piątek, 22 stycznia 2016

Zakochana Dywka cz. 2 i energetyczna wizyta u Inki


Koty nie łażą po gładkiej, świeżo otynkowanej ścianie, więc głupio dodawać, że… tym bardziej nie latają!!! Cóż od biedy, można wziąć pod uwagę ciepłe opowiadania Ursuli K. Le Guin, wydane u nas po raz pierwszy przez Prószyński i S – ka w 2001r. („Catwings” po polsku „Kotolotki” 1988; „Catwings Return” 1989r. z delikatnymi i drobiazgowymi ilustracjami S. D. Schindlera ),





albo… epizod z serii komiksów o Thorgalu,…


albo moje opowiadanie popełnione na początku liceum… (nie wiem, gdzie wtryniłam obrazki).   
Tak, czy siak, z góry zakładam smutno, że wszystko wymienione, to oderwane od rzeczywistości wytwory bujnej fantazji, pobożne życzenia miłośnika kota, czy jak tam zwał…. A jednak podczas przedświątecznych porządków w loggi zesztywniałam jak beton na ten widok:




Nade mną i przede mną… niebo. Nieco dalej 30 –letni świerk oraz jałowiec. Przeprowadzone błyskawicznie śledztwo wykazało, że w pozostałych 2. klatkach, ani na parterze, ani na 1. piętrze, ani na 2. nie żyją absolutnie ŻADNE koty!!! Są psy. Są dzieci. Są mężowie, butelkowi lub bez (grunt, że cisi). Lecz kota w aktualnym czasie (w przeciwieństwie do sąsiednich bloków) - nie ma ani jednego!!!
Więc co to jest u licha?????
Ubłocone łapki jak stempelki, godne opowiadania grozy, odciśnięte zostały od góry balkonowego panela do jego połowy. Coś wylądowało na barierce i zlazło na dół. Po drodze lulnęło do winobluszcza i nawet usiłowało zagrzebać dowody przestępstwa.




Przy okazji rozkochało dogłębnie moją młodszą kotkę! Perwersyjna niegodziwość!!!..
A więc - nie zwariowałam (choćby w tej kwestii;-)), nie wymyśliłam sobie (na spółkę z Dywką) czworonożnego amanta. Takie coś, nie zapraszane wcześniej, patrząc po ilości wyraźnych ścieżek znaczących białe, panelowe prostokąty, buszowało sobie u nas dowoli, odbierając mi towarzystwo kotki, która naiwna koczowała nocami na zimnym parapecie, zamiast drzemać w miękkiej pościeli. Rano wypadała z domu wąchać terakotę…  
Poddałam się losowi. Miłość, to miłość. Ileż razy, przekonywałam się osobiście, że jest ślepa… Dywa spędziła przed drzwiami balkonowymi, całe zimowe święta, co dostrzegła nawet moja niedowidząca Babcia;-). Lampki świeciły, tłumy gości paliły na zewnątrz papierosy. Koty, jak sądzę - okupowały świąteczne stoły. Bo żadne nowe łapki, nie pojawiły się już na naszym balkonie… Później huczały fajerwerki i świeże ślady wciąż nie odcisnęły się w loggi, mimo, że Dywka z nosem przy szybie… nadal czekała. Zaczęłam stawiać konserwę na zewnątrz, ale nic już do nas nie przyszło.
Recydywa patrzyła na mnie pytająco… „ Zabiła go petarda – rzuciłam sucho – Albo znalazł sobie pannę na parterze”. Ale zakochana kotka spojrzała z takim wyrzutem, że szybko szukałam innej interpretacji… Nie wiem, czy bardziej optymistycznej.
 „Złapała go organizacja ds. spraw zwierząt i wykastrowała” – wydedukowałam w myśli. Kocicy zaoszczędziłam tych przypuszczeń.
Cóż… Romeo do nas póki co nie wrócił…
Dywka od 2 tygodni śpi na mojej poduszce z łebkiem złożonym na mym ramieniu. Do loggi podchodzi niechętnie. Ja też. Obie liczyłyśmy na gromadkę wesołych kociąt…    


A tu już migawki z ciepłego spotkania u Inki, tak nasyconego wszelką treścią, że lalki fotografowałam tuż  przed wyjściem na zasadzie dosłownej łapanki: czyli co pochwyciłam, to ustawiałam przed obiektywem i dopiero w autobusie, patrząc na skąpane w bieli widoki (bo to był ten wieczór w stolicy, który po raz pierwszy zapewnił dostawę porządnego śniegu) łapałam się na bolesnym odkryciu, że przecież nie pomacałam tego, czy owego. Najgorsze, że nawet z Tygrysem się nie zintegrowałam, choć od zawsze tak mnie ciekawił na zdjęciu!   
Bez wątpienia królową tego spotkania okazała się Petra w wydaniu syrenim! Tak misternego, przestrzennego ogona jeszcze nie widziałam:



Miło było pomacać choćby w przelocie wyrazistych celebrytów. 


Niestety trzepnięte dokumentacyjnie zdjęcia, nie oddają ich uroku, zwłaszcza młodzieńca, którego uroda wskazuje raczej na gangsterski anturaż niż artystyczne środowisko. (boysband The Wanted). Nie słucham komercyjnych stacji, więc automatycznie nie słyszałam też o tej grupie.


Również tą panią ujrzałam po raz pierwszy i natychmiast skojarzyła mi się z Kathy („Tańcząc w ciemnościach” Larsa von Triera)  






I pozostali:







Z mojej strony Szydełeczkowo zwizytowali pobieżnie, m.in.: prezentowana poprzednio Gavin, oraz Pamela i Bobby od Simby.




Ineczko, dziękuję Ci za duuużo ciepła i równie dużo wszelakich, pozytywnych bodźców! J
             

A dla tych, którzy są ciekawi jeszcze innej mojej, dużo starszej kolekcji i być może trochę tęskno im już za zdobionym drzewkiem, zapraszam TUTAJ, na ciąg dalszy wspomnień oraz kolorowych kadrów:  simran2pl.blogspot.com



35 komentarzy:

  1. No to się minęłyśmy w gościnnym domku Inki, ale mamy bardzo podobne odczucia :) Ja też zdjęcia robiłam w przelocie, na szybko…… bo zapomniałam :) tyle było tematów do omówienia.
    Syrenka mnie też powaliła na kolana, nie widziałam do tej pory tak misternie wykonanego ogonka :)
    Dywki szkoda :( ale z facetami tak niestety często jest, wychodzi na to, że czy na dwóch czy na czterech nogach niczym się nie różnią :) Na szczęście czas leczy rany :/
    Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tego dnia byłam dodatkowo bardzo zmęczona, zatem i mózg wolniej mi pracował... ;-)
      Chyba nie ma rzeczy, której Inka nie wyczaruje, więc co tam taki ogonek ;-D
      No z tym czasem - doktorem to różnie bywa. Jak rana zbyt głęboka, to tylko ją rozjątrzy. Ale Dywce chyba taka sytuacja nie grozi. Zresztą, a nuż na wiosnę kocur wróci??
      Serdeczności :-)

      Usuń
  2. Z niecierpliwością czekałam na zakończenie tej miłosnej historii. Żal mi bardzo Dywki ze złamanym sercem. Ale cóż, trzeba kocura zrozumieć. Pewnie uświadomił sobie, że na bezpośrednie spotkanie z Julią szanse są nikłe. A ryzyko podejmował spore. Mógł tak przychodzić latami i tylko oglądać oblubienicę przez szybę. A przecież materiał genetyczny trzeba przekazywać!
    Skrzydlate koty - cudne :-)
    Nie odmawiając uroku syrence czy niezwykle sugestywnej Kathy, moje serce skradł maluch od Heart Family z pyzatą buzią okoloną warkoczykami :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no, cóż zrobić... Współcześnie i dwunożni faceci są mało cierpliwi w tej kwestii ;-) Fakt, że ten egzemplarz sporo ryzykował - mógł zostać kaleką, albo nawet kark skręcić.
      A ja już myślałam kotkę nocami więzić w łazience, samej zaś czatować przy uchylonym balkonie na rozstawionym w pobliżu łóżku polowym ;-))
      Ilustracje cudowne w obu tomikach i same opowiadania równie słodkie. Odświeżyłam je sobie dzisiejszej nocy, tak na chwałę spokojnych snów.
      Malutka pyza i mnie zachwyciła tym bardziej, że ma fioletowe oczy!

      Usuń
  3. Ooh, I hope Dwyka isn't too sad :-(. The visitor was very flexible though :-). The mermaid is amazing! Very original and pretty!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dywka has better and worse days, but it may soon forget about unfaithful lover.
      Yesterday I saw one cat from the neighborhood, climbed the pine. Maybe he is the lover? ;-)

      Usuń
  4. Kurcze... a to ci dopiero skubaniutki kotolotek :)))
    normalnie, aż trudno w to uwierzyć ;-)
    Pogłaskaj ode mnie Dywkę :)))
    Zaciekawiły mnie te maluchy z ostatnich fotek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. No, naprawdę chyba latał! Albo skakał z sąsiedniej sosny ;-)
      Dywka jest teraz bardzo przytulaśna... Wszak z braku chłopa i u Kidy można poleżeć w objęciach ;-)
      Te maluchy to słodkie mini twory dawnej Simby. Artykułowana, drobna dziewczynka, w dość przystępnej cenie, wprawiała w zadumę w czasach, gdy Barbie były bardzo drogie i sztywne jak sklepowe manekiny.
      Też miała tycie ciuszki, równie tycie buciki i katalożek w pudełku. No i swego mena ;-)

      Usuń
  5. Szkoda, że nie nagrałam wyczynów kota sąsiadów na moim płocie. Uwierzyłabyś we wszystko. Koty mogą chodzić w pionie i już!:) Ogon syrenki imponujący. A ja lecę znów oglądać Twoje bombki. I zazdrościć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, ja wiem, że koty mają na bakier z prawami fizyki. Ich wzory na grawitację z pewnością różnią się od moich ;-) Sraczydło latało wdzięcznie z wysokości przedwojennego, pierwszego piętra. Ość zasuwała w te i wewte po futrynie. Padlinka skakała na wysokość 2, 20, by walnąć łapką w chiński dzwonek. Taaak, koty to zwierzęta z gumy. A jednak ten bezimienny egzemplarz, przekroczył poziom mojej dotychczasowej wiedzy o jego gatunku!
      Ten ogon to majstersztyk!
      I ogromnie mi miło, że moja inna kolekcja też może się podobać :-D.

      Usuń
  6. Kiduś- chłopaki w rajtuzach, czapeczkach z piórkiem -
    to goście Szydełeczkowa - własność Zurineczki :DDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, rany! A tak pasują do Twojego domostwa! ;-D

      Usuń
  7. ten film oglądałam dwa razy - pierwszy raz dla Bjork,
    drugi raz - już dla siebie - kocham te utwory muzyczne,
    Kathy była świetna - aż by się chciało mieć taką fajną
    przyjaciółkę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, ja nawet więcej, choć w kinie istotnie tylko raz...
      Jakkolwiek często wracam do tego, co mnie poruszyło, tutaj, ta częstotliwość jest mocniej wyważona, dostosowana do ciężaru emocjonalnego - jak w innych filmach tego twórcy, które mam w domu.

      Bjork - wokalistkę kocham od 1993r, to jest od tego czasu, w którym szerzej poznała ją Europa. Mam prawie wszystkie jej płyty i dużo singli/remixów, lecz niestety niektóre, jako uboga studentka nabyłam z nielegalnego źródła i słabo już odtwarzają, więc muszę uzupełnić braki uczciwie...

      Nową definicję przyjaźni właśnie tworzę nie tylko na użytek rozmów z moją koleżanką...

      Usuń
    2. moje dwa razy z "Tańcząc..." miało miejsce na
      przestrzeni dziesięciu lat - i pewnie minie
      kolejna dekada, nim sięgnę znowu po tę historię...

      Bjork mam i ja kilka płyt - ale część rozpierzchła
      się - nie notowałam, co komu pożyczam - wraz z płytą
      obrabowano mnie z zaufania :(((

      a co do przyjaźni - jak wiesz, jestem baaardzo ostrożna
      w szafowaniu tym jakże znaczącym słowem - mogę z całą
      stanowczością napisać, że mam jedną przyjaciółkę (to
      naprawdę dużo), choć niezmiernie rzadko się widujemy...

      Usuń
    3. To sprawdź co masz, ja sprawdzę, które mi odtwarzają - (z pewnością wszystkie niesamowite remixy) i mogę przegrać w mojej byłej firmie, co nie raz robiłam dla siebie samej i różnych osób.

      O, ja dojrzałam na nowo do przyjaźni, a nie tylko do fajnych znajomości, ale też do przyjaźni na całkiem innych zasadach.
      Moja przyjaciółka nie musi być koniecznie bratnią duszą, bo takie miałam może 2, ale chcę mieć poczucie, że mogę na nią liczyć - że nie odwróci się, gdy spotka mnie nieszczęście, że nie rozluźni kontaktu, gdy będę smutna, bo to, czym szczerze gardzę to tchórzostwo i przedmiotowe, zabawowe traktowanie drugiej osoby. Już nawet interesowność jestem w stanie wybaczyć, gdyż to częsta wada w kontaktach.
      Ale tych, którzy traktowali mnie jak zabawkę dla poprawy swego humoru, musiałam wykopać poza osobistą orbitę, w celu odzyskania własnej psychicznej higieny ;-)

      Usuń
  8. ...tymi kotolotkami to mi zabiłaś ćwieka!!!
    teraz ich będę po wszystkich bibliotekach
    wypatrywać - fajowe, że heeej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oba tomiki ciepłe i oczyszczające z ciężaru trudnego dnia. Na dobrą sprawę zgadzam się z Mamą, która uważała, że można by to przeciągnąć w powieściową formę i dopytywała, czy nie spotkałam w księgarni kontynuacji. Na szczęście wtedy nie ;-D. Bo wydanie 19 zł, na początku studiów, było wielkim wysiłkiem dla portfela zwłaszcza, że świat oferował tyle pokus: książki, płyty, komiksy, kino, koncerty, no i ... lalki ;-)))

      Jak nigdzie nie znajdziesz, to pożyczę Ci na krótko. Warto znać!!

      Usuń
    2. Wtedy też rozmnożyły mi się moje syjamy. I niezbyt chciałam je oddać. Mama zgodziła się na zachowanie większego kocińca pod warunkiem, że... dorzucę się finansowo do utrzymania stada ;-)
      Całe szczęście: dzięki temu miałam Padlinkę i jej brata nawet wtedy, gdy Mamy już zabrakło.

      Usuń
  9. ...a w której części "Thorgala" były
    latające koty - jesteśmy ze ślubnym
    w trakcie zbierania serii, więc...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście chronologicznie w pierwszym: "Gwiezdne dziecko". Pożyczyć Wam?

      Usuń
    2. akurat nam pierwszych trzech nie udaje
      się nadal zdobyć - będziemy polować,
      zresztą nawet w twardej oprawie (drogo)
      nie było, ale się nie poddajemy - a Jędrek
      nabył już z kolejnej serii - o córce Thorgala,
      z ciekawymi ilustracjami Surżenko :)))

      Usuń
    3. Ojej, to szkoda, bo 3 pierwsze uważam za jedne z najlepszych!!!

      Tak, i ja mam 3 tomy o Louve i dziwię się, że dopiero teraz autorzy przypomnieli sobie o córce i synu Thorgala. Powinni już minimum od dekady eksploatować nowe pokolenia (wszak oba dzieciaki od samego początku epatowały szerokim potencjałem)zamiast naciągać postać Thorgala do granic karykatury. Dlatego ja po "Strażniczce kluczy" kupiłam chyba jeszcze 3 i dałam sobie spokój: te same wątki, te same twarze innych, niby nowych bohaterów, a fabuła każdego zeszytu sprymitywizowana.

      Usuń
  10. Historia z kotem "amantem" niesamowita! Cóż, widocznie zniechęcił się wyczerpującymi podchodami. Przynajmniej kotka sypia spokojnie z Tobą a na kocięta jeszcze troszkę poczekacie :)))
    Wszystkie przedstawione lalki są bardzo ciekawe a ubranka od Inki to prawdziwy majstersztyk :-)
    Serdecznie Cię pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, z tym czekaniem, to tak mi nie po drodze. Obie dojrzałyśmy do powiększenia kociej rodziny tym bardziej, że w ostatnich 3 latach, były tylko same straty...

      Taki ogon i mnie się marzy. Może dogadam się kiedyś z Inką: kupię nić, a sama okupię się jakimś tworem z ceramiki ;-)
      Cieplutkie pozdrowienia!

      Usuń
  11. Mogę się z dumą przyznać, że ogon syreni gościł u mnie w domu :):).
    Koci amant pewnie skrzydła zgubił ....

    OdpowiedzUsuń
  12. Jak skrzydła zgubił oferma, to może trzeba mu dać drugi ogon - syreni? ;-)
    A Petra Twoja? Pamiętam ją z lata, z Maca, tylko nie wiem do kogo należy...

    OdpowiedzUsuń
  13. Kiduś - może pamiętasz, że moja klonica (?)Tammy Ideal
    nosi po Tobie imię - bohaterka opowiadania, które pisze
    moja latorośl jest wzorowana na Tobie - w kwestii wyglądu
    Zuzanka się Tobą zachłystnęła, choć swą Celine jednak
    trochę odkarmiła w stosunku do pierwowzoru ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, jasne, że pamiętam i jak mi miło z tego powodu! Podwójnie miło. Dekadę temu, bliska mi Osoba, też jedną ze swych książkowych bohaterek zasadziła na mej wątłej postaci ;-)). Ale fakt, że jeszcze teraz kogoś inspiruję, to już naprawdę szok w butach! :-) Pozdrów Córę!!!

      Usuń
  14. ojej a juz sie cieszylam na szczesliwe zakonczenie...Moze trafi sie jeszcze jakis fajny futrzasty amant :)

    Sesja swietna :)

    OdpowiedzUsuń
  15. No, mnie się dzisiaj śniło, że amant przyszedł do nas na balkon i nawet wlazł do pokoju. Chyba wkręciłam się w ten romans równie mocno jak Dywka! ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  16. I tylko tej miłości żal... ach... Rozumiem koteczkę doskonale - serce pęka... Choć z facetami to nigdy nie wiadomo. Może być też tak, że za miesiąc Dywka zapomni, otrząśnie się z nadmiaru emocji i przykrych wspomnień, aż tu nagle jegomość ponownie przyleci, jakby nigdy nic ;) Znam takiego dwunożnego. Niestety jest niereformowalny...

    OdpowiedzUsuń
  17. Ci dwunożni zazwyczaj są niereformowalni ;-)

    OdpowiedzUsuń
  18. Kotolotki (ilustracje) nieodmiennie mi się podobają. A te kocie ślady... no cóż, niedługo już mnie nie zdziwią nawet nawet na suficie. Wiadomo, kto chadza własnymi drogami...
    A Dywce oczywiście życzę innego Romea...
    Fajna ta syrena Inki. I fajne są takie spotkania.
    Pozdrawiam ciepło :-)

    OdpowiedzUsuń