Pokazywanie postów oznaczonych etykietą manga. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą manga. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 17 września 2018

Lottie - lalka idealna?


Nie mam w zwyczaju pisania o lalkach, których nie posiadam... Ale ponieważ niemożliwością jest mieć wszystko, co by się chciało, kilka razy zrobiłam wyjątek, prezentując lalki Przyjaciół. Jedną z nich jest 18 - centymetrowa Lottie, interesująca mnie przynajmniej z 2. względów. Po pierwsze tę niedużą postać, osadzono w estetyce japońskiego komiksu. (!)


Po drugie, stanowi ciekawy temat dla socjologa, czy kulturoznawcy. Dlaczego? Otóż powstała w oparciu o oczekiwania rodziców dzieci przed okresem dojrzewania.. Inicjatorzy projektu: Ian Harkin oraz Lucie Follett, spędzili wraz z czołowymi brytyjskimi naukowcami, 18 miesięcy na badaniach potrzeb i lęków społecznych konsumentów lalek. I tak, doszli do wniosku, że trzeba wyjść naprzeciw potrzebom odbiorcy. W praktyce, oznaczało to walkę z sygnalizowaną przez rodziców seksualizacją dzieci. Dlatego zaprojektowano laleczkę opartą na standardowym wzorcu figury 9-latki. Lali powiększono jedynie głowę, co jak argumentowali projektanci, miało sprzyjać większej ilości włosów, pozwalającej dziewczynkom na szerszą, fryzjerską kreatywność.



W ten sposób w 2012 r., narodziła się Lottie, która otrzymała różne kolory włosów i karnację, a za "pudełkowy" życiorys, ponoć autentyczne biografie dzieciaków z różnorodnymi pasjami. Tak więc, brytyjska firma Arklu, wypuściła w świat, wdzięczne, niewinne Lottie. Na polskim Allegro, te niepozorne maluchy, kosztują blisko 80 zł, dlatego póki co, zadowoliłam się okazyjnym nabytkiem naszej Ineczki. "Lottie Kawaii Karate", spędziła u mnie 2 upalne, wakacyjne miesiące w ramach rezydencji lalkowej ;-) Była nie uciążliwą, torebkową towarzyszką moich spacerów i domowych inscenizacji.


Czy można się dziwić, że wpadła w oko chłopakowi z włoskiej komiksowo-filmowej serii "W.I.T.C.H", inspirowanej mangą?


Temu ważnemu dla mnie projektowi - (w końcu, w dużej mierze zainspirował mą artystyczną duszę do wyboru estetyki dla cyklu ilustracji, jakie wykonałam do przedwojennych bajek) - poświęcę niebawem 3 posty. Matt, to jedyny chłopak wśród piątki niezwykłych dziewczyn, który doczekał się własnej lalki. Dla porządku dodam, że w serii jest ukochanym głównej bohaterki, nieśmiałej, rudowłosej Will.

A teraz czas na autorskie, Kidowe Fotostory ;-)

Lottie przyjechała na wakacje do przyjaciół swoich rodziców, z małego miasteczka na północy Europy. Chciała poznać malownicze przestrzenie w woj. mazowieckim i nacieszyć się słońcem równin środka Polski. Jej opiekunem i przewodnikiem został syn owych przyjaciół, nieco starszy od Lottie - Mateusz. Jako miłośnik przyrody (zamierza zostać zoologiem) pokazał jej piękno polskiej natury.






O wszystkim opowiadał ze znawstwem tematu i uczuciem. Dziewczę patrzyło na niego z coraz większym zachwytem. Hmmm... Coś się zadziało pomiędzy tą parą, choć oboje nie byli tego jeszcze świadomi...




Matt uznał, że nie może ograniczać się tylko do oprowadzania młodszej koleżanki po ostatnich rubieżach, przebiegających pomiędzy nieubłaganie rozrastającymi się osiedlami bezwzględnych developerów. Postanowił zabrać ją do stolicy i zaprosić do kawiarni - takiej, wiecie, dla osób DOROSŁYCH! ;-)


A, że pracował tam jego starszy kuzyn, nikt chłopaka nie poprosił o pokazanie dowodu osobistego... 



Funduszy z amatorskiego handlu na Allegro, starczyło mu tylko na sok, filiżankę capuccino i sernik z pianką. Ale Lottie i tak była zachwycona! :-)


Przypadkowo, koło kawiarni w starszej części Śródmieścia, przechodziła Will. Długo przyglądała się tej scenie:



Los chciał, że na ten dzień, pożyczyła aparat fotograficzny od Taranee (kto zna komiksy lub serial, kojarzy postacie i wątki ;-))
"Chętnie posłucham, co masz na swoje usprawiedliwienie", pomyślała wciskając z namysłem spust migawki...


Ciągu dalszego nie będzie, bo kilka dni później, Lottie wróciła do "Szydełeczkowa" :-D
Na szczęście?...

środa, 21 września 2016

Licca - chan. Najpopularniejsza japońska lalka/Licca - chan. The most popular Japanese doll.


Jest starsza i zdecydowanie bardziej popularna od Takara Barbie, przemianowanej w 1986 r. na "Jenny". Licca - chan (Licca Kayama) narodziła się w 1967r. w wyobraźni znakomitej, byłej mangaki Miyako Maki (ur. 1935r.). Na pewno kojarzycie jej charakterystyczne, subtelne, kobiece postacie, nawet jeśli nie byliście fanami mangi. W Polsce, w latach '80/90, można było nabyć kosmetyczki, piórniki, notesy, itp. z wizerunkami jej dziewcząt. Nie mam pojęcia, czy były to wyłącznie towary z importu, czy produkcje naszych rodzimych rzemieślników... Z pewnością za to, nie widziałam nigdy na żywo jej oryginalnej mangi.
(poniższe grafiki, zaczerpnęłam z internetu, mam nadzieję, że nikt się o to nie pogniewa).




Miyako Maki zakończyła swą błyskotliwą karierę po ślubie ze znanym mangaką Leiji Matsumoto. I nie mogę tutaj nie wyrazić swego sprzeciwu! Bo w czasie, gdy ona zajęła się wyłącznie prowadzeniem domu, Pan Mąż bezkonkurencyjnie działa na polu sztuki po dziś dzień. Smutny los kobiet nie tylko w Japonii. Na dobrą sprawę, to samo można powiedzieć o wielu indyjskich aktorkach... Co jednak bulwersuje mnie w takim wyborze (?) najbardziej to fakt, że nigdy nie słyszałam, by zadziałało to w drugą stronę - żeby jakikolwiek utalentowany, sławny facet, porzucił własną karierę i zajął się prowadzeniem żonie ogrodu, rąbaniem drewna do kominka i domowymi naprawami ;-).
Gorzka prawda o równych i równiejszych...




Licca wymyślona w Japonii, przez Japonkę i dla Japończyków, trafia bezbłędnie w ich wizerunek młodej dziewczyny. Bo właśnie ona jest dziewczyną w wieku szkolnym, odpowiednikiem Skipper, młodszej siostry Barbie. To, co na rynku amerykańskim zaczęło sprzedawać się później i to głównie w seriach kolekcjonerskich, a ostatnio w Monster High, to drobiazgowy życiorys, ściśle przypisany do bohaterki. Znamy więc jej przyjaciół i zainteresowania, dzięki czemu sprawia wrażenie żywej osoby. Zastanawiam się jednak z europejskiego punktu widzenia, czy takie odgórne narzucenie osobowości, nie ogranicza własnej kreatywności. Niechaj będzie to pytanie retoryczne ;-)
Licca jest kilka razy modyfikowana, jednakże za każdym razem daleko jej estetycznie i wizerunkowo do sex bomby Barbie. W 2001 r Licca na chwilę dorasta. Jest nawet panią przy nadziei ;-) Brzuszek lalki wygląda moim zdaniem zdecydowanie lepiej, bardziej naturalnie niż ciąża Steffie i mattelowskiej Midge.
Moją Liccę nabyłam na Allegro od osoby u której od lat robię zakupy, bo ma ciekawe, często rzadkie rzeczy, ale niestety nie robi opisów w aukcji, nie zamieszcza więcej niż 1 fotografię i prawie nigdy nie odpowiada na pytania dodatkowe. Totolotkiem jest też stan lalki. Bywają egzemplarze naprawdę jak nowe, ale zdarzają się np. z ukruszoną szyjką, jak prezentowana dzisiaj Licca. Mojego marudzenia nie koniec. Tutaj prośba do mądrzejszych ode mnie w powyższym temacie. Nie widziałam tych lalek w Polsce, nie macałam na żywo. Anglojęzyczne strony niewiele prezentują. Ale jedno jest pewne. Te nieliczne nagie lalki jakie widziałam w sieci, zawsze miały na ciele sygnaturę. Choćby kraj produkcji. A moja nie... Na głowie u nasady włosów ma wybity numer tak, jak towarzysząca jej w sesji Jenny. Posiada też włosy w identycznym, słabym gatunku, (na marginesie: przypominającym lalki Fleur).




Nie mam tym bardziej pojęcia jaki to typ, z którego dokładnie roku pochodzi, choć porównując dedukuję, że to jedna ze starszych. Jedyną wskazówkę, zapędzającą mnie głębiej w mój labirynt niepewności, znalazłam jak zawsze w sieci. Na Etsy ktoś wystawiał lalkę o identycznej twarzy.
Ale spójrzcie na jej ciałko ;-)





Moje dziewczyny wybrały się ledwie kilka dni temu na łąki, aby pożegnać gorące, spóźnione lato.




Czego, nie dał sierpień, podarował wrzesień, by zaraz wepchnąć nas w aurę październikową. Na szczęście charakter  mojej pracy nie wymaga ode mnie częstych wyjść. Ponadto, nie mam nic z wyjątkiem ramoneski i przy takiej aurze, odechciało mi się jakichkolwiek spacerów. W mieszkaniu też zimno, jak w lochu. I pewnie dlatego, zdążyłam już zachorować... Nawet koty tulą się do siebie.


A to już działalność BelzeBuba. Nigdy nie jadłam chusteczek higienicznych, ale on uważa, że są pyszne ;-D.








Zapraszam też TUTAJ: simran4.blogspot.com


I TUTAJ: simran2pl.blogspot.com



Wysokość: 24 cm.
Tworzywo: guma, plastik.
Sygnatura: brak.
Rok produkcji: nieznany.  

Height: 24 cm.
Material: rubber, plastic.
Signature: none.
Year: unknown.

czwartek, 30 kwietnia 2015

Mini spotkanie lalkowe w japońskim duchu. Z zapleczem przygód - jak zawsze/A small meeting in the Japanese dolls context. With adventures - as always.


Do stolicy dotarłam, jak to u mnie - z przygodami. Dźwigając napęczniałą torbę z rzeczami dla Babci i kilkoma lalkami, które chciałam pokazać koleżance. Na granicy Warszawy, w punkcie przesiadkowym, zakręciło mi się w głowie. Przypomniałam sobie, że w tym ferworze i zacietrzewieniu (eufemizm), nie zjadłam drugiego śniadania. Psia krew - zaraz się odcukrzę, a przy tej temperaturze z moją niedowagą, wychłodzę jak na Alasce. I znowu będą mnie zbierać z ulicy. Trzeba działać. Bagnet na broń. Kiosk stoi jak byk. Asortyment spożywczy obiecujący. Czyli samobójstwo na raty. Wybieram najmniej naszpikowanego śmiercionośnym śmieciem wafelka. Płacę. Patrzę na datę. Zaraz się kończy. Reszta z dziesięciu złotych, leży przede mną na szklanej tacce.
"Przepraszam panią, czy jest może wafelek z inną datą? - pytam niewiastę w głębi metalowego czworokąta - Nadzienie nieważne" - dodaję.
"Poszukam" - odpowiada grzecznie i konfiskuje mi zakup.
Reszty nie chowam do portmonetki w kształcie kota. Czekam na efekt wykopalisk.
"Ma pani tego wafelka?" - drę się w przestrzeń.
Cisza.
"No znalazła pani? - ryczę jak wół -  Autobus mi ucieknie".
Panna milczy. 518, nieubłaganie jak meteoryt w filmie sf, wyłania się zza zakrętu.
"Wafelek!!!" - wyję w desperacji.
Martwa cisza.
"Jest ten wafelek do licha ciężkiego!?"
Już nie myślę o ogładzie, o tym, jak mnie wychowali idealiści, nonkonformiści, partyzanci. Przecież żadne z nich nie stało w lodowaty dzień na takim zadupiu!!!
518 otwiera drzwi. Żal mi zabrać resztę, stracić 2 złote, nadal mieć szum w uszach i szarość przed oczami. Oraz pusty żołądek. Wszak żer mi skonfiskowano! Rozbój w biały dzień.
"Spokojnie - przemawia wreszcie panienka, aksamitnym, ledwo słyszalnym głosem, jakbyśmy stały na mszy w kościele - Mam tylko dwie ręce".
"Ja też - rzucam przez zaciśnięte wargi - To normalne w naszym gatunku - dodaję zirytowana".
Autobus odjeżdża. Wicher zawodzi listopadowo. Wbijam zęby w wafelek z bardziej obiecującą datą. Kwadrans stania pod chmurką. Cienka ławeczka zajęta. Zmarnowana wiata starej generacji drży pod podmuchami czegoś, co nie jest balsamicznym, wiosennym zefirkiem. Nasuwam kaptur ocieplanej bluzy, zapinam suwak - pierdut!!! Suwak zdechł. Poleciały 3 ząbki. Wicher wyje. Sztywnieję.      
Szybko robię bilans strat ostatnich dni. No, tak - tydzień zaczął się jak u Hitchcocka. Odwołano promocję mojej książki w sąsiednim mieście. Przegrałam z autorkami z zagranicy. Ach, nie ma to jak konkurencja! Chcąc się wyżalić, zadzwoniłam do Bliskiej Osoby, która szykuje mi na początku czerwca promocję w stolicy. Telefon odebrała z izby przyjęć w szpitalu na końcu Polski. Buuum! Właśnie złamała nogę...
Ale dobra, jest też plus. Zerknijcie tylko na mój nowy szablon aukcji z książką na Allegro:
http://allegro.pl/show_item.php?item=5313799305
Jak dla mnie - bajkowy. T., gorąco Ci dziękuję!
Acz miło, że ten tydzień już się kończy...  


W stanie mrożonki, obładowana jak wielbłąd, docieram do stolicy. Ciężki klamot dla Babci, książki i lalki dla koleżanki... Dobrze, że mam przy sobie kasę. Lecz sporo się zmieniło od momentu, w którym wyprowadziłam się z Warszawy. Ciucholandów brak. Markowe sklepy oferują już kostiumy kąpielowe. A jeśli któryś ma jakieś bluzy za parę dych, to przypominają one zwykłe ścierki. I to ażurowe! O, gdzie ta użyteczna jakość... Kryzys zeżarł, czy brakoróbstwo?    
Dzwonię do koleżanki. Spotykamy się pod Empikiem. Wspólnie odwiedzamy kolejne salony odzieżowe w byłych Domach Centrum. Pewnie gdyby nie ona, spięłabym bluzę agrafką i jak to ja, totalna abnegatka, łaziłabym tak do jesieni... Ale w Reserved, w męskim dziale znalazłam wreszcie czarną, ocieplaną bluzę, w której nie utonęłam z kretesem ;-). Do tego załapałam się na promocję 50%. Wow!
I tak, mogłyśmy sobie wreszcie usiąść w kawiarence w Empiku, na masochistycznie twardych stołkach i zjeść lody. Były one stosunkowo tanie, względem wody mineralnej w cenie 4 x wyższej niż w sklepie. Ale przecież Polska to Zielona Wyspa! ;-) Wierzymy w to, prawda??? Usta formujemy w banana, bo nasze średnie wynagrodzenie wynosi blisko 4 tyś zł!!!!!!! Więc co tam szklanka wody za 5 zł, a soku za 15 ;-D. Rany, za taką pensję, ile lalek można sobie kupić...
A to już moje piękności i wspaniałości Shi...



O kultowej mandze Naoko Takeuchi, można napisać grubą pracę doktorską. Zresztą, zapewne już coś takiego powstało ;-). Komiks i serial anime na zawsze wpisały się w pop kulturę na całym świecie. Dla Polaków urodzonych w latach '80, to był pierwszy kontakt ze współczesną, japońską grafiką. Dla większości - jedyny. Dla nielicznych, jak dla mnie i Shi, to pierwszy stopień wtajemniczenia w japońską kulturę. Mangi i anime idą z nami przez nasze życie. Na szczęście na polskim rynku już od lat jest szeroki wybór publikacji dla dorosłych.
Ale zatrzymajmy się jeszcze na moment przy "Czarodziejce z Księżyca".


Seria komiksów była wydawana w latach 1992 - 1997. (W Polsce od 1997 do 1999r.)W tych samych latach emitowano serial anime. Dodatkowo, magiczne dziewczyny doczekały się jeszcze trzech filmów pełnometrażowych. Nowa odsłona ich przygód, powstała w 2014r. Jeszcze nie widziałam :-(


Większość z Was pewnie kojarzy jak przez mgłę fabułę i główne postacie. Ale gdy kogoś zapytać, o czym jest ta historia, można usłyszeć: "prosta bajka dla dziewczynek". A wcale, że nie taka prosta.
Główną bohaterką jest czternastoletnia Usagi Tsukino. Ta zwykła nastolatka z Tokio, odkrywa swoje niebagatelne przeznaczenie - musi bowiem ocalić Ziemię, a z czasem i całą galaktykę. Sporo, jak dla takiej malolatki. No, żeby jeszcze była Brucem Willisem... Fabuła skupia się na odrodzeniu obrończyń Królestwa, które w przeszłości rozciągało się w Układzie Słonecznym. Wiodące motywy tej historii, to odwieczna walka dobra ze złem, oraz siła przyjaźni i miłości. Wnikliwi fani wiedzą, że nie brak tam i bardziej hardcore-owych tematów, a także zmian temperatury ogólnej atmosfery - od mroków, poprzez infantylizację.
Bez wątpienia Sailorki, spopularyzowały ideę i styl "magicznych dziewczyn". Najbardziej znane to Witch i Winx, które nota bene doczekały się kilku edycji bardzo ciekawych lalek.




(Elf ze skrzydełkami to disneyowska Fira z 2007 r. - Playmates Toys)

Sailor Moon, to także cały, nieumierający przemysł gadżetów, motywów, dodatków i figurek.
Tutaj przykład rewelacyjnych zawieszek do komórki. Zachowane w cukierkowych pudełeczkach, otrzymują całkiem inną oprawę:




A tu już Chibiusa - jedna z moich ulubionych bohaterek. Ponoć jestem odosobniona w sympatii dla tej postaci. Podróżniczka w czasie w ciele małej dziewczynki. Przywędrowała z przyszłości do XX-wiecznego Tokio, aby ratować mamę. Ma ukochaną kotkę - Dianę.


Kto by pomyślał, że nawet Pullip wcieli się w rolę Sailorki? Nie mam jeszcze żadnej z tych niesamowitych, dysproporcjonalnych lalek. Wpisują się w estetykę anime, bez względu na to, czy nawiązują do konkretnej produkcji filmowej, czy nie. Chętnie porównałabym je kiedyś z Diva Starz.


Lalka zjawiskowa, ale stojak, co stwierdziłyśmy zgodnie - bardziej przypomina atrapę. Ani funkcjonalny, ani stabilny. Nie polecamy!



Momoko, firmy Sekiguchi, doczekają się u mnie kiedyś odrębnego wpisu. Ta tutaj należy do Shi. Moja wciąż w stanie NRFB. Myślę, by ten stan zmienić na bardziej aktywny ;-)



Japońska firma Bandai, powstała w 1950r. O jej jakości, nie muszę nikogo z kręgów mangi przekonywać. To ikona gatunku:







Opowieść spinam klamrą. To moja ukochana, sailorkowa Kodancha, także wydana przez Bandai. Na użytek sesji pozbawiłam ją oryginalnego mundurka. Obiecuję, że kiedyś poświęcę jej wpis.


 Tymczasem pozdrawiam Was ciepło. Nie będzie mnie jakiś czas w blogosferze.
A zainteresowanych moimi zmaganiami renowatorskimi, z nutką varsavianistyki, zapraszam TUTAJ: simran2pl.blogspot.com