środa, 18 stycznia 2017
Inuitka. Niespodziewany prezent/Inuit - an unexpected gift
Czas leci tak szybko, że już go nie doganiam. Jakbym pod stopami miała bardzo śliski lód... I chyba zaczynam się z tym godzić. Zaległości rosną mi w niemal każdej dziedzinie życia, a ja chciał nie chciał ogarniam tylko to, co określa konkretny termin. Dopiero większość z nas obchodziła Święta, a już za moment będziemy mieli Dzień Babci... Tylko mnie ten styczeń tak umyka, czy Wam również?
Komp od dobrych paru dni skutecznie sabotuje zarówno moją pracę, jak i zwykłe, rozrywkowe korzystanie z netu. Kursor odskakuje co i raz jak nawiedzona pchła od punktu, w który go naprowadzę... Skanowałam gada, ale antywirus nie wykrył żadnych zagrożeń. Cud jakiś? No, nic. W tygodniu pewnie będę miała nowy sprzęt i mam nadzieję, że polubimy się z wzajemnością ;-)
Do rzeczy. Dziś lakonicznie przedstawię wdzięczną laleczkę, która mieszka u mnie już prawie 2 miesiące. Pamiętam, że noc przed moimi ostatnimi (no, może nie w ogóle, tylko dotychczas ;-)) imieninami, była dla mnie wybitnie ciężkostrawna. Coś się wydarzyło, coś innego się nie wydarzyło i trochę jak taki punkt graniczny minionej jesieni, wspominam owe godziny. A nazajutrz, taka ciepła niespodzianka! W paczce z lalką dla Zuri, znalazła się mini - paczka dla mnie od Porcelanowej Ewy. Zaś w niej - oryginalne ślicznotki!
Oto pierwsza z nich - uważam, że całkowicie rozbrajająca. I jakże wdzięczna z tym nieśmiałym spojrzeniem dziewczynki, która bez pytania rodziców o zgodę wymknęła się z domu.
Laleczka mierzy 15 cm. Ma nieruchome ręce, nogi i głowę, oraz ubranko przyklejone na stałe. Jedynym "żywym" elementem jej drobnego jestestwa, są oczy - lalka zamyka je, gdy ją położymy. Tworzywo i kolor ciałka, a także gatunek włosów ma identyczny jak ten spotykany u lalek Carlsona. Zachęcam tych, którzy jeszcze nie znają historii firmy do zapoznania się z wcześniejszymi postami...
Ewo, dziękuję Ci za śliczny prezent! :-D
A to już moja nowa fryzura na nowy rok, a przynajmniej jego początek ;-D
I kilka kadrów z minionej niedzieli w Warszawie, która o mały włos wymusiłaby na mnie całonocny chyba powrót do domu... na piechotę ;-S
Wysokość: 15 cm
Tworzywo: rodzaj plastiku.
Sygnatura: brak.
Data produkcji: prawdopodobnie lata '60 XX w.
Kraj produkcji: prawdopodobnie USA
Height: 15 cm
Material: type of plastic.
Signature: none.
Date of manufacture: probably 60s twentieth century.
Country of production: probably USA
Zapraszam też na na drugiego bloga: simran2pl.blogspot.com
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
to prawda - Innuitka słodka bez dwóch zdań!
OdpowiedzUsuńa Jej towarzysz w postaci ażurowego rogacza
wprost imponujący - fajnie dostać lalkowe
prezenty - mnie Jędrek nieoczekiwanie aż 2
lale kupił - Evi astronautkę oraz Koniczynkę :)
No, widziałam te Twoje Koni i odebrałam je bardzo pozytywnie. Z coraz większą chęcią przygarnęłabym taką fantazyjną lalkę, niepodobną do innych do swojej kolekcji, jako przedstawiciela współczesnego nurtu fantasy. Ale nie chcę już zwiększać liczebności pogłowia ;-((
UsuńTwoja fryzura przywodzi mi na myśl
OdpowiedzUsuńczęść imagu Wojowniczki - stałaś
się jeszcze bardziej egzotyczna :)
Ha! Patrząc ogólnie na swoje życie oraz na te dodatkowe "atrakcje" z którymi muszę borykać się od wielu już miesięcy (a wszak zawsze z czymś się ostro użeram ;-)) przyznam, że czuję się Wojowniczką chyba bardziej niż kiedykolwiek przedtem ;-) No może, z wyjątkiem jednego etapu, bardzo osobistego, jeśli życie w ogóle należy dzielić na jakieś partycje...
Usuńmaleństwo jest rozbrajające na maksa :) ma taką piękną buzię do zatulenia wprost :)
OdpowiedzUsuńBaaardzo lubię takie laleczki szkoda, że tak ich mało się widuje.
Fryzura bombowa !!!
Pewnie na pchlich targach, albo w Second Handach w USA jest ich masa...
UsuńTaka fryzura korciła mnie od dawna. Gdy miałam włosy Twojej długości wszystko dotyczyło sfery marzeń, niekreślonego "kiedyś". Ale z krótkimi można już sobie szaleć w zasadzie dowolnie ;-)
laleczka przypadla mi do gustu :) Patrzac na nia ma sie wrazenie ze taka troszke niesmiala ale swiat ciekawy wiec sie rozglada dookola :)
OdpowiedzUsuńFryzura odwazna:) superowo wygladasz :)
Pisklę, które dopiero co wykluło się ze skorupki. Poznaje świat nie znając jeszcze jego nazw, ale przeczuwając już zagrożenia (?)
UsuńLaleczka działa na moją wyobraźnię ;-)
Dziękuję. Fryzura odważna, bo i ja odważna... !
Inuitka przepiękna. Ma takie wielkie te oczyska. No i ma reniferka z tego samego stada co ja. Bardzo mi przypadły do gustu więc nabyła też kilka na dodatki do prezentów. W-wa ze Światełkiem do Nieba wygląda fantastycznie. Pozdrowionka.
OdpowiedzUsuńAżurowy, ciut secesyjny (?) renifer, mieszka u mnie już 3 - 4 zimowy sezon. Kupiłam go po drodze do pracy, czy z pracy, już nie pamiętam... Ostatnia sztuka, niestety, więc pozostał singlem. Klimatyczny kiosk - kwiaciarnia na przesiadkowym przystanku na warszawskim Żeraniu istnieje do tej pory. Jego różnorodny asortyment przypomina mi zaopatrzenie z mych lat nastoletnich - '90 XXw.
UsuńŚwiatełko w tym roku utonęło we mgle i niskich chmurach, niestety...
Inuitka owszem,owszem ale dla mnie bardziej atrakcyjna jest Twoja fryzura . BOMBA ! Gdybym nie była blondynką machnęłabym sobie podobną ! HOWGH !!!!
OdpowiedzUsuńA to jakaś filozofia się przefarbować w dzisiejszych czasach? ;-) Choćby na rudo albo kasztan...
UsuńWespół z figurkami w plenerze lalunia wygląda cudnie i nie dziwię się, że przypadła Ci do gustu! Natomiast Twoja Fryzura to już Wybuch Weny Fryzjerskiej! Ogromnie mi się podoba!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i podziwiam zdjęcia ze sztucznymi ogniami oraz oryginalną choinkę :-)
Lodowy Bałwanek i Rogaty mieli w tym roku farta. Jednego zgarnęłam z dvd, drugiego z kredensu i zabrałam na zimowy spacer (-8 st. C). Niby krótki, ale w palcach i tak poczułam. Trudno fotografować w rękawiczkach ;-)
UsuńMoja fryzjerka kryje w sobie kreatywną duszę, ale fakt faktem - w małym mieście rzadko kto ma odwagę i potrzebę eksperymentów z własnym wizerunkiem. Znałam jeszcze jedną taką zakręconą osobę jak ja ;-) Byłyśmy kiedyś w przyjacielskiej relacji...
Choinka to dzieło moich koleżanek. Umieszczona w MOK vis a vis naszej pracowni ceramicznej ;-)
Pozdrawiam Cię serdecznie!
Uroczy jest ten mini eskimos. Widać nasza zima przypomina mu rodzinne strony.
OdpowiedzUsuńTa nasza zima to dla niej pewnie wiosna ;-) Sądzę, że północna dziewczynka przywykła do dużo niższych temperatur... I myślę, że woli jednak być nazywana "Inuitką" ;-)
UsuńBo to Eskimosik wybrał drogę do Ciebie :)))
OdpowiedzUsuńFryzurka świetna :)
Fajerwerki super :)
... Ale za Twoim pośrednictwem ;-)
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie!!!
Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSerdecznie Ci dziękuję. Pozdrawiam - również :-)
OdpowiedzUsuń