wtorek, 14 lipca 2015

Vintage spotyka XXI wiek. Awangardowa Simone z Modern Circle.


Dziś będzie krótko z kilku względów... Sobotnie, wieczorne kino pod chmurką w moim mieście, na którą to przyjemność wyciągnęli mnie znajomi, (choć film "Wkręceni", polecam miłośnikom współczesnej, polskiej komedii, ocierającej się lekko o tematykę społeczną) chyba nie wyszło mi przy tych temperaturach na zdrowie. Ponadto wyeksploatował mnie po wczorajszej migrenie, dzisiejszy intensywny dzień w stolicy, a także moja prywatna, dziwna rocznica. 6 lat temu zdarzyło się coś, co odmieniło w mym życiu bardzo wiele i to na zawsze. Patrząc z perspektywy czasu, był to zaledwie początek dramatycznych zdarzeń, ale bez wątpienia traumatyczny. Gdy żyła Mama nazywałyśmy ten dzień prześmiewczo "moimi drugimi urodzinami", bowiem stare się skończyło, nowe zaczęło, cóż - licznik się wyzerował... A my szłyśmy sobie, żeby humory podbudować, do pobliskiego kina. Dziś nie dotarłam, bo i kino się oddaliło w tym teraźniejszym życiu, za to rano przed wyjściem wygrzebałam w komputerze fotki lalek, z których jedna jest ściśle wpleciona w mój osobisty horror. Na kilkanaście godzin przed paskudnym zdarzeniem, no chyba, żebym miała o czym w szpitalu myśleć, dokonałam niespodziewanego zakupu na Allegro. I to wcale nie w dziale Barbie, tylko tak gdzieś pobocznie, na zasadzie przypadkowego kliknięcia w przypadkowe konto nieznanego mi sprzedawcy ;-). O ile ostatecznie mojemu dramatowi towarzyszyło kilka wcześniejszych, nieco dziwnych zdarzeń, o tyle to było bez wątpienia bardzo radosne! Oto kupiłam Simone z 2. serii Modern Circle, w stanie po dziś dzień NRFB, jak widać za... 25 zł!




Jak niesamowicie wygląda mold Steffie w takiej stylizacji!




Noooo, pierwszą Simone, w 2003 r. nabyłam z obłędnym poświęceniem na ebay, z pomocą bliskiej wtedy Koleżanki, za stypendium naukowe. I nie była to mała kwota... Nie śmiałam nawet marzyć, że kiedyś zdobędę tę drugą. Wydawało mi się to aż nieprzyzwoite.








Dwa słowa o samej serii, bo będę do niej jeszcze wracać: obie edycje zawierały po 4 postacie: Barbie, Kena, Melody (którą pokazywałam mimochodem w ubiegłym miesiącu, przy okazji prezentacji Dynamitki Arii) oraz właśnie - Simone. Co jest tutaj takiego znamiennego? Hmmm. Wszystko. Od niezwykłych, nowoczesnych, przezroczystych pudełek na podstawie trójkąta, po myśl przewodnią: że lalki na najstarszych moldach w historii Mattela, prezentują nowoczesne kreacje i wyemancypowane stylizacje z XXI wieku! Ten krąg (circle) najlepiej pokazuje nieśmiertelność lalek Mattela i ich elastyczność w przechodzeniu w kolejne dekady. Ale prezentowany dziś projekt to coś więcej niż laurka na cześć firmy - to jedna z najbardziej odważnych i awangardowych opowieści o Barbie; to jedna z najpiękniejszych, kolekcjonerskich serii.  
A teraz idę poczytać Wasze blogi ;-)      

20 komentarzy:

  1. ja bym nie wytrzymała - musiałąbym choć jedną
    uwolnić z pudełka - choćby było ono na trójkątnej
    podstawie! a Momoko już na wolności?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, ale na dniach szykuje się do wyjścia! ;-)

      Usuń
    2. HIP - HIP - HURRRA!!! Kiduś - nigdy nie miałam
      w ręku Momoko - już nie mogę się doczekać, jak
      któregoś dnia się spotkamy a Ty mi pozwolisz w
      swej łaskawości Ją utulić, popatrzeć z bliska na te
      urocze uszka (mam bzika m.in. na punkcie uszu u
      lalek - chyba zrobię na ten temat oddzielny post)

      Usuń
    3. jakby co - zerknij sobie w etykiety "collage" ;DDD

      Usuń
    4. Post o lalkowych uszach byłby świetny! Sporo materiału. I klasyczne lalki i elfy i Monstery...
      Z przyjemnością zerknę na Twe inne kolaże, bo te ostatnie naprawdę ogromnie przypadły mi do duszy.

      Usuń
  2. Są tak piękne, że też bym nie wyciągała ich pudełek :)
    Noooo niesamowite > ^ - ^ <

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne! Też bym ich nie wyjmowała :) lalki w pudełku mają w sobie wiele uroku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Macie rację, dziewczyny! W pudełkach, to one tkwią jak w miniaturowych witrynach. Jeśli pudełko zaprojektował artysta - tworzy całość razem z wkomponowaną weń lalką. To też ma sens, choć nie wyobrażam sobie zbioru w całości NRFB.

      Usuń
  4. Simone są najpiękniejsze z tej serii. Mam podobnie jak Inka, lalki u mnie nie mają szans za żywot pudełkowy, choć zdaję sobie sprawę, że wyjęte z pudełka ulegają powolnej degradacji... starzeją się, podobnie jak my ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...i - żyją... :)))

      Usuń
    2. Żyją, czy nie żyją... Ja właśnie tej degradacji się boję, jeśli nie posiadam podwójnego egzemplarza. W moim dawnym mieszkaniu, pełnym kurzu i dymu, naprawdę żal je było wywlekać z bezpiecznego kartonu. Zresztą, jak napisałam wcześniej: są opakowania i dzieła sztuki projektanckiej. Momoko tkwi u mnie w pudełku niezamierzenie, jej "box" to tylko środek transportu. Tutaj jest inaczej.
      Ja jeszcze z M.C. bardzo lubię Melody, choć to Simone odzwierciedlała mnie dawną, moją fantazję ;-)

      Usuń
  5. Są fantastyczne, chyba też bym ich nie wyjmowała:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ratunkiem na ten stan niepewności: wyjąć - nie wyjmować... jest zawsze zakup drugiego egzemplarza bez kartonu ;-)

      Usuń
  6. Rety, obie rzeczywiście są nietypowe i niesamowite. Ale ta druga jest po prostu świetna. Mogłabym mieć ją u siebie. Czy w ogóle bywa osiągalna ???
    Pozdrawiam ciepło :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Druga ową niesamowitość zawdzięcza makijażowi, sposobowi jego ujęcia na lalce, odnoszącemu się do lat '60 XX w. To prawie jak kopia reklamowych grafik z tamtych czasów...
    Ja ją tylko raz w życiu widziałam na Allegro, ale przecież nie patroluję serwisu, co godzinę ;-) Na pewno jak się zaprzesz, to upolujesz!
    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  8. Obie są cudne! Nietypowe, urocze, wspaniale ubrane! Ich włosy powalają! O tej biżuterii będę teraz marzyć dla moich dziewczyn. Fantastyczne i chyba bym nie wytrzymała, żeby nie wyjąć choć jednej z pudełka!
    Przeczytałam też, że mogę niedługo liczyć na zdjęcia Momoko?

    OdpowiedzUsuń
  9. Teraz jest trochę lalek z metalową biżuterią. No i dobrze znamy FR - ki. Ale wyobraź sobie, jaki to był szok -naście lat temu! ;-)
    Tak - Momoko załapała się na amnestię ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  10. Wspaniałe... Te włosy aż błagają zza szybki o pomacanie :P Ja nigdy nie mogłam się oprzeć aby wyjąć lalkę/zabawkę z pudełka i zaznaczyć na niej jakoś, że jest moja. Ale to skrzywienie z dzieciństwa - miałam "ciotkę" (znajomą mamy), która nie pozwalała swoim dzieciom wyciągać rzeczy z fabrycznych opakowań dopóki nie zepsują się stare. A że bawić mogły się rzadko to niektóre nigdy nie wyszły z witrynek... Efektem był cały regał - od sufitu do podłogi - zapełniony wspaniałymi lalkami i zabawkami w stanie nietkniętym. To jakoś wstrząsnęło moim małym dziecięcym światem, nie potrafiłam tego zrozumieć... Bo jak tu odgrywać scenki na przykład? Od tej pory odpakowuję wszystko od razu :D Ale w pełni Cię rozumiem - one są tak piękne, że po prostu ich szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  11. Niesamowita historia! Dobra jako temat filmu Jeuneta i Caro ("Miasto zaginionych dzieci", Amelia"... ). Ale też przerażająca!
    Nasza najbliższa sąsiadka na drugim piętrze (ale u niej, moja znajoma zdiagnozowała nerwicę natręctw) miała coś podobnego. Choć zarabiała dużo więcej niż moja Mama, lecz też bez przesady - używała starych sztućców, a nowe trzymała w pudełku w szufladzie. W szufladzie "mieszkały" też inne rzeczy opakowane fabrycznie. Nawet pilot od telewizora tkwił w folii, żeby się nie zniszczył. Straszne takie życie w kagańcu. Z kredytem na wieczne nigdy. U mnie jednak 90% lalek nie ma opakowań. Są dla mnie, do macania, noszenia w torbie, przebierania... Życie człowieka jest cholernie krótkie.
    Rany, ale mi żal tych dzieci, które w założeniu rodzica nie powinny szanować zabawki, lecz ją zniszczyć, by móc cieszyć się nową. Czy masz z nimi kontakt jako z dorosłymi ludźmi?
    Moja sąsiadka na szczęście, nie miała tych ograniczeń względem córki. Mąż pracował za granicą i słał małej drogie Barbie. Dziewczynka jednak szybko się nimi nudziła, choć były to jeszcze czasy, gdy rynek nie doznał przesytu. To o czym piszesz, nie mieści mi się w głowie...

    OdpowiedzUsuń