wtorek, 7 lipca 2015

Prawie antyk: ciemnoskóra Carla/Almost antiquity: dark-skinned Carla


Do tego posta, zainspirował mnie ostatni wpis Gabrieli z bloga, pt.: " Magiczne 11 cm. Laleczki Kelly - Shelly i ich kuzyni". Zajrzyjcie, bo warto!...
Nie każdy współczesny Kolekcjoner wie, że w latach 1966 - 1971, Barbie otrzymała od własnego producenta, młodsze rodzeństwo - dziewczynkę Tutti i chłopca Todda. Kilkuletnie dzieciaki, co zupełnie zrozumiałe, miały też znajomych. W realiach USA, była to oprócz brązowookiej brunetki Chris, także ciemnoskóra: Carla. Dla Polaka, całkiem abstrakcyjna postać ;-).
Cóż, dla mnie 13 - letniej, akurat w fazie słuchania Depeche Mode, Madonny i muzyki elektronicznej, katalogi firmowe Mattela, pokazujące mi po raz pierwszy czekoladową Christie, były objawieniem, poza sferą pragnień. Co dopiero jakaś tam Carla... W końcu nawet marzenia, muszą zawierać rys realizmu; szansę na spełnienie... ;-)


Zabawne, ale po przeniesieniu do nowej szkoły, poznałam dziewczynkę o tym samym, rzadkim u nas imieniu. Pani Wychowawczyni, którą serdecznie wspominam, usadziła nas w jednej ławce. Miałyśmy wtedy po 11 lat... Polubiłyśmy się dość szybko. Zaczęłyśmy odwiedzać się po lekcjach i wspólnie bawić. Karla miała psa, którego wyprowadzałyśmy do pobliskiego parku. Podobnie jak ja, mieszkała w 100 - letniej kamienicy, z tym, że wraz z mamą, zajmowały pół piętra! Administracja przydzieliła im 2 pokoje, spośród 5., zatem pozostałe, ogromne jak dzisiejsze mieszkania, stały puste. Wielkie okna, wygasły kominek, skrzypiący parkiet - wszystko to, niesamowicie działało na moją wyobraźnię. A już najbardziej, pomieszczenie dla służby, z kuchnią węglową w rogu i oddzielnym wyjściem na klatkę schodową - zamkniętym na grubą kłódkę. Wąskie okna z małymi szybkami i perlącą się w rogach pajęczyną, mam przed oczyma pamięci tak wyraźnie, jakbym stała tam w tej chwili. Na podłodze nie było parkietu, ale zwykłe, poszarzałe deski! Natomiast w hallu, mieściła się niezliczona ilość wnęk, komórek, szuflad - coś, czego nie widziałam nigdy wcześniej, ani nigdy później. Dziś każdy ma aparat fotograficzny, choćby w telefonie. Wtedy nie wchodziło w grę uwiecznienie tego mieszkania, w którym czas zatrzymał się grubo przed II Wojną Światową. Pod koniec podstawówki, Karla i jej mama wyprowadziły się do innej dzielnicy. Kamienicę za parę lat gruntownie wyremontowano i porobiono domofony. Nigdy nie udało mi się tam dostać... Karla była drugą przyjaciółką w moim życiu, do której szalenie się przywiązałam. Okazała się dziewczyną pełną fantazji, zbyt dużej, co wyszło w toku relacji ;-). Godzinami mogłam słuchać jej opowieści, podziwiałam też za pracowitość. Gdy odkryłam, że obmawia mnie do koleżanek z klasy, przeżyłam, pierwszy w życiu towarzyski szok... Ale to jedynie bułka z masłem ;-) Posunęła się do tego, że pewnego dnia po lekcjach, przyszyła do mojego domu i zaczęła wygadywać bzdury na mój temat do mej własnej Mamy, gdy ja w tym samym czasie robiłam zakupy! To był dopiero tupet! Trochę potrwało, nim zdementowałam wszystkie pomówienia i przeszłam nad tą szkołą życia do porządku dziennego...




Laleczki są gumowe, jednolite (z wyjątkiem głowy), a artykulację kończyn zawdzięczają wtopionym weń drucikom. Po latach druty pękały, zatem większość Tutti pozostała do dzisiejszego dnia w dość martwej pozie z rozłożonymi rękoma.


Ich uroda trąci myszką. W zestawieniu z późniejszym produktem Mattela (Stacie 1991, Todd 1990), reaktywującym ideę młodszego rodzeństwa Barbie, wyglądają jak stworzone przez zupełnie inną firmę...
Od lewej: Janet, Stacie, Whitney (wszystkie na jednym moldzie z 1991r.), Todd. Wysokość lalek: 20 cm.





Moja Carla nie jest bez skazy - ma z boku, na czole czerwonawą plamę, ale lalkom tak starym, wybaczam podobne znaki czasu ;-)


Zainteresowanych moimi wytworami, zapraszam także tutaj: simran2pl.blogspot.com




Wysokość: 16 cm.
Tworzywo: guma
Sygnatura na tułowiu: 1965 MATTEL INC
Kraj produkcji: Hong Kong
Lata produkcji: 1966 - 1971.

27 komentarzy:

  1. Ciekawa ta Carla - ma ujmujący pysiałek,
    choć niestety ciałko już trochę mniej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciałko przypomina manekin, na którym dzieci w szkole uczyły się udzielać pierwszej pomocy ;-))

      Usuń
  2. Bardzo ciekawe te laleczki, trochę nadszarpnięte zębem czasu, ale to chyba w nich najfajniejsze. Gdyby nie blogi i interesujące opowieści, nie miałabym pojęcia, że takie lalki istniały.
    Zachowanie Karli mnie zdumiało bo uważałam, że dawniej obowiązywało więcej zasad wzajemnego zachowania, nie to co teraz, gdzie coraz mniej rzeczy mnie zaskakuje i dziwi...niestety!
    Pozdrowienia serdeczne!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze się cieszę, gdy ujawniam kolejną lalkową tajemnicę ku chwale ogólnej wiedzy w temacie :-)
    Myślę, że moja "przyjaciółka" etycznie wybiegła w przyszłość i teraz świetnie sobie radzi w tym świecie bez żadnych zasad ;-)). Nie ma kłopotów ze zdrowiem i nie musi co chwilę narzekać jak ja na to, że ludzkość osiągnęła poziom dna...
    Odwzajemniam serdeczne pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z przykrością stwierdzam, że bezczelnym ludziom jest lżej na tym świecie...jedyna nadzieja, że na drugim już nie.
      Serdeczności!

      Usuń
    2. Dobrze powiedziane :-))) !

      Usuń
  4. Ale historia, miałam taką "koleżankę" na studiach... Pięć lat zajęło dojscie do prawdy... Lalki masz jak zwykle niezwykłe!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Oj, przez 5 lat, to można naprawdę poważnie zaszkodzić człowiekowi!
      Ja miałam 3 takie potworki - odpowiednio: w podstawówce, w klasie maturalnej i pod koniec studiów (o ostatnim przypadku pisałam na tym blogu, prezentując jedną z lalek meksykańskich). Ta ilość trolli nie wynika z żadnego pecha, a jedynie z faktu, że w całym życiu miałam naprawdę dużo znajomych i kilkoro chciałoby się rzec "przyjaciół". Rachunek prawdopodobieństwa sugeruje, że przy takim przerobie relacji, na upiora też wypada trafić ;-)))
      Lalki zbieram przeszło 2 dekady, więc sam staż kolekcji sprawił, że niezwykłości już się trochę zgromadziło!

      Usuń
  5. Jaka ona śliczna, również Janet chętnie bym przygarnęła. Z wielkimi mieszkaniami w starych kamienicach miałam do czynienia, kiedy rozpoczynałam pracę w nieruchomościach, zanim zapanowała moda na przerabianie takich kamienic na "apartamenty 40 metrowe". Kręte klatki schodowe, witraże, płaskorzeźby, przeszklone kopuły na ostatnich piętrach, tajemnicze przejścia pomiędzy budynkami, nieczynne szyby windy - wszystko w stanie totalnego zaniedbania, rozpadu. Jeszcze przez lata takie budynki śniły mi się po nocach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Janet są piękne! Mnie ujmują zwłaszcza te starsze, z dużymi oczami niczym "mangowe" Skipper z 1987 r. Taką mam tylko jedną... Moim marzeniem jest ta mcdonaldowa Janet w niebieskim stroju, o kasztanowych włosach... Ach!

      I mnie się śnią takie budynki, bowiem to moje dzieciństwo, mój pejzaż zabaw i ojczyzna fantazji...
      Teraz mieszkania ciachają developerzy, kiedyś ADM - y. My miałyśmy taki kawałeczek wielkiego lokum, przyznanego przez Państwo. Na usprawiedliwienie powiem, że pół kamienicy zburzyła bomba. Może, gdyby nie Hitler, daliby nam więcej... ;-)))
      Schody były marmurowe, poręcz z secesyjnym motywem roślinnym. W ślepej kuchni nad zlewem, dwie dziwne szafki. Moim zdaniem pozostałości konstrukcji hotelowej. Sugeruję, że stawiano tam naczynia z potrawami i wciągano na wyższe piętra. W ten sam sposób "zjeżdżały" brudne talerze... Dziś to abstrakcja. Niemal archeologia ;-) A jednak tęsknię...

      Usuń
  6. Chłopczyk - marzenie:) Tutti przypomina mi z tą minką i tymi oczętami - niesfornego chochlika:)
    Są ludzie i ludziska - niestety doświadczyłam tego ostatnio. Człowiek myśli, że się uodpornił a tu pach:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie te stare lalki są takie chochlikowe ;-). Jak spojrzysz na Liddle Kiddle, czy Scooter, to całkiem inne temperamenty od dzisiejszych lalek - dzieci/nastolatków.

      Na ludziska nie sposób się uodpornić. Znaczyłoby to, że z ludzi zmieniliśmy się w roboty ;-) Można mieć dystans, ale gdzieś na dnie duszy, zawsze liczymy na normalność relacji. Choć każde takie spotkanie z trollem, to ruina dla zaufania... Współczuję.

      Usuń
  7. Laleczka śliczna! Co do prawdziwej Karli to przykra sprawa... Choć jestem szalenie ciekawa tego jej mieszkania w kamienicy... Z autopsji wiem, że takie obmawianie to niestety częsta praktyka wśród tak młodych dziewcząt...sama parę razy doświadczyłam różnych przykrości będąc nastolatką... Dorosłym kobietom zdarza się to na szczęście znacznie rzadziej, dlatego cieszę się że ten nastoletni etap mam już za sobą :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie kamienice to całkiem inny wymiar architektury. W nich autentycznie doświadcza się jakiejś energii minionego. Jakby nie wszystko całkiem odchodziło, jakby coś zapisywało się w starych murach. W moim mieszkaniu, otarłam się kiedyś o doświadczenie metafizyczne, podobnie jak i Mama...
      Wiesz, myślę, że dorosłe kobiety częściej intrygują w obrębie własnych rodzin, niż koleżanek. Ale może nie mam racji ;-)

      Usuń
  8. Nie mam wspomnień lalkowych z dzieciństwa, no może jedną małą co to mieściła
    mi się w dłoni, ale mam za to wspomnienie "przyjaciółki" ech...
    Tak sobie myślę, że zawsze i u każdego na swojej ścieżce życia musi stanąć
    jakaś gnida :(
    Twoja Karla ma swój urok, jest taka czarująca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypuszczam, że tą "mieszczącą się dłoni" kochałaś bardziej niż dzisiejsze dzieci swoje Barbie, Monstery, czy Every ;-)
      Widzę, że każdy zaliczył jakąś pseudo - przyjaciółkę. Cóż, ludzie to bardzo drapieżny gatunek ;-)
      Serdeczności.

      Usuń
    2. niedawno przeczytałam, iż fałszywych
      przyjaciół na świecie jest mnóstwo - ale
      zero - fałszywych wrogów?

      Usuń
    3. Fałszywy wróg - cudna groteska!!! ;-)
      Jaką by rolę taki osobnik spełniał w przyrodzie?
      Krypto - przyjaciela? ;-)

      Usuń
  9. Cztyam, a raczej chłonę, Pani historie od dawna, ale dopiero teraz odważyłam się napisać.
    Pani Kido! Jest Pani taką piękną i dzielną osobą. Naprawdę podziwiam Panią za to, że przy tych wszystkich nieszczęściach, jakie Panią w życiu spotkały, przy tym straszny, szarym i biednym dzieciństwie, potrafi Pani tak ciepło opisywać piękno, otaczającego panią świata. Podziwiam Panią za wszechstronne talenty i gorąco się modlę za Panią.
    W dzisiejszej histrori najbardziej zabolała mnie zdrada Pani dziecięcej przyjaciółki. Niby dziecko, a takie wyrachowane... Dzieci wynoszą zachowania z domu.
    Pani laleczki są śliczne, zupełnie jak pani Wspomnienia.
    Babcia Grażka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, bardzo dziękuję za tak serdeczne słowa! :-) Ogromnie mi miło, gdy mam sygnały od Osób, że moje przerośnięte treści o lalkach i osobiste spostrzeżenia, nie tylko nie nudzą, ale też komuś zapadają w serce ;-) Umiejętność wyszukiwania piękna w szarości i Dobra we wszechobecnym złu, a także dystans do życia, pozwalają mi trwać już od tylu lat i całkiem nie zwariować, gdy wokół wszystko się wali ;-)))
      To prawda, że dzieci powielają zachowania i interpretacje dorosłych. Kto po latach zdobył się na własną opinię i wybrał szerszą drogę, jest dla mnie cichym bohaterem.
      Dziękuję za modlitwę.
      Pozdrawiam bardzo ciepło.

      Usuń
  10. Kido, Twoje opowieści zawsze wzbudzają we mnie nostalgię... Sama wychowywałam się wśród starych kamienic a chociaż mieszkanie to była istna klitka, nawet bez toalety - to cóż za były tam strychy! Pełne kurzu i tajemnych zakamarków, porozrzucanych, zapomnianych drobiazgów... Istny raj dla dzieci. Lalki miały do swojej dyspozycji prawdziwe wille na parapetach :)
    Jak zwykle pokazujesz coś czego wcześniej nie widziałam na oczy :) Lalki bardzo ciekawe, piękny na swój własny sposób :)

    OdpowiedzUsuń
  11. U nas łazienka z wc była wprost niesamowita, bo i wanna żeliwna na nóżkach i wnęki o łukowatym sklepieniu i małe okienko. Ale przedpokoju nie dali, a kuchnię człek sam sobie wydłubał ;-)))

    Ach, jak Ty z Łodzi, to pewnie, że takich kamienic masz dostatek!!! Ostatnim razem przez Twoje miasto przejeżdżałam 8 lat temu... Wciąż sobie obiecuję, że kiedyś tam zjadę ze sprzętem fotograficznym, zanim wszystko zrewitalizują (czytaj: otynkują, wstawią plastikowe okna i domofony). Ale zmiany przyszły, lata minęły, a ja nadal tego nie zrobiłam ;-) Liczyłam, że dołączę do ekipy filmowej mojego szefa, Łodzianina, który tam realizował swój najnowszy dokument. Lecz padłam ofiarą redukcji w firmie. Klasyka polskiej współczesności ;-)) Ale bądźmy optymistami - kiedyś się wybiorę.
    PS. Ach te szerokie parapety, gdzie mieściły się donice, dojrzewały pomidory i opalały koty. Gorzej, że framuga była tak wypaczona iż zawsze miało się wrażenie otwartego okna... Ala jaka byłam zahartowana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wszystko stracone :D U nas zazwyczaj remontowane są tylko fasady kamienic, środek pozostaje niezmieniony... Byłaś może w kamienicy Gutenberga? To chyba najpiękniejsza kamienica w Łodzi. Niedawno ją odremontowano ale klatka schodowa nadal jest niezmieniona - może aż nazbyt bo wszystko jest już w stanie rozpadu... Jednak nadal są witraże w oknach, freski na ścianach, piękne kafelki na podłodze. Co prawda wejść można tylko dzwoniąc domofonem (obrona przed pijanymi imprezowiczami i ich niszczycielsko - urynowymi zapędami) ale mieszkańcy są bardzo przyjaźni :) Postaram się tam iść niedługo z aparatem to może Cię skuszę na przyjazd :D Najśmieszniejsze a właściwie najstraszniejsze jest to, że tam mieszkańcy też nie mają toalet. Te piękne apartamenty podzielono po wojnie na małe klitki...

      Jak ja marzyłam o takiej łazience jaką opisujesz! Właściwie marzyłam o jakiejkolwiek :P Teraz kiedy mieszkam w bloku i mam te wszystkie dobrodziejstwa tęsknię za życiem w kamienicy. Plusem jest jednak to, że nie mam takich sąsiadów jak kiedyś...

      PS. Też padłam ofiarą podobnej sytuacji która zmusiła mnie do odejścia :( Rozumiem Twój ból, bo pracowałam w muzeum związanym z produkcją filmową i to była moja praca marzeń, w której czułam, że robię coś dobrego dla innych. Staram się jednak nie załamywać i nie dać szarej codzienności wygrać z moimi marzeniami.

      Pozdrawiam Cię :)

      Usuń
    2. Skusić to mnie już dawno życie kusiło, ale zawsze byłam w Łodzi tylko przelotem, kierując się w dalsze wojaże;-) A korciła mnie i architektura i wątek getta i fakt, że Mama tam pomieszkiwała jako młoda dziewczyna. Gdy umarła, a ja jeszcze nie miałam zbyt dużo pieniędzy na zakup mieszkania bliżej stolicy - celowałam właśnie z posiadanym funduszem w Łódź, planując i tak uciec od ojczystej stolicy, rzucić się na głęboką wodę (czytaj: totalnie nowe, nieznane miejsce).
      Kiedyś zapewne przyjadę, ale raczej w sezonie, gdy liści już nie będzie na drzewach, żeby budynki się odsłoniły, bo chcę także uwiecznić to, co na zewnątrz...
      Blok zawsze był dla mnie uosobieniem czystości, normalności i porządku. Na tym się teraz nie zawiodłam. Ale ludność to porażka ;-( .
      PS. Ambitni, zdolni i zaangażowani społecznie, a pozbawieni układów, mają dziś z pracą najtrudniej!

      Usuń
  12. Wszystkie Tutti maja cos w sobie a Czekoladowa Carla jest przesliczna!

    To przykre ze juz w tak mlodym wieku musialas zawiesc sie na przyjazni... musiala miec naprawde ogromna fantazje i wierzyc w to co zmysla.

    OdpowiedzUsuń
  13. Dziękuję :-)
    Wiesz, trafnie to wychwyciłaś. Ona właśnie była z tych, którzy absolutnie wierzą we własne kreacje...

    OdpowiedzUsuń