sobota, 4 października 2014
Kameralne spotkanie z lalkami w Warszawie/The intimate encounter with dolls in Warsaw
Znowu weszłam w fazę migren i totalnego osłabienia, znowu jakieś owrzodzeniowe paskudztwa powstały z odmętów przeszłości, zatem, będę pojawiała się tylko w porywach...
Trzy noce temu, nie spałam wsłuchana w klangor odlatujących gęsi. Leciał klucz za kluczem, przypominając nieubłaganie o tym, że na kolejne lato trzeba poczekać osiem miesięcy. Kiedyś był to dla mnie czas, zrywania jabłek i winogron, mieszania powideł, grabienia i palenia liści, oraz pieczenia ziemniaków w wieczornym żarze ogniska. Teraz trzeba wymyślić sobie inne aktywności - ot, chociażby zrobić generalne porządki w mieszkaniu. I w lalkach także ;-)
Przy okazji, skoro już jestem w jesiennym temacie, zapraszam zainteresowanych na mojego nowego bloga:
simran4.blogspot.com
I jeszcze w ptasim kontekście - na blogu o renowacji, targowiskach i artystycznych wyczynach własnych: simran2pl.blogspot.com dzielę się z Wami, moim debiutem w ceramice.
A w miniony piątek, głowa, nie głowa, słabość, nie słabość, wsiadłam w komunikację miejską i pojechałam do drukarni, żeby odebrać ozalid (dla tych, którzy nie wiedzą, bo i ja nie zawsze byłam taka oświecona - jest to próbny wydruk książki na papierze słabej jakości, do ostatecznej korekty). Zawsze jak jestem w stolicy, staram się upchnąć jak najwięcej atrakcji. Zaliczyłam więc obiadek u Babci i lalkowe spotkanie w Ogrodzie Saskim z Inką.
Zanim pobawiłam się w fotografa naszych małych dziewczyn, pożegnałam znowu kolejny, niezwykły obiekt, związany nie tylko z moim dzieciństwem, ale też i z całym dorosłym, warszawskim życiem.
W domu towarowym SEZAM, kupowałyśmy odwiecznie znakomite wyroby garmażeryjne, także na święta, oraz artykuły przemysłowe. Było to miejsce, do którego w pierwszej kolejności, kierowałam swe kroki, chcąc kupić bliskim upominki. Nie były tanie, ale obowiązkowo: wybornej jakości.
Sezam i dom towarowy Smyk, który także w tym feralnym roku został zamknięty - to ikony powojennej stolicy, ostatnie przytulne ("swojskie") i kameralne, mimo niemałych gabarytów powierzchnie handlowe. O ile dobrze pamiętam, tutaj, otworzył swe podwoje, pierwszy w Polsce McDonald. Jeśli nie pomyliłam kolejności, to jako drugi, pojawił się ten we frontowych podziemiach Smyka.
Czy gdzieś w Polsce, tworzy się dzisiaj tak ciekawe elewacje?
Cóż. Dziwny i obcy staje się dla mnie ten świat...
A to już migawki z naszej sesji w Ogrodzie Saskim
(na zdjęciach powyżej - piękność Inki: Tonnerka OOAK w czerwieni muszkatli i pokaźnych kwiatów kany, niczym w rajskim ogrodzie)
i przy budynku departamentu wojskowego.
(Bratz i mała Yumi, należące do Inki)
Tu miałyśmy wesołe przygody, bo gdy fotografowałam Tonnerkę, bacznie obserwował nas starszy pan, który w końcu zapytał ciut nieśmiało: "Czy będzie też sesja erotyczna?" ;-). Następnie, gdy dziadziuś usłyszał zdecydowane: "Nie dzisiaj", chciał się przyłączyć jakiś Anglik, mówiący w miarę poprawnie po polsku. Ale Inka go oświeciła, że: "Nie przewidziałyśmy tercetu" i także sobie poszedł ;-)). Ależ z nas paskudne baby!
Poniżej moje Zodiac Barbie w wersji African American z 2004r., oraz FR - ka Quiet Storm Annik, Integrity Toys, z 2011r.
Od schylania i czołgania się z aparatem, łeb rozbolał mnie całkiem dotkliwie.
Do domu wróciłam w stanie totalnego rozkładu, wstyd przyznać, z torebką na kolanach. Maskara. Bodaj i dziadek jako eskorta przydałby się w tak podbramkowej sytuacji!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
ha, ja dziadka nie odebrałam jako nieśmiałego - może ciut namolnego, ale z humorem traktującego jak widać żywot, jako i naszą odmowę współpracy tudzież mocniejszych wrażeń z dziedziny podlegającej ochronie z urzędu, tj. seksuologii stosowanej...
OdpowiedzUsuńWiesz, ciut namolnego to ja znam, więc ten dziadunio stojący tak sobie i obserwujący nasze wyczyny, wydał mi się niegroźnie bierny jak sklepowy manekin. Humoru istotnie odmówić mu nie można ;-)
Usuńbaaardzo cieszę się, że mogę znowu popatrzeć sobie na zjawiskową hebanową piękność Twą - warta ONA niejednej sesji, niejednego posta...
OdpowiedzUsuńa moja Nippon z Cherry też prezentują się uroczo, co niezmiernie mnie raduje...
Doślę Ci zdjęcia w przypływie sił i dobrego humoru mego kompa...
Usuńdzięki - dostałam - wykorzystałam - do cna do imentu <3
UsuńOstatnia lalka jest niesamowita, czarna jak gorzka czekolada, z niesamowitym spojrzeniem spod półprzymkniętych powiek, przenikającym na wskroś.
OdpowiedzUsuńTo jedna z tych kilku bardzo drogich lalek, które kupiłam po traumatycznych przejściach. Jedna z tych, których miałam nigdy nie mieć.
Usuńdobrze, że ją masz - nie rozstawaj się z nią <3
UsuńHello from Spain: awesome dolls. Great pics. The meetings of collectors are very entertaining. Keep in touch
OdpowiedzUsuńI love those days where I can go out with dolls for men and forget about my own problems. Then there is always something unique! Yours sincerely.
UsuńEch, to przemijanie, czy to sezonowe, czy takie na wieczność. Nie lubiłam go nigdy, ale im dłużej żyję, tym ono bardziej nieuchronne się staje.
OdpowiedzUsuńŚliczne zdjęcia pięknych lalek. Takie pogodne, pełne słońca.
Sporo się natrudziłyśmy, by złapać to słońce, w październiku ok. 17. :-) A przemijanie, pewnie bardziej boli "z wiekiem", lecz ja odczuwam je od 16 roku życia. (potrafiłam wtedy płakać wieczorem, że "coś" z poranka już nigdy nie wróci ;-) Może to kwestia zbyt dobrej pamięci. Jednakową moc mają dla mnie zdarzenia sprzed 10 lat, jak i te z wczoraj. A może kwestia wrażliwości...
UsuńPrzyłączam się do komentarzy powyżej - czarna lalka jest zachwycająca...ciężko od niej wzrok oderwać :-) hehe, dziadzio ma wyostrzone poczucie humoru, wesoło miałyście na tym spotkaniu :)
OdpowiedzUsuńSłuchaj, bardzo wesoło ;-) Nawet z bólem głowy, bawiłam się szalenie sympatycznie.
UsuńPiękna ta ciemna pannica:)
OdpowiedzUsuńTo jedna z tych lalek, które zabierałabym na swoją "arkę".!
UsuńNostalgią powiało .... miasto, które pamiętam z dzieciństwa znika...
OdpowiedzUsuńPrzykro mi bardzo, że nie mogłam być z Wami :( , czołgałybyśmy się z aparatami razem ...Mahoniowa piękność jest zjawiskowa .
Straszna szkoda, że Cię nie było!!! :-(. Nie wiem, kiedy znowu dam radę ogłosić jakieś spotkanie, bo jadę na energetycznym debecie.
OdpowiedzUsuńNasze miasto pochłania bezosobowa energia. Komercyjny, barbarzyński potwór...
Kiduś - mówcie co chcecie - ale ja wolę i będę wolała kameralne
OdpowiedzUsuńspotkanie - troje dla mnie to już tłum - zawsze tak miałam i nic
w tej kwestii się nie zmienia - chociaż - tak - teraz bardziej wolę
duety i tercety niż kilkanaście lat wstecz...