piątek, 11 stycznia 2013

KOKESHI



- "Moshi, moshi" (Mosi, mosi) - tak to dokładnie brzmiało, gdy moja pracodawczyni, naśladowała samą siebie, odbierającą telefony w Japonii.
Więcej zwrotów już nie pamiętam, ale nasz śmiech wciąż dźwięczy mi w uszach. Japońskie opowieści starszej pani, były fascynujące, ale też często bardzo zabawne. Poniższa kokeshi, jest kolejną pamiątką mojej akademickiej pracy po godzinach.


Do kompletu, otrzymałam też jej sąsiada z półki - równie oryginalnego, japońskiego Buddę.



Budda miał i ma nadal więcej szczęścia. Nawet, jakbym go upuściła, nie stracił by głowy, a co najwyżej - zrobił sporą dziurę w podłodze, swym pokaźnym ciężarem.
Mała kokeshi nie przeżyła w jednym kawałku, któregoś z rzędu odkurzania.


Przyglądając się resztkom kleju u nasady, stwierdziłam, że nie ja pierwsza zrobiłam jej podobną krzywdę. I w takiej też formie ją otrzymałam :-)
Wstyd przyznać, ale większość swojego życia u mnie, także spędza w dwóch kawałkach. Klejenie wystarcza zawsze na parę dni, rzadziej - kilka tygodni. Nie raz w środku nocy, budziło nas przenikliwe "puk" i już było wiadomo, że kokeshi znowu pozbyła się głowy. Nie działały żadne tam reklamowane super gluty i kropelki...



Ostatecznie, dałam sobie spokój z tą syzyfową pracą i w częściach przywiozłam ją do nowego mieszkania. No, skoro tak się upiera by unikać spójności...
Ale dziś mnie olśniło! Pewnie dlatego, że zmobilizowałam się wreszcie, by zrekonstruować za pomocą szpachlówki naturalnej do drewna, róg mojej szafy. Wzięłam kulkę masy z mączki drzewnej, położyłam na smętnym kikucie i przytknęłam główkę. Łaskawie, nie odpadła podczas sesji :-). Z tego szoku, bałam się cyzelować i wygładzać. Na wystawę, przecież jej nie poślę! Czekam wprawdzie na złowieszcze "puk", ale wciąż nie następuje.



Moja kokeshi jest klasyczną, bardzo oszczędną w środkach wyrazu, drewnianą laleczką, mierzącą zaledwie 13 cm, wraz z podstawą. Myślę, że swoją minimalistyczną formą, bardzo przypomina własne prababki sprzed 200 lat - pierwsze rękodzieła rzemieślników z Tohoku, nie będące przedmiotami domowego użytku, adresowane do turystów, odwiedzających region gorących źródeł.
Zabawnie wygląda z góry:


Teraz, odkąd ma wreszcie głowę na karku, może śmiało symbolizować to, co powinna: młodość i dziewczęce piękno. Z głową, jednak łatwiej!



Wysokość: 13 cm (razem z głową :-)
Czas powstania: przełom lat '60/70 XX w.
Tworzywo: drewno.
Cechy szczególne: odpadająca głowa :-)
Sygnatura: brak.
Kraj produkcji: Japonia.

Height: 13 cm.
Period: turn of '60/70 XX century.
Material: wood.
Special features: falling head :-)
Signature: no.
Country of production: Japan.

3 komentarze:

  1. Uwielbiam Kokeshi, są pełne wdzięku i wyrazu w swojej prostocie. Nie mam żadnej tylko dlatego, że nie lubię zaczynać zupełnie nowych kierunków kolekcji, które mi do niczego nie pasują. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O masz Kokeshi ;)Chciałbym sobie kiedyś taką sprawić. A gdzieś miałam artykuł z gazety o tych laleczkach. Jakbyś chciała mogę kiedyś zeskanować ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja dopiero niedawno, rozsmakowałam się w specyficznym pięknie Kokeshi - pewnie dlatego, że i moja kolekcja ma nieco inny zakres. Ale ostatnio, doszłam do wniosku, że mam całkiem sporo azjatyckich lalek, więc mogłabym przygarnąć jeszcze kilka kolorowych, optymistycznych "kokeszek".

    Artykuł przeczytałabym bardzo chętnie!

    OdpowiedzUsuń