Ci których dzieciństwo przypadło na lata ’80-90 XX w., mogą je znać, choć w Polsce nie były tak popularne, jak Barbie z Kenem, Petra i Sindy w kolejnej odsłonie, Diana, Steffi, czy tym bardziej holenderska Fleur. Nie licząc całej masy kloników, czerpiących z serii Mattela, dostępnych m.in. w „Komisach”, do których Totsy bez wątpienia należą. To nie pierwsza prężna linia klonów Barbie, która mimo płodności taśmy produkcyjnej, nie posiada rzetelnej dokumentacji, a Kolekcjonerzy na własną ręką ustalają poszczególne modele Sandi z rodzinnymi przyległościami. Ale nie o niej, jako takiej, chcę dziś pisać.
Gdy 3 dni temu, szłam do lasu w ostatni jak sądzę w tym roku dzień z temperaturą + 16 stopni, muskający policzki nie listopadowym ciepłem, na chybił trafił sięgnęłam do witryny po lalkę, której tu jeszcze nie pokazywałam: „Indian Princess. Legends of Yesteryear Series. 20 Piece Gift Set.”
Do mnie dotarły tylko fragmenty zestawu, choć lalka ma swój kompletny strój z mokasynami (zapinanymi, uwaga: na rzepy😊), etniczną tekturką ? i nosidłem dla dziecka (u mnie użytkuje je mattelowski maluch).
Lalka ma obrotową talię; gumowe, lekko giętkie rączki i nóżki zginane na standardowe 2 x klik. Tworzywa odznaczają się wysoką jakością i konsystencją bez przebarwień.
Żałuję, że z pośpiechu nie chwyciłam jej małżonka, znajdującego się w drugim pokoju (z projektu: „Indian Brave”), ani mocno sfatygowanej, latorośli - lecz zapowiadali u nas nagłe załamanie pogody – co skłoniło mnie do redukcji poczynań… Mam nadzieję, że nic straconego i kiedyś ze szczegółami przedstawię całą rodzinę, a także inne Totsy, które zawitały pod mój dach.
Na fali kultowej „Pocahontas” Disneya, chyba wszystkie lalkowe firmy, wypuściły swoje własne wersje postaci nawiązujących do amerykańskiej legendy. Choć z wyjątkiem Mattela, nie miały licencji na produkcję twarzy z tej niepowtarzalnej animacji, śmiało nadawały swoim śniadym, czarnowłosym lalkom odlewanym na standardowych moldach, imię: Pocahontas. „Totsy” made in China, choć z USA, wykazała się tutaj nie lada rozmachem. Nie bawiłam się w szczegółowe liczenie serii, ale w oko wpadło mi kilkanaście Pocahontas: solo i w setach – z ubrankiem na zmianę, dziećmi i/lub akcesoriami, mężem, koniem, teepee, nie licząc odrębnych zestawów garderoby oraz samotnych wojowników. Takiej fantazji nie wykazała nawet Kid Kore, która także na fali kreskówki „Pocahontas”, uruchomiła bardzo bogatą, tematyczną produkcję, bijącą Mattela na głowę.
Poszperajcie sobie w sieci – naprawdę warto!
Załamanie pogody dopadło mnie w środku lasu. Ostatnie
rodziny z dziećmi, pognały przed siebie mimo połowy dnia i tygodnia: małolaty
nie w szkole, rodzice nie w pracy… Jakbym znalazła się w jakimś filmie….Błękit
nieba, zeżarła gęsta szarość. Ciepły wiatr zmienił się w lodowaty. Ostatnie
podgrzybki pachniały wyjątkowo aromatycznie w reklamówce, a lalka nieśmiało wystawiała
łeb z plecaka. Tak pożegnałam sezon długich wędrówek. Od 2. dni powietrze zionie mrozem…
Na zakończenie, dziękuję tym z Wam, którzy zamieścili pod moim poprzednim postem ciepłe i życzliwe komentarze. Trzymajcie się zdrowo, mimo szalejącego wokół nas chaosu, który opisuje ten utwór - z miesiąca na miesiąc mniej metaforyczny, a bardziej dosłowny (co nie odziera go z sytuacyjnej satyry):
Oraz ten – choć sprzed 10. lat - jak znalazł na dziś:
Wysokość: ok. 29 cm.
Sygnatura na głowie: TOTSY 1992
Tworzywo: plasik, guma.
Cechy szczególne: lalka inspirowana disneyowską animacją „Pocahontas”
z 1995r.
Kraj produkcji: Chiny
Bardzo dziękuję za ten post, piszesz bardzo interesująco o lalkach, które właściwie nie są w kręgu moich ulubionych, ale zawsze warto coś na ich temat wiedzieć :0) Będę czekała z niecierpliwością na leśną sesję rodzinną Pocahontas :0) Niby klonik, ale ma tak bogaty strój, że jestem bardzo, bardzo ciekawa jak wygląda reszta rodziny ;0)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :0)
One wszystkie miały świetne stroje i dodatki, na poziomie, o którym dziś nie śni się tzw. lalkom firmowym, z wyższej półki.
UsuńTak, jak np. Petra, czy Sindy, które stały się rozpoznawalnymi markami. A jednak mimo wszystko, to ledwie naśladowczynie Barbie...
Dziś "klon" kojarzy nam się z lalką z kiosku: pusty w środku plastik, nieproporcjonalnie małe ciałko, mold łebka bezczelnie zerżnięty z Mattela, krzywo nadrukowane oczy i źle obrębione ubranko - do tego sklejone, zamiast zaopatrzone w zatrzaski, czy choćby rzep. Spotkałam się nawet z taką patologią, że lalka miała przyklejony naszyjnik!
W czasach Totsy, nikt by po prostu takiego badziewia nie kupił i firmy-krzaki, szybko przestałyby zaśmiecać świat, tonami szkaradnego plastiku. A teraz co??? Chłam ma się całkiem dobrze.
Serdeczności, Moniko! :-)
zaskakująca twarz!!!
OdpowiedzUsuńA no właśnie!
UsuńW ogóle nie etniczna, ale za to jak radosna :-)
Bardzo lubię indiańskie klimaty. Choć jakoś tak, żadna Poka do mnie nie trafiła, to nie mówię nie, jak się jakaś przypląta. Właśnie wczoraj dostałam indiański totem z napisem Canada. To mogłabym jakąś sesję wykombinować, ale to chyba już na wiosnę, bo zrobiło się zimno i mokro. Dziś deszcz popsuł mi wycieczkę. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńSzkoda Sówko, że wcześniej nie wiedziałam o Twoim braku Pocahontas. Miałam podwójne, niepotrzebne, ale dawno powędrowały w świat :-(
UsuńJa również w deszcz i chłody chodzę na spacery, o ile nie trafi mnie zaporowe samopoczucie, ale do zdjęć lalkowych taka aura zdecydowanie się nie nadaje.
Moc serdeczności :-)
Ne znałam tej serii lalek. Jakoś mnie ominęły. A seria indiańska jest jak dla mnie rewelacyjna. :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że zostajesz w blogosferze. :)
Pod względem popularności, zaliczmy je do kategorii C. Wykonanie oceniam przynajmniej na B, a to przez filcujące i kruszące się z czasem włosy, które zbyt przypominają Fleur.
UsuńDziękuję, Kamelio :-)
Oj tak, powietrze bardzo się ochłodziło, z żalem stwierdzam. Laleczka sympatyczna. Nie znałam, ale miło było poznać, dzięki Tobie. Lubię oryginalne laluszątka ^_^ Fajnie, że taka panienka ma jeszcze kochający domek po tylu latach lalkowego żywota.
OdpowiedzUsuńMa domek i koleżanki i kolegów i nawet młodsze siostry :-)
UsuńWarto pisać (nie tylko) o tej serii. Gdy patrzę na współczesne Pocahontas, jestem przerażona!!! Brak proporcji raziłby wystarczająco, ale jak człowiek popatrzy jeszcze na te wbudowane zbroje, czyli plastikowe, molodowane jednofunkcyjne ubranka, oraz serie ocierające się o karykaturę z autentycznym żalem wzdycha do dawnych produkcji. Czego te współczesne disneyowskie gnioty mają uczyć dzieci (bo dla fanów filmu to prawdziwa profanacja) - że rdzenne Amerykanki, nosiły plastikowe, brokatowe bluzki i miały łby jak dynie?
W moim posiadaniu jest taka panna, niestety znalazłam ją nagusieńka:)Uważam, że ma jeden z milszych lalkowych buziaków a wersja indiańska bardzo mi się podoba:))
OdpowiedzUsuńTrudno jest znaleźć do nich oryginalne ubranka. Miałam szczęście, że akurat ten egzemplarz, trafił mi się kompletny :-)
OdpowiedzUsuń