Zgodnie
z kalendarzem Szarej Sowy, 13 lipca obchodziliśmy Dzień Lalek Fantasy. Życie
tradycyjnie wbiło kilka szpilek z najmniej oczekiwanych stron, zamieszało jak w
drinku wielosmakowym, doprawiło czymś wybuchowym i tak, jak zawsze mam
obsunięcie. No, dobra, praca też zajęła mi niemal cały wolny czas – więc czuję
się usprawiedliwiona. Nic to jednak względem sesji zdjęciowej, która na
szczęśliwy dzień prezentacji, musiała czekać przeszło półtora roku ;-)
Fantasy,
to jedna z trzech odmian bardzo pojemnego gatunku jakim jest fantastyka. Uważana
za łagodniejszą formę horroru i mniej wyszukaną formę s-f. Moja Mama uznawała
tylko tę ostatnią z kategorii, co często, gdy byłam zależna od Niej finansowo,
doprowadzało do sporów na tle zakupu książek do domowej biblioteczki ;-) Na
szczęście w przypadku form audiowizualnych nie była już tak restrykcyjna i z
przyjemnością oglądałyśmy wspólnie filmy spod znaku fantasy, a także chętnie o
nich rozmawiałyśmy. Adaptacje J.R.R. Tolkiena, czy tym bardziej C.S. Lewisa,
rozkręcały naszą wyobraźnię. Jeszcze chętniej Mama kupowała lalki w stylu
fantasy;-) Elfy, syreny, wszelkie hybrydy i byty nie z tej planety, praktycznie
zawsze mogły liczyć na Jej dofinansowanie, jeśli cena nie była wysoka i jeśli tylko uznałam (zaś M. to
potwierdziła), że lalka wzbogaci naszą kolekcję. Zawsze
żałuję, że gdy linia Monster High, bodaj najbardziej fantasy w całej
dotychczasowej historii przemysłu lalkowego wchodziła na polski rynek, Mama
dostała wymówienie z tego świata i mogła obejrzeć tylko 3 pierwsze postacie z
tej serii…
Fantasy
od przynajmniej 2. dekad przenika na wskroś naszą kulturę popularną. Na dobre
zawojowała też świat lalkowy. Ale ja dziś przekornie nie skoncentruję się na MH,
o których pisałam wiele razy, ale przedstawię lalki, którym nie poświęcałam
jeszcze czasu: Bratzillaz (House of Witchez), to młodsze siostry dyskusyjnych,
komiksowych Bratz. I tak jak Bratz właśnie stały się elementem wojny o prawa
autorskie pomiędzy dwoma wiodącymi firmami lalkowymi MGA i Mattel (opis
konfliktu znajdziecie gdzieś pod tagiem: Bratz lub/i My Scene), tak też
Bratzillaz zdołały uwikłać się w aferę. Widać, taki już jest los gwiazd… Gwiazd,
które producentom przynoszą krociowe zyski.
Ogólnie
o lalkach: Bratzillaz to czarownice o szczególnych zdolnościach (hmmm,
widzieliście kiedyś czarownicę, która miałaby przeciętne umiejętności?). Każda
oczywiście posiada swoje magiczne zwierzę (być może ten projekt, zainicjowany w
przypadku MH, zirytował Mattela?), w większości sprzedawane osobno. Lalki z
grubsza opierają się na tym samym wzorcu estetycznym co Bratz,
z dwoma głównymi
różnicami: mają wyższe, artykułowane ciało, co niweluje silne dysproporcje,
znane z produkcji Bratz, a do tego ich ciało jest artykułowane i wreszcie -
lalki mają prawdziwe stopy, na które można nakładać różne rodzaje obuwia.
Modyfikacje w obrębie twarzy, dotyczą oczu – już nie malowane, ale wprawiane,
szklane, niejednokrotnie z fascynującą głębią to znak rozpoznawczy tych lalek,
które choć udane, miały niestety krótki żywot rynkowy.
Pojawiły się w 2012 r. a więc już po mattelowskich „Monster High”. W pierwszej serii Basic Line wystąpiły: Yasmina Clairvoya, Meygana Broomstix, Sashabella Paws, Cloetta Spelletta i Jade J’Adore. Towarzyszyły im również zwierzęta. Moim ulubieńcem, którego nie udało mi się nabyć, bo nieliczni polscy sprzedawcy, który go posiadali cenili stwora jak przysłowiowe „zboże”, jest hybryda, pso-kot: Barkthalameow. W pierwszej serii można było nabyć także zestawy akcesoriów i ubranek.
Pojawiły się w 2012 r. a więc już po mattelowskich „Monster High”. W pierwszej serii Basic Line wystąpiły: Yasmina Clairvoya, Meygana Broomstix, Sashabella Paws, Cloetta Spelletta i Jade J’Adore. Towarzyszyły im również zwierzęta. Moim ulubieńcem, którego nie udało mi się nabyć, bo nieliczni polscy sprzedawcy, który go posiadali cenili stwora jak przysłowiowe „zboże”, jest hybryda, pso-kot: Barkthalameow. W pierwszej serii można było nabyć także zestawy akcesoriów i ubranek.
Mnie interesuje na potrzeby tego posta konkretnie 2. seria (z przełomu
2012/2013r.), którą chcę tu zaprezentować: Midnight Beach. W jej skład wchodzą
lalki ubrane w wyrafinowane plażowe stroje: Yasmina, Meygana, Sashabella,
Cloetta, Jade i Fianna Fins. Wszystkie mają bladą, księżycową skórę i świecą w
ciemności. Jak bardzo – zobaczcie sami. U mnie w sypialni siedzą na witrynie i
długo jeszcze po zgaszeniu mosiężnego pająka dają o sobie znać, zielonkawym
światłem, co w przypadku smutnych bezsennych nocy, stanowi miły akcent ;-)
Główną bohaterką dzisiejszego posta, dotyczącego lalek fantasy jest Fianna Fins – nie dość, że czarownica, to jeszcze syrena. I powiedzcie, czy to jest sprawiedliwe, by jedna postać była podwójnie niezwykła? ;-)
Oczy już całkiem wysiadły mi z wysiłku, więc prawie na ślepo uderzam w klawiaturę, życząc Wam dobrego tygodnia :-) Zainteresowanych nie tylko fotografią i historią, zapraszam TUTAJ: simran2pl.blogspot.com
Główną bohaterką dzisiejszego posta, dotyczącego lalek fantasy jest Fianna Fins – nie dość, że czarownica, to jeszcze syrena. I powiedzcie, czy to jest sprawiedliwe, by jedna postać była podwójnie niezwykła? ;-)
Oczy już całkiem wysiadły mi z wysiłku, więc prawie na ślepo uderzam w klawiaturę, życząc Wam dobrego tygodnia :-) Zainteresowanych nie tylko fotografią i historią, zapraszam TUTAJ: simran2pl.blogspot.com
Wysokość: 27 cm.
Tworzywo:
plastik, guma.
Cechy
szczególne: lalki święcące w ciemności
Kraj produkcji: Chiny
Data produkcji: 2012
Data produkcji: 2012
Świecą jakby na zlot czarownic do Czarnobyla latały ;)
OdpowiedzUsuńNie mam żadnej, bo zawsze wydawało mi się, że te oczy są zbyt wyłupiaste. Syrenka na śniegu dopełniła plenerem swej niezwykłości, już nawet potrójnej. ;)
Pozdrowionka:)☺
:-D :-D :-D
UsuńMoże i do Czarnobyla, kto je tam wie ;-)
Śnieg istotnie stworzył magiczne tło dla nieziemskiej lalki...
Moc serdeczności, Sowo.
to świecenie nocą nawet by nie wadziło - ale za dnia
OdpowiedzUsuńbarwa Ich ciała niestety mnie odstręcza - choć muszę
przyznać - wielkiej urody OCZYSKA mają, tak :)))
ja poluję na Indię niczym wprost z Bollywood oraz
Victorię Antique (zastanawiam się też nad Vampirellą,
bo ma ogień w oczach i niebieską skórę, choć usta bym
zmyła - ale musiałabym ujrzeć Ją na jakimś zlocie)
aaa - zapomniałam - mam Jadore z malowanymi oczętami!
Usuńw necie widzę całą serię panienek nie z akrylowym
spojrzeniem a z farby :)
często mają też kolorowe nogi na zasadzie niby rajstop -
fajny patent - łapki niezginalne, nogi na klik - ładne
stópki i ciekawe obuwie - mam ochotę przygarnąć więcej
z malowanymi oczkami, jakoś tak mnie zabajerowały...
No, tak, za dnia to one średnio świeżo wyglądają ;-)
UsuńWiesz, te malowane oczy, chętnie ujrzałabym na żywo...
Cloetta Spelletta i Meygana Broomstix tylko u mnie pomieszkują i w dniu ich święta zapomniałam o nich :(
OdpowiedzUsuńFajnie swoje pokazałaś :)
Pozdrawiam serdecznie :D
kurcze zapomniałam o Jade J’Adore, ale plama ;-)
UsuńOj, tam, jaka plama. W kapryśną pogodę, to i pamięć płata figle...
UsuńWszystkiego dobrego, Ewuniu :-)
Laluchy świecące w ciemności? To jest to! Kurczaki, jakie to fajne!
OdpowiedzUsuńNawet bardzo fajne i ile z tym uciechy... Tylko pytanie: czy zdrowe? ;-D
UsuńNo rewelacyjnie wprost wyglądają w ciemnościach :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobają te panny i jak mam okazję to przygarniam kobitki :)
Przygarniaj - im więcej, tym lepiej - a światłość zapanuje w Twym domostwie. Zawsze jakaś oszczędność na rachunkach ;-)
UsuńMam takie trzy pannice ale trochę "normalniejsze" , nie rozświetlają ciemności . Najbardziej lubię ich oczy :)
OdpowiedzUsuńOczy faktycznie mają piękne... Ja za to bardzo lubię Twoją ZieleNinę :-)
UsuńWow !
OdpowiedzUsuńświetne lalki a szczególnie Bratz Sascha Genie Magic
Poluję na nią na Ebay , zaprzaszam na mojego bloga
https://miastolalek.blogspot.com/
Dziękuję. Chętnie zajrzę.
UsuńA tę Sashę lubię szczególnie: nie dość, że oryginalna sama w sobie, to jeszcze dla mnie nacechowana emocjonalnie.
Pozdrawiam serdecznie.
Bratzki, moim zdaniem, idealnie pasują do Dnia Lalkowego Fantasy. Nie mam żadnej i jakoś nie tęsknię, choć chętnie podziwiam i czytam o nich na różnych blogach. Syrenka na śniegu to zupełnie "odlotowy", ale i niezwykle miły, widok :-)
OdpowiedzUsuńSerdeczności Kiduś :-)
Ha, Mama Bratz nazywała "kosmitkami" ;-) Bo niby ubiera się to to jak człowiek i maluje jak człowiek, ale do homo sapiens - mało podobne. Istotnie przypominają istoty z innej planety, które uparły się naśladować Ziemian.
OdpowiedzUsuńWidać Syrenie stan skupienia obojętny... Woda - to woda ;-)
Pozdrawiam Cię ciepło, Oleńko.