wtorek, 12 stycznia 2016

Audrey Hepburn i zakochana Dywka/ Audrey Hepburn and first love my cat.


I tak, nim się obejrzałam, za oknem wreszcie zapanowała wyczekiwana przeze mnie zima, a w kalendarzu nieubłaganie znalazł swoje miejsce kolejny rok... Jaki będzie pod względem lalkowym, osobistym, zawodowym?... Dowiem się za niemal 12 miesięcy ;-) Jak mogłam, tak przetrwałam i choinki i fajerwerki i te wszystkie, wymuszone skądinąd sympatycznym obyczajem, długie weekendy. Na lalki aż do piątkowego spotkania z Inką, nie miałam czasu, zdążyłam za to naużerać się już z tzw.: "drapieżną prozą życia". Dopiero dziś wreszcie wygrzebuję tematyczne zdjęcia z grudnia 2013 r. i zgodnie z ostatnią obietnicą przedstawiam tak śliczną pannę, jak i ciąg dalszy przygód Dywki - tym razem (co mnie samą wprawiło w szok)... sercowych ;-).


(wybaczcie ten pieprznik, na tle którego wdzięczy się kotka, ale zakładam, że pracownia to z urzędu miejsce, gdzie o porządki nie dba się szczególnie gorliwie ;-))

Audrey Hepburn zagrała w przeszło 20. filmach, ale firma Mattel skupiła się praktycznie na 4. projektując lalki w mniej, lub bardziej udany sposób nawiązujące do wizerunku tej ikonicznej, ponadczasowej gwiazdy kina amerykańskiego. Wyrazistej, perfekcyjnej i bardzo delikatnej twarzy Audrey, nie da się pomylić się z żadną inną. Dlatego teoretycznie zadanie projektanta lalek celebrytek, powinno być ułatwione. A jednak każda Audrey czy to mattelowska, czy też innych firm (bo również Poppy i Pullip wcieliły się w rolę aktorki) ma jakieś braki i tylko w sposób ogólny nawiązuje do bohaterki dzisiejszego posta. O żadnej niestety nie mogę powiedzieć: "Ależ to Audrey jak żywa!". Jedynie te poprawione (ooak - i) przez indywidualnych kolekcjonerów są lustrzanym odbiciem brytyjskiej aktorki. Mattel boi się, jak widać w każdym firmowym oryginale, mocnej oprawy oczu, czyli tego, co dla oblicza tej pięknej kobiety jest najbardziej charakterystyczne.


Po raz pierwszy do wizerunku Audrey Hepburn, producent Barbie sięgnął w 1995 r i ni mniej, ni więcej, wykorzystał właśnie ówczesny mold Barbie - "Super Star". Trudno o bardziej chybioną inicjatywę, ale nie da się ukryć, że strój ta Barbie - Eliza Doolittle z "My Fair Lady" ma szalenie romantyczny i gdyby nie kiczowaty, plastikowy koszyczek, nie powstydziłaby się go żadna lalkowa dama!
W tym samym roku zaprojektowano 2 kolejne, już znacznie bardziej udane Audrey - dla odmiany na moldzie "Mackie", z ostrożnym uśmiechem na zamkniętych ustach. I muszę powiedzieć, że te lalki w symboliczny sposób, chwytają charakter oblicza filmowej gwiazdy. Mówię o serii "Hollywood Legend Collection" I choć to także tylko Barbie jako Eliza z "My Fair Lady", obie - i ta w różowej sukni i ta w białej (czyli moja; poniżej przebrana w fiołkową kreację) mają w sobie kawałek osobowości Audrey.



Warto wspomnieć, że w 1996r. zostaje wyprodukowana jako Special Edition dla Hallmark, Barbie "Holiday Traditions". Ciemnowłosa i ciemnooka na moldzie Mackie, w dopracowanym stroju retro, może uchodzić śmiało za kolejną, mattelowską Audrey. Różni ją praktycznie tylko brak rootowanych rzęs...
W 1998 wychodzą aż 4 ekskluzywne produkty związane z gwiazdą. Dwie lalki i dwa zestawy ubrań w serii "Classic Edition Paramount Pictures Audrey Hepburn Collections". I tak mamy Audrey Hepburn jako Holly Goligftly w "Breakfast at Tiffany" w różowej kreacji, oraz Audrey w czarno - białym stroju. Z kultowego "Śniadania", wyszły jeszcze wspomniane 2 zestawy ciuszków: "Black Daytime Ensemble" i "The Cat Mask Outfit". Lalki cudne, owszem; mogłabym jednej z nich użyczyć kawałka półki w witrynie, ale tak, jak napisałam wcześniej: przypominają mi stan surowy, delikatny szkic domagający się wykończenia tuszem, lub farbą...
W 2012/13 r. mamy dwie ostatnie jak do tej pory Audrey w jej innych filmowych wcieleniach: jako Annę z "Rzymskich wakacji", która to rola przyniosła aktorce w 1954 r. nagrodę Oscara, oraz jako Sabrinę w sukni w czarne kwiaty - ubiór ten jak wiele kreacji Audrey, wpisał się w historię mody.  

Moją Audrey kupiłam kilka lat temu w bardzo okazyjnej cenie, ze względu na to, że osoba sprzedawała lalkę golutką, jak ją Mattel stworzył. Nic, a nic nie zraził mnie brak odzienia. Z właściwym sobie spokojem, uznałam, że los coś kiedyś ześle. Więc zesłał! I to taki bajer, o jakim nie mogłam nawet marzyć! W 2013 r. byłam jeszcze w najlepsze, członkinią Forum Kolekcjonerów Lalek "Doll Plaza". Zanim nieco rozgoryczona odeszłam stamtąd, udało mi się 2 razy wziąć udział w przesympatycznej zabawie, zwanej "Wymianką". Z grubsza polegała na tym, że para uczestników szyła dla swoich lalek stroje - niespodzianki i przesyłała sobie ukończone kreacje. Obdarowany miał obowiązek ubrać lalkę, zrobić jej sesję zdjęciową i całość pokazać na forum. Taka jest właśnie historia prezentowanego dzisiaj stroju i zainscenizowanych, zimowych kadrów...
Do pary, trafiła mi się wybitnie utalentowana Osoba, która wyczarowała takie oto cudo:









Coś tak fantastycznego, pewnie prawdziwa Audrey Hepburn, włożyłaby z przyjemnością... 



I jeszcze na zakończenie pierwszego w tym roku posta, parę zdań o Dywce...
Gdzieś na jesieni adoptowana córka Padlinki zmieniła się w sposób, który zaczął wzbudzać moją irytację. Stała się samowolna i momentami nadpobudliwa, bardziej niż kiedykolwiek przedtem. Bardziej niż zasięg granicy mojej tolerancji, nawet jeśli wliczymy weń niezaszlachtowanie kocicy po nadgryzieniu dwóch lalek ;-) Krótko mówiąc, Dywa zaczęła mnie wkurzać. Co gorsza przestała ze mną spać! Owszem, przychodziła na wołanie, ale posiedziała 3 minuty na kołdrze i szła do największego pokoju, gdzie waliła się albo przed oknem balkonowym, albo przyrastała do parapetu i koczowała tak do rana. Uśmiech w  jej oczach, którymi spoglądała na mnie tajemniczo, był co najmniej dziwny tym bardziej, że marmurowy parapet, na którym przesiadywała z lubością do najcieplejszych przed włączeniem grzejników, nie należy... Chciał, nie chciał, pogodziłam się z faktem, że drugi mój kot, żyje własnym życiem. Pocieszyłam się obserwacją, że w przeciwieństwie do Hołoty, nie jest chociaż złośliwa. Zaniepokoiło mnie tylko spostrzeżenie, że Dywa przejawia nie znaną jej (strachliwej, delikatnej istocie) tendencję do ucieczek. Próbowała myknąć oknem, drzwiami balkonowymi i frontowymi. Zaczęłam więc jeszcze dokładniej patrzeć pod nogi. A jednak pewnego jesiennego dnia zauważyłam siusiu w pojemniku z cebulkami przebiśniegów, w samym rogu loggi! Zdębiałam, bo od momentu, gdy Dywka wyskoczyła z pierwszego piętra i ledwo udało mi się ją upolować, a Padlina usiłowała wspiąć się na świerk (złapałam ją w ostatniej chwili), ustaliłam nowe zasady korzystania z zabudowanej od dołu, ale nieosiatkowanej u góry loggi. Otóż, kot ma prawo przebywać na zewnątrz, wyłącznie w mojej obecności, wyłącznie na wyciągnięcie mojej ręki i wyłącznie pojedynczo ( jeden wchodzi, drugi wychodzi). Kto więc i jakim cudem podsikał mi cebulki?! Usnęłam? Kot mnie zahipnotyzował i podlał roślinność? Widocznie... Na kilka dni wyciszyłam mózg tymi irracjonalnymi tłumaczeniami. A, gdy niebawem jednoznacznie pachnący strumyczek wyciekł z kociego pudełka stojącego w loggi (nomen omen należącego kiedyś do Padlinki) uznałam to za perwersję i działalność wywrotową kociego ducha ;-))) Bo gdybym mieszkała na parterze, sprawa byłaby jasna. Oto, przychodzi kot - amant i zostawia moim kocicom miłosne znaki. Ale takie rzeczy nie przytrafiają się mieszkańcom pięter, mieszkańcom świeżo otynkowanych kamienic. Koty nie chodzą po ścianach!! Nikt mi tego nie wmówi...      
To, co ja zmywałam w gumowych rękawicach, mamląc w ustach wyrazy nienadające się do zacytowania, w sposób obsesyjny fascynowało Dywę. Nawet po wyszorowaniu terakoty, kotka szła w tamte miejsca i lizała kafelki. Za czorta nie mogłyśmy dogadać się w tej kwestii ;-). Co ciekawe, Hołota nie była w najmniejszym stopniu zainteresowana  tym paskudztwem. "A może to jakimś cudem jej robota?" - zastanawiałam się. 
Ale gdy sikacz - duch po raz trzeci zostawił ślad, tym razem w wysokiej donicy z winobluszczem, nie byłam w stanie znaleźć satysfakcjonującej mnie interpretacji. Z wyjątkiem takiej, że jakiś czworonożny Romeo, zapiernicza jak mucha po gładkiej ścianie ;-)
CDN.        


Wysokość: 29 cm.
Tworzywo: plastik, guma.
Sygnatura: Mattel INC.
Cechy szczególne: lalka ucharakteryzowana na podobieństwo aktorki.
Data produkcji: 1995.
Height: 29 cm.
Material: plastic, rubber.
Signature: Mattel INC.
Special features: a doll dressed up as a likeness of actress.
Date of manufacture: 1995.

Zapraszam Was też tutaj na ogląd fragmentów mojej innej, unikalnej, prawie zabytkowej kolekcji: simran2pl.blogspot.com




A także TUTAJ, na chwilę refleksji: simran4.blogspot.com


36 komentarzy:

  1. Hello from Spain: I really liked Audrey Hepburn. Ypur doll is fabulous. Very pretty. Great look. Nice pics- keep in touch

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Thank you for your visit! Greetings from Poland :-)

      Usuń
  2. mamma mia zielona pietruszka - ta wyprawka
    godna kontemplacji niejednej godziny jest :)))

    a pannica z firanami rzęs - cudeńko do sześcianu -
    na fotce z SuperStar nawet przywiodła mi na myśl
    me ukochane ciemnowłose Betty Tong ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli o mnie chodzi, to tylko kontemplacji, bo choćby zbliżonego krawieckiego naśladownictwa nie osiągnę nawet żyjąc 200 lat! ;-)

      Na tym zdjęciu istotnie ma coś z Betty...

      Usuń
  3. Piekna nawet jesli nie do konca podobna do Audrey:) Kreacja w calej swej okazalosci czarujaca <3

    Czekam na ciag dalszy opowiesci z dreszczykiem o amancie twojej Kotki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie do końca, ale trochę przypomina Audrey ;-)

      A w następnym poście, jak wyszarpię parę chwil energii z głębin mego umordowanego jestestwa, obiecuję wyjaśnić kocią zagadkę ;-D.

      Usuń
  4. Lalka i suknia są przepiękne, przywodzą na myśl Audrey w "Wojnie i pokoju" (przynajmniej w tych ujęciach, w których nie widać turniury). A bielizna to po prostu mistrzostwo świata :-)
    Obstawiam kocura, który przeskakuje z sąsiedniego balkonu. Koty są zbyt racjonalne, by wzdychać do wyimaginowanych amantów. A duchy nie sikają ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pudło! ;-D. Na sąsiednich balkonach nie ma kotów ;-)))
    Ale fakt - duchy zachowują czystość i dyskrecję ;-)

    Też skojarzyła mi się z "Wojną i pokojem". Zresztą w tak drobiazgowo odszytym stroju, mogłaby zagrać w niejednej inscenizacji historycznej...

    OdpowiedzUsuń
  6. Śliczna lalka i fantastyczna suknia, w dodatku z odpowiednią bielizną. Ma nawet tiurniurę!
    Co do kotów to na naturę rady nie ma. Znasz piosenkę o Kasi i dziurze w desce?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! A tiurniura i mnie zwaliła...
      Nie znam tej piosenki, ale jakoś podejrzanie pikantnie brzmi na podstawie Twojego opisu ;-)

      Usuń
    2. "wysokie płoty Tato sadził,
      aby do kasi nikt nie chodził,
      ale ta Kasia mądra była była
      i dziurę w desce wywierciła,
      oj, żeby nie ta dziura w desce
      byłaby Kasia panną jeszcze"

      Usuń
    3. Oj, oj - aż mi się duszno zrobiło. Toż to ludowy hardcore!
      I... samo życie ;-)

      Usuń
  7. Stroje śliczne , lalki też mają swą moc , choć żadna do sarniookiej Hepbrun niepodobna :) . Koci amant szczający w wypieszczoną balkonową roślinność ... powiało grozą ... :/

    OdpowiedzUsuń
  8. Z wyjątkiem tych, które kolekcjonerzy sami poprawili. One SĄ podobne!
    Ten Romeo, cóż. Potraktował donice i naczynka jako wybór kuwet ;-) Też bym wolała, żeby przyniósł kwiaty dla kotki, a nie niszczył te, które mamy ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... Ty się ciesz, że nie przynosi jakiejś ugryzionej
      myszy, albo głowy ptaka!
      Hm ... Kwiatka!

      Usuń
    2. No, tak - w kociej kulturze, to istotnie raczej jakieś zwłoki byłyby stosownym upominkiem dla narzeczonej. W takich sytuacjach, dochodzę do wniosku, że choć od urodzenia w moim łóżeczku spał kot i znam te gady jak siebie samą, jednak istnieją spore różnice w obrębie naszych gatunków ;-)))

      Usuń
    3. ... hmmm.... czyżbyś nie lubiła myszek ??? :):)

      Usuń
    4. Ależ bardzo lubię! Podziwiać w ... akwarium ;-))

      Usuń
  9. The dress ad underwear are so lovely, I also like the face and hair-do. I'm so curious to find out about the cat :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. This outfit is the pride of my collection! The doll itself very beautiful, yet gained additional charm.It looks like a whole was designed by a professional artist! I would like to sew so perfectly !!
      End of story romance my cat, you will know soon;-)

      Usuń
  10. Cudne te ubranka, sama bym takich nie uszyła ;-)
    a jako Nataszę świetnie w nich ujęłaś w obiektywie :D Cudna :D
    Fajnie mieć koty - przynajmniej człowiekowi się nie nudzi :D
    Czekam na cdn...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mów - TY byś nie uszyła!???
      Kojarząc styl i warsztat, w pierwszej kolejności typowałabym właśnie Ciebie i Zuri...

      Babcia ostatnio powiedziała, że choć zawsze jestem sama, to z kotami nie mogę narzekać na nudę. Fakt.
      Jednak nie ma to jak (sprawdzony, wyzwolony)czworonóg! ;-D.

      Usuń
    2. Dzięki za miłe słowa :)))))))))))))))))))

      Usuń
    3. Dziękuję za docenienie mojej dłubaniny :)))))))))))

      Usuń
  11. Ubranko jest niesamowite i panna w niem też, chociaż jak dla mnie aktorki nie przypomina wcale ;) Koci amant rozłożył mnie na łopatki, niecierpliwie czekam cdn....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aktorkę przypomina tak, jak szkic do portretu gotowe dzieło. Słuchasz i myślisz:" O, gdzieś dzwonią". Ale nie masz pojęcia, w którym kościele...

      Ciąg dalszy love story będzie w następnym wpisie ;-))

      Usuń
  12. Ależ Ty umiesz dawkować historię z dreszczykiem!
    Bardzo jestem ciekawa, kto robi takie psikusy :-)
    Zakochałam się i w pannie, i w kreacji! Bielizna i suknia mnie powaliły!
    Serdecznie Cię pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie tyle zabieg marketingowy, co autentyczne zmęczenie m.in. stukaniem w klawiaturę... Muszę sobie dozować także i ten wysiłek.
      Ale to również zawodowa świadomość, że współczesny czytelnik, nie jest w stanie na raz przeczytać długiego, drobiazgowego tekstu ;-) (tak mnie uczono).
      CDN nastąpi szybko. :-)
      Lalka moim zdaniem, bez względu na procent podobieństwa - jest śliczna. A strój na złoty medal...
      Pozdrawiam cieplutko!

      Usuń
  13. laka i strój przepiękny - nic dodać, nic ując. Zachwycam się! Jednakże najbardziej teraz zaciekawiła mnie kwestia tego kociego amanta... Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy... Toż to powieść na pograniczu romansu i kryminału... ;) Lubię takie... ;) :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj serdecznie! :-)
      Takie opowieści (dziwnej treści), to już chyba proza mego życia. Przeglądałam ostatnio własny dziennik z czasów liceum. Tam dopiero się działo!...

      Usuń
  14. Zobacz jaka Dywka na tej fotce jest cudna :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Zakochani zawsze pięknieją ;-)

    OdpowiedzUsuń
  16. Kiduś - zapomniałam Cię uświadomić, że klonik
    Tammy Ideal, czyli pierwowzoru mej nie-Sindy
    nosi dumnie imię - Kida :DDD
    słusznie ciągnęło Cię zatem ku tej indiance ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, jak mi miło! Gdy wchodziłam w wiek podlotka, przez moment byłam nawet do niej podobna, a indiańskie stroje nosiłam wtedy z lubością ;-)

      Usuń
  17. No cóż, może lalka nie odzwierciedla prawdziwej Audrey, ale zarówno suknie, jak i bieliznę ma szałową. Inne lalki wzorowane na znanych postaciach też zazwyczaj nie do końca sa podobne i dopiero pobyt w SPA im pomaga na tę dolegliwość...
    Bombki urzekające.
    Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
  18. Ja nie staram się na siłę upodabniać jedynego egzemplarza lalki do naturalnej postaci, którą ma reprezentować. Niechaj sobie żyje własnym życiem, choćby tym doskonałym nieco inaczej ;-)
    Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń