Odkąd przeczytałam "Anię z Zielonego Wzgórza", pokochałam lalki z piegami. Wiem, że nie ja jedna tak mam ;-) To doskonały przykład, jak silnie wzorzec popkulturowy może kształtować nasze estetyczne preferencje.
Czym kierował się Mattel w 1963 r. tworząc dla Barbie przyjaciółkę o imieniu Midge - nie mam pojęcia. Może też robił jakieś badania rynku, z których wyewoluowała teza, że dziewczynki lubią piegowate lalki? Bo oblicze tej rudowłosej pannicy zdobiły urocze kropeczki ;-)
Cóż, w tamtych czasach to moja Mama była dzieckiem bawiącym się lalkami. Pierwsza mattelowska Midge jaką ujrzałam na własne oczy miała mold "Diva", który na dobre przylgnął do płomiennowłosej przyjaciółki Barbary. Dla mnie to ona jest "właściwą" Midge. Ta, która mnie wtedy olśniła u moich przyjaciółek - dziś wśród kolekcjonerów nosi status "kultowej". Pochodziła z serii "Barbie and the Beat". W Europie funkcjonowała jako: "Jeans Disco Barbie". Wyprodukowano ją w latach: 1989/90.
Dla porządku wspomnę jeszcze, że nim twarz Midge zaprojektowaną w latach '60, zastąpiła Diva, osadzono jeszcze na krótko mold Steffie/Whitney w roli wdzięcznego rudzielca. W wersji z piegami panna S. zagościła raptem 2 razy: "California Dream Midge" z 1987r. i "Cool Times Midge" z 1988r. Szczęśliwie udało mi się po latach zdobyć obie, z drugiej, a sądząc po stanie chyba nawet z trzeciej ręki. Ale nie o Midge jest ten wpis, tylko o piegach jako takich ;-)
Bo był czas, że Mattel zdecydowanie odszedł od tej estetyki i choć Divę w roli Midge nadal replikowano, żadna z kolejnych wersji lalki nie mogła pochwalić się kropeczkami na policzkach. Minęła moda? Być może. Z biegiem lat zaprzestano też produkcji tej konkretnej postaci.
W końcu tworząc projekt Fashionistas, bardzo szybko zrezygnowano z imion przypisanych do lalek o określonym typie urody. Padła więc rodzina i klub towarzyski Barbie.
Teraz, jak doskonale wiecie każda panna ma tylko seryjny numer. Jak dla mnie - trochę przerażające. Ale doskonale wpisuje się w ten "nowy" homogeniczny świat, w którym od innych możesz różnić się tylko w teorii. Nie daj Boże byś miał/a własne zdanie!
Na szczęście w różnorodnej wizerunkowo serii Fashionistas nie brakuje laleczek z piegami :-) Pierwsza pojawiła się w 2014 r. Znajdziecie ją TU:
http://simran1pl.blogspot.com/2015/10/fashionistas-czesc-2-kolekcja-2015.html
Wtedy jeszcze nie naznaczano lalek tymi ponurymi numerami seryjnymi.
Dalej było już tylko lepiej. Piegowate panny miały różny kolor skóry, wzrost i sylwetkę, choć nie powstało ich zbyt wiele. Subiektywnie za najbardziej udane projekty uważam: nr 108 z 2018 r. która oprócz twarzy ma całe piegowate ciałko i prezentowaną tutaj pulchną (ciałko curvy) nr 85 z 2017 r. Cudem ją zdobyłam w momencie, w którym już zewsząd została wykupiona.
Prezentowana tu sesja pochodzi z 27 kwietnia 2020r. Pamiętam jak dziś ten dzień krótko po pogrzebie Babci...
I równie krótko po poluzowaniu epidemicznych obostrzeń. Tamten kwiecień jak na ironię był piękny: ciepły i słoneczny. Gdy wreszcie wypuścili nas z domów, nie mieliśmy odwagi głośniej rozmawiać, czy tym bardziej śmiać się... Lecz wola życia była silniejsza od szoku i strachu/zastraszenia. Pamiętam tłumy ludzi na leśnych drogach. Całe rodziny, takie szczęśliwe. Człowiek z radością patrzył na drugiego człowieka. Ale dyskusje toczyły się niemal szeptem. Co najmniej jakbyśmy przeżyli nalot. Podświadomie przeczuwałam następny.
Zapraszam też TUTAJ: http://simran4.blogspot.com/2021/04/wiosna-rzniecie-czas-zaczac-trzeba.html
na spotkanie z coraz rzadszym polskim motylem: Rusałką Żałobnikiem.
Muy bonitas las dos muñecas y muy bonitas las fotos. Gracias por la información. Buena semana
OdpowiedzUsuńSerdecznie Ci dziękuję :-)
UsuńOj jak ja kocham laluszątka z piegami! Ostatnio również tą panną się bawiłam. Piękne zdjęcia plenerowe. Wreszcie widać wiosnę gdzieniegdzie, choć nadal chłodno... Uściski.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Ayu. U mnie w momencie publikacji tego wpisu, nie było nawet grama wiosny. Te zdjęcia pochodzą z ubiegłego roku ;-)
UsuńPiegi bywają urocze o ile nie jest ich zbyt wiele. Jako dziewczyna pilnie strzegłam się wiosennego słońca, bo się od niego dostawało piegów. A nikt nie chciał usłyszeć, że ma gębę jak indycze jajo. Dziś kanony urody się zmieniły. Wiele osób stawia na naturalny wygląd. Lalka jest bardzo ładna. A przechadzki po lesie to zazdroszczę. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNie znałam tego zabawnego sformułowania - jak indycze jajo ;-) W mojej rodzinie była taka skóra, karnacja, że piegów nie posiadaliśmy. Pewnie dlatego trochę idealizuję ten dodatek do urody... Przechadzka odbyła się w ubiegłym roku, tuż po odwołaniu zarazy. W tym - lodowata, deszczowa pogoda stanowiła najlepszy lockdown. Serdeczności.
UsuńTo śliczna dziewuszka o niesamowicie promiennej urodzie, świetna do takiej wiosennej sesji, nawet, jeśli w gruncie rzeczy ciągle jest zimno jak w psiarni ;).
OdpowiedzUsuńKominków się boję. Panicznie się boję otwartego ognia, mam lęki nawet na widok świecy (oczywiście u siebie, nie rzucam się gasić każdego płomyka w zasięgu wzroku ;)). Słowem, gdybym miała kominek, nigdy więcej bym już nie zasnęła.
Dziękuję Ci, Chiriann za docenienie urody mojej lalki :-) Mieszkałam i przebywałam w domach, w których były kominki. Nie bałam się ich do dnia, w którym obejrzałam reportaż o kobiecie - ofierze ognia. Tak niefortunnie dorzuciła drewna, że płomień buchnął na jej twarz... :-(((
UsuńPiegi są debeściackie <3
OdpowiedzUsuńa sesja cudna <3
Dziękuję serdecznie, Ewuniu :-)
UsuńLalka z piegami jest naprawdę śliczna i wyjątkowa. Ja bym nie wytrzymała i bym ją od razu przesadziła na ciałko mtm :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, Eleno. Pewnie jakbym miała takie ciałko też bym to zrobiła. Póki co - jest taka jak ją Mattel stworzył ;-)
UsuńTo jedna z moich ulubionych fashionistek. Cudną ma tę buzię :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, Nerchel :-) Widzę, że ta lalka ma sporo fanów wśród Kolekcjonerów ;-)
UsuńBardzo urocze piegi na lalkach :D
OdpowiedzUsuńSuper sesja <3
Dziękuję raz jeszcze, Ewuniu. Nie wiem, czemu Blogger przestał z automatu dodawać komentarze i prawie każdy muszę zatwierdzać osobiście...
UsuńPiękne ujęcia, uwielbiam oglądać takie przyjemne sesje plenerowe :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że odrobina - wszystkim, ale nie każdy dobrze się z nimi czuje ;-)
OdpowiedzUsuńDziękuję, Neytiri. Ja też lubię sesje plenerowe na blogach. Po miesiącach kwarantanny, zyskały dodatkową wartość :-)
OdpowiedzUsuńWspaniała ta lalka! Lubię piegi, ale dopiero teraz. Kiedy byłam mała miałam ich pod dostatkiem i wcale nie chciałam ich mieć! Były wszędzie i okropnie się z tym czułam! Poza tym wiązało się to z bladą cerą, która opalała się na czerwono! Nie lubię tego wspominać, bo wtedy źle się z tym czułam... Teraz, i piegi w większości zniknęły, i pewnie tak bym się nimi nie przejmowała... ale się rozpisałam a miało być o uroczej piegusce :)))
OdpowiedzUsuńDziękuję za podzielenie się osobistymi wspomnieniami, Oleńko :-) Tak to już jest, że człowiek dystansuje się do tego co mu przeszkadza dopiero z wiekiem. I ja tak mam. Rzeczy/cechy, które kiedyś przyprawiały mnie o łzy złości, przestały wpływać na moje samopoczucie. A przynajmniej - większość z nich ;-) Serdeczności :-D
OdpowiedzUsuńKocham piegi u lalek i coraz bardziej żałuję, że tej jednak nie kupiłam. Kusiła, ale inne skusiły bardziej. Co do ogrzewania kominkowego - raczej nie jest bardzo ekologiczne, ale uratowało nam zadki przed zamarznięciem, kiedy w kwietniu tego roku siadło nam ogrzewanie. ;)
OdpowiedzUsuńOj, wobec tego poluj na nią. Może się jeszcze trafi z jakichś zapasów. Jest naprawdę jedyna w swoim rodzaju...
OdpowiedzUsuńKominek to sprawa wielce dyskusyjna... Ale i ja zamarzałam w tym roku. Bardzo żałowałam, że zepsuła mi się dmuchawa. Pozostały tylko frotowe skarpety i polar na zziębnięty grzbiet.