sobota, 20 stycznia 2018

Frida Kahlo "Me and my doll" (1937). Poznań 2018


Dziś chwilowa odskocznia od wspomnień ze Zjazdu Kolekcjonerów Lalek na rzecz innego wydarzenia, w którym wzięłam udział... wczoraj.




Wystawa, która zostanie zapamiętana m.in. z tego, że od początku nie było na nią biletów ;-). A jednak... w ciągu 4 miesięcy odwiedziło ją 100 tys. osób. To prawie 2 x tyle, ile liczy miasto, w którym mieszkam. Miałam dwa podejścia. Prywatnie nie udało się. Zawiódł sromotnie czynnik ludzki, choć bilety cudem zostały zakupione na godz. 18, na 27 XII, po zwolnieniu się rezerwacji internetowej. Godzinę odjazdu mieliśmy zaplanować wspólnie. Sama forma zakładała działanie mnogie. Koleżanka zadzwoniła jednak wieczorem i oznajmiła, że: "Na pewno nie spodoba ci się godzina, ale wyruszamy o 6". Znajomi chcieli przez 8 godz. zwiedzać miasto ;-S. Ich prawo, choć szkoda, że wcześniej o tym nie wiedziałam. A właśnie moje wyczerpanie młynem zawodowym pod koniec roku i świąteczny czas, który od paru lat należy do bardzo trudnych, dały mi w kość - podziękowałam. Wystawa miała być przyjemnością, a nie maratonem turystycznym. Oprócz woli negocjacji, zabrakło empatii, ale ja się nie poddałam. :-) O wszystkim opowiedziałam Koleżance z pracy. I kiedy tuż po nowym roku nie było ani jednego biletu, dzięki dobrej woli -  weszłam "na redakcję" 2 dni przed końcem. 5,5 godziny w jedną stronę (autobus, tramwaj, BlaBlaCar). Prawie 6 w drugą (opóźniony pociąg, bez miejsc siedzących, SKM, 2,5 kilometra na piechotę przez rozmiękły śnieg). Łącznie blisko 12 godz. w podróży. 3 godz. zwiedzania. 
Ale warto było! 
Głównie ze względu na wątek polski - rewelacyjne fotografie Bernice Kolko, ur. w Grajewie, przyjaciółki Fridy, która pod koniec życia Artystki, była tak z nią zżyta, że mogła fotografować malarkę także w łóżku,


oraz przejmujące obrazy i litografie Fanny Rabel (ur. w Lublinie), uczennicy Fridy, która dość szybko wykształciła własny styl i stała się rozpoznawalną malarką.  


Obrazy z kolekcji Jacquesa i Natashy Gelman z Meksyku, gościły w poznańskim Centrum Kultury Zamek od 28 IX 2017 do 21 I 2018. Choć teoretycznie jest jeszcze jeden dzień na ogląd tej rewelacyjnej, wielowątkowej wystawy zatytułowanej "Frida Kahlo i Diego Rivera. Polski Kontekst." - celowo piszę o wydarzeniu w czasie przeszłym. No, chyba, że ktoś zakupił bilety dużo wcześniej, albo ma dobre znajomości ;-)
Obraz "Me and my doll", został namalowany w 1937r. W trakcie pracy nad nim, Frida straciła troje nienarodzonych dzieci. Wypadek komunikacyjny, który sprawił, że nigdy nie mogła cieszyć się macierzyństwem, na zawsze wpisał się w jej malarstwo. Spowodował, że po dziś dzień, jest ono jednym z najbardziej osobistych zobrazowań przeżyć jednostki.
Nie każdy wie, że Frida zbierała też lalki...



Na prezentowanym obrazie uderza mnie dystans i kontrast. Posągowa, smutna kobieta z papierosem w dłoni i naga lalka - przedmiot. Sytuacja nieoczywista, nierozwikłana zagadka.
Motyw lalek, znalazłam też na obrazie Diego Rivery "Sunflowers" z 1943r. I tutaj same zagadki. O czym myśli chłopiec? Czy dziewczynka celowo zepsuła lalkę?


Prezentację wszystkich wystaw, jakie weszły w skład czteromiesięcznej ekspozycji na Zamku, łącznie z wystawą dzieł samej Fridy, będę uskuteczniała stopniowo na blogu: ODKRYTE, UPOLOWANE, WYCZAROWANE. Była to jedna z ciekawszych wystaw czasowych, jakie widziałam kiedykolwiek, a uwierzecie, że sporo tego było ;-). Mogę zrozumieć tych, którzy nastawiali się tylko na ogląd dzieł Fridy Kahlo, że czuli się zawiedzeni ilością. Ja jestem w pełni usatysfakcjonowana, gdyż zobaczyłam 2 z moich ulubionych obrazów i 1, o którym nie wiedziałam. Ponadto jak się dowiedziałam, nie tylko dla mnie, znacznie ciekawszy okazał się wątek polski ;-)




Frida Kahlo. "Kolaż z dwiema muchami". ("Collage with Two Files") 1953. 
Kolaż i akwarela na tekturze. 

PS. Wybaczcie to szaleństwo z czcionką, ale technika dziś wymknęła mi się spod kontroli. 



21 komentarzy:

  1. Zadziwia mnie fakt z jak niebywałą precyzją i jednocześnie niewielką odległością miejsca i czasu się mijamy :) Tak, dziś ostatni dzień tej wystawy, która odbywa się notabene w moim mieście :) też byłam na niej parę dni temu ... dokładnie w środę! i również jestem zachwycona! nawet do głowy by mi nie przyszło narzekać na małą ilość prac! byłam szczęśliwa, oszołomiona! Na tej wystawie po prostu trzeba było być! Cieszę się, że udało Ci się na nią dotrzeć po wielu perturbacjach jak widzę!!
    Ogromnie jestem ciekawa dalszych wpisów w tym temacie i będę czekać z niecierpliwością na kolejne odsłony Twojego spojrzenia na to niesamowitą przecież wystawę! Buziak ogromny ślę do Ciebie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wspaniale, że udało się Wam tam być!
      czekam na każdy post o tej wystawie!

      Usuń
    2. Mieszkasz w Poznaniu??????! O, rany. Ale Ci zazdroszczę. Powiem krótko: gdybym tylko mogła zamienić moje skądinąd śliczne legionowskie lokum na mieszkanie w Poznaniu, jutro zaczęłabym pakowanie.
      Z Warszawą łączy mnie tylko Babcia (która i tak ma codzienną dochodzącą pomoc, więc my widujemy się już tylko 1-2 x na tyg.) oraz praca (nie licząc wspomnień, które nawiedzają mnie jak duchy). A moja redakcja jest ogólnopolska, więc nie widzę problemu z pracą.
      Z Legionowem łączą mnie tylko luźni znajomi, na których nie mogę liczyć.
      Owszem, w stolicy też mam znajomych, nawet bliższych - ale i oni mają swoje życie...
      Zasadniczo więc - jestem gotowa do drogi ;-)

      PS. A film dokumentalny udało Ci się zobaczyć?

      Buziaki.

      Usuń
    3. Tak, Poznań to miasto w którym mieszkam, choć z tad nie pochodzę, ale zasadniczo to nie pozostaje mi nic innego jak Kochana zaprosić Cię do Poznania na dłużej a nie tak tylko na wystawę :)

      Na film dokumentalny weszłam za późno :( przy moim niskim wzroście nie byłam też wstanie przepchnąć się na przód kordonu blokującego wejście do sali, więc niechętnie z filmu zrezygnowałam rekompensując sobie stratę obejrzeniem wszystkich pozostałych emisji filmowych porozmieszczanych z pozostałych salach :) a potem po powrocie do domu pogrzebałam w sieci i znalazłam film na Youtube, który sobie spokojnie i wygodnie obejrzałam :) więc już tak nie byłam bardzo poirytowana tym, że nie wszytsko udało mi się zobaczyć! :)

      Usuń
    4. Z pewnością, będę wpadała do Poznania częściej - tym bardziej, że mam zaproszenia od Zamku na dalszą eksplorację świata Kultury ;-) I niech mi wreszcie Nadzieja - mój czworonożny dzieciak - podrośnie na tyle, że będę mogła ją z czystym sumieniem zostawić na półtorej doby. ;-)

      Wiesz, ja wprawdzie jestem wysoka, ale figura szprotki i łagodna twarz - pozwalają różnym typom na drapieżne zachowania. Jeśli nie przeniknę magią sprytu, albo nie wcisnę się konkretnie "na prasę" też mam cieniutko...
      I tylko waleczeny duch, szepce: :"Kida, nie odpuszczaj!"

      Usuń
  2. o ile Frida uczucia oplatała w baśniową konwencję,
    symbolikę płynącą wprost z Jej serca - a przez to
    tak folkową w swym z/w odbiorze łagodzącą wszak
    ogrom bólu na płótnach -
    o tyle malarstwo Fanny Rabel jako dla mnie zbyt
    dosłowne i podszyte martyrologicznymi sytuacjami -
    nie pociąga mnie - staje się widmem ludzkiego
    okrucieństwa i obojętności...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bingo. Jakże trafione opinie.
      Dokładnie za to, co wymieniłaś urzekło mnie malarstwo Fridy.
      I za to, o czym napisałaś - przemówiła do mej duszy sztuka Fanny Rabel.
      Nie każdy potrafi obudować swą traumę i odsunąć ją tym samym od serca. Jakże to rozumiem...
      Dzięki temu oglądamy dwie tak różne opowieści o cierpieniu.

      Usuń
  3. z muralistek zapadła mi w pamięć Aurora Reyes - piękna
    i utalentowana - w otoczeniu Fridy było kilka naprawdę
    interesujących kobiet - może poszperam i przybliżę nie
    tylko polskie wątki - oczywiście w zielonej chmurze :)

    OdpowiedzUsuń
  4. żal za biletami wzbudził czułą strunę -
    koncert Cesarii Evory w W-wie, na którym
    miałam być... miałam, ale już nigdy mi
    się to nie uda... żal, żal, żal...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech... Ja też mam na swym koncie kilka takich żali... Fakt, wtedy działy się inne rzeczy angażujące/wyłączające emocje, więc i żal był powierzchowny... Z bieżących przeoczeń, szczerze i mocno żałuję swej nieobecności na koncercie Bjork.

      Usuń
  5. (a może dziewczynka próbuje naprawić lalkę)

    OdpowiedzUsuń
  6. O, proszę :-) Jaka miła, optymistyczna interpretacja :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. No ja niestety nie mogę się pochwalić -byłam, widziałam :(
    mogę jedynie pozazdrościć i po podziwiać na wpisie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewuś, mało jest tak niesamowitych miast, tak gorąco oddanych Kulturze jak Wrocław. Jeszcze dużo przepięknych wydarzeń kulturalnych przed Tobą...

      Usuń
  8. Cieszę się Twoją radością z obejrzenia tej wystawy.
    Mimo wrażliwości na różne sprawy, malarstwo jako takie nie jest mi szczególnie bliskie...może nie zaangażowałam się w nie z pełną mocą...
    Bardziej zainteresowała mnie sama Frida, choć znam ją jedynie poprzez obraz filmowy.
    Serdeczności Kiduś :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziękuję Ci serdecznie, Oleńko. Ja z malarstwem Fridy Kahlo po raz pierwszy zetknęłam się pod koniec szkoły podstawowej, kiedy to znalazłam w Empiku serię pocztówek z reprodukcjami jej obrazów :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Na takie wielkie wydarzenia kulturalne o biletach trzeba myśleć znacznie wcześniej :) Moje dzieci kupiły bilety w lipcu 2017 na koncert , który odbędzie się we wrześniu 2018... :). Ogromne zainteresowanie wystawą Fridy bardzo mnie cieszy . To wspaniała kobieta, która pomimo ogromnego fizycznego cierpienia potrafiła cieszyć się życiem , tworzyć arcydzieła i być inspiracją dla innych . Też mam taki system podróżowania - wstaję bardzo wcześnie żeby obejrzeć wszystko co możliwe , inaczej nie umiem :):) Ochłonąć mogę w domu :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Wiadomo, każdy dostosowuje do swojego temperamentu i możliwości fizycznych system podróżowania. Ja tym razem nie mogłam po 3 godz. snu odbyć takiego maratonu - poza tym, myślałam, że wszystko ustalimy wspólnie. Przynajmniej ja tak zawsze robiłam gdy byłam organizatorem ;-)

    Mam wrażenie, że Frida inspiruje coraz bardziej. Bez wątpienia można dziś nazwać ją i jej sztukę fenomenem popkulturowym. Te kubeczki, magnesy, nadruki na odzieży...

    Co do radości z życia... I tak i nie. Łatwiej nawet mimo bólu śmiać się wśród kochających osób, niż samemu do 4 ścian, co jest często losem ludzi niepełnosprawnych. Frida miała też fizyczną pomoc w postaci służby, na co nie każdy mógł i może sobie pozwolić... A mimo tego wystarczy spojrzeć na jej autoportrety - na żadnym się nie śmieje. Słowa, którymi kończy swój pamiętnik, też wiele mówią o tym, jak głęboko była nieszczęśliwa...

    OdpowiedzUsuń
  12. Jestem pod wrażeniem. Bardzo dobry artykuł.

    OdpowiedzUsuń
  13. Oj, serdecznie dziękuję :-)

    OdpowiedzUsuń