Chińska zaraza nie odpuszcza, mimo iście orwellowskich
obostrzeń. Czas dla wszystkich jest trudny. Choć z pewnością ci, którzy mają
swoje pasje – znoszą lepiej ten stan nadzwyczajny. Mnie wirus dotknął
podwójnie: utratą najbliższej mi Osoby (mimo, że przyczyna śmierci była inna,
obostrzenia te same: zakaz odwiedzin, niemożność pożegnania się, skąpe,
telefoniczne informacje o stanie zdrowia; dopiero 3 doby po fakcie,
dowiedziałam się, że Babcia nie żyje) i kilka dni później – bezceremonialnym
zwolnieniem z pracy.
W ciągu tygodnia, cały dotychczasowy świat, jego
najważniejsze filary, runęły mi na głowę……. W kontekście medialnych informacji
o ofiarach zarazy w Europie i USA, moje przeżycia z jednej strony nabrały mocy,
z drugiej – zbladły wobec ogromu globalnej tragedii.
Mój szef nie czekał długo. Nim upłynęły 2 tygodnie od
ogłoszenia pandemii, w tytule maila przeczytałam: „wypowiedzenie”. Powód:
koronawirus. Forma maila jeszcze bardziej zimna niż samo wypowiedzenie. Boli
tym silniej, że tylko kilka osób z zespołu straciło pracę. Resztę zawieszono w
obowiązkach, pozostałym zaproponowano gorsze warunki. Lecz ze mną nikt nie
rozmawiał. Nie miałam alternatywy. Nie rozumiałam co się dzieje, w końcu miałam
b. dobre notowania. Przez współpracowników, starszych stażem, byłam chwalona za
kompetencje….
Kilka dni później przysłano mi prywatnego maila od szefa do
innego pracownika.
15 doskonale zaplanowanych i uporządkowanych kroków. Nie
zdziwiłbym się, gdyby napisał to korpo-szef. Ale mój szef… jest księdzem.
Znanym, przez niektórych nazywanym nawet „celebrytą”. (Nieee, nie chodzi o o.
Rydzyka, spokojnie 😉)
A jednak zastanawiają następujące słowa:
Proszę o modlitwę, aktywność, nieoglądanie się na
innych (moje podkreślenie) i o
> zrozumienie.
> zrozumienie.
Na czas epidemii, zostałam bez ubezpieczenia zdrowotnego.
Na szczęście otrzymałam masę, (jak nigdy w życiu!!!)
wsparcia z zewnątrz. Teraz, gdy wszyscy doświadczamy naszej pokoleniowej próby,
zachowanie mojego szefa, poruszyło nawet zupełnie obcych mi ludzi.
(Oto lutowy grzyb, który wyrósł pośród aksamitnego mchu, w ciepłe, wilgotne noce...)
Ciemnoskóry Ken nr 130, z 2019 r. jest bardzo ciekawą pozycją w projekcie Fashionistas Mattela. Ten realistyczny afroamerykański mold, został użyty po raz pierwszy 2 lata wcześniej. Starszy brat numeru 130, Ken nr 10, miał bardziej klasyczne, męskie ciało i jaśniejszą skórę. Fash-owi mężczyźni, tak, jak dziewczyny mogą pochwalić się różnorodnością figury – choć kobietom amerykańska firma, podarowała więcej wariantów.
130 ma klasyczną, poważną, myślącą twarz. Bardzo przypomina Tre z popkulturowej, kolekcjonerskiej serii „Flavas” (od 2003 r.). Ujmuje mnie jego drobna postać. Osobiście, miałam szczęście do takich filigranowych chłopaków 😉
Brak artykulacji, to typowe zastrzeżenie do współczesnych produkcji Mattela. Ale w tym przypadku dziwi dodatkowo rozwiązanie projektanta dotyczące fryzury: mold świetny, naturalny. Lecz włosy ułożone w warkoczyki, pokryte całościowo czarną farbą, przypominają gumowy czepek.
Profilowany kształt, mnie osobiście, kojarzy się z rybą – Jesiotrem 😉
(zdjęcie z sieci)
Aż korci, by przerwy pomiędzy warkoczykami, potraktować brązową farbą i wydobyć to, co trzeba…
Pan Jesiotr ma za to naturalne dłonie i stopy. Możecie je sobie porównać z Tre.
Trwajcie w zdrowiu.
Zapraszam też TUTAJ: https://simran2pl.blogspot.com/2020/04/anielica-i-syrena.html
Bardzo mi przykro, Kiduś...czytałam o stratach, ale nie miałam pojęcia, że nie masz już Babci... Ogromnie Ci współczuję...
OdpowiedzUsuńUtrata pracy to kolejny cios, który bardziej boli, gdy jest nieoczekiwany i podany w suchej, bezkompromisowej formie.
Nie poddawaj się, Kiduś, przecież wiesz, że kiedyś znowu zaświeci słonko. Mogę Cię jedynie wspierać duchowo i po prostu trzymać za Ciebie kciuki! Wiem, że jesteś silna i dasz sobie radę ze wszystkim! Musisz!
Bardzo współczuję i przytulam. Już strata Babci jest ogromnym ciosem, ale dostać wypowiedzenie w taki sposób? W takim czasie? Jak tak można!
OdpowiedzUsuńŁączę się w bólu razem z Tobą, sama półtora roku temu straciłam babcię i dziadka w odstępie zaledwie kilku tygodni, więc wiem co czujesz.
Jest mi bardzo przykro.Najukochańsi zawsze są z nami za krótko.
OdpowiedzUsuńKiduś, Mocno wspieram i przytulam <3
OdpowiedzUsuńbraku informacji o Babci nie pojmuję,
OdpowiedzUsuńwszak byłaś jedyną bliską i rodzoną!
współczuję i rozumiem w kwestii pracy
ale sposobu wypowiedzenia nie da się
przyjąć już ze zrozumieniem, niestety...
(moje zwolnienie "zbiegło się" z infomacją
o planowanej naprawdę potrzebnej operacji)
Pan Jesiotr niczym Jesienin (rosyjski Leśmian)
osobliwie a nostalgicznie ujmujący ♥
Przytulam mocno. Co mogę powiedzieć, kiedy wiem, że słowa nic nie znaczą. A to co chciałabym Ci powiedzieć zupełnie nie nadaje się do umieszczenia w komentarzu na blogu. Modlę się za Twoja Babcię.
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo mi przykro.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi z powodu Twojej babci. Trzymaj się! Mi się też nieco posypało przez pandemię, ale nic to, jak się nie wróci, to przyjdzie coś nowego na to miejsce.
OdpowiedzUsuńOgromnie mi przykro, z obu powodów.
OdpowiedzUsuńMusi być jednak lepiej.
Przykro mi z powodu utraty ukochanej babci i pracy. Trzymaj się! Razem to jakoś przetrwamy!
OdpowiedzUsuńOjej :-( :-( :-( Ogromnie współczuję z powodu Babci :-( Nie wiedziałam. I jeszcze ta praca :-( Aż głupio mi teraz, bo nawypisywałam głupoty na swoim blogu o mojej pracy, a Ty swoją straciłaś. Ogromnie współczuję. Życzę, ale zły los zamienił się w lepsze doświadczenia i wartościowsze miejsce pracy.
OdpowiedzUsuń