sobota, 22 stycznia 2022

Krótka historia irokeza

Długi, krótki, nastroszony jak szczotka, lub uformowany w kolce. Czarny, blond, kolorowy. To oczywiście… irokez. Ta odważna i czasochłonna fryzura przeszła długą drogę od stylizacji etnicznej sprzed kilkuset lat, poprzez kontestującą, przypisaną subkulturom (głównie punkowym), a skończywszy na powszednim cięciu, o które chętnie prosiły fryzjera zarówno młode pracowniczki biur, jak też panie ok. 50. W większych miastach Polski, w latach 2015-2019, co trzecia niewiasta, minimum raz zdecydowała się na taką fryzurę w wersji klasycznej, czyli z bardzo krótko przyciętymi, lub nawet wygolonymi bokami. 



 

Dla tradycjonalistów to jedyny dopuszczalny irokez, dla innych – jeden z wielu jego wariantów. Dziś włosy można zaczesać po bokach i podpiąć do góry, którą tapirujemy i usztywniamy lakierem, lub zapleść w warkoczyki typu „cornrows”. To dobra opcja dla osób, które boją się radykalnej i długotrwałej ingerencji w swój wizerunek. Ale przyznacie chyba, że efekt nie ma wiele wspólnego z pierwotnym irokezem, jaki wykreowali mieszkańcy dawnej Rosji (300 lat p.n.e.), a kontynuowali Kozacy z XVI w. czy rdzenne plemiona Ameryki Północnej opisane w XVIII w. Znamienne jest także to, że ongiś irokezy były tylko męską fryzurą...




Dziś również ten element podlega prawom demokracji i w praktyce z takim uczesaniem, ujrzymy chyba tyle samo pań co panów.


Wśród polskich gwiazd płci pięknej, trudno nie wspomnieć o śp. Korze Jackowskiej, Edycie Górniak i artystce-kameleonie – Agnieszce Chylińskiej. Każda z nich z irokezem wyglądała intrygująco i odważnie.    

Na irokezy zdecydowały się też nowoczesne amerykańskie gwiazdki. Mowa oczywiście o Baśkach. Tak, seria naśladująca rzeczywistość, czyli Fashionistas, wykreowała Barbie, które z blondwłosą, klasyczną damą o zadartym nosku, nie mają nic wspólnego.

Przedstawiam Wam wdzięczną punkową małolatkę Fashionistas 124 z 2018 r. na zmodyfikowanym moldzie Skipper z 2010r; 



Fashionistas 44 z 2015 r. na moldzie Kayla/Lea z 2000r. 


oraz Fashionistas 95 z 2017r. na moldzie Goddess z 1998r.

A Wy mieliście/miałyście kiedyś irokeza? Ja ok. 2 lat byłam wierna tej efektownej fryzurze. Odcięcie od fryzjera na skutek Zarazy sprawiło, że moje włosy zaczęły żyć własnym życiem. A gdy nowa praca nie pozwalała mi już na pielęgnacyjne wizyty co 6 tygodni, chciał nie chciał, po latach znowu zapuściłam włosy. Mniej wygodnie, ale bez kosztów. No i niektórzy twierdzą, że tak jest mi do twarzy 😉 



Ten wpis ulepiony kilka tygodni temu miał pójść wczoraj, ale spontanicznie podjęłam decyzję, korzystając z pretekstu jakim stał się Dzień Babci i zrobiłam post o Steffie. Obie sesje pochodzą z lata 2021 r. - odpowiednio czerwca i lipca. Oglądając moje ostatnie posty, można dojść do wniosku, że przeniosłam się w inną strefę klimatyczną, gdzie nie istnieje zima ;-) 



Życzę Wam dobrego, zdrowego tygodnia, Kochani. 💖💖💖

Miłośników sztuki naiwnej zapraszam TUTAJ: https://simran2pl.blogspot.com/2022/01/bez-ludzi-nikifor.html na wystawę czasową Nikifora, którą możecie jeszcze obejrzeć w stolicy. 

A tutaj już na sam koniec - zabawny bonus. Tak się zdarzyło, że półtora tygodnia temu, otrzymałam niespodziewany prezent: jabłka z prywatnej uprawy i jajka z własnej hodowli oraz słodycze. Skrzynka nim trafiła do mnie, musiała stać w miejscu odwiedzanym przez koty, bowiem moje Czwórnogi mało nie oszalały. Poziom ekstazy narastał z każdą chwilą...  






15 komentarzy:

  1. Nie odważyłabym się... mam wrażenie, że do takiej fryzury trzeba mieć ładny kształt twarzy, a ja to taka buła jestem, więc wolę się zakrywać niż odkrywać :Y Ale podziwiam na innych głowach ^^ Piękna sesja zdjęciowa, lubię oglądać lalki w mieście :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie, Lunarh :-) Moje lalki też lubią miasto, a ja świetnie bawię się z nimi w centrum stolicy. Robimy niemal happeningi. Czasem ktoś mnie zaczepia - pyta, czy może mi i moim plastikowym koleżankom zrobić zdjęcia. Wywiązuje się rozmowa, ja edukuję lalkowo. To miłe.
      Też wolę się zakrywać. Polubiłam maski. Na dole ona, na włosach obszerna czapka, czasem jeszcze zakryta kapturem. Widać mi tylko oczy. Tak czuję się bezpiecznie.

      Usuń
  2. Ja też nigdy nie miałam irokeza w żadnej jego formie. Nie pasuje do mojego stonowanego, grzecznego wizerunku.Choć taka milusia do końca przecież nie jestem ;p Co do bonusa-już myślałam, że wśród podarunków ukrył się niespodziewany bonusik dla kotełków w postaci "mysecki" ....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, rany - o ukrytym gryzoniu, nawet nie pomyślałam :-)
      Cóż, myszuni jednak nie było. Wyniosłam skrzynkę z jabłkami do pracowni. I po dziś dzień - żadnych zniszczeń; znaku śladu małej istotki.
      Jednak koty odczytywały sygnały pozostawione przez ich gatunek...

      Grzeczna? Może jestem dla tych, których lubię...Ale generalnie zadziorny i wolnościowy ze mnie babsztyl ;-) Lepiej nie wchodzić na odcisk. A wizerunek zawsze kontrowersyjny, przynajmniej od 6 klasy podstawówki ;-)

      Usuń
  3. Najpierw miałam do irokeza włosy o wiele za długie, teraz - o wiele za krótkie... Ale i tak nie komponowałby się z moją obsesją zakrywania głowy (bom zmarzlak). Chętnie jednak podziwiam jego różne formy, tak na bliźnich jak i na lalkach.
    Kocia "kotspekcja" wygląda przezabawnie - na ostatnim zdjęciu niemalże jak jakiś rytuał :D. Ach, wytulałabym całą tę puchatą ekipę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, czyli hodujesz na głowie jeża? ;-) Fantastyczna fryzura - też miewałam.
      Same korzyści :-D Minimum farby, szamponu, odżywki, a nawet energii elektrycznej, którą pożera suszarka... Ekolodzy i ekologiści, powinni dać "jeżowcom" jakieś tematyczne bony.

      Qrczę! Z tym kocim rytuałem, to masz 100% racji. Wąchały, podkopywały się pod skrzynkę, a ostatecznie rozpoczęły jakiś marsz prawostronny. Przeszły kilka kroków, zatrzymały się, uderzyły o podłogę ogonami i drobnym kroczkiem powędrowały przed siebie.

      Usuń
    2. W tej chwili to taki trochę jeż angorski, ale świeżo po obcięciu wyglądam jak wzorcowy holyłudzki pułkownik amerykański :D. Włącznie z siwizną na skroniach i kwadratową szczęką ;). I masz całkowitą rację, duża flacha szamponu wystarcza mi na pół roku, a fryz wysycha, nim na dobre wypełznę z łazienki, a poranne układanie ogranicza się do symbolicznego przejechania szczotką.
      Mówiłam Ci :)! Szanowne kocie zgromadzenie jakiś taki podejrzanie regularny krąg stworzyło :D

      Usuń
    3. Uśmiałam się serdecznie czytając Twoją odpowiedź, Chiriann ;-)!

      Usuń
  4. Ależ fajne plenerowe fotki. Jakże zatęskniłam za latem... <3 Irokezy bardzo mi się podobają. Marzy mi się lal mattelowy z naturalnym, kolorowym, dużym irokezem na głowie. Byłby superkowy. Ja sama nie zdecyduję się raczej na irokeza na głowie, już bardziej na kolorowe włosy, ale jednak długie. Od dzieciństwa mam długie włosy, brązowe, wiązane w kitkę, czy warkocz. Nigdy nie farbowałam i chyba w takich czuję się najlepiej. Kiedy jednak zacznę siwieć, pewnie zacznę farbować... Choć kto wie. Zobaczymy. No w każdym razie różnorodne fryzury u innych lubię oglądać i podziwiać. Np. moja znajoma z pracy cały czas ma lekkiego irokeza i ogromnie jej to pasuje. Zawsze lubię popatrzeć na jej nowe wydania tej fryzury, którą cyklicznie modyfikuje. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ayu Kochana :-) Ja też przez większą część życia miałam długie włosy, a nawet - bardzo długie. Ale zaplatałam je w warkocze, warkoczyki, koronę, rozjaśniałam pasma, owijałam całość turbanami. Gdy ścięłam je po raz pierwszy - Mama prawie płakała.
      Kiedy nagle zmarła, nieliczne białe włosy wyhodowane przedwcześnie przez trudne przeżycia, postanowiły z przytupem wchłonąć mą hebanową czuprynę. Bogu dzięki w XXI wieku są dobre farby i za to cywilizacji dziękuję. Ot, życie...

      Usuń
  5. Irokeza lubię, zwłaszcza u panów i u lalek, a najbardziej podoba mi się u Skipper w wydaniu limonkowym. Swoją drogą pięknie wyszła na tle graffiti, fantastyczne zdjęcia jej zrobiłaś! Pozostałe dwie panie w świetle zachodzącego słońca - poezja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coffee, bardzo Ci dziękuję ze słowa pełne aprobaty. Przyroda jest zawsze sprzymierzeńcem naszych lalkowych kadrów :-) !

      Usuń
  6. Irokeza toleruję, ale uważam, że tylko indiańskim wojownikom było w nim dobrze. Sama nigdy bym sobie nie zafundowała i nie mówię tu o obecnym czasie, ale tak w ogóle. Tak jak nie zrobiłabym sobie tatuażu czy kolczyka w nosie/języku. Ale jak napisałam toleruje i się nie dziwię.W końcu De gustibus itd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wszystkimi konczynami podwieszam się pod kom Sowy

      Usuń
  7. Tak, Sowo, i ja o gustach wolę nie dyskutować autorytarnie ;-) Wszak to rzecz bardzo prywatna, choć osadzona w konkretnej kulturze :-) Od 20 lat mam kolczyk m.in. w nosie. Co do języka - chyba nie byłoby mi zbyt wygodnie ;-)

    OdpowiedzUsuń