niedziela, 4 czerwca 2017

Matsuri: Lalki na dorocznym Pikniku z Kulturą Japońską


Mój komp nadal mocno nadpsuty, zatem Wasze blogi mogę czytać tylko na laptopie. A tam konsekwentnie brak konfiguracji umożliwiającej zostawianie komentarzy. Może będę robiła tak, jak aktualnie z własnymi wpisami? Spreparuję tekst w "Moich Dokumentach" i po prostu wkleję?... Dręczy mnie ta techniczna rozsypka tym bardziej, że komórkowy armagedon też jeszcze nie został ogarnięty, bo wciąż przez pączkowanie rozmnażają się nowe przeszkody. Brrrr.
W ramach odskoczni od problemów nie tylko technicznych, w minioną sobotę wzięłam udział wraz z Przyjaciółmi w dorocznym warszawskim Pikniku z Kulturą Japońską. Szczegółowa relacja będzie za 2 dni na drugim blogu: simran2pl.blogspot.com
gdzie tymczasem możecie podziwiać kulturę... ale naszą, rodzimą:



Jednym zdaniem podsumowania powiem tyle: nowa lokalizacja rozwaliła fantastyczną imprezę. Mam nadzieję, że to tylko jednorazowy wybryk, bo zarówno Shi, jak i Wojtek mieli podobne odczucia ;-S
Na szczęście mimo kurzu, kolejek, bałaganu i komarów, udało mi się wypatrzeć kilka lalek.

1. Na stoisku turystycznym, w dusznych podziemiach Domu Kultury - bodaj najdziwniejszego, jaki widziałam w ostatnich latach:



2. W tym samym DK, w czymś co nie było ani salą, ani hallem, odnalazłam jedno z moich ulubionych stoisk ekspozycyjnych - z bronią białą (Polskie Stowarzyszenie Miecza Japońskiego). A tam kocina w przebraniu, (więc zahacza lekko o kolekcję lalek):


3. Te gumowe chłopaki, reprezentowały stoisko po chmurką. No, cóż - raczej mało japońskie. Biorąc udział w lekko potraktowanym Kole Fortuny, można było wygrać... rodzimy majonez, żurek, olej rzepakowy oraz saszetki z sosami (jedyne azjatyckie dodatki kulinarne). Ale lepsze to, niż nic ;-).



4. Już pod sam koniec imprezy, gdy zakurzeni niczym po pielgrzymce przez pustynię, opuszczaliśmy szczerze wymęczeni skwer przy DK, Shi krzyknęła: "Lalka! Widziałaś?" I tak pognałam za trójką młodzieży, która szybko i zdecydowanie zmierzała ku zabudowaniom. Dogoniłam ich w ostatniej chwili: "Cześć. Dacie sfotografować lalkę?" Pozwolili :-) Czyż nie jest cudna?


A mój klonik Kurhn, o bardzo mangowej aparycji tylko przejechał się w torbie do Warszawy. Na tegorocznym Matsuri zabrakło plenerów, w których chciałabym uwiecznić azjatycką lalkę...