wtorek, 27 lutego 2018

JLS - Dzień Lalki Męskiej


I znowu metodą gospodarki rabunkowej z mego zawodowego młyna (dla którego wciąż nie znajduję sensownej alternatywy), wyszarpuję chwilę na wrzucenie wpisu, który miał się znaleźć tutaj już przeszło tydzień temu. Mam oczywiście na myśli Dzień Lalki Męskiej (wg Kalendarza Szarej Sowy) - lalki, która jest ważnym podzbiorem mojej kolekcji. Choć sesję zdjęciową wykonałam w terminie, 18 lutego, w niemal przedwiosenne, słoneczne popołudnie, splot zdarzeń i obowiązków, sprawił, że zdjęcia zrzuciłam do kompa dopiero dziś. I jeśli będą jakieś literówki - wybaczcie. W tym kompie powala mnie zarówno mały rozmiar ekranu (a wzrok traci na mocy, choć nic to względem nastolatków z Chin i Singapuru, których aż 90% cierpi na ubytki tego narządu; nawiasem mówiąc: młodych Polaków tylko 40%), jak też brak automatycznej korekty pisowni....


Dziś chciałam przedstawić Wam 3 spośród 4 lalek celebryckich, jakie udało mi się sukcesywnie, tanim kosztem zdobyć do mojej kolekcji. Dwie nabyłam na Allegro - trzecią odkupiłam od Inki. Czwarty pan, jest według mnie najmniej atrakcyjny i małą miałam ochotę płacić za niego na aukcji, tyle co za nowego Kena ;-).
Koniec końców, zgromadziłam trójkę realistycznych, etnicznych postaci, z grubsza - w replice autentycznego odzienia.


(zdjęcie zespołu pożyczyłam sobie z sieci... Dziękuję ;-))

Boysbandy, to nie moja broszka. Za dużo komercji, za mało artyzmu. Zazwyczaj jakiś sztuczny kapitalistyczny schemat, daleko odbiegający od autentyzmu sztuki muzycznej The Beatles, choć niejednej skrzykniętej ogłoszeniem grupie udawało się jednak wyśpiewać natchniony, emocjonalny kawałek... Przygodę z rozrywkowym gatunkiem rozpoczęłam i zakończyłam jako smarkata. Klasa była podzielona na dwa obozy - sympatyków pogodnej NKOTB i fanów mrocznej Depeche Mode. Opowiedziałam się za głębokim, inspirującym DM. Wielu fanów NKOTB, potraktowało to jako zdradę. Wtedy, po raz pierwszy, doświadczyłam skutków wojny plemiennej: polsko-polskiej... Oj, cóż to się działo! Milutkie dzieciaki jeszcze sprzed ery wszechobecnych komputerów (tylko 2 osoby w klasie miały) i komórek. Ledwie narodziły się pierwsze niekomercyjne telewizje... Ale młode główki już kombinowały jak dowalić koledze/koleżance o innych poglądach lub wrażliwości. A fuuu!..........




xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

- Cześć, kolego. Nie wiem o czym mówisz... 


- Ja o waszych pieniążkach nie mam zielonego pojęcia... Istotnie, był tam jakiś sejf?.... 


- Ratunku! Policja! Kumple mnie źle zrozumieliiiii!!!!! 

(po tym okrzyku Ortise padł w beżowe trawsko jak kłoda i nie było mowy o żadnych fotograficznych dublach... Chłopak wciąż lądował na glebie - więc się poddałam. Karetki nie będę wzywać, bo muzyk zatrudniony na umowę dzieło, nie ma ubezpieczenia. Sorki, Chłopie, weź się w garść - nie jestem w stanie opłacić Ci doktora... )

Przyznam, że pierwszych kawałków JLS wysłuchałam dopiero w trakcie przygotowywania materiału do tego wpisu (abym wiedziała, o czym piszę ;-)). Choć grupa 4. ciemnoskórych chłopaków pojawiła się na szklanych/plazmowych ekranach po raz pierwszy w 2008r. (w programie X Faktor) i działała prężnie zdobywając liczne nagrody do 2013r. mnie totalnie ominęło to popkulturowe zjawisko. Za to nie ominęły nietuzinkowe lalki :-), które wprowadzono na rynek w październiku 2010 r. Cóż... To co, się działo wtedy w moim życiu, sprawiło, że nawet Marsjanie zasiadający w Sejmie RP, nie byliby w stanie przyciągnąć mojej uwagi. O ile dobrze się zorientowałam na podstawie znalezionych materiałów - to chłopcy z JLS, mieli 2 swoje odsłony. Niestety w ręku miałam tylko tych, których ostatecznie stałam się właścicielką, zatem brak mi skali porównwaczej. Czy różniły ich tylko opakowania i ciuchy, czy coś jeszcze? Może kiedyś się dowiem...
Laki można było nabyć w sieci sklepów: Tesco (nie w Polsce), Argos, Toys R Us.


Zespół tworzyli: Marvin (jedyny, którego nie zdobyłam); Aston (mieszka u mnie dzięki Ince),


poważny JB, z niezwykłą fryzurą


i zawsze uśmiechnięty, bodaj najbardziej podobny jako lalka do ludzkiego oryginału - Ortise.


Przejrzałam wiele zdjęć tych chłopaków i uczciwie przyznam, że projektant świetnie uchwycił ich podobieństwo, nawet jeśli kierował się tylko sytuacyjnym, mimicznym wizerunkiem.



Lalki mają najbardziej podstawową artykulację: ruchomą głowę bez obrotowej kulki, sztywne/niezginalne ręce - ruchome w barkach, oraz niezginalne nogi - tylko ruchome w pachwinach. Jak na zespół muzyczny, to raczej skromne warunki fizyczne ;-). Jednakże detale twarzy, jej perfekcyjny malunek i świetny plastik - moim zdaniem rekompensują inne mankamenty. Domyślam się, że lalki pomyślano bardziej jako figurki kolekcjonerskie, niż artykułowane postacie do plastycznych sesji zdjęciowych.   


Wysokość: ok. 28 cm. 
Tworzywo: plastik
Sygnatura: (na plecach) VTG Ltd GUS 1 LS UK 
2011 JLS
Cechy szczególne: lalki zaprojektowane na wzór autentycznych postaci świata pop-kultury 
Data produkcji: jesień 2010
Kraj produkcji: Chiny

Miłośników pszczół i ciekawych Ludzi, którzy poświęcili im życie - zapraszam TUTAJ: 

http://simran2pl.blogspot.com/



Chętnych na spotkanie z utytułowanym Artystą Ludowym, z 50-letnim dorobkiem twórczym, zapraszam TUTAJ: 



sobota, 17 lutego 2018

Światowy Dzień Kota/World Cat Day


Dziś tylko na moment wyskakuję z moich obowiązków zawodowych, aby pokazać Wam niezwykłe porceloanowe lalki, które po wielkim pojedynku na Allegro wylicytowałam 6 lat temu. A także oficjalnie zaprezentować Nadzieję - córkę Hołoty i Belzebuba, która przyszła na świat 2 X 2017r.




I z ukochanym tatą: 





Same laleczki są dla mnie po dziś dzień wielką zagadką, ponieważ nigdzie, nawet na ubranku nie mają żadnej sygnatury. Jestem niemal pewna, że są identyczne, lub bardzo podobne do lalek, które jako 13-latka ujrzałam w pewnym brytyjskim sklepie w Oslo. Zresztą sam sklep był nie lada objawieniem dla miłośników kotów, nie tylko z Polski. Można w nim było za bajońskie sumy nabyć pojedyncze kubki i całe zastawy z kotami, kocie motywy występowały też na odzieży i materiałach biurowych. Nie raz śnią mi się jeszcze te rzędy puszek na herbatę we wszelkich rozmiarach i oczywiście porcelanowe lalki z kocimi główkami i łapkami...
Chodziłyśmy tam całe lato, aż do początku września, kiedy trzeba było wreszcie wrócić do Polski. Rok szkolny już się zaczął, a ja nadal balowałam na Północy ;-) Ze dwa razy zaszłam tam samodzielnie, odbywając codzienny spacer z psami, aby popatrzeć i pomarzyć. Niestety, nie było nas stać nawet na najmniejszy drobiazg...










Koty liczą ok. 40 cm. Dopiero teraz widzę, jak bardzo zakurzyła się ich odzież. Nabyłam je praktycznie w idelanym stanie; jedynym mankametem, była sklejona nóżka kotki, o czym sprzedawca nie poinformował.
Chłopczykowi nadałam imię Jukon, dziewczynce - Freja. Tak nazywały się nasze psy :-) 

Wysokość: ok. 40 cm
Tworzywo: porcelana, tkanina
Sygnatura: brak
Rok produkcji: nieznany
Kraj pochodzenia: może Wielka Brytania?...

wtorek, 13 lutego 2018

Clawdeen Wolf jako Lisica OOAK


I oto w wyszarpanej z dzisiejszego dnia wolnej chwili, prezentuję Wam mój drugi nabytek, jaki stał się konsekwencją udziału w ubiegłorocznym Zjeździe Kolekcjonerów Lalek - choć nie od razu. Jak już pisałam, postanowiłam być wstrzemięźliwa ;-), co zaowocowało wymianą numerów komórki z Właścicielką tego wypatrzonego na straganiku cuda:



Musiałam bez emocji, bez drżenia, bez porywczej chciwości, przespać się z myślą, by podjąć ostateczną, wyważoną decyzję, że taki jedyny w swoim rodzaju nawet jak na OOAK-a byt lalkowy, powinien stać się elementem mojej kolekcji, choć nie mam już intencji zwiększania pogłowia.
Lalka stworzona na bazie klonika mattelowskiej Clawdeen Woolf, których mam kilka w zbiorze, bije na głowę wszystkie oryginalne Monster High, ustanawiając całkiem nową jakość. Urzekły mnie jej realistyczne, niemal zapłakane oczy, które zostały namalowane po mistrzowsku. Patrzyła na mnie tak litościwie, jakby była żywa. No, nie skruszyoby się Wam serce na TAKI widok? ;-) Całości wyrazu dopełnia przyklejona peruczka: w tym wypadku sprawdza się chyba nawet lepiej niż reroot, choć przy mroźnej aurze, włoski cały czas po wyjęciu z torebki tańczyły jej dookoła głowy.
Smutną Lisicę nabyłam w ubranku widocznym na zdjęciu, a same zdjęcia, zrobiłam w minioną sobotę, kiedy to wreszcie udało mi się po wielu tygodniach przekładania - spotkać się z Inką. Pospieszna sesja w marnych warunkach, co zaowocowało adekwatnie marną jakością fotografii, powstała w warszawskiej Cepelii, gdzie obejrzałyśmy niezwykłą wystawę patchworków Anny Sławińskiej.
Zdecydowałam się jadnak zamieścić nieostre zdjęcia lalki ze względu na niezwykłe tła...









Zainteresowanych zapraszam na drugiego bloga do podziwiania haftowanych obrazów:
simran2pl.blogspot.com