sobota, 30 listopada 2013

John Smith. Najprzystojniejszy facet Disneya/John Smith. The most handsome fellow Disney.


O jednym z moich ukochanych filmów Disneya - "Pocahontas" (1995), pisałam tu już kilkakrotnie. Zresztą nie tylko o nim, ale też o innych adaptacjach amerykańskiej legendy, również fabularnych. A także o formach literackich, mniej, lub bardziej osnutych na faktach.


W uroczej książce Mari Hanes, ("Pocahontas. Prawdziwa księżniczka", wyd pol.1995), John jest przyjacielem odważnej, upartej dziewczynki. W biografii napisanej przez Susan Donnel, o której dużo piszę w poprzednich postach ("Księżniczka Pocahontas", wyd. pol. 1996) angielski kapitan, staje się obiektem pożądania głównej bohaterki.



Zarówno w wersji koleżeńskiej, jak i erotycznej, Smith pozostaje ujmująco dowcipny i brawurowy. Taki też jawi się w historii Disneya, gdzie ze swoim uporem, odwagą i ciętym językiem idealnie koreluje z sylwetką Pocahontas.


Nie da się go nie lubić tak, jak trudno nie lubić innego kapitana - Jacka Sparrowa. Który zresztą też się doczekał bardzo udanej, mattelowskiej lalki.


Sun Colors John Smith, został wydany przez Mattel, w roku premiery "Pocahontas", razem z 3. innymi postaciami: Nakomą, Kocoumem i Pocahontas. Tak wyglądał w pudełku (zdjęcie znalezione w necie):


O ile rynsztunek: zbroja, hełm i broń, były całkiem przyzwoicie wykonane (i gdzieś walają się u mnie w szpargałach do tej pory), o tyle ubranie z miękkiego materiału dobrego akurat do przecierania monitora komputera, uznałam za bardzo badziewne. I choć kolorystycznie odpowiadało filmowemu, odarłam Johna z tego prawie dresu i po lekcjach, zrobiłam mu, tak, jak umiałam strój bardziej godny takiego przystojniaka.



Z czasem zyskał też oprócz ubranka z legginsów i bałkańskiej koronki, całkiem inną osobowość, nowe imię i inną damę serca, zamiast Pocahontas.


W liceum, gdy zaczęłam pisać poważniejsze teksty literackie i rzetelnie je ilustrować, wykreowałam, m.in. taką parę:



Johna, zdobyłam jak zwykle w latach późnego dzieciństwa kosztem wielu wyrzeczeń i mrówczego odkładania złotówki do złotówki. Ale nie wyobrażałam sobie, że mogę nie mieć tak realistycznej, męskiej lalki. Bo choć został idealnie (podobnie, jak cała seria) odwzorowany na podstawie postaci z filmu animowanego, względem innych, drętwych facetów firmy Mattel, był jak żywy. 
W tym samym roku, pojawiła się druga, tańsza seria lalek z "Pocahontas": "Color Splash". Już bez Kocouma, a na domiar złego - wszystkie z prostymi rączkami. John miał na piersiach głupawy, niebieski tatuaż i był prawie goły. 
Dziwne, że producenci zapomnieli o tak rewelacyjnej postaci i prawie przez 2 dekady, nikt Johna Smitha nie odświeżał. Do tej pory uważam, że to najprzystojniejszy facet Disneya! 



Wysokość: 30 cm.
Tworzywo: plastik, guma.
Sygnatura: 
Cechy szczególne: nowy mold oparty na animacji Disneya
Data produkcji: 1995.
Kraj produkcji:

Height: 30 cm.
Material: plastic, rubber.
Signature:
Special features: new mold based on the Disney animation.
Date of manufacture: 1995.
Country of production: 


czwartek, 28 listopada 2013

INFORMACJA



Do grona wielkich afer polskich, doszła jeszcze "afera paskowa".
Po mojej publikacji zdjęć ze Zjazdu, na których wizerunki uczestników proszących o prywatność, zostały w taki czy inny sposób utajnione, nadal nie wygasły negatywne emocje.
Skutkiem tego nie istnieje już mój drugi blog "W poszukiwaniu skarbów...", do prowadzenia którego zostałam zaproszona półtora roku temu przez Autorkę i pomysłodawczynię. Wczoraj podziękowano mi za współpracę, ponieważ Autorka nie chce być kojarzona z kontrowersyjnymi wpisami i fotografiami, które jednak drugiego bloga nie dotyczyły. Dziś rano blog "W poszukiwaniu skarbów..." przestał istnieć na życzenie pomysłodawczyni. Mam nadzieję, że w formie podzielonej na dwa blogi, ujrzy jeszcze światło dzienne.
Ja zaś nie będę już tłumaczyć się i przepraszać w nieskończoność, bo widzę, że są osoby odporne na wolę porozumienia. Mechanizm Kargula i Pawlaka nadal jest bardzo żywy w naszym społeczeństwie. Od zwaśnionych latami grup zwolenników teorii "pancernej brzozy" i wyznawców "trotylu", po takie maleńkie społeczności jak grono Kolekcjonerów, na każdym kroku, w każdej dziedzinie - coraz bardziej widoczna jest zajadłość. Jak przystało na kraj o etyce chrześcijańskiej, wykastrowano ze słownika pojęć pomagających funkcjonować społeczeństwom termin: WYBACZAM.
Cóż - zawsze łatwiej się rujnuje, niż buduje. Nic dziwnego, że ten kraj wygląda, jak wygląda, a za granicami odbierają nas jako naród, który permanentnie trwa w stanie wojny domowej...

Tydzień temu, zmarł nagle bardzo dobry człowiek. Miał 67 lat. W takich sytuacjach, przechodzę myślowo na inną płaszczyznę. Z dala od waśni o głupoty, jak najdalej od ludzi, którzy widzą tylko czubek własnego nosa.


środa, 27 listopada 2013

Mała dama z Belgii/Little lady from Belgium


W Belgii byłam i nie byłam. Jako nastolatka mieszkałam trochę w Holandii i do południowych sąsiadów miałam przysłowiowy rzut beretem. Ale zawitałam tam zaledwie dwa razy, przejazdem. Celem wycieczki stało się odwiedzenie bliskiej rodziny naszych gospodarzy. Najlepiej pamiętam pierwszą podróż, którą odbyłam... TIR - em :-) Wszystko, co zaobserwowałam po drodze, było jak sen i jak sen straciło kształty po latach, na rzecz ciepłego i niejasnego wrażenia...
Lalki nie przywiozłam stamtąd. Kupiłam ją w ubiegłym roku na Allegro w zestawie innych lal regionalnych.
W ramach odstresowania, przedstawiam dziś ze skromnym komentarzem, równie skromną postać. Licząca zaledwie 8,5 cm Belgijka, do złudzenia przypomina mi laleczki z kiosku Ruchu, z którymi miałam styczność w najwcześniejszym dzieciństwie. Już wtedy wydawały się archaiczne, bowiem powszechne były lalki z gumowymi głowami i kończynami.



Belgijka tak jak one, ma ciało klejone z dwóch kawałków (przód + tył) a sztywne rączki i nóżki, połączone z resztą, gumką.




Lalki, które znałam i nie znosiłam ich szczerze za ową twardość materiału, miały jeszcze często, choć nie zawsze - oddzielnie mocowane główki. Głowa tej, tworzy z tułowiem całość. Zamykane oczy z przezroczystego, niebieskiego plastiku są wypisz - wymaluj jak, te kioskowe, patrzące na mnie beznamiętnie w przedszkolnych latach.



Jedyną różnicą są doklejone włosy. To stanowiło rzadkość i dotyczyło raczej wyłącznie miniaturowych lalek regionalnych.
Mała Belgijka reprezentuje miasto w północno-zachodniej Belgii. Początki Brugii sięgają IV w. kiedy to Frankowie przejęli ten region od starożytnych Rzymian. Stanowi unikalny przykład średniowiecznej zabudowy i żałuję, że jako miłośniczce gotyku, nie było mi dane doświadczyć jej historycznego piękna.
Brugia znana jest od XVII w. z koronek brabanckich wytwarzanych metodą klockową. To, co stanowi dodatek do stroju tej małej damy, klockowym wytworem z pewnością nie jest, ale w uproszczony, symboliczny sposób, wyraża ducha regionu.


Wysokość: 8,5 cm.
Tworzywo: plastik.
Sygnatura: brak
Cechy szczególne: lalka regionalna z Belgii, reprezentująca miasto Brugia.
Data produkcji: prawdopodobnie lata '70 XX w.
Kraj produkcji: brak danych.

Height: 8.5 cm.
Material: plastic.
Signature: No
Special Features: Regional doll from Belgium, representing the city of Bruges.
Date of manufacture: probably the 70 twentieth century
Country of production: no data.

poniedziałek, 25 listopada 2013

Tajemnicza Marokanka. Lalki Odette Arden/Mysterious Moroccan. Dolls Odette Arden


Lalki Odette Arden mam 4. Kupiłam je w dwóch odsłonach od jednej osoby na Allegro za śmieszną cenę, być może zbliżoną do pierwowzoru, o czym za moment.
W mieszanym zestawie bardzo ciekawych lalek w strojach historycznych i regionalnych, te wyróżniały się drobną posturką (19 cm), starannością dodatków i pięknym malunkiem twarzy.




Zaprojektowane przez Odette Arden w latach '60 - '70 XXw. dla brytyjskiego Rexard (z siedzibą w Brighton), były w istocie produkowane w Hong Kongu. Co ciekawe, adresowano je do młodego kolekcjonera, a co za tym idzie - dostosowano cenę do jego możliwości finansowych (konkretnie: wysokość kieszonkowego przeciętnego dziecka w tamtych czasach). Lalki te, były sprzedawane także w Australii pod marką Faun.


Lalki Rexard'a są puste w środku, zrobione i sklejone z dwóch kawałków (przód i tył) jasnego plastiku. Ruchome mają jedynie ręce, które z ciałem łączy gumka. Buty malowane:



Zarówno moje 4 lalki, jak i te, które widziałam na Ebay, mają staranne dodatki i są bardzo kolorowe. Mimo, że to prawie kruszyny, w witrynie prezentują się naprawdę bardzo atrakcyjnie.



Tu widać ręczne szycie, choć nie jestem pewna, czy to działalność poprzedniego właściciela, czy "fabryczne" zabiegi. Pod nakryciem głowy, odkryłam koronę z warkoczy:




Lalki te, oprócz niewątpliwego efektu estetycznego i bardzo dobrze odwzorowanych szczegółów historycznych i regionalnych, mają w sobie wspaniałego ducha vintage....
A to bardzo, bardzo lubię.

I W TEN PROSTY SPOSÓB, DOBRNĘŁAM NIEOCZEKIWANIE DO 100. WPISU :-)



Wysokość: 19 cm
Tworzywo: plastik
Sygnatura: na tułowiu - brak
Cechy szczególne: duża staranność odwzorowania szczegółów historycznych i regionalnych.
Kraj produkcji: Hong Kong
Data produkcji: lata '60 - '70 XXw.

Height: 19 cm
Material: plastic
Signature: on the body - no
Special features: high accuracy mapping and regional historical details.
Country of production: Hong Kong
Date of manufacture: the years '60 - '70 twentieth century

niedziela, 24 listopada 2013

POST SCRIPTUM. Bez lalek.

Dziś bez lalek, choć miałam przedstawić trochę fajnych etniczności...
Ale tak, jak niektórzy nie potrafią przejść do porządku  nad faktem, że w takiej, czy innej formie zamieściłam fotografie z ich wizerunkiem i czują się tym poruszeni/obrażeni, tak ja nie mogę ochłonąć po tej fali negatywnych emocji, która dowaliła mi w bardzo trudnym okresie - gdy czekam na wyniki badań i myślę co się stanie, gdy ciało nie zechce już pozwolić mi dłużej na sprawne funkcjonowanie i moje zdrowie będzie w takim tempie się pogarszało.
Sympatycy i antypatycy tego bloga, będą za miesiąc obchodzili Święta, które kiedyś miały dla mnie kolosalne znaczenie. Ja będę musiała zagospodarować sobie ten czas w zupełnie inny sposób - inny także od tego, jak powinny wyglądać moje wymarzone Święta. W szczegóły nie zamierzam wchodzić, bo są bardzo przykre i osobiste.

Naprawdę, chciałabym mieć tylko takie problemy, czy ktoś zamieścił fotkę z moją paszczą na blogu, czy nie. Czy mam tam głupią minę, płaski cycek, czy wypięty tyłek. Czy ktoś mi zrobił czarną kreskę na facjacie, czy różową. Czy mu pozowałam, czy mnie wyczaił, jak wychodzę z WC.

Większość z Was jest zdrowa, ma rodziny, domy, lepiej, albo gorzej poukładane życia. I pewnie w swoim otoczeniu ludzi, na których może liczyć. Dla mnie TO są wartości, o które warto walczyć.

Za zamieszczenie tych kilku zbiorczych wizerunków, bez pytania o zgodę właścicieli, przeprosiłam już kilkakrotnie. Zostawiłam jedno zdjęcie, którego bohaterowie zezwolili mi na publikację. Resztę usunęłam, w dwóch dokonałam modyfikacji, utajniającej wizerunek, ale i to spotkało się w większości z oburzeniem. Chyba już tylko dla samej zasady veta.
Fotografie poddam kolejnej modyfikacji, tak by już w żaden sposób nikt nikogo nie rozpoznał, ale nie możecie skłaniać mnie do usunięcia wpisu, który personalnie nie godzi w żadną z osób, z którą miałam kontakt. To MÓJ prywatny blog i MOJE OSOBISTE ZDANIE. W pierwszej kolejności powinien obrazić się za poprzedni wpis... W. Putin, bo tylko jego wymieniłam z nazwiska.

Wystarczy, że atmosfera zmusiła mnie do odejścia z Forum. (ZAZNACZAM: ODESZŁAM SAMA). Dziwne, że Osoby, które dotknęła publikacja moich fotografii i socjologiczny kontekst wątku z przymrużeniem oka (bo sorry, dla mnie jest to zwykła burza w szklance wody) nie uważają za nagonkę, personalnych uwag, kierowanych do mnie imiennie przez tydzień. Tylko jedna Osoba w tym czasie pomyślała, że może mi być przykro i gdyby każdy zareagował tak, jak ona, nie było by tej afery, pewnie nie chciałoby mi się nawet robić jakichś graficznych zabiegów i socjologicznych rozważań.

Przykro mi, no, właśnie. Tylko tyle.  



sobota, 23 listopada 2013

KONTROWERSJE i CENZURA. Refleksje po V Ogólnopolskim Zjeździe Kolekcjonerów Lalek/CONTROVERSY and CENSORSHIP. Reflections on the V National Congress of Collectors Dolls.


Po ekshibicjonistycznym boomie autoprezentacji na FB, Naszej Klasie, wszelkich blogach i niezliczonej ilości innych, zbliżonych mechanizmem internetowych mediów, ktoś się opamiętał. Fakt, dekadę, a przynajmniej pół, zbyt późno, ale i skutki pospolitego ruszenia w wycofywaniu zdjęć oraz własnych danych, przybrały rozmiar tsunami. W końcu Putin ma już kolejną, udoskonaloną wersję SORM [(skrót od ros. nazwy: System Działań Operacyjno-Śledczych) - ba, wpisując ten termin na bloga, zapewniłam sobie obserwację FSB], więc mamy się czego bać. Afera Snowdena, dolała ostatecznie oliwy do ognia. Dodać należy jeszcze bezkarność pedofilów w sieci, co sprawia, że rodzice strzegą wizerunków swoich pociech z determinacją godną rewolucji. Choć wątpię, by mój grzeczny blog był interesujący dla zboczeńców.
Do tej pory, zjawisko było mi obce. Nie miałam potrzeby bawić się w grona i "fejsbóki", nie zostawiałam tam swoich danych, nie ze strachu, ale dlatego, że nigdy nie brałam tych miejsc poważnie, ani jako przestrzeni poznawania ludzi, ani źródeł zgłębiania wiedzy. Wątpliwy walor rozrywkowy też do mnie nie trafiał. I stąd pewnie dziwię się teraz, że na jedynym Forum hobbystycznym, na którym jestem (podkreślam: zamkniętym dla niewtajemniczonych) zebrałam ostre cięgi za publikację kilku zdjęć zjazdowych. Dowiedziałam się, dzięki temu, jak zastraszeni się stajemy i z jaką donkichoterią walczymy o poszanowanie prywatności w świecie kamer i reklam przychodzących na nasze adresy, których tych firmom, z pewnością nie podawaliśmy!
Akurat ta 3 letnia przerwa w mojej praktyce fotoreporterskiej wystarczyła, bym przeoczyła społeczne zmiany. W tym większym jestem szoku, że spotkanie grupy kolekcjonerów - no kurczę - lalek, a nie silikonowych ptaszków, czy stringów, jest wydarzeniem tak delikatnym i strzeżonym przed okiem Wielkiego Brata, że nietaktem było pokazanie kilku fotek sytuacyjnych/kronikarskich na równie kameralnym blogu, co mój...
Zatem wedle życzenia i dla tych, którzy nie lubią się fotografować (doskonale rozumiem, bo i ja całe lata unikałam stania po drugiej stronie aparatu) i dla tych, którzy się boją, a także dla tych, którzy "nie życzą sobie być nawet elementem tła" na moich fotografiach :-) - niechaj pozostanie taka osobliwa pamiątka: ZNAK NASZYCH CZASÓW. W wersji ocenzurowanej, przywracam usunięte kilka dni temu na prośbę Forumowiczów fotki:




A żeby zaoszczędzić cenzorom, czasu w przyszłym roku, a szpiegom wysiłku, proponuję następujące rozwiązania na Zjazd nr VI, A.D. 2014.
Czador:


Burka:


Hidżab. Ale zalecam w wersji z czarnymi okularami:


Niqab:


Kwef:


Nomen omen, ta dziewczyna była ze mną na ostatnim zjeździe :-)
Ale inne panie, jak widać, takich obiekcji nie miały i własne twarzyczki ujawniają śmiało... (Zbiorek Fleur Erynnis i różności Makarreny; ostatnia piękna blondi chyba należy do Barbika)




A to już pamiątka z tegorocznego Zjazdu: śliczna, zaprojektowana przez Anę hybryda magnes na lodówkę - otwieracz do butelek.



Tak natomiast wygląda ubiegłoroczny:


Ludzka pamięć ma cenną właściwość. Po latach sama staje się własnym cenzorem. Zostawia w głowie to, co było najlepsze :-)