niedziela, 9 sierpnia 2015
Mbili - czarna bogini. Dziecko genialnego projektanta/Mbili - black goddess. The child genius designer.
Drugi dzień tego zupełnie wolnego weekendu z afrykańskimi temperaturami na termometrze, wykorzystałam podobnie intensywnie jak wczoraj: pożytecznie i przyjemnie. Przyjemność łączyła się przede wszystkim z lalkami. Choć miałam zająć się ukończeniem obrazu, złociste światło wygnało mnie z aparatem znowu tam, gdzie mam najbliżej - czyli do lasu. Wzięłam jedną z serii plażowych i w dość dużym stresie (zaatakowała mnie osa) fotografowałam panie w bikini na piaszczystej drodze, czyli mojej dyżurnej "plaży", gdzie zawsze kreuję podobną scenografię. Nie miałam jeszcze czasu upewnić się, czy wszystkie dodatki nadające realistyczny nastrój kadrom wróciły do domu - żywię jednak nadzieję, że tak. Dziś zresztą, byłam jedyną osobą w lesie (od wczoraj na drodze nie pojawił żaden nowy ślad) więc czułam się jakbym odmłodniała przynajmniej 20 lat ;-). Siedziałam sobie na środku z lalkami i miniaturkami, które ustawiałam pod obiektyw, jak dziewczynka zanurzona w zabawie. Na czas sesji wyłączyłam obawy w stylu: "Co sobie pomyśli rowerzysta, albo spacerowicz?". Na szczęście normalni Polacy o 15. siedzieli w domach, albo oblegali Zegrze, więc Kida mogła bezkarnie ulec artystycznemu zdziecinnieniu. Pewnie dopiero jesienią pokażę efekty tej sesji, tymczasem chciałam się podzielić radością z posiadania jednej z tych kilku lalek, które przed laty powaliły mnie swą urodą przed monitorem komputera. I których nigdy miałam nie mieć...
Oto Mbili kultowego, czarnoskórego projektanta Byrona Larsa. Lalka, którą zobaczyłam na oficjalnej stronie Mattela w 2002 r. wywróciła cały mój kolekcjonerski świat do góry nogami. W tym czasie zbierałam tylko lalki regionalne, nieliczne porcelanowe i oczywiście Barbie, na które morderczo odkładałam stypendium, albo pieniądze zarobione z rozdawania ulotek pomiędzy wykładami. Z poświęceniem godnym lepszej sprawy zdobyłam tak na Ebayu parę cudów z lat '80 i niedługo 2 sztuki z serii Modern Circle. Ale Mbili, podobnie jak Bogini Azji innego genialnego artysty - Boba Mackiego, była lalką, o której nie wypadało nawet marzyć. A jednak dla mnie to był ten moment, w którym o mały figiel nie przestałam zbierać lalek! Na punkcie tej zjawiskowej postaci dostałam po prostu, kolokwialnie rzecz definiując - potężnego kota. Pamiętajcie, że na światowym rynku, czarna Barbie (Christie) miała wtedy jeden z mniej etnicznych moldów: "Asha". Więc nawet własna twórczość typu OOAK była także poza zasięgiem ówczesnych realiów. Czułam, że moje dalsze zbieranie nie ma najmniejszego sensu. Lecz... powierzchownie uporałam się z tym kryzysem i kupowałam względnie tanie lalki, choć zadra w sercu na widok innych niezwykłych pań pozostała... Niemożliwość zdobycia tych, śniących mi się po nocach, perfekcyjnych, magicznych, prawdziwych dzieł sztuki - wpisałam w naturę osobistej kolekcji. Dlatego gdy w 2012 r. zmieniło się tak wiele, że m.in. zdobyłam Mbili, wciąż jeszcze nie wierzyłam w ogrom własnego, kolekcjonerskiego szczęścia. A ponieważ była to wtedy moja jedyna radość, przyjęłam ją jak balsam na zbolałą duszę i satysfakcję odczuwam do dziś :-)
Parę słów o samym artyście - czarnoskórym projektancie mody, który własną wytwórnię założył w 1991 r.
Choć ma już na karku 5. krzyżyk, znakomicie wyczuwa współczesne trendy. Projektuje doskonałe ubrania dla ludzi ( m.in. w 2011 r. stworzył kreację dla Michelle Obama, z okazji upamiętnienia rocznicy zamachów na WTC).
Ale upodobał sobie także lalki - obowiązkowo czarnoskóre na etnicznych moldach. Każdy jego projekt, to prawdziwe, dopracowane w każdym detalu arcydzieło.
Początek jego pierwszej lalkowej serii, to rok 1997. Od tego czasu stworzył około 20 genialnych, modowych istnień na modelkach liczących niespełna 30 cm. W tym czasie niezmienne pozostało jedno - wszystkie jego "dziewczyny" były czarne.
Poza tym, na wszelkie możliwe sposoby żonglował konwencją tak stylistyczną, jak i narodową. Wydobywał to, co w każdej kulturze najbardziej wyraziste. Łączył czasem skrajne, nieprawdopodobne sprzeczności. A jednak nic się u niego nie gryzło ;-) Szukał i nadal szuka analogii. Jestem ogromnie ciekawa jego dalszych modowych objawień, bo w takich kategoriach traktuję to, co robi. Mbili to jedna z 5. lalek z mojego ukochanego cyklu " Treasures of Africa" osnutego na kanwie tego barwnego kontynentu i jak do tej pory jedyna, którą mam z tej fascynującej serii...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ale masz cuda w kolekcji. Czarnoskóra piękność i do tego świetnie ubrana. dzięki za zapoznanie z projektantem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :-)
To jedna z pereł (czarnych) w mojej kolekcji ;-)
UsuńProjektant niezwykle oryginalny i odważny. Warto go znać, nawet jeśli woli się mniej ekstrawaganckie pomysły na modę.
Pozdrawiam serdecznie.
wypuściłaś na te podsuszone tereny
OdpowiedzUsuńprawdziwą Rajską Ptaszynę - ODLOT!
:-)
UsuńTotalny!
Nieziemska ciemnoskóra piękność (ot co!) + Twoja wiedza lalkowa = ZAWSZE intrygujący ciekawy i zilustrowany niesamowitymi zdjęciami post!!
OdpowiedzUsuńDziękuję!!
Teraz nie pozostaje mi nic innego jak zbierać zaskórniaki i zapolować na taką piękność!! Nie ujmując poprzedniej Zarze oczywiście, ale ... Mbili to jest ta lalka od Matell, którą chciałabym jeszcze mieć <3
O, wiedzy to tu tylko ułamek, bo temat jest bardzo obszerny. Kiedyś go z przyjemnością rozszerzę.
UsuńTaaak, na TAKIE lalki warto zbierać pieniążki, choćby długo, bo satysfakcja z ich posiadania mnie osobiście nigdy nie mija. Wciąż się nimi cieszę, jakby dopiero listonosz je przyniósł.
I choć Mattel użyczył tu swego logo, nie uznaję ich jako produktu spowinowaconego z Barbie. To są projekty autorskie, indywidualne, prawdziwa Sztuka!
Piękna jest, postawiona przy innych barbie na pewno przyćmiewa je urodą! W jej twarz można gapić się jak w małe dzieło sztuki... mimo, że to barbie :D Ten projektant zna się na rzeczy :)
OdpowiedzUsuńJak wyżej ;-)
UsuńA projektant, to odważny geniusz!
Pozdrawiam serdecznie.
Nooo nie!
OdpowiedzUsuńPo tej Twojej Mbili to mam wielką ochotę na pozbycie się wszystkich, bez wyjątku,
swoich lalek i najlepiej zamknąć blog :(
zaniechajcie nawet takich myśli, Kobiety!
Usuńmacie piękne panienki, pokazujcie i oczyska
tych ubogich - karmcie, karmcie do upadłego!
Wiem co czujesz, bo i mną targały podobne emocje.
UsuńZawsze możesz sprzedać połowę swojej kolekcji i kupić coś ekskluzywnego, ale osobiście cenię też różnorodność i odchuchane "trupki" po 2 złote. Z taką Mbili, czy prezentowaną w ubiegłym roku Goddess of Beauty, trudno jednak chodzi się po lesie i nawet na spotkanie kolekcjonerskie, wozi się toto ostrożnie jak jajko ;-)
Mnie kuszą Sybaritki, Pullipy, niektóre żywice po 2 tyś zł. Ale kurczę - kocham moje zakurzone Superstary!!! Nie umiałbym ich wymienić...
Ja też marzę o Integrity Toys i Tonnerkach, ale moje panny nie umiałabym na nie zamienić! Z każdą łączy mnie więź (może to śmieszne), ale już widzę ich zdumione oczy, kiedy pakowałabym je do wysyłki do innego domu...
UsuńTwoja czarna dama to modelka najwyższej klasy! Gratuluję, że masz ją u siebie! Wspaniała twarz, fryzura i strój!
Pozdrawiam serdecznie!
Nie kocham Super Starek, nawet żadnej nie mam :(
Usuńale kurde zatrułaś Kida mi mózg!
Te moje lalki to taka jakaś lipna wersja zbieractwa :(((
a w jednej minucie wymieniłabym je wszystkie; i Barbiowate i porcelanowe te mniejsze i te duże na - te cudne Goddess/Mbili
Olu i ja tak się czuję, gdy czasem jakąś sprzedaję, której nie mam podwójnej, ani nie trafiła mi się w wielopaku. Bo wszystkie lalki kupuję świadomie. Ale czasem potrzebuję forsy na inną, lub po prostu, coraz częściej - miejsca. I wtedy tłumaczę to tak, jak w chwilach, gdy zmieniają mi się koleżanki. Tak, być musi. Tylko, że z lalkami rozstaję się dużo boleśniej niż z ludźmi ;-) Serio.
UsuńEwo, zatrucie w kwestii lalkowej to ostatnia rzecz, jaką chciałam uczynić!!! Ja zawsze namawiam, kuszę, inspiruję. Ku chwale plastiku, vinylu, porcelany, itp. Powiem, to co już kiedyś pisałam - że zbieram lalki tyle lat, ile wielu z dzisiejszych kolekcjonerów żyje ;-) Okazały się moją największą pasją. Tylko czas sprawił, że doszłam i do tych z bardzo wysokiej półki. Ale nie chciałabym mieć tylko drogich, bo dla mnie to otarcie się o snobizm. Większość moich lalek to jednak zwykły playline. Często mocno używany.
Ach, piękna, bezbłędna, egzotyczna ptaszyna. Ze świecą szukać wśród playline tego pięknego moldu i jeszcze piękniejszego odcienia skóry. <3
OdpowiedzUsuńWłaśnie - odcień skóry! Chyba rasista zasiada w radzie producenckiej Mattela, skoro ledwie brązowe AA widzimy na sklepowych półkach. Ale całkiem niezła jest Chanda z S.I.S. Szkoda tylko, że ich stroje są takie jak z supermarketu...
Usuńdla mnie wszystkie z S.I.S są co najmniej niezłe :)
Usuńa i tak pierwsze co - to rozbieram i przebieram ;P
No, nie, ja SIS też kocham, aż za bardzo patrząc po ich ilości u mnie, ale wolałabym, żeby np. Chandra nosiła się etnicznie. I żeby więcej AA, miało przynajmniej taki jak ona kolor.
UsuńŻe lalka jest przepiękna to oczywiste. A strój - tutaj miałam dylemat. Przeglądając zdjęcia pierwszy raz, zwłaszcza te ostatnie, miałam ambiwalentne uczucia. Za dużo wszystkiego. I ogon? Nigdy nie byłam miłośniczką mody dla mody, haute couture i strojów, w których nie sposób usiąść. A potem przejrzałam zdjęcia jeszcze raz, i jeszcze raz, i odkryłam ze zdumieniem, że wszystkie te pozornie niepasujące do siebie elementy wspaniale ze sobą harmonizują. Na tę lalkę trzeba spojrzeć z pewnej perspektywy, jak na obraz. Z bliska widać tylko niepasujące do siebie faktury.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOj, ja modę dla mody, czyli tę wybiegową uwielbiam podobnie jak malarstwo, czy rzeźbę! Dla mnie to po prostu kolejna dziedzina sztuki. Choć na własny użytek zawsze wybiorę spodnie i trampki ;-)).
OdpowiedzUsuńB.L. taki jest - szaleje z fakturą, stylistyką. Ubrał Afrykankę w kimono i namalował jej usta gejszy; innej włożył we włosy... klatkę z ptakiem! Więc co tam taki ogonek... ;-)
otóż to - sztuka dla sztuki? czemu nie! ja - TAK!
UsuńWow! Aż bałabym się dotknąć, żeby w niej, broń boże, nic nie zmienić i nie zepsuć. Cokolwiek by z niej ująć - już byłaby uboższa. Widać, że projektant nie stworzył jej ot tak, tylko porządnie wszystko przemyślał, przefiltrował w głowie. A widziałam ludzi, którzy lalki od Larsa zmieniali! W większości tylko je zepsuli, choć była jedna osoba, która powołała do życia zupełnie nową jakość (ale z wszystkiego cuda robiła, więc wcale się nie zdziwiłam).
OdpowiedzUsuńAguś - ani z Larsa ani z Marsa nie robi mi to różnicy -
Usuńjak panienka mi się podoba - musi przejść etap nagości
i przymierzania innych ciuszków, czasem i fryzur, nie
ma to tamto, nie ma przebacz... :)
niektórzy szczerze się na moje "może być bez ciuchów"
wzdrygają a może nawet rozważają usunięcie mnie ze
swych kontaktów - ale ja się nie poddaję ;P
Kiedy z ubrankami jest czasami kłopot - bo bywają zaszyte na lalce i jak tu wtedy ją z nich wyłuskać bez zepsucia stroju? Trudna sprawa z tymi lalkami :)
UsuńAle ciekawość nade wszystko! Móc ją zaspokoić to jak doznać spełnienia :P
Dziewczyny, dla mnie takie dzieła to twory nierozbieralne. To tak, jakbym miała przemalować czyjś obraz. W kwestii piór - zawsze się boję, że mole mi je zeżrą tak jak stało się w przypadku Wind Rider. Na szczęście jej płaszcz pokrył kogut, zatem ubytki dadzą się naprawić. Ale płakać się chce, gdy TAKĄ lalkę coś naruszy...
Usuńno rozumiem ideę TAKIEJ postaci - wiem, że często są nierozbieralne -
Usuńale gdyby przypadkiem wylądowała taka panienka saute a bezdomna -
w mig bym się Nią zaopiekowała, odziała i niejedną sesję dała ♥
Lalka jest cudna a buty to bajka:) Tylko te piórka na pupie zdjęłabym :) reszta stroju jest bajeczna:)
OdpowiedzUsuńOskubałabyś ptaka?! Toż to zbrodnia! ;-)
OdpowiedzUsuńOna jest jak najprawdziwsza bogini, a bogów się nie zmienia tylko oddaje im cześć :) W zbieraniu lalek chyba właśnie chodzi o to żeby było różnorodnie, tanie czy drogie to nie jest istotne mają przemawiać do wyobrażni, uczuć, zmysłów i chyba najważniejsze aby po prostu przemawiały do Nas samych, tak myślę :)
OdpowiedzUsuńI tak jest!!!! Dziękuję za ten mądry komentarz :-)
OdpowiedzUsuńPewnie - łatwo mi gadać przy takiej różnorodności i ilości... Ale miłość nie zna żadnych granic ;-) Powtarzam: żadnych. Przytulę więc do serca zwłokę z pchlego targu, jak i cudo za 500 $. Ważne jest to, co mi sama podaruje... Skojarzenie, uśmiech... A takie sprawy są bezcenne i ponadczasowe.
ha, Kiduś - samaś napisała - przytulę! czyli trzeba jednak
Usuńodpudełkować - nie demontująć dotychczasowego wizerunku -
ale jednakowoż wydobyć ku ludzkim istotom...
czekam na uwolnienie MOMOKO :)))
Postaram się ją przywieźć na najbliższe spotkanie...
Usuń;-)
właśnie robię dziurę w suficie z radości!!!
Usuńdobrze, że nad nami już nikt nie mieszka -
co najwyżej gołębie postraszę... ;D
Heh, dla mnie to zarazem i działo sztuki i jeden z wielu identycznych egzemplarzy. Myślę, że w przypadku przedmiotów kopiowalnych trochę łatwiej podjąć decyzję o przekształceniu pod swój gust. W końcu zawsze można taki sam odkupić (większym czy mniejszym staraniem, ale jednak można)
OdpowiedzUsuńNa dobrą sprawę masz rację!
OdpowiedzUsuńPozostaje jeszcze pytanie, po co kupować do przeróbki lalkę za 150 - 200$??? ;-))))
Cudna! Prawdziwy z niej skarb i nie tylko Afryki:-) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWspaniała... Lalka warta grzechu :D Jedna z ciekawszych jakie widziałam kiedykolwiek.
OdpowiedzUsuń