Moje dzieciństwo, to lalki Fleur, Barbie, klocki Lego i małpki Monhchichi. Oczywiście ujmując temat z grubsza. Zdecydowanie wolałam dwa ostatnie elementy, niż dwa pierwsze. Choć, to prawda - podobały mi się te lalki o kształtach dorosłych kobiet... Marzyłam by projektować im ubrania ;-)
Zdarzyło mi się także spotkać lalkę Petrę u koleżanek których ojcowie pracowali w NRD, lub RFN.O tych z RFN-u, myślałam jak dziś o ministrze. Nieee, nie w tym kontekście, że to niekompetentna, pazerna fajtłapa, którą trzeba wymienić na lepszy model, ale jak o wielkim, dzianym facecie, który może wszystko, a jego córka, to współczesna księżniczka. Niemniej - Petry z tymi zadartymi noskami i naiwnym spojrzeniem błękitnych oczu, nie zjednały mojego serca. Uznałam, że są zbyt cukierkowe i pretensjonalne, choć zapewne ostatniego wyrazu nie miałam wtedy jeszcze w słowniku.
Uwielbiałam za to metalowe autka, zwane "żelaźniakami" i żołnierzyki z kiosku Ruchu, kiedy wyrosłam już z gry w kapsle. Hmmm, teraz to się "gender" nazywa i budzi grozę. Wtedy byłam po prostu dziewczynką, która bawi się zabawkami dla chłopców i jak najniewinniej woli ich towarzystwo, od kompani dziewcząt uciekających z krzykiem na widok osy.
Zbierałam też kolorowe opakowania po zagranicznych słodyczach, które urzeczona jakością papieru, barwami i grafiką, wklejałam równiutko do zeszytu (wyobraźcie sobie, że mam jeszcze te zbiory!) oraz naklejki skopiowane z zachodnich, przez naszych przedsiębiorczych rzemieślników (też je jeszcze mam i pokażę kiedyś na blogu: ODKRYTE, UPOLOWANE, WYCZAROWANE).
Sama Petra, cóż... Nie podobała mi się wtedy głównie z tego względu, że była jasną, grzeczną blondynką i nie miała w przeciwieństwie do Fleur prawdziwych rzęs. Zresztą już wtedy kochałam lalki regionalne, egzotyczne i tajemnicze. Petra nie była w moim guście. W jej facecie, Fredzie, też się nie zakochałam; Za to o istnieniu dzieci, nie miałam pojęcia! Gdybym ujrzała wtedy te pulchne maluchy, zapewne chciałabym je adoptować dla mojej Fleur! ;-)
Pierwsze dzieciaki inne niż te flerkowe (widziane w katalogu), jakie ujrzałam na żywo, to były mattelowskie Heart Family na moldzie Rosebud (pokazywałam je w tym roku w poście: "Trzy pieguski"). Potomstwo Petry, przypomina dzisiejsze klony wiodących firm. Kiedyś zapewne nie wychwyciłabym różnic pomiędzy laleczkami Mattela. Zresztą i kolekcjoner potrafi się pomylić. Tylko popatrzcie...
Mattel Heart Family:
Poniżej małe Petry z oryginalną Rosebud z lat '70.:
I z dziewczynką wydaną pod szyldem Heart Family - już jako dodatek do Barbie ("Barbie Li'l Friends"):
Dziś wypadałoby zakrzyknąć ze zgrozą: "Ale piractwo!"
Ale przecież kariera niemieckiej Petry, to celowa odpowiedź na sukces amerykańskiej Barbie. Europejka była adresowana do szerszego grona odbiorców, bowiem z założenia producentów miała wyróżniać się niższą ceną. Pierwsza Petra von Plasty, zadebiutowała na targach zabawek w Norymberdze. Było to w 1965 r. Pod koniec 1967r. Mattel jednak zareagował na takie "zapożyczenie" - tym bardziej, że niemiecka lalka znalazła licznych odbiorców. Historia firm, produkujących kolejne odsłony Petry, to materiał na odrębnego, długiego posta. Nas jednak w przypadku bohaterów dzisiejszego wpisu, interesuje rok 1987, kiedy to Lundby ze Szwecji, przejęło produkcję Petry, jej przyjaciół i akcesoriów. Lundby miał już duże doświadczenie w produkcji zabawek, zatem śmiało można było powierzyć mu kontynuację biografii niemieckiej ślicznotki. Niestety problemy finansowe, wymusiły kolejną zmianę. Historia zatoczyła koło. Petrą zajęło się Hasbro - lider w USA; u nas zasłynął lalką Sindy. I to już ostatni akcent w tej historii. W 1993r. Hasbro zamknęło fabrykę w Niemczech. Lalki z kolejnych epok i taśm produkcyjnych, po dziś dzień zachowały się licznie w domach kolekcjonerów na całym świecie...
A tutaj już chłopcy - rzadki mattelowski maluch z wmoldowanymi włosami (z zestawu Teacher Barbie, wydanego w 1995r.) i nieco inny wariant synka Petry, z otwartymi ustami (jakiś czas temu sprzedałam go dość spontanicznie w ramach walki z nadmiarem lalek nie będących wiodącym nurtem kolekcji):
Był czas, bardzo długi, że w moim zbiorze ograniczałam się wyłącznie do lalek Barbie Mattela (niewtajemniczonym wyjaśnię, że Mattel nie tylko Barbie produkuje ;-)) i lal regionalnych. Sporadycznie tolerowałam porcelanowe. Później przekonałam się do My Scene, a za nimi poleciały za 2 - 3 lata zbliżone w estetyce Bratz firmy MGA. Dalej doszły elfy i wróżki różnych producentów. Potem nie było już żadnych granic. Moja kolekcja lalek przypominała podroż dookoła świata. A także podróż w czasie...
Powyżej od lewej: stary bobas Simby, który zaplątał się u mnie przypadkiem, równie przypadkowy klonik Evi, maluch od Fleur oraz wspomniane dziewczynki.
Tych dzieciaków też bym nie miała. Nie planowałam na nie polować. Ale 4 - 5 lat, temu, przeżyłam jedną z dwóch "magicznych nocy" w lalkowym kontekście. Jak dziś pamiętam, że Mama spała, a ja usiadłam przed monitorem kompa i zapuściłam się w Allegro. To było jak sen! Ktoś wystawił wiele lalek z przełomu lat '80 i '90 w pudełkach. Nie wszystkie znałam. Były tam Barbie, Keny, Petry i jeszcze inne stworzenia. Do mnie dotarły głównie ceny - od 15 do 25 zł za sztukę. Szok! Jakby czas się cofnął. Dedukowałam - co dla siebie, co odsprzedam z zyskiem. Były pozycje wymarzone i takie, o których nigdy wcześniej nie myślałam. Nim podjęłam decyzję o zakupie za pieniądze Mamy ;-) (ja byłam spłukana jak bóbr po deszczu) inni, bardziej śmiali i zamożni, kosili mi lalki sprzed nosa. Ostatecznie, chwyciłam Kena i Barbie, które z czasem zmieniły dom i wymarzonego od wczesnej podstawówki Kena "Suncharm"! Kliknęłam też w ramach ciekawostki na te młodziki od Petry z lat '80. Za oknem noc, w domu bezpieczne pochrapywanie, a ja cofam się w czasie do wysp mego dzieciństwa ;-)
Jakim przyjemnym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że pudełko udało się otworzyć bezstratnie, czyli bez zniszczeń materialnych, a spomiędzy tekturek wypadł katalożek, prezentujący świat grzecznej Petry...
Jakież to wszystko podobne do akcesoriów ówczesnej Barbie!
Gdy patrzę na nastolatki Cosimo i Cosimę, nie mogę się oprzeć analogii do nastoletniej druhny Fleur - mojego odwiecznego marzenia z pierwszych lat życia. Nie wiem po jakie licho to pragnienie, skoro lalkę uważałam wtedy za najnudniejszą zabawkę?...
Wreszcie mogłam porównać je z laleczkami Mattela. Nie jestem z tych, którzy bulwersują się byle czym. Zatem w tej sytuacji, poczułam tylko wielkie zaskoczenie. Rany, jakie one są do siebie podobne!!... Nie popisał się własną inwencją ten Lundby...
I Mattel...
Dokumentacja w sieci na temat dzieciaków Petry jest znikoma, same lalki nie mają na ciele, ani główkach jakichkolwiek sygnatur, czy to z ogólną datą projektu, czy też rokiem produkcji konkretnego modelu. Jedynie biografia firmy pozwala je datować od roku 1987.
I jeszcze detale pudełka:
Nawet konik wygląda niemal jak ten od maluchów Heart Family ;-)
Nad wszystkim zaś unosi się sentymentalna słodycz lat dzieciństwa, w którym czekolada z całymi orzechami miała smak ambrozji...
Zainteresowanych moim rękodziełem, zapraszam na drugiego bloga:
simran2pl.blogspot.com
Wysokość: 11 cm.
Tworzywo: plastik, guma.
Sygnatura: brak
Cechy szczególne: kopia lalek Rosebud.
Data produkcji: około 1987r.
Kraj produkcji: Szwecja - Niemcy
Height: 11 cm.
Material: plastic, rubber.
Signature: No
Special features: copy Rosebud dolls.
Date of manufacture: about 1987.
Country of production: Sweden - Germany