Minęło prawie półtora miesiąca od mojego ostatniego wpisu. Przepraszam, że nie odpisałam na Wasze komentarze, może jeszcze to zrobię. Nie miałam siły, ani czasu. Dni mkną coraz szybciej. Za oknem jeszcze do wczoraj - wiosna bez wiosny. Mija tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem, ja zaś rzadko rozstaję się z kurtką, którą nosiłam w… grudniu. Odczuwam to szczególnie, gdy raz w tygodniu jeżdżę do sąsiedniej miejscowości prowadzić zajęcia z artoterapii.
Przyjemna odskocznia od wywiadów przez telefon z ludźmi, których twarzy nie widzę i za kilka dni nie pamiętam nawet jak mieli na imię… Ot, uroki „nowej normalności” i przewlekłej pracy on-line.
Gdzieś tam w międzyczasie były moje urodziny. Bez planowanego od dwóch lat wyjazdu, bez imprezy towarzyskiej, nawet bez zwykłego spaceru do lasu, bo jak spacerować gdy za oknem leje i jest + 6 st. C??? Same wspomnienia o wszystkich udanych urodzinach, ukochanych Osobach, których już nie ma, nie ogrzały ani serca, ani aury. Pojawiła się za to w prezencie lalka 😊 którą większość z Was już dawno posiada w kolekcjach, ale ja od roku wzdychałam do niej pozbawiona nawet symbolicznych 30 zł na hobby. A tu niespodziewanie – jest 😊I jeszcze ten bonusik w postaci czwartej już figurki kota Schleich.
Nic tylko się cieszyć i fotografować, co też niezwłocznie postanowiłam uczynić. Niestety, pierwsze promienie słońca, które zobaczyłam w maju, pojawiły się 8 dni po moich urodzinach. To była istna walka z czasem. Co upozowałam lalkę na tle moich z poświęceniem uratowanych bratków (o akcji hospicyjnej spowodowanej polityką „ekologicznych” supermarketów, piszę TUTAJ: http://simran4.blogspot.com/2021/06/zielone-hospicjum-czesc-1.html)
zaraz niebo zasnuwała ciemność północnych chmur i robiło się jeszcze zimniej! Ziszczony sen Morsa.
Przedstawiam Wam Astrę Z. (Fashionistas nr 147) i Gandalfa!!!
Czy dlatego się burzę, bo jako bardzo młoda niewiasta brałam udział w konferencji n.t. niedyskryminowania nosicieli wirusa HIV? A może z tej przyczyny, że niełatwo było pisać studentce Kulturoznawstwa pracę magisterską, z dziedziny historii??? (temat: „Dom w getcie warszawskim”). Jakoś tak wypełzają mi z pamięci hasła i fotografie: lokale, tramwaje, przestrzeń - tylko dla Niemców. Bo Żydzi wg okupanta byli nosicielami tyfusu plamistego, a więc bardzo groźnej zarazy, co dało społeczne przyzwolenie na stygmatyzację, izolację, a w konsekwencji…. No, wiecie. ☹ ☹ ☹
Tak, czy inaczej zakodowało mi się w głowie, że
uprzywilejowanie jednych jest dyskryminacją drugich. A ja nie chcę być ani tą
gorszą, ani lepszą od pozostałych. Indywidualne sumienie, moja religia, wychowanie,
wrażliwość, nie dają na to zgody… Zamiast niej – smutek, że znowu dajemy sobą manipulować
☹Tyle dygresji.
Pierwsza sesja odbyła się w loggi.
Druga (mini) - po południu, na parapecie. Ledwo ustawiłam modelkę i rekwizyty, nie dość, że zaszło słońce to jeszcze w ułamku sekundy na planie pojawił się taki gość (Czarnobyl), który postanowił przywitać się z Astrą.
Kilka dni później Klimat Ocieplony dał nam na Mazowszu jedyny wiosenny dzień. Rozstałam się z zimową kurtką i popełzłam do lasu. Astra o figurze nastolatki (mały biust, znikoma talia) całkiem przyzwoicie pozowała w sukience hand – made zaprojektowanej dla klasycznej Barbie.
A pod koniec miesiąca z szerokim uśmiechem i przyspieszonym biciem serca, reaktywowałam dwustronnie kontakty towarzyskie. Świadomość, że nie tylko my za Kimś, ale Ktosie za nami tęsknią jak kania deszczu w tych ciężkich czasach – dodaje paliwa.
Pizza i grzane piwo przy + 13 st. i ulewnym deszczu w
scenerii wreszcie otwartego kawiarnianego ogródka (bo wnętrze lokalu było
jeszcze mocą rozporządzenia niedostępne dla klientów) nigdy nie smakowały mi
lepiej.
A Hotel Narvil w Serocku i jego okolice były jak Raj po niemal półtora roku lęku i niewoli. Choć wicher mroził każdy skrawek ciała. Nie zdziwiłabym się gdyby nawet Astrze było zimno…
Wiosna nareszcie (tuż przed końcem) postanowiła się ujawnić i już czwarty dzień u nas było po wyżej 20 stopni. Ale noce jeszcze z niska temperaturą. Lalka bardzo ładna i koty wszelakiej maści. Bardzo podobają mi się te zdjęcia na początku postu.Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńNo, Sówko, u nas wreszcie... lato :-) Aż mi z tym dziwnie.
UsuńZdjęcia z początku wpisu, to amatorska zabawa grafiką ;-) Pewnie gdybym miała więcej materiału z sesji, nie wpadłabym na taki pomysł. A tak - próbowałam, zmieniałam kolory, ostrość, filtry. Próbowałam także coś "pomazać" rysikiem.
Koty bardzo polubiły mój urodzinowy prezent:-)
Serdeczności!
Lalka moich marzeń :) Pierwsze zdjęcie jest boskie.
OdpowiedzUsuńU mnie są upały jak jasna cholera a ja je bardzo źle znosze :(
Dziękuję, Eleno :-D
UsuńO, to widzę, że masz geny Wikingów ;-) W sam na nadchodzącą Małą Epokę Lodowcową, o której mówią opozycyjni wobec trendu "ocieplenia" naukowcy. Zazdroszczę, bo mnie w Polsce jest coraz zimniej...
Oczywiście, że dotrwałam do końca, zafascynowana zarówno lalką, jak i Twoimi przemyśleniami, Kiduś :-)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia ślicznej dziewczyny. Bardzo mi się podoba ta panna!
Trzymajmy się dzielnie! Ściskam mocno!
Dziękuję serdecznie, Oleńko :-D
UsuńNapisałam - jak czułam. Choć dziś ludzie coraz bardziej boją się dzielić swoimi przemyśleniami zwłaszcza gdy nie wpisują się one w powszechną narrację...
Bardzo polubiłam moją Asterkę ;-)
Ściskam również. Trwajmy!
Kochana, ja też planowałam krótki urlop (może nad morzem), ale najpierw ta zimnica wiosenna, później moja mama się przeziębiła i chciałam być z nią, teraz znowu ja zachorzałam i tak lecą te dni i noce. Jeszcze kilka dni temu też pomykałam w kurtce. Toż to szok, naprawdę! Tak długo czekaliśmy na kwitnącą, pachnącą i ciepłą wiosnę, a ona się nafochała i daje jedynie namiastkę siebie. Twoja panna zyskała ciekawe imię ;-) Pasuje do niej, naprawdę. Choć mam tę pannę i inaczej ją nazywam, to ta Twoja jest inna, taka bardziej Twojsza niż mojsza. I to jest ciekawe, że każda/y z nas, mając ten sam model lalki, przelewa jakby na nią siebie, swoje myśli, emocje, wspomnienia, czy skojarzenia... Przez to, mimo podobnych buziek i ciałek, wszystkie te lalki są ogromnie zróżnicowane. Jak bliźnięta o różnych charakterach i delikatnych różnicach w wyglądzie. Bardzo ciekawe... Spóźnione życzenia urodzinowe. Zdrówka. Pogody. I uśmiechu :-) Plastikowe kociambry tej fajowe. PS: Dygresja idealnie łączy się z moimi przemyśleniami. Powiariowali na tym świecie!
OdpowiedzUsuń*Plastikowe kociambry też fajowe
Usuń**Powariowali na tym świecie!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOj, Ayu :-D To, co napisałaś o przenoszeniu swojej wrażliwości w lalki jest dokładną moją obserwacją!! Bo nie tylko stylizujemy je wedle swojego gustu, ale właśnie dajemy im kawałek własnej duszy. Tak jest. Zabawne, bo apaszka z koralikami, w której pozuje Astra to moja dawna apaszka. Przewiązywałam nią włosy, gdy miałam identyczne jak ona.
OdpowiedzUsuńDziękuję za życzenia. Zdrówko jakoś się tli na szczęście. To dziwne, bo zanim wybuchła zaraza ciągle coś mi dolegało, a przy tym byłam delikatna jak przysłowiowy francuski pies. A to zatrucie, a to omdlenie, a to zaziębienie i oczywiście ostra grypa 2 x do roku. Ale odkąd nastało to diabelstwo, trzymam się chyba siłą woli ;-) Nawet migreny mam rzadsze.
PS. Świat zmierza w bardzo niebezpiecznym kierunku.
Ściskam Was. Bądźcie zdrowe.
Dziękuję Ci za ten długi wpis, czytałam go z dużą przyjemnością. Astra ociepla wizerunek tych dziwnych czasów. Może za jakiś czas łatwiej będzie wspominać, patrząc na jej zdjęcia. A wegański burger i spotkanie towarzyskie tego pierwszego dnia "wolności" smakowały wyjątkowo. :)
OdpowiedzUsuńO, tak... Ja również bardzo Ci dziękuję IHime za przychylny komentarz. Obyśmy kiedyś zbudziły się rano i stwierdziły: "Zaraza? Niewola? Uff! To już przeszłość. Czas zapomnieć tamte miesiące jak z filmu grozy"
UsuńTo pierwsze, to pizza wegetariańska. Drugie zaś - zupa szparagowa z jajcem ;-)
Serdeczności!
Gratuluję nowej panny i oczywiście nowego kota (jest super)
OdpowiedzUsuńale te żywe pogłaskaj ode mnie :)
Też mi się podoba ;-)
OdpowiedzUsuńDziękuję, Ewuniu :-)
OdpowiedzUsuń"Urodzinowy Mikołaj" dopisał nowymi laluszkami. Mam jeszcze jeden nabytek, pewnie niebawem i on doczeka się swojej sesji ;-)
Pogłaskałam Stado, oczywiście. I Ty uściskaj ode mnie swoją Chorowitkę!
To niesamowicie urodziwa panna, więc serdecznie Ci jej gratuluję, podobnie jak schleichowego kota! Zdjęcie z Nadzieją jest przecudne - dwa bardzo urodziwe profilki.
OdpowiedzUsuńAstra zachwyca w Twoim wydaniu -
OdpowiedzUsuńchoć u mnie wciąż w swej kiecce...