam w prawdomówność. Choć myszy lubiłam, przejęta współczuciem, po prostu - wierzyłam... O ile opis takich warunków, jest nagminny w literaturze powojennej, o tyle w naszych czasach, straszyło to niczym mroczny sen pradziadka. Ale za to jak niezwykle działało na wyobraźnię!... Niemniej, gdy 10 lat temu, kamienicę rozebrali, mimo licznych błagań działaczy Zespołu Opiekunów Kulturowego Dziedzictwa Warszawy, o zostawienie (lub rekonstrukcję choćby fasady), byłam morderczo wściekła. Rozbiórka miała na celu uwolnienie miejsca pod budowę Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina. Tak, jakby w naszej wielkiej stolicy, nie było innych lokalizacji! Cóż, zabrakło dobrej woli, szacunku do historii miasta i tak udręczonego przez wojnę, oraz chęci współpracy z mieszkańcami. Ok, tam się nie dało żyć. Ale rekonstrukcja w zrekonstruowanym mieście, czy choćby ta ocalona fasada, nie powinna nikogo boleć. Moim zdaniem wygrały względy polityczne, walka z kulturą, historią oraz tożsamością miasta, które zmienia się co chwilę, wypierając ciągłość emocji i tnąc korzenie... Żałosna klasyka.
Zapraszam też tutaj: simran2pl.blogspot.com
oj, Kasieńko - aż żałuję, że nie podrzuciłam do Don Pedro
OdpowiedzUsuńjeszcze mojej Ćmy - fajnie by uzupełniła włóczkowe trendy ;D
niebieskowłosa tchnie ufnością subtelnego pysiałka - ja ostatnio mam fazę
na niebieskie lalki - i fryzurowo i cieleśnie - na kolejne nasze spotkanko w
duecie - weźże, proszę, Cyrkoniową Księżniczkę, potańcuje wokół Niej i
włóczkowa Ćma?
Kiduś - ostatnia fotka z Niebieskowłosą wygląda niczym na tle malowidła
w stylu Chełmoński albo Malczewski - duszno i parno i kędzierzawo... ;P
kolaż mnie rozwalił - teraz mam w głowie wizje innego jakże chwytliwego
hasła : "nieważne jak wyglądasz, zawsze możesz być lalkomaniakiem!"
Ćmy też żałuję, w końcu Monster, a więc inny typ, ale wszystko przez to, że najpierw wystałam swoje po breję lodową (chyba szybciej bym sama sobie przyrządziła posiłek, uwzględniając nabycie produktów ;-), a później jeszcze panika związana z wucetem ;-)). Nim się obejrzałam, czas zwyczajnie uciekł!!!
UsuńNiebieską fazę miałam w klasie maturalnej i epizodycznie na innych etapach życia. Niebieskie paznokcie, kredka do oczu, biżuteria, bluzki i dyżurny sweter z włóczki, który nosiłam permanentnie. Gdy się podniszczył, a ja chciałam go wywalić, Mama zacerowała dziury, wprawiła inne guziki (te z masy perłowej się pokruszyły) i zaanektowała go jako domowe odzienie, strzegąc do śmierci niczym źrenicy oka, choć nie cierpiała niebieskiego ;-)). Po Mamie - Padlinka otrzymała ów sweter jako legowisko. Po śmierci Padlinki, los jego zawisł na włosku. Wszak to pamiątka i zabytek, nasycony emocjami...
I mnie zawsze z malarstwem kojarzy się tamten fragment krajobrazu!!! Cieszę się, że nie jestem odosobniona ;-)
Kolaż to dzieło moich uczniów; ich inwencja. I ja mało nie padłam ;-) W wersji lalkowej - równie dobry!
Nie mam śmiałości do rerootów, ale może się właśnie włóczką odważę... Piękne lalki, "cudze" już widziałam i zacwycałam (się), więc tylko napiszę, że Twoja nastoletnia niebieskowłosa bardzo mi się spodobała, super ja zrobiłaś. To dla mnie zupełnie niesamowite, że zawsze byłaś takim lalkomaniakiem!!! Ja się odważyłam parę lat temu dopiero, ile lalek mnie ominęło!, teraz nadrabiam.
OdpowiedzUsuńTak, włóczka jest dobra na początek. Gorąco polecam!
UsuńFakt, lalki to jakaś część mnie samej. Ostatnio, moja dawna Nauczycielka - Przyjaciółka, zapytała ile miałam lat, gdy zaczęłam je zbierać.
- Dziewięć - odparłam bezwstydnie.
- A czym się wtedy bawiłaś?
- Pistoletami. I grałam w kapsle ;-)
Lalki już wtedy, były dla mnie jak boginie. W myślach projektowałam im stroje i fryzury. "Dorabiałam" życiorysy. Ale nie umiałam się nimi bawić.
PS. Zawsze interesował mnie kraj pochodzenia danej lalki i nazwa firmy, która ją stworzyła ;-)
UsuńWłóczkowe rerooty dają bardzo fajne efekty i mam wrażenie, że nie jedna lalka po takiej przemianie wygląda o wiele lepiej. Mam na swoim koncie na razie jeden reroot- włosami z peruki i sądzę, że na debiut wyszedł dobrze. Muszę spróbować z włóczką :) Twoja niebieskowłosa wygląda bardzo fajnie kojarzy mi się oceanem więc może jest zaklętą syrenką :)
OdpowiedzUsuńJa gdzieś tam w głowie miałam estetykę i przesłanie "Sailor Moon" ;-)
UsuńA wrzuciłaś na bloga swój reroot? Bardzo jestem ciekawa...
Jest na blogu pierwszy wpis z czerwca, nie umiem dodawać linków :(więc musisz szukać na piechotę. Owłosiłam Fler a myślałam, że to Sindy jest jak zwał tak zwał panna była kołtuniasta a teraz ma piękne włosy :) Przynajmniej ja jestem zadowolona, ona chyba też :)
UsuńPozostaje mi podziwiać wielobarwne włóczkowe rerooty na Waszych dużych pannach, bo maluchom to zupełnie nie pasuje. Próbowałam i wyglądało to kiepsko - za grube "włosy" do zbyt małej główki.
OdpowiedzUsuńale Cruella ma np. dość cienką bawełnianą włóczkę
Usuńtypu moxi - i choć Jej wszywałam po trzy nitki do
dziurki - gdyby wszywać maluchom pojedynczo -
podejrzewam, że efekt byłby lżejszy a zaskakujący ♥
Zwykły kordonek, działa cuda na każdym gabarycie.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWidziałam różne próby rerotów, na różnych lakach na różnych zdjęciach ... i musze powiedzieć, że te tutaj są najbardziej udane! Sceptycznie podchodziłam do włóczkowych włosków ale musze przyznać, że przedstawione tu lale wyglądają jak by się w nich fabrycznie urodziły! Pięknie dobrałyście grubość włóczki do oczekiwanego efektu. Wszystkie wyglądają rewelacyjnie :D
OdpowiedzUsuńOdnosząc się do nie poszanowania historii miejsc w naszym kraju ... nie dziwię się? po co pielęgnować pamięć o historii? liczy się tu o teraz i ile można zgarnąć kasy za udostępnienia miejsca pod budowę nowego obiektu ... po co kształtować w społeczeństwie poczucie piękna i świadomości kultury ... w końcu głupim społeczeństwem łatwiej manipulować ...
no i zaczęłam zachwytem a skończyłam ze smutną miną :(
Kida nie dziwię się pomysłom i kreatywności Twoich podopiecznych :) Umożliwiasz im rozwijanie się, dobrze się z Tobą czują więc nie boją się własnych pomysłów! :D
UsuńSpoko, na moim blogu można mieć smutną minę ;-). Nie dałam się wkręcić w kult wymuszonego optymizmu, lansowanego już do znudzenia i ciut agresywnie ;-). Na szczęście jest coraz więcej osób myślących tak odważnie jak Ty, więc coś w końcu zacznie się zmieniać na plus.
UsuńPrawda, że niektóre z tych lalek, istotnie wyglądają jak oryginalne? Mattel i MGA, mogłyby do nas zapuścić żurawia ;-)
Odnośnie projektów z młodzieżą - niestety jak zwykle ograniczył nasze działania brak kasy :-(
Pozdrawiam serdecznie!
Panny po reroocie wyglądają zupełnie inaczej! Pięknie i bardzo zwracają na siebie uwagę! Niesamowite efekty można uzyskać a ja się ciągle waham, czy zaczynać coś podobnego?
OdpowiedzUsuńZaczynać i się nie wahać ;-)
OdpowiedzUsuńMam jednego łysola w domu i chyba wezmę niedługo i go zrerootuję :D Przekonałaś mnie ostatecznie :D
OdpowiedzUsuń